Reklama

Ondrasek: Kraków to mój dom. Wisłę mam w sercu

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

21 lutego 2022, 10:19 • 12 min czytania 42 komentarzy

Powrót Zdenka Ondraska do Wisły Kraków to jedno z ciekawszych wydarzeń tego okienka dla kibiców „Białej Gwiazdy”. Czeski napastnik kilka lat temu wyjechał do MLS, potem odwiedził także Czechy, Rumunię i Norwegię. W wywiadzie z Weszło! opowiada o życiu w Ameryce, miłości do Wisły czy szalonym okresie u Gigiego Becaliego.

Ondrasek: Kraków to mój dom. Wisłę mam w sercu

Zdenek Ondrasek znów w Wiśle Kraków. To się musiało tak skończyć, prawda? Mówiłeś, że kiedyś wrócisz do tego miasta.

Powiedziałbym, że nie musiało, ale od początku, od kiedy odszedłem, miałem nadzieję, że tak będzie i wrócę do Wisły. Kraków to mój dom, więc zawsze, gdy mieliśmy wolne, albo gdy byliśmy po sezonie, spędzałem czas tutaj. Gdy była możliwość oglądałem mecze na żywo, jeździłem do Myślenic do chłopaków. Dostawałem od kibiców wiadomości kiedy wrócę do klubu. Nie zapomnieli o mnie.

Klub też o to pytał?

Kto mnie zna, kto obserwował mój Instagram, ten wiedział, że kocham ten klub i chciałem tu przyjść. Nawet nie musieli pytać.

Reklama

No właśnie, jesteś nawet członkiem Socios Wisła. Skąd ten pomysł?

To nie był do końca mój pomysł, ale uznałem, że fajnie będzie należeć do tej społeczności. Wiedziałem, że powstała taka grupa i bardzo mi się to podobało. To były trudne czasy dla Wisły, super, że się w tej grupie znalazłem, bo chciałem dać klubowi swoje wsparcie. Część kariery spędziłem tutaj, czuję się tu jak w domu, więc czemu nie pomóc swojemu ulubionemu klubowi.

Nie każdy zagraniczny piłkarz tak zżywa się z polskim klubem. Skąd taka więź między tobą a Wisłą?

Spędziłem tutaj trzy lata, nie zawsze było super, ale Wisła i Kraków weszły mi do serca. Nie mówię, że tak jest tylko z Wislą. Byłem także w Tromso, ten klub też kocham, byłem tam szczęśliwy. Wisła to jednak coś ekstra. Kibice, stadion, miasto, klub.

Kiedy odchodziłeś powiedziałeś, że nie mógłbyś zagrać w innym polskim klubie.

Reklama

To byłoby bardzo trudne. Gdybym nie musiał tego robić, to na pewno bym tego nie zrobił.

Pomówmy o Stanach. Jak je wspominasz?

Znajomi zawsze mówili mi, że gdy pojadę tam na chwilę, będę chciał zostać tam na zawsze. Nie wiem, czy pojechałbym tam kiedyś, gdybym nie grał w piłkę, ale dziś, gdy ktoś pyta mnie o Stany Zjednoczone, polecam je każdemu. Oczywiście człowiek potrzebuje pieniędzy i czasu, żeby pojechać do USA i to zobaczyć. Inny świat.

Dlaczego to inny świat?

Wszystko jest duże! Nie wiem dlaczego, ale wszystko jest tam inne. Nie wiem, do czego to porównać. Tam jest 50 stanów i każdy oferuje coś innego. Ludzie są fajni, gdy słyszą obcokrajowców, wyłapują akcent, to od razu pytają o to, skąd jesteś. Ale wszędzie dobrze, a w domu najlepiej.

Mieszkałeś w Dallas czy gdzieś poza miastem?

Trenowaliśmy 30 kilometrów na północ od Dallas. Przez pierwszy rok mieszkałem na uboczu, potem bliżej centrum treningowego. Tam graliśmy też mecze, więc mówi się „FC Dallas„, ale nawet nie gramy w tym mieście.

Czyli pewnie widziałeś rancza w Teksasie.

Tak, byliśmy pojeździć na koniach. Nasz właściciel ma swoje ranczo. Odwiedziliśmy też czeską restaurację, zoo, które było bardziej jak safari. Jedziesz środkiem, nie wychodzisz, zwierzęta chodzą dookoła samochodów. To nie pantery czy goryle, ale mają dzikie zwierzęta za płotem czy w klatkach. Jest dużo rzeczy do zobaczenia w Stanach. Gdyby nie COVID, to pewnie bylibyśmy tam dłużej i zobaczylibyśmy więcej. Żona pojechała na wycieczkę samochodem od Nowego Jorku po całym wschodnim wybrzeżu, aż do Miami. Jeżeli ktoś ma miesiąc, dwa i ma pieniądze: niech jedzie, wypożyczy sobie samochód i wszystko zobaczy.

Zdenek Ondrasek podczas ostatniego mecuz w Wiśle Kraków

Udało ci się obejrzeć jakieś mecze sportów typowo amerykańskich?

Byłem na przedostatnim meczu legendy, Dirka Nowitzkiego, który przez 20 lat grał w Dallas Mavericks. To było niesamowite. Dla nich wszystko jest show, szukają okazji do zabawy. Byłem też na hokeju, futbolu amerykańskim. Mecz zwykłego sezonu, przed play-offami to taki mecz, że jest ok, fajnie, ale mam porównanie meczów hokeja z play-offów i sezonu zasadniczego. To ogromna różnica. Jak przegrasz mecz w trakcie sezonu to masz 50 następnych. W play-offach grasz do czterech wygranych, to co innego. Hokej jest wtedy dużo szybszy, twardszy, wszyscy pracowali i walczyli o 300% bardziej. Kibice, stadiony — to też jest fajne. W play-offach były pełne stadiony, nikt nie siedział. W futbolu amerykańskim człowiek najpierw musi poznać wszystkie zasady, żeby zrozumieć, co się dzieje. To nie jest łatwe, bo trochę tych zasad jest! W tym sporcie nie podobało mi się to, że było za dużo show. Piłkarze byli już gotowi do gry, ale musieli czekać, żeby skończyły się reklamy. Ale pełny stadion ludzi na Cowboys to coś, czego na co dzień się nie widzi.

Trochę inna atmosfera niż w Europie.

Niektóre kluby mają ultrasów i sektory za bramkami, które prowadzą doping, ale nie wszędzie tak jest. Piłka nożna to nie jest sport numer jeden i nigdy nim nie będzie. Rozwija się, co rok jest lepiej. Dla piłkarza to też dobre doświadczenie, żeby tego doświadczyć.

To który stadion piłkarski zrobił na tobie największe wrażenie?

Niestety nie byłem w Nowym Jorku, ale na pewno Seattle, bo tam gra się na stadionie do futbolu amerykańskiego i było tam kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Nie byłem też w Portland, tam podobno jest bardzo głośno. Los Angeles FC ma mniejszy stadion, ale fajny sektor za bramkami. Tam wielu kibiców pochodzi z Meksyku, więc dużo śpiewają, grają na trąbkach, bawią się. Atlanta United to też ciekawy stadion. Jakby miał wybrać, to chyba Atlanta i Seattle.

Co cię zaskoczyło jeśli chodzi o życie w USA?

W Teksasie broń jest ogólnodostępna, więc wieczorami nie czujesz się zbyt bezpiecznie. Nie chodzi o to, że jest źle i nagle coś się dzieje, ale człowiek ma w głowie, że każdy może mieć broń i po prostu nie chodziliśmy późnym wieczorem po mieście. Wiadomo, że nie zawsze są strzelaniny, ale czasami możesz być w złym miejscu i w złym czasie. Po czasie poznałem te zasady i zrozumiałem, że Teksas już taki jest i będzie, ale początkowo mnie to zaskoczyło, bo nie wiedziałem o tym przed przyjazdem do Stanów.

A jak oceniasz MLS jako ligę?

Bardzo pozytywnie. Jest tam wielu zawodników z Ameryki Południowej. Brazylijczycy, Argentyńczycy, Kolumbijczycy, Meksykanie — oni wszyscy umieją grać w piłkę i chcą w nią grać. Podróże nie zawsze są łatwe, bo lecisz kilka godzin na mecz, do tego dochodzą różnice czasu. W maju było tak, że my graliśmy mecz w upale, 30 stopni Celsjusza, a w Minnesocie grali przy -5, w śniegu. Nie wyobrażam sobie jak zespoły z Nowego Jorku czy Miami muszą grać w Los Angeles, na drugiej stronie Stanów. Kilka godzin lotu, chyba trzy godziny różnicy czasowej. Podróże nie są łatwe, ale my akurat byliśmy w środku kraju, więc wszędzie mieliśmy podobną odległość. Plusem są konferencje, bo dzięki temu z klubami z drugiego końca kraju grasz raz w sezonie.

Czemu tak długo nie mogłeś pokazać w Dallas formy, którą prezentowałeś w Wiśle Kraków?

Szczerze, nie wiem. Zależało to też od trenerów, pierwszy trener podpisał kontrakt w tym samym czasie co ja, wcześniej pracował w akademii klubu, więc mocno na nich stawiał. Czasami tak w piłce jest.

Właśnie, bo Dallas słynie ze świetnego szkolenia. Pograłeś chwilę z piłkarzami takimi jak Ricardo Pepi, Bryan Relnods czy Tanner Tessmann, którzy trafili do Europy.

Tessmann był talentem, ale z tej trójki był chyba jednak najsłabszy. Bryan był bardzo dobry, pozytywnie nastawiony do życia. Ricardo Pepi bardzo mocno odpalił. Nie jestem zaskoczony, że grają w Europie, mają następnych bardzo dobrych piłkarzy. Niektórzy grają już w reprezentacji USA. Patrząc na obecną kadrę myślę, że następnym piłkarzem w Europie będzie Jesus Ferreira. Jest naprawdę dobry, taka „dziesiątka”, ale może grać też na skrzydle i na „dziewiątce”. Technicznie niesamowicie wyszkolony, rozumie piłkę. Widziałem, że w sparingu strzelił teraz hattricka. Jestem zaskoczony, że jeszcze nikt się nie po niego nie zgłosił. Jeśli utrzyma formę, na pewno ktoś go weźmie.

WESTON Z DZIKIEGO ZACHODU. KIM JEST MCKENNIE, WYCHOWANEK FC DALLAS?

Amerykańskie talenty różnią się czymś od europejskich?

Teraz piłka jest trochę inna. Gdy byłem młodszy, to po prostu się pracowało. Jeżeli młody nie pracował, starsi tłumaczyli mu, że musi to robić. Amerykańscy piłkarze są bardzo wdzięczni za to, że mogą dostać szansę. Nie ma takich sytuacji, że jak starszy piłkarz czy legenda klubu im coś powie, to oni nie słuchają. Chcą się uczyć, chcą pracować więcej – w tym jest największa różnica. W Europie jest inaczej, młodzi nie mają już takiego respektu do doświadczonych zawodników, żeby się od nich uczyć. Za moich czasów gdybym odpowiedział starszemu nie tak jak trzeba, to mógłbym „dostać”. Teraz tego nie ma, trochę mnie to zaskakuje i martwi. Młodzi za łatwo dostają szanse. W USA jak młody dostaje szansę, to wie, że jest kilka milionów ludzi. W tak dużym kraju nie łatwo dostrzec talent, ktoś może się zmarnować, bo mieszka pośrodku niczego i nigdzie się nie pokaże. U nas kraj jest mniejszy, jest więcej agentów, więc jest łatwiej. Dlatego tam młodzi gdy dostają szansę, dają z siebie 150%.

Pytali cię o to, jak to jest grać w Europie?

Tak, tam wszyscy to oglądają i się tym interesują. Liga Mistrzów, mistrzostwa świata, Liga Europy, czołowe pięć lig w Europie. Pytali się też o kraje, w których grałem. Jak się zapytałem kogokolwiek, czy chcieliby grać na naszym kontynencie, to 9/10 osób mówi, że tak. Tak jak nas interesuje gra w USA, tak ich w Europie.

Mówiłeś, że twoja przygoda z USA potrwałaby dłużej gdyby nie COVID.

Wszyscy byliśmy zamknięci w domu, nie wiadomo było, czy będziemy grać. Gdy odchodziłem był już plan gry, ale nie do końca wiedzieliśmy, jak to będzie wyglądać, czy będzie normalnie. Zdecydowaliśmy z żoną, że lepiej być zamkniętym blisko domu, a nie na drugim końcu świata. Przyszła oferta z Viktorii Pilzno i zdecydowaliśmy się na powrót. Nie uciekaliśmy, bo gdyby sytuacja była taka, jak w pierwszym roku, to niczego by nam nie brakowało.

Dzięki grze w MLS zadebiutowałeś w reprezentacji Czech i strzeliłeś zwycięskiego gola z Anglią. To się zdarza chyba raz w karierze, wymarzony debiut.

Nie wiem, czy „wymarzony” to dobre słowo. Nie wiem, jakiego w ogóle słowa użyć, żeby to opisać. To było niesamowite, a to i tak za słabe określenie. Nigdy tego nie zapomnę. To jest fajne, że zagrałem w kadrze jako piłkarz Dallas i mogę powiedzieć wszystkim, że nie ma znaczenia, gdzie grasz. Czy u siebie, czy obok, czy daleko – możesz być gdziekolwiek i mieć szansę na to, żeby zagrać w reprezentacji. Nigdy nie mów nigdy.

Zdenek Ondrasek świętuje gola w meczu Czechów z Anglią

Żałowałeś trochę, że EURO nie odbyło się zgodnie z planem? Chyba miałbyś szansę załapać się do kadry na mistrzostwa.

Nie, nie ma sensu się tym martwić. Oczywiście chciałem pojechać na mistrzostwa Europy, ale życie toczy się dalej. Zagraliśmy dobre EURO, piłkarze z Czech dobrze zaprezentowali się jako grupa i zrobili robotę. Czekałem na pierwszy mecz w reprezentacji ponad 30 lat. To, że nie pojechałem na EURO, to nie jest koniec świata. Poza tym chcę jeszcze powalczyć o mistrzostwa świata. Wierzę, że uda nam się wygrać play-offy i będę miał kilka miesięcy na to, żeby pokazać, że warto, żebym tam był.

DOLEŻAL: PEKHART ZABRAŁ MI MIEJSCE NA EURO

O twojej przygodzie w Rumunii pisali: interes życia. Zagrałeś trzy razy, zarobiłeś za kilka miesięcy i odszedłeś.

To następna rzecz, którą mogę nazwać cennym doświadczeniem. W życiu może być różnie. Zadowolony ze mnie nie był tylko jeden człowiek. Tyle że najgorsze było to, że to był ten najważniejszy człowiek. Nie byłem pierwszym i nie będę ostatnim. Ja w FCSB robiłem swoje, ludzie w klubie byli zadowoleni. Becali ma swój świat, nigdy go nie spotkałem, nie znam go, a nie lubię mówić o kimś, kogo nie znam.

Zanim poszedłem do FCSB nie ostrzegano cię przed Gigim Becalim?

Na pewno mnie ostrzegali, ale to tak jak z dzieckiem: powiesz mu, żeby czegoś nie robiło, to na pewno to zrobi. Wiedziałem, że nie będzie łatwo, ale jestem wojownikiem. Chciałem tam iść i spróbować, nie chciałem rezygnować z gry tam tylko przez to, co ktoś mi mówił. Przekonałem się na własnej skórze, że jest tak, jak mi mówiono.

Faktycznie odczuliście złość właściciela po odpadnięciu z pucharów?

On rozmawia tylko z mediami. Nigdy nie był w szatni czy w centrum treningowym. Mówił o nas w mediach, mówił brzydko, często niemiło, nie znając nawet tak naprawdę swoich piłkarzy, ale zostawmy to już. Nie każdy by to przyjął tak, jak ja.

STEAUA KONTRA FCSB. OD PUCHARU EUROPY DO PARANOI

Jak twoja forma? W ostatnim czasie wszędzie spotykały cię pewne zawirowania. O Rumunii mówiliśmy, ale też nie zawsze grałeś od deski do deski. Takie wypadnięcie z rytmu meczowego pewnie da się odczuć.

Może wypadłem, ale miałem więcej czasu na pracę. Czuję się bardzo dobrze fizycznie, czuję się dobrze psychicznie. Jestem zadowolony i przygotowany, do tego bardzo zmotywowany. Czuję się lepiej niż wtedy, gdy odchodziłem z Wisły.

Co jest tego powodem?

Praca, praca, praca. Szczęśliwa żona, szczęśliwe życie.

Na ile dziś cię stać? Wisła ma problem ze strzelaniem bramek, ciebie zapamiętano z sezonu, w którym dałeś liczby.

To nie jest tylko wina napastników, że Wisła nie strzela bramek. W ostatnich meczach stworzyliśmy sobie jedną szansę, mieliśmy może dwa celne strzały. Ciężko z tego coś strzelić. To obraz całej drużyny, tak jak drużyna potrzebuje nas w obronie, tak my potrzebujemy pomocy w strzelaniu bramek. Najważniejsze, żeby drużyna była razem, żeby każdy za siebie walczył. Liczę na to, że gdy będziemy razem, to bramki przyjdą. A kto je strzeli? Nie ma znaczenia.

Kibice Wisły Kraków żegnając Zdenka Ondraska

Jak bardzo dzisiejsza Wisła Kraków różni się od klubu, który opuszczałeś?

Boiska, stadion, kibice – są tacy sami, super. Piłkarze są inni, może jakości jest więcej niż wtedy, gdy odchodziłem z klubu. Nie widać takiego „team spirit” jak wtedy, w treningu wszystko wygląda super, jest dużo jakości, jest walka, wszyscy chcą grać. Brakuje przełożenia tego na mecz, bo wtedy nie pokazujemy tego, co pokazujemy przez cały tydzień. Nowy trener zwraca na to uwagę, chce zbudować mentalność i to, żeby nasza praca na treningach miała kontynuację w meczach. Jeśli będziemy drużyną, w ogóle nie będę się martwił o punkty.

Na zakończenie jeszcze jedna rzecz. W ostatniej rozmowie z nami obiecałeś, że powiesz nam, co oznacza tatuaż z kością i czaszką na ramieniu.

Dobrze, powiem, ale jeszcze nie teraz. Tylko żebyście nie byli potem rozczarowani!

WIĘCEJ O WIŚLE KRAKÓW:

ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Wstrząsające wyznanie bramkarki Bayernu. „Zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy”

Aleksander Rachwał
1
Wstrząsające wyznanie bramkarki Bayernu. „Zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy”
MMA

Mamed Chalidow to ktoś więcej, niż legenda KSW [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
1
Mamed Chalidow to ktoś więcej, niż legenda KSW [KOMENTARZ]

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Długie wrzuty z autu: ekstraklasowy folklor czy nadążanie za trendami?

Michał Trela
1
Trela: Długie wrzuty z autu: ekstraklasowy folklor czy nadążanie za trendami?

Komentarze

42 komentarzy

Loading...