Wygląda na to, że problemy Lecha Poznań nie wynikały tylko z trudnego terminarza. Można stracić punkty na stadionie w Gdańsku, bo Lechia u siebie jest mocna. Porażkę z Rakowem też można wytłumaczyć świetną postawą częstochowian na wyjazdach. Ale dzisiaj Kolejorz potwornie męczył się z Wisłą Kraków, która jak tlenu potrzebuje punktów, by się utrzymać. I rzutem na taśmę, w ostatniej akcji meczu, lechici uratowali w Krakowie remis.
Oczywiście lechowi sprzyjało też dziś szczęście. Jeśli ktoś spojrzy na statystyki i zobaczy, że goście oddali dwa razy więcej strzałów od Wisły Kraków, to pewnie pomyśli – aha, czyli klasyka Lecha, cisnęli, cisnęli, ale to rywalowi wpadało. Ale było odwrotnie. Przy odrobinie fartu i zimnej głowy pod bramką rywala, to Wisła prowadziłaby wyżej. Bo przecież Skóraś strzelił w słupek, strzał Colleya z pola bramkowego obronił Bednarek, Ondrasek pomylił się o centymetry.
No i przy stanie 1:0 był jeszcze ten nieuznany gol Colleya. O tej kontrowersji będzie bardzo głośno – bo ostatecznie decyzja o anulowaniu gola po VAR wypaczyła wynik spotkania. My to widzimy tak: Ondrasek wyskoczył wcześniej i wyżej, sięgnął piłkę ponad rękoma Bednarka i strącił ją do Colleya, który wbił ją do siatki. Czy Ondrasek w walce o piłkę uderzył Bednarka? No nie. To może naruszył nietykalność bramkarza w „piątce”? Nie ma to znaczenia, bo nie istnieje zasada o „nietykalności bramkarza”.
Nie rozumiemy tego anulowania gola. Dwóch gości walczyło o piłkę, a wygrał ten, który skoczył wyżej i sięgnął ją na wyższym pułapie.
Wisła dzisiaj jednak pokazała kilogr… nie, tony determinacji. Może ostatecznie ekipa Brzęczka będzie żałowała tego, że w końcówce nie udało się zatrzymać tego ataku Lecha i Milić piętą sprawił, że wiślacy zgarnęli punkt zamiast trzech punktów. Ale Gruszkowski był dzisiaj znakomity. To samo Colley. Poletanović dogrywał w punkt z rzutów rożnych. No i ten Ondrasek.
Gość dzisiaj musiał nażreć się surowego mięsa. Wślizgi, sprinty, non stop w kontakcie z rywalami. W końcówce biegał już z zakrwawionym kolanem, a mimo kilometrów w nogach hasał tak, jakby dopiero wszedł z ławki. Gol też zgrabny – bez przyjęcia, lewą nogą, w same widły.
Brzęczek szalał przy linii, pewnie będzie wściekły na sędziego, na krycie Hanouska w ostatniej akcji. Ale jak tak spojrzy sobie na to na chłodno przy analizie, to wnioski pewnie będą takie, że jest na czym bazować w kontekście walki o utrzymanie.
Wisła Kraków – Lech Poznań 1:1. Lech mógł przegonić, a będzie musiał gonić jeszcze mocniej
Kolejorz mógł dzisiaj przeskoczyć Pogoń w tabeli i z fotela lidera obserwować jutrzejszy mecz Rakowa. A tak nie dość, że jest za plecami Pogoni, to jutro będzie mógł jeszcze oglądać plecy Rakowa. Zespół Skorży teoretycznie miał piłkę pod kontrolą przez większą część meczu, ale to rywale stworzyli sobie więcej sytuacji bramkowych. Co miał Lech? Główkę Kownackiego, strzał z ostrego kąta Skórasia, po przerwie strzelał z bliska Ishak…
Przygnębiające dla fanów Lecha musi być to, co się dzieje ostatnio z tym zespołem. Strata punktów z Cracovią przy prowadzeniu 3:1. Porażka w Gdańsku. Przegrana z Rakowem. Teraz uratowany rzutem na taśmę remis z Wisłą. Na początku wiosny: osiemnaście punktów było do zdobycia, a Lech zdobył tylko osiem. Dziesięć punktów umknęło na przestrzeni sześciu kolejek.
Biorąc pod uwagę to, jak dziś punktuje Pogoń i Raków, to naprawdę poważna strata. A dziś prawdopodobnie Lech stracił jeszcze Bartosza Salamona, który w końcówce spotkania upadł po starciu z przeciwnikiem tak nieszczęśliwie, że chyba dość poważnie uszkodził więzadła.
Rozczarowaniem na pewno był dziś Amaral (kolejny słaby mecz po powrocie po koronawirusie), beznadziejny był Skóraś, Kownackiego niewiele było w grze. Środek pola też grał zbyt zachowawczo, zbyt statycznie, za mało ryzykował i zbyt rzadko przyspieszał grę. W konsekwencji Lech często opierał swoje ataki na taktyce tysiąca i jednej wrzutki. Ekstraklasa pokazuje, że grać tak można. Ale trudno walczyć w ten sposób o mistrzostwo.