Kolejne derby w tej kolejce, kolejne bezbramkowe. Starcie Śląska Wrocław z Zagłębiem Lubin było trochę ciekawsze niż Piasta Gliwice z Górnikiem Zabrze, ale tylko trochę. To nadal był poziom daleki od zadowalającego, zwłaszcza jeśli chodzi o WKS.
Śląsk Wrocław – Zagłębie Lubin 0:0. Dużo zmian Magiery
Jacek Magiera mocno przemeblował skład. Nagle w odstawkę powędrował Szymon Lewkot, z czym zapewne żaden wrocławski kibic nie polemizował. Fabian Piasecki jeszcze w środę miał być przewidziany do gry od początku, ale nie zrealizował założeń podczas gierki treningowej i Magiera uznał, że mentalnie nie jest gotowy. Nagły powrót Erika Exposito najwyraźniej źle na niego wpłynął. W tej sytuacji Hiszpan, który nie przepracował zimowego okresu przygotowawczego i zdążył odbyć raptem kilka treningów, wskoczył do wyjściowej jedenastki. Do łask wrócił także Dino Stiglec, dopiero co będący zupełnie na bocznicy. Do tego debiutujący Patrick Olsen do środka pola (na tle tej mizerii lekko się wyróżniał), Waldemar Sobota na skrzydle i Dennis Jastrzembski na wahadle. Rewolucja.
I było to widać. W grze Śląska niewiele się kleiło, przynajmniej jeśli chodzi o poczynania ofensywne. W całym meczu gospodarze mieli praktycznie jedną konkretną sytuację, gdy niepilnowany Robert Pich źle strzelił głową po zgraniu Exposito. Inna sprawa, czy w razie bramki sędziowie nie analizowaliby powtórek pod kątem faulu hiszpańskiego napastnika na Mateuszu Bartolewskim.
Exposito wytrzymał mecz kondycyjnie, starał się szukać gry, schodził na boki, ale jeśli chciał oddać strzał, musiał podejmować próby z trudnych pozycji. Nic dziwnego, że Kacper Bieszczad za bardzo się nie spocił. Nieco więcej trudności sprawiło mu jedynie uderzenie Stigleca z dystansu.
Śląsk Wrocław – Zagłębie Lubin 0:0. Okropne pudło Doleżala
Zagłębia wyszło dokładnie takim samem składem jak przed tygodniem z Wisłą Płock. Mimo że Łukasz Poręba odcierpiał karę za żółte kartki, usiadł na ławce i nie jest to żadna niespodzianka. Łukasz Łakomy w poprzedniej kolejce zagrał tak, że tylko szaleniec kazałby mu dziś obserwować poczynania kolegów z boku.
I znów Łakomy pokazał, że miewa wspaniałe momenty. W pierwszej połowy świetnym podaniem z głębi pola stworzył dobrą sytuację wbiegającemu Kacprowi Chodynie, któremu zabrakło opanowania przy strzale. A w drugiej genialnie zagrał do Patryka Szysza, ten wyłożył piłkę Martinowi Doleżalowi do pustej bramki i… nadal mieliśmy 0:0. Czech jakimś cudem nie trafił wślizgiem w ten magiczny prostokąt. Musiał to skończyć, nic go nie usprawiedliwia. A że wcześniej niewiele dawał drużynie, bo brakowało mu zdecydowania w kluczowych pojedynkach siłowych z obrońcami i umiejętności przetrzymania piłki, bez wahania stawiamy minusa przy jego nazwisku.
„Miedziowi” sprawiali wrażenie drużyny bardziej poukładanej, lepiej wiedzącej, co i jak chce grać. Indywidualnie więcej piłkarzy gości zasłużyło na wyróżnienie. Poza Łakomym warto wspomnieć o kolejnym udanym występie Kokiego Hinokio i tym razem bardzo pewnie interweniującym Bartoszu Kopaczu.
Chcielibyśmy coś jeszcze napisać o tym meczu, ale raczej nie ma o czym. Strasznie usypiająca jest ta kolejka Ekstraklasy. Żaden mecz nie dostarczył nam większej frajdy. Zupełnie jakby nikt nie miał obecnie głowy do grania w piłkę…
Śląsk w ostatnich siedmiu kolejkach zdobył dwa punkty. Zagłębie przerwało passę czterech z rzędu wyjazdowych porażek. Miejsce w tabeli obu ekip wciąż jest mocno rozczarowujące.
CZYTAJ WIĘCEJ O ZAGŁĘBIU LUBIN:
Fot. Newspix