Reklama

Jak rosyjskiemu żużlowi powiedziano „da swidania”?

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

12 marca 2022, 19:31 • 12 min czytania 16 komentarzy

Kłopoty, kłopoty rosyjskich żużlowców. Konsekwencje związane z inwazją Rosji na niepodległą Ukrainę dotknęły nawet tak niszowy wśród Rosjan sport, jakim jest żużel. Ale to, że jest niszowy, nie znaczy, że Rosjanie wizerunkowo nic nie tracą na wykluczeniach. Wszak to ten kraj reprezentował Artiom Łaguta – obecny indywidualny mistrz świata.

Jak rosyjskiemu żużlowi powiedziano „da swidania”?

Reprezentował – czas przeszły. Bo zarówno on, jak i reszta rajderów z Rosji, zostali wykluczeni z rozgrywek międzynarodowych oraz ze wszystkich lig w Polsce – z Ekstraligą na czele. Mało tego, Łaguta został też zdyskwalifikowany przez rosyjską federację motocyklową za… krytykowanie Putina. W jaki sposób Rosjanie znaleźli się w takim położeniu? Jak sami zawodnicy reagowali na wojnę ukraińsko-rosyjską? I czy słusznie należy krytykować ich za brak zdecydowanego opowiedzenia się przeciwko Putinowi?

JAK ZAREAGOWAŁA FIM?

W podręcznikach do historii 24 lutego 2022 roku zapisze się czarną kartą. Zbrodniczy atak putinowskiej Rosji na niepodległą Ukrainę, był aktem bezprawia i braku poszanowania jakichkolwiek zasad międzynarodowych. Sam styl prowadzenia działań zbrojnych, polegający na dewastowaniu miast dziesiątkami bomb, to z kolei naruszenie podstawowych zasad prawa humanitarnego. Codziennie obserwujemy jak zbrodniarze wojenni zabijają bezbronnych cywili. W zdobywanych miastach grabią wszystko to, czego ich rakiety nie zdołały zamienić w gruz. Gwałcą kobiety, którym udało się ujść z życiem. Łatwo jest naśmiewać się z rosyjskiej armii, widząc skalę jej nieporadności – braku zrozumienia reakcji miejscowych na jej poczynania, czy też dowódców wyglądających, jakby od lat toczyli nierówną walkę z własnym alkoholizmem. I słusznie, szydźmy z nich na całego, jeżeli to też ma stanowić jakiś element walki w Internecie. Ale nie zapominajmy przy tym, że to dalej są zwyrodnialcy. Podłe kreatury, niegodne nawet splunięcia.

Świat sportu nie pozostał głuchy na ukraiński dramat. Wprawdzie nie wszystkie federacje sportowe zareagowały od razu wydaleniem Rosjan ze swoich struktur. Jednak potężny nacisk ze wszystkich środowisk – politycznych, medialnych czy społecznych – pozostawił związki w sytuacji bez wyjścia. W następnych dniach rosyjscy zawodnicy z kolejnych dyscyplin dowiadywali się, że jeżeli dane im będzie gdziekolwiek zagrać, to będą to rozgrywki organizowane w ramach rodzimej federacji.

Reklama

Pod względem tempa reakcji na rosyjską inwazję, Międzynarodowa Federacja Motocyklowa (FIM) nie różniła się od swoich odpowiedników, zarządzających innymi dyscyplinami sportu. Na „górze” nie wykonywano pochopnych ruchów. 26 lutego pojawiło się oświadczenie mówiące o tym, że jeden z turniejów cyklu Grand Prix, który miał się odbyć w rosyjskim Togliatti, nie dojdzie do skutku. Ale oczekiwano dalszych kroków – konkretów, czy reprezentanci zbrodniczych krajów zostaną wykluczeni.

POLACY SZYBSI OD FIM

Czas oczekiwania na decyzję z centrali nad Wisłą bynajmniej nie przebiegł spokojnie, bo problem nie był wcale taki marginalny. We wszystkich ligach żużlowych w naszym kraju do rozgrywek zgłoszono szesnastu Rosjan. Wielu miało być liderami swoich zespołów. Siedmiu z nich startowało w zespołach Ekstraligi. Coś z nim wszystkimi trzeba było zrobić.

Wytworzyły się dwa obozy. Pierwszy domagał się całkowitego wykluczenia rosyjskich żużlowców z polskich rozgrywek. Drugi przekonywał, że przecież zawodnicy nie są niczemu winni. To nie oni posłali czołgi do Ukrainy. Mało tego, wielu z nich mieszka w Polsce, mają nawet podwójne obywatelstwa czy polskie licencje żużlowe, ale patriotycznie jeżdżą jako Rosjanie. Jednak zacznijmy od pierwszej grupy.

Z każdym dniem atmosfera robiła się bardziej napięta, a kolejne doniesienia zza wschodniej granicy – coraz bardziej dramatyczne. Wobec tego niektóre kluby z Ekstraligi postanowiły działać jeszcze przed decyzją FIM czy PZM. Pierwszy zareagował Michał Świącik, prezes Eltrox Włókniarza Częstochowa, który rozwiązał kontrakt z Maksimem Sirotkinem. Z kolei Fogo Unia Leszno tak samo postąpiła z umową z Pawła Nagibina. W tym czasie prezes Moje Bermudy Stal Gorzów, Marek Grzyb, powiedział wprost – w obliczu rosyjskiej agresji, nie ma miejsca dla zawodników tego kraju w polskim żużlu.

Żeby nie było niedomówień – szanujemy taką postawę. Owszem, Artiom Łaguta to świetny zawodnik. W każdym klubie w Polsce, w którym dane było mu startować, kibice bardzo ciepło go wspominają. Podobnie jak Emila Sajfutdinowa, który prywatnie jest przesympatycznym człowiekiem. Jesteśmy przekonani, że gdybyśmy poprosili fanów speedwaya o wskazanie zawodnika, który najbardziej zasługiwałby na tytuł mistrza świata, ale go nie zdobył, to jego nazwisko pojawiałoby się najczęściej, zaraz obok Leigh Adamsa. O tym, co Emil potrafi wyczyniać na motorze, nawet nie wypada pisać. To trzeba zobaczyć.

Reklama

Ale pomimo całej sympatii do dwóch wyżej wymienionych Rosjan, a także innych zawodników z tego kraju, my również jesteśmy za tym, by pozbawić ich możliwości startów w Polsce. I tak, zdajemy sobie sprawę z tego, że żużel w Rosji nie jest popularnym sportem. Tę decyzję zauważy nawet nie procent, co promil tamtejszego społeczeństwa. Lecz w obliczu wojny nie możemy pozwolić na to, by rosyjscy sportowcy byli równi i równiejsi ze względu na popularność sportu.

Nie kupujemy argumentu o tym, by oddzielić sport od polityki. Po pierwsze, taka koneksja występowała od zawsze – już Hitler i Mussolini wykorzystywali sport jako narzędzie propagandowe. Po drugie, to co dzieje się w Ukrainie, to już nie jest polityka – to wojna, w której giną ludzie. Dlatego wszelkimi sposobami trzeba pokazać putinowskiej Rosji, że w cywilizowanym świecie nie ma dla niej miejsca. Popularność sportu nie powinna mieć wpływu na to, czy dopuścić Rosjan do rywalizacji, czy też nie.

Jednak w zachowaniu klubów żużlowej Ekstraligi, które otwarcie potępiły dopuszczenie Rosjan do rozgrywek, trudno nie zauważyć pewnej prawidłowości. Gorzów w ogóle nie posiadał rosyjskiego żużlowca w składzie. Częstochowa zatrudniła Sirotkina, jednak był on przewidziany do zespołu rezerw. Leszno miało podpisany kontrakt z Nagibinem. Ale młody Rosjanin w ubiegłym roku nie miał nawet okazji, by pojeździć w Kolejarzu Rawicz – klubie satelickim Leszna, który występuje w 2. Lidze. Nie mówiąc już o tym, by ścigał się w barwach Byków.

Włodarzom takich drużyn bardzo łatwo było wygłosić postulat, by Rosjanie zostali wykluczeni z rozgrywek. Zwłaszcza, że ligowi rywale tacy jak Betard Sparta Wrocław, Motor Lublin czy Apator Toruń, utracili swoich liderów. Wierzymy, że ich deklaracje nie były podyktowane wyłącznie interesem, a troska o los Ukraińców była myślą przewodnią prezesów. Jednak siłą rzeczy, te kluby skorzystały na wykluczeniu Rosjan. Przekładając ten przykład na piłkarski grunt – wyobraźcie sobie mecz PSG z Bayernem, w którym obu klubom zabroniono by korzystać z polskich piłkarzy. Tym sposobem paryżanie musieliby się otrząsnąć z tego, że nie mogliby wystawić w bramce Marcina Bułki, będącego na wypożyczeniu. A kogo nie mógłby wystawić Bayern? No właśnie…

KTO STRACI NA WYKLUCZENIU ROSJAN?

Ostatecznie 5 marca FIM ogłosił decyzję. Potępiono rosyjską inwazję na Ukrainę (brawo, że nazwano rzecz po imieniu) oraz zawieszono związki motocyklowe z Białorusi i Rosji. Ponadto zawodnicy tych związków nie zostali dopuszczeni do rywalizacji na poziomie międzynarodowym. FIM zaleciła krajowym związkom, by zastosowały te same restrykcje względem Rosjan i Białorusinów. Odpowiedź PZM pojawiła się natychmiast – rosyjscy żużlowcy zostali wykluczeni z zawodów, które będą przeprowadzone pod patronatem związku. Takie zmiany mogą nieźle namieszać w zbliżającym się sezonie.

Weźmy przykłady z samej góry, czyli wśród zespołów WTS Sparty Wrocław oraz Motoru Lublin, które spotkały się w finale Ekstraligi. Zespół ze stolicy Dolnego Śląska w zeszłym sezonie stworzył świetną ekipę w której trudno było doszukać się słabego punktu. Prawdziwą siłą rażenia wrocławianie dysponowali w pierwszej linii, stworzonej przez Macieja Janowskiego, Taia Woffindena i Artioma Łagutę. W ubiegłym sezonie Rosjanin po fenomenalnej walce z Bartoszem Zmarzlikiem wywalczył tytuł indywidualnego mistrza świata. Natomiast w Polsce był trzecim najskuteczniejszym rajderem ligi, legitymując się średnią 2.360 punktu na bieg. Z kolei starszy brat Artioma – Grigorij – był bardzo mocnym punktem zespołu z Lublina. Wprawdzie Motor rozwiązał z kontrakt z Griszą jeszcze przed oficjalną decyzją PZM, ale sam zawodnik za bardzo nie pozostawił działaczom Koziołków pola manewru, do czego jeszcze dojdziemy.

To jeszcze nie wszystko. Sporego wzmocnienia dokonał Apator Toruń, który postanowił skorzystać z usług Emila Sajfutdinowa. Dodatkowo ściągnięto Jewgienija Sajdulina. Choć ten drugi otrzymał angaż głównie z myślą o startach w nowo powstałej Ekstralidze U24 – czyli rozgrywkach zawodników rezerwowych, którzy nie ukończyli dwudziestego czwartego roku życia.

Jednak najgorszy biznes zrobił ZOOleszcz GKM Grudziądz. Klub który ledwo utrzymał się w Ekstralidze, postanowił nieco przewietrzyć szeregi swojej drużyny. I tak zrezygnowano z usług Kennetha Bjerre. Duńczyk może nie miał za sobą najlepszego sezonu, ale pod tym względem byli w drużynie gorsi od niego. Poza Nickim Pedersenem trudno było znaleźć kogokolwiek, kto wyróżniałby się na plus w zespole z Grudziądza. Ale GKM pozbył się Bjerre, sprowadzając na jego miejsce Wadima Tarasienkę – lidera Abramczyk Polonii Bydgoszcz, startującej w 1. Lidze. Duńczyk zaś przeniósł się właśnie do Bydgoszczy. Podobnie, jak Roman Lachbaum… Rosjanin, który w Grudziądzu narzekał na to, że otrzymuje za mało szans do startów. Zatem startujący w niższej lidze Bydgoszczanie również nie wyszli najlepiej na wykluczeniu rosyjskich żużlowców, bo sami jednego pozyskali.

Skoro już jesteśmy przy 1. Lidze, to słówko o niej, bo nie tylko zespół z Bydgoszczy został osłabiony. W poprzednim sezonie najlepszym zawodnikiem Zdunek Wybrzeża Gdańsk był Wiktor Kułakow. Z kolei w Rybniku szalał Siergiej Łogaczow. Tymczasem obu zawodników nie zobaczymy już na torze. Co nie znaczy, że wspomniany Łogaczow nie będzie uczestniczył w meczu. Rybnicki klub ogłosił, że nie zostawi w potrzebie zawodnika, który od trzech lat reprezentuje jego barwy, stąd zatrudnił go w roli… mechanika.

JAK ZAREAGOWALI SAMI ZAWODNICY?

Oczywiście, reakcje klubów na niedopuszczenie Rosjan do startów to jedno. Ale ciekawe są też reakcje samych zawodników. A raczej to, jak się zmieniały w kolejnych dniach. Przedstawmy najciekawsze z nich.

Otóż prawie każdy z rosyjskich żużlowców potępił działania wojenne, które mają miejsce w Ukrainie. Ale większość z tych wpisów była dość – wybaczcie, nie znajdujemy lepszego słowa – miałka. Raczej skupiająca się na hasłach „stop wojnie” i apelach o pokój pomiędzy oboma narodami. Czy pisali o tym, kto tę wojnę zaczął? Czy jakkolwiek sprzeciwili się polityce swojego kraju, mówiąc wprost o rosyjskiej inwazji na Ukrainę? Wreszcie, czy jasno powiedzieli – stop Putinowi i jego chorej wizji odtworzenia Rosji w granicach dawnego Związku Radzieckiego? Nie. A przynajmniej na początku.

Emil Sajfutdinow wrzucił na swoje media społecznościowe standardowe wpisy, z których większość nie obierała żadnej ze stron, ale jeden z nich wyglądał w ten sposób:

Ale kiedy pojawiła się decyzja FIM i PZM o wykluczeniu Rosjan, Emil najwidoczniej przyjął ją ze sporym rozgoryczeniem i całkowicie zawiesił swoją aktywność w mediach społecznościowych.

Inaczej zachowali się Wadim Tarasienko i Artiom Łaguta. Ta dwójka zaczęła od „standardowych” postów apelujących o pojednanie i pokój. Jednak już na początku marca obaj otwarcie skrytykowali Putina. Łaguta – mistrz świata – powiedział wprost, że nie chce startować dla putinowskiej Rosji. Oliwy do ognia dolał minister sportu Kamil Bortniczuk, który stwierdził, że nie widzi problemu w dopuszczeniu Rosjan do startów, o ile posiadają polską licencję i skrytykują rosyjskie władze.

Najwidoczniej minister nie przemyślał swojej wypowiedzi, a już na pewno nie konsultował jej ze środowiskiem. To natychmiast podniosło raban, że tak nierówne traktowanie zawodników z jednego kraju przyniesie więcej szkód, niż pożytku. I dobrze, bo jak wyobrażacie sobie rozstrzygnięcia, czy dany zawodnik ma zostać dopuszczony do ścigania? Mieliby się wszyscy zebrać i krzyczeć „jebać Putina”, a specjalna komisja dopuściłaby do startu tych trzech, którzy krzyczeli najgłośniej? Poza tym wcześniej nie wypowiadali się krytycznie na temat władzy swojego kraju. Równie dobrze mogliby wygłaszać takie hasła pod publiczkę, starając się w ten sposób zachować główne źródło utrzymania. A tym są starty w Ekstralidze.

Ale jesteśmy przekonani, że gdyby takiego rodzaju przesłuchanie miało miejsce, to nie zobaczylibyśmy na nim Grigorija Łaguty. W rozmowie z portalem SportoweFakty, przeprowadzonej 3 marca, Rosjanin na większość niewygodnych pytań odpowiedział „nie mam komentarza”. Pokusił się nawet o tezę, że gdyby Rosjan nie dopuszczono do rozgrywek, to pracę straciłoby również kilku polskich mechaników, więc taka decyzja byłaby szkodliwa dla wszystkich.

Na Griszę wylała się fala krytyki, że traktuje wojnę tak, jakby w ogóle nie miała miejsca. Nie oszczędzili go nawet kibice Lublina, dla którego jeździł. Czas przeszły, bo tego samego dnia Motor rozwiązał z nim kontrakt. Jego zespół opuścił też mechanik – Dariusz Sajdak, który dziś zadał kłam swojemu byłemu pracodawcy. Sajdak błyskawicznie znalazł pracę w zawodzie – dokładnie w Apatorze Toruń, gdzie będzie dbał o silniki juniorów klubu.

Wspomnieliśmy również, że wielu Rosjan posiada dwie licencje żużlowe – rosyjską i polską. Stąd pojawiły się pomysły, by niektórzy żużlowcy z Rosji zaczęli jeździć jako Polacy. Takie obejście zakazu startów zostało szybko zgaszone w zarodku. A chciał z niego skorzystać Artiom Łaguta – mistrz świata, który został zupełnie sam. Przez rosyjską agresję na Ukrainę, pozbawiono go prawa do startów w Ekstralidze oraz cyklu Grand Prix. Mało tego, Federacja Rosyjskiego Sportu Motocyklowego, po przeanalizowaniu wypowiedzi Łaguty oraz Tarasienki, odebrała im również krajowe licencje. Za powód podano dyskredytowanie honoru i godności Federacji Rosyjskiej oraz Władimira Putina. Serio, stworzyli taki oksymoron, zestawiając honor i godność z Putinem. Zatem własna federacja odpaliła mistrza świata w danym sporcie – pierwszego Rosjanina w historii, który osiągnął taki sukces. To jasny znak do wszystkich sportowców, że nie ma wśród nich świętych krów.

Zatem jedynym Rosjaninem, którego zawieszenie nie dosięgnie, będzie dwudziestodwuletni Gleb Czugunow. Wszystko dlatego, że od dwóch lat Gleb ma polskie obywatelstwo oraz – co równie ważne – już ścigał się na polskiej licencji. To oznacza, że choć pochodzi z Rosji, to nijak nie reprezentuje tego kraju. Pomimo młodego wieku, Czugunow otwarcie sprzeciwiał się Putinowi. Głosował i chodził na protesty – między innymi po aresztowaniu Aleksieja Nawalnego.

W niedawnym wywiadzie dla Interii Czugunow mówił: – Cóż, moja opinia na temat rosyjskiej władzy jest znana. Jak zmieniałem licencję, co może nie wszyscy pamiętają, to powiedziałem, że nie chcę reprezentować kraju, w którym rządzą tacy ludzie.

Natomiast zaraz po rosyjskiej inwazji zamieścił na Twitterze posty, w których krytykował zarówno zwykłych Rosjan, którzy doprowadzili Putina do władzy, jak i sportowców z tego kraju, którzy nie mają odwagi sprzeciwić się władzy.

Ale wiecie co jest najbardziej przerażające? Że Gleb, którego i tak nie dosięgnie żadna kara, mimo wszystko postanowił usunąć powyższe tweety. Wróćmy jeszcze raz do wywiadu, którego udzielił Interii. Rosjanin z polskim paszportem wypowiedział w nim następujące słowa:

– Staram się panu odpowiadać tak, żeby nie mieć problemów, jak w Rosji ktoś przetłumaczy ten wywiad. Nawet nie chodzi o mnie, ale o moją rodzinę. Żeby nie miała problemów.

To nic więcej, jak smutny znak tego, jaki zamordyzm panuje w Rosji. Patrząc przez ten pryzmat, nie dziwimy się temu, że rosyjscy sportowcy niespecjalnie chcą naciskać władzy na stopę. Nawet jeżeli oni sami są bezpieczni, to w kraju mają swoich bliskich. Za nieodpowiednią wypowiedź służby nie zawahają się ukarać nie tyle samego zawodnika, do którego nie raz nie mają dostępu, co jego rodzinę.

Oczywiście, jawne wspieranie rosyjskiej agresji – jak zrobił to Iwan Kuliak, występujący ze znakiem „Z” na stroju, czy też jak ma to miejsce podczas meczów ligi KHL – jest obrzydliwe, Rosyjscy żużlowcy jeżdżący w Polsce, czegoś takiego się nie dopuścili. Krytyka Putina prawa do startów im to nie zapewni. A kłopoty już może – im samym lub ich rodzinom.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj także:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Polecane

Motor Lublin, Jaskółki z Gollobem, a może Byki? Top 10 drużyn w historii Ekstraligi!

Szymon Szczepanik
21
Motor Lublin, Jaskółki z Gollobem, a może Byki? Top 10 drużyn w historii Ekstraligi!

Komentarze

16 komentarzy

Loading...