Radomiak mocno przeciętnie wszedł w rundę wiosenną, ledwie jednym punktem w trzech meczach. Okej, były momenty, kiedy ekipę Banasiaka oglądało się, powiedzmy, w porządku, ale choćby takie lanie jak od Warty na przestrzeni kilku minut, musiało boleć. A mecz z Lechią był dla Radomiaka bardzo ważny – jeśli beniaminek chce walczyć o czwarte miejsce, po prostu nie mógł z gdańszczanami przegrać. Wówczas mocno komplikowałby sobie sprawę. No i właśnie: w obliczu istotnego wyzwania nie zmiękł. To o Lechii możemy powiedzieć, że pojechała na wyjazd głównie ciałem, a duch został gdzieś nad morzem i podziwia Bałtyk.
RADOMIAK RADOM – LECHIA GDAŃSK. SĘDZIOWAŁ MONITOR
Zacznijmy jednak nietypowo, bo od sędziego. Nietypowo dlatego, bo Sebastian Jarzębak wyniku nie wypaczył. Mamy jednak ogromne wątpliwości co do tego, w jaki sposób sędziował.
Gdyby bowiem uznać, że sędziować może VAR, z gwizdkiem moglibyśmy biegać i my, i wy. Czegoś nie zobaczymy – trudno, można podejść do monitorka, wszystko fajnie i pełen luzik. Ale tak przecież nie jest. Technologia jest uzupełnieniem, nie podstawą, co było przecież jasne od początku. A Jarzębak dzisiaj jakby tego nie rozumiał.
Trzy rzuty karne – tyle naszym zdaniem należało się Radomiakowi. Dwa z nich Jarzębak ostatecznie podyktował, ale dopiero po weryfikacji przy monitorze. Nie zauważył, że Koperski zahaczył Machado, gdy ten mijał go w polu karnym. Nie zauważył, że Rondon uprzedził Kuciaka, a słowacki golkiper wparował w jego nogi. Wszystko musiał sprawdzać. Okej, dobrze, że potrafił się przyznać do błędów, ale znów – tak gwizdać może byle laik. Po prostu mecze będą trwały siedem godzin.
Ponadto powinien być pewnie jeszcze trzeci karny, kiedy Conrado łapał w pas Angielskiego bardzo intensywnie, no i w końcu napastnik się przewrócił. Jasne – nieco teatralnie, podwinął nogi, ale przecież Brazylijczyk też nie może zachowywać się w szesnastce, jakby uprawiał inny sport.
Reasumując: to był bardzo zły mecz w wykonaniu Jarzębaka. A parę lat temu mówilibyśmy zwyczajnie o kompromitacji, gdyż technologia by nie pomogła.
RADOMIAK RADOM – LECHIA GDAŃSK. BARDZO SŁABA LECHIA
Obie jedenastki wykorzystał Angielski, choć pierwszą na raty. Kuciak wyczuł jego uderzenie, ale odbił futbolówkę tak, że ta od razu wróciła do napastnika i ten głową dokończył dzieła. Przy drugiej próbie nie było wątpliwości – Kuciak w jedną stronę, piłka w drugą, szans na spotkanie żadnych.
Radomiak nie zagrał wybitnego meczu, ale był solidny, uważny w tyłach i to na Lechię wystarczyło. Ta – szczególnie w ofensywie – wyglądała tak blado, że naprawdę trudno było ją dostrzec. Kolejne ataki były nieprzekonujące, schematyczne, grane na jedno kopyto. Zero przyspieszenia, elementu zaskoczenia. Próbował Durmus szarpnąć raz czy dwa, ale to za mało, ponadto – bez większego zagrożenia. Raz błysnął Terrazzino, kiedy uderzył z dystansu po minięciu rywala, ale obronił Majchrowicz. I skoro Terrazzino błysnął raz, to nie trzeba tłumaczyć, czy to odpowiednia liczba, jakiej oczekujemy od rozgrywającego.
W efekcie Radomiak zrównuje się punktami z Lechią. I nie musi mieć kompleksów. Takich gdańszczan może spokojnie przegonić w wyścigu po czwartą lokatę.
WIĘCEJ O RADOMIAKU RADOM:
- Kto stoi za transferami Radomiaka?
- Historia Raphaela Rossiego, lidera radomskiej defensywy
- Radomiak będzie miał nowe centrum treningowe
Fot. Newspix