Reklama

Legia miała Josue, a Śląsk nie, więc wygrała Legia

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

07 marca 2022, 21:40 • 3 min czytania 116 komentarzy

Gdyby Legia nie miała Josue, dziś prawdopodobnie zamykałaby tabelę Ekstraklasy i nie grałaby dalej w Pucharze Polski. Wpływ Portugalczyka na ofensywne poczynania warszawskiego zespołu jest gigantyczny, albo mówiąc ściślej: bez niego coś takiego jak ofensywa Legii po prostu nie istnieje. W meczu z jeszcze słabszym Śląskiem Wrocław znów się o tym przekonaliśmy. 

Legia miała Josue, a Śląsk nie, więc wygrała Legia

Legia Warszawa – Śląsk Wrocław 1:0. Josue znów zrobił różnicę

To było kolejne w ostatnim czasie spotkanie-koszmar do oglądania, jak najbardziej adekwatne do terminu, w którym się odbyło. Tyle człowiek siedzi przy Ekstraklasie, jest naprawdę mocno zaprawiony w bojach i wydaje mu się, że z jej specyfiką zdołał się porządnie oswoić. A jednak nadal bywają momenty, w których sami niedowierzamy, że wytrzymujemy 90 minut przed telewizorem. Jeżeli tylko jedna drużyna prezentuje niemoc z przodu – coś jak Radomiak w piątek z Pogonią – to przy dobrej formie przeciwnika można mieć sporo przyjemności dla oczu. Jeśli jednak spotkają się dwa takie Radomiaki z piątku, to mamy płacz i zgrzytanie zębów każdego obserwatora.

Różnica polegała na tym, że Legia miała Josue, a Śląsk nie, więc wygrała Legia. Były pomocnik m.in. FC Porto kapitalnie dograł ze środka pola do Pawła Wszołka, który uniknął spalonego i przelobował niepotrzebnie stojącego na przedpolu Michała Szromnika. Padł gol, którego nikt się nie spodziewał, bo gra wciąż była rwana, piłka latała w przestworzach, ciągle ktoś leżał i nic nie zapowiadało tej jednej, decydującej akcji.

Josue później jeszcze raz pięknie odnalazł Wszołka, ale ten wtedy skiksował przy próbie woleja. Klasowe podanie swojego rodaka zmarnował także Rafael Lopes, który uderzył tuż obok słupka.

Reklama

Legia Warszawa – Śląsk Wrocław 1:0. Ofensywna niemoc gości

Jedyna groźna akcja gospodarzy przed przerwą to również duży udział Josue. Dograł on na prawym skrzydle do Wszołka, po rykoszecie od jego podania dużo miejsca i czasu miał niepilnowany Pekhart, ale strzelił tak, że Szromnik zdołał się wyciągnąć i sparować piłkę na poprzeczkę.

Śląsk nie miał niczego. Zero. Jajo. Null. Cztery strzały, do czego wliczała się na przykład próba strącenia księżyca na Ziemię przez Janasika, żadnego celnego. Jedyny piłkarski moment z przodu to przedryblowanie Rosołka i Mladenovicia przy linii bocznej przez… stopera Wojciecha Gollę. Na koniec i tak był spalony Picha, ale przynajmniej przez dwie sekundy zapachniało poważnym graniem.

WKS sprawiał wrażenie ekipy zablokowanej na wielu poziomach, która nie wie, jak skutecznie atakować i nie wierzy, że jest w stanie to robić. Żarty ostatecznie się skończyły. Passa meczów bez wygranej została przedłużona do ośmiu, gra coraz gorsza, pozytywów brak, a konkurencja z dołu tabeli raczej znajduje się na fali wznoszącej. Jeśli szybko nie nastąpi poprawa, Śląsk zwyczajnie zleci do I ligi, ponieważ prezentuje dziś najgorszy futbol w całej stawce.

Legia opuściła strefę spadkową i doliczając Puchar Polski, ma na koncie trzy zwycięstwa z rzędu. Sama gra to ciągle dużo toporności (i Josue), ale punktów przybywa, a w tym momencie klubowi z Łazienkowskiej o nic innego nie chodzi.

CZYTAJ WIĘCEJ O LEGII:

Reklama

Fot. FotoPyK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

116 komentarzy

Loading...