Jak zacząć pomeczówkę w taki dzień? Jak pisać o piłce nożnej, kiedy za wschodnią granicą rozgrywa się dramat milionów Ukraińców? Jak błaho wypadają wszystkie futbolowe rozważania wobec piekiełka polityki? Czy w ogóle wypada klepać w klawiaturę o golach, asystach i wynikach, kiedy piłkarze Napoli i Barcelony wychodzą na murawę Stadio Diego Armando Maradona i pozują z banerem „Stop War”? Mamy wątpliwości, ale spróbujmy…
Inna sprawa, że może też nie będzie to takie trudne, bo goście zrobili naprawdę dużo, żeby zasłużyć sobie na godną laurkę. Sto dziesięć dni pracy wystarczyło Xaviemu na całkowite odmienienie oblicza Barcelony. Zaskakująco niewiele pozostało już ze smętnej, bezzębnej, przykrej ekipy z czasów nieszczęśliwego pontyfikatu Ronald Koeman. I rewanżowy mecz z Napoli w pierwszej rundzie fazy pucharowej Ligi Europy doskonale to unaocznił.
Napoli-FC Barcelona. Chwała Barcy, wstyd Napoli
Barcelona jest żywotna, płynie w niej krew. Widać to było po ekspresowym kontrującym sprincie Aubameyanga, dzikiej kontynuacji w wykonaniu Adamy Traore i sprytnym strzale Jordiego Alby przy golu numer jeden. Widać to było przy pięteczce Ferrana Torresa i cudownym technicznym strzale Frenkiego de Jonga przy bramce numer dwa. Widać to było przy trójkowej akcji Traore (dogranie), De Jonga (przepuszczenie) i Aubameyanga (wykończenie) przy bramce numer cztery. Widać to było też w wielu innych akcjach, bo po godzinie gry Barca była właściwie pewna awansu do kolejnej fazy Ligi Europy i mogła zejść z piątego biegu, który wrzuciła od pierwszego gwizdka sędziego Sergieja Karasewa.
Drużyna Xaviego wyżynała Napoli wysokim pressingiem. Raz po raz machał się Amir Rrahmani. Lorenzo Insigne schodził z boiska w akompaniamencie gwizdów własnych kibiców. Victor Osimhen odbijał się od Gerarda Pique i Ronalda Araujo. Kiepsko wyglądał nawet Piotr Zieliński, na którego niezdarność i niedokładność pieklił się sam Luciano Spalletti, który widział, co się dzieje i co się święci – jeśli Polak gubił się pod presją rywali, jeśli Polak nie był w stanie wyczarować niczego sensownego z piłką przy nodze (wyszła mu jedna podcinka, ale Insigne akurat znajdował się na spalonym), to cała drużyna miała olbrzymie ciężary w ataku pozycyjnym.
Barcelona przejmowała wszystkie wybite piłki, wymuszała błędy. Kiedy chciała – zwalniała. Kiedy chciała – przyspieszała. Aubameyang mógł skończyć mecz z hat-trickiem po samych strzałach głową. Wyglądało to naprawdę nieźle. I – co chyba najważniejsze – wiele kleiło się nie na poziomie popisów indywidualności, a na poziomie sprawności systemu.
Napoli-FC Barcelona. Xavi idzie po Ligę Europy
Barcelonie zagrozić mogła tylko ona sama. Najlepiej dowodzą temu stracone przez nią bramki. Przy pierwszym golu dla Napoli fikołka przy wyjściu z bramki zrobił kiepsko ostatnio dysponowany Marc-Andre ter Stegen, który sprokurował karnego, a przy drugim bezmyślną stratę we własnym polu karnym zaliczył Nico Gonzalez. Ale to marginalia, bo nie sposób nie zauważyć, że Barca podąża w bardzo ciekawym kierunku. Na początku lutego 4:2 pyknęła Atletico, kilka dni temu sieknęła 4:1 Valencię, a teraz poprawiła czwóreczką z Napoli. Ładnie określił to Tomasz Ćwiąkała: „Miara rozwoju – przez ostatni miesiąc praktycznie co mecz, nie licząc derbów, pojawia się pytanie, czy to aby nie był najlepszy mecz za Xaviego”.
Co racja, to racja.
Taka Barcelona staje się najpoważniejszym kandydatem do zdobycia pucharu Ligi Europy. I powinna się z tego cieszyć. Może dla wieloletnich fanów Dumy Katalonii brzmi to ciut zabawnie i nieco karykaturalnie, bo jeszcze niedawno ten klub cierpiał w latach bez triumfu w Lidze Mistrzów, ale cóż, takie mamy czasy, trzeba się przyzwyczajać.
Napoli 2:4 FC Barcelona
Insigne 23′, Politano 87′ – Alba 8′, De Jong 13′, Pique 45′, Aubameyang 59′
Czytaj więcej o FC Barcelonie:
- Można go podważać, ale nie skreślać. Zawiły przypadek Ter Stegena
- Mateu Alemany – kim jest budowniczy nowej Barcelony?
- Luuk de Jong. Piąte koło u wozu, które stało się zadaniowcem Xaviego
- Aubameyang w Barcelonie. Zgniłe jabłko, ale dobry napastnik
Fot. Newspix