Gdy wczoraj pisaliśmy o porażce Radomiaka na swoim stadionie (ostatni raz taki przypadek oglądaliśmy jeszcze w pierwszej lidze), myśleliśmy, że mowa o wydarzeniu na swój sposób wyjątkowym. Tymczasem nie minęły 24 godziny, a już padła kolejna twierdza. Tak, tak, Wisła Płock przegrała u siebie. Ostatni raz do takiej sytuacji doszło jeszcze w kwietniu, a bilans z tego sezonu – aż do przyjazdu Piasta – to osiem zwycięstw i dwa remisy w dziesięciu meczach.
Zasłużenie? Oczywiście, że zasłużenie, bo Piast był dzisiaj lepszy – jakby to powiedział Adam Nawałka – zarówno w ofensywie, jak i defensywie. „Nafciarzy” długo przy życiu próbował trzymać Krzysztof Kamiński, który mocno pracował na tytuł MVP meczu, którym ostatecznie wybraliśmy Michała Chrapka (Kamiński puścił jednak dwa gole i przy obu mógł zrobić minimalnie więcej). Zanim jednak dojdziemy do bohatera Gliwic, pomówmy o zasługach bramkarza gospodarzy.
Wisła Płock – Piast Gliwice. Kamiński show
Już w trzeciej minucie Piast miał rzut karny. Klasyczna jedenastka – stały fragment, odbita piłka, Chrapek uderza na bramkę, a Piotr Tomasik zapomina schować ręce. Do piłki podszedł Damian Kądzior i bramkarz Wisły z łatwością go przeczytał. Sam zresztą mówił w przerwie w Canal+, że wybrał róg na podstawie przedmeczowych analiz. Brawa za obronę, nie zmienia to jednak faktu, że Kądzior uderzył słabo – dość lekko, na optymalnej dla bramkarza wysokości, no i względnie blisko środka bramki. I tak generalnie, były reprezentant Polski był jednym z najgorszych na boisku.
Kolejna zasługa Kamińskiego? Wybronił setkę Kamila Wilczka. Fajna to była akcja – Konczkowski pociągnął skrzydłem, zagrał precyzyjną wrzutkę (a wiadomo – to akurat potrafi robić na świetnym poziomie), no i napastnik, zgodnie ze sztuką piłkarską, dał tam, skąd przyszła. Kamiński nie zrobił żadnego fałszywego ruchu, czekał do końca, refleks pozwolił mu wyciągnąć rękę na czas. Z akcji bramkowej wyszły nici.
A ponadto oglądaliśmy strzał w słupek Wilczka po zamieszaniu w polu karnym, lekką główkę Sappinena, ciekawe uderzenie z dystansu Rasaka i główkę Rzeźniczaka po stałym fragmencie gry. To wszystko działo się do trzydziestej minuty. Kolejne dwa kwadranse po tym okresie to… czarna dziura. Nie działo się w nich kompletnie nic.
Wisła Płock – Piast Gliwice. Wilczek zaczyna strzelać
Ale na szczęście piłkarze podłączyli nas znów do prądu po godzinie gry. A konkretnie – piłkarze Piasta. Ekipa Fornalika zaliczyła falstart (odpadnięcie z pucharu, słaby mecz z Pogonią) i widać było po niej ogromną motywację, by odwrócić ten trend. Przecież wiosna ma być dla Piasta nowym otwarciem, zmianą statusu na nowo z „solidny zespół” na „drużyna walcząca o puchary”. Gliwiczanie potwierdzili ambicje, wciskając dwie bramki, a ich reżyserem był Chrapek.
Pierwszy gol? Chrapek posłał bombę z dystansu, która obrała bardzo dziwną parabolę. Kamiński niby miał piłkę na rękach, ale nie dał rady zrobić nic więcej, niż zbić ją na poprzeczkę. Futbolówka spadła w martwą strefę pomiędzy pustą bramką a linią obrony i dopadł do niej jako pierwszy Konczkowski. Niby strzelał do pustaka, ale wcale nie było to łatwe zadanie. Kamiński zdążył szybko wstać i… był bliski, by wybronić to uderzenie. Ale nie miał szans, bo wahadłowy Piasta zapakował pod poprzeczkę.
Drugi gol? Ciekawa wymiana piłki na linii Hateley – Chrapek – Wilczek. Anglik przyspieszył akcję, Chrapek bardzo przytomnie wycofał piłkę głową. Wmieszał się jeszcze Pyrka, który myślał o uderzeniu, ale ostatecznie przepuścił piłkę, co zmyliło linię defensywy. A na koniec Wilczek niezwykle pewnie przyłożył po długim rogu.
Wisła niby cisnęła w końcówce, ale niczego konkretnego sobie nie stworzyła. No, może nieco groźnie było po sytuacyjnym uderzeniu Damiana Michalskiego po rzucie rożnym czy wolnym Szwocha sparowanym przez Placha. Nie były to jednak klarowne setki. Tak generalnie – kompletnie dziś nie funkcjonowała ofensywa. Jorginho? Mistrz bezsensownych dryblingów. Sekulski? Kompletnie niewidoczny. Tuszyński? Złe decyzje, straty, przegrane pojedynki. Średnio to wyglądało, a wejście Kolara czy Furmana niewiele zmieniło.
Piast jako pierwsza drużyna w tym sezonie wraca do siebie z pełnym łupem z Płocka. Waldemar Fornalik postawił dziś – jak w starych, dobrych, chorzowskich czasach – na dwójkę napastników. Jeśli to ma przekładać się na cztery stuprocentowe sytuacje w każdym meczu, nie mamy nic przeciwko, by trener Piasta kontynuował swoją tradycję.
WIĘCEJ O PIAŚCIE I WIŚLE:
- PZPN i Live Park zapomnieli wysłać wóz VAR na mecz Piast – Górnik
- Bartoszek: – Zmiana stylu w Wiśle Płock jest diametralna
Fot. FotoPyK