Już dzisiaj rozpoczyna się faza pucharowa afrykańskiego czempionatu. Na etapie 1/8 najbardziej szokować może obecność Komorów, czyli absolutnego debiutanta w Pucharze Narodów Afryki. Jest to więc zdecydowanie największy sukces w historii tamtejszej reprezentacji. Niestety najnowsze doniesienia wskazują, że na tym etapie turnieju ich przygoda może zakończyć się w brutalny sposób.
W SZEREGACH FIFA OD 2005 ROKU
Mówimy o państwie wyjątkowo egzotycznym, którego nazwa raczej nie padała w odpowiedziach na szkolnych kartkówkach, więc wypada w kilku zdaniach przedstawić jego charakterystykę. Komory są wyspami leżącymi na archipelagu pomiędzy Madagaskarem i Mozambikiem. Jest to czwarty najmniejszy kraj w Afryce, a jego tereny zamieszkuje zaledwie lekko ponad 800 tysięcy ludzi. Przez długi czas Komory były francuskim protektoratem, a następnie kolonią. 6 lipca 1975 roku ogłosiły niepodległość.
O historii piłki nożnej na Komorach możemy mówić od 2005 roku, gdy krajowa federacja oficjalnie zasiliła szeregi FIFA. W 2007 roku kraj pierwszy raz przystąpił do rozgrywania meczów eliminacyjnych do mistrzostw świata oraz Pucharu Narodów Afryki. Z roku na rok piłkarzom Komorów szło coraz lepiej, po początkowych porażkach przyszły remisy, awanse do kolejnych rund, a później pierwsze zwycięstwa w pojedynczych meczach.
Progres w dużej mierze jest przypisywany Amirowi Abdou, który objął zespół w 2014 roku. Znalazł on zupełnie nowy pomysł, starając się pozyskać jak najwięcej piłkarzy urodzonych we Francji, którzy mogliby reprezentować barwy Komorów. Sam mówił, że nie było to oczywiście łatwe zadanie, by kogoś urodzonego w Europie zachęcić do reprezentowania tego małego afrykańskiego państwa. Krok po kroku taka rekrutacja przynosiła jednak powodzenie, czego dowodem jest kadra Komorów na trwającym turnieju. Tylko jeden z podopiecznych Abdue urodził się na terenie kraju, reszta pochodzi z Francji.
– W 2014 roku wszystko się zmieniło. To wtedy pojawił się Amir, który postanowił rozejrzeć się po całym świecie w poszukiwaniu graczy i spróbować bardziej uporządkować drużynę narodową, a także całą federację. To wywarło duży wpływ na wszystkich graczach, którzy się tutaj pojawili – mówił dla CNN Fouad Bachirou, obecny reprezentant Komorów, na co dzień piłkarz Omonii Nikozja.
KAMIEŃ WĘGIELNY REPREZENTACJI
Do startu tegorocznego turnieju, meczem, który na Komorach znaczył tyle co Wembley z 1973 roku dla Polaków, było spotkanie tamtejszej reprezentacji z Togo w eliminacjach do Pucharu Narodów Afryki. Był to klasyczny “zwycięski remis”, bo bezbramkowe starcie zapewniło wtedy Komorom awans na trwający właśnie turniej. Nie trzeba dodawać, że była to pierwsza sytuacja, gdy awansowali oni na wielką piłkarską imprezę. Bachirou określa ten mecz jako najlepszy moment w całej jego karierze, która trwa od kilkunastu lat.
Po przyjeździe Komorów do Kamerunu nikt nie spodziewał się żadnych rewelacji. Oczekiwanym scenariuszem przez postronnych widzów były trzy porażki grupowe podopiecznych Abdou i powrót na wyspy po zebraniu cennego doświadczenia. Po dwóch pierwszych spotkaniach scenariusz ten wydawał się coraz bardziej prawdopodobny, bo drużyna przegrała z Gabonem i Maroko, a w terminarzu wciąż widniał mecz z Ghaną, która przynajmniej na papierze była uznawana za faworyta grupy C. Było też wiadomo, że rywale nie odpuszczą, bo sami zaliczyli falstart i koniecznie potrzebowali zyskać trzy punkty do grupowej tabeli.
Okazało się jednak, że to właśnie mecz z Ghaną przebił wspomniane starcie z Togo w eliminacjach i to właśnie ten pojedynek będzie wspominany na Komorach przez kolejne dziesiątki lat.
Powiedzieć, że zespół Abdou był underdogiem, to nic nie powiedzieć. W pierwszej jedenastce Ghany wyszli Thomas Partey, Daniel Amartey, czy bracia Ayew, więc Komory były skazywane na porażkę. Niespodziewanie już w 4. minucie objęły jednak prowadzenie, a w 25. minucie lider Ghany – Andre Ayew – został ukarany czerwoną kartką za ostry faul na bramkarzu. Dramaturgii dodaje fakt, że mimo uzyskanego prowadzenia 2:0, w 77. minucie rywale wyrównali stan meczu i sprawili, że zawodnicy Komorów mogli już myśleć o podróżny powrotnej na wyspy. Golem w 85. minucie spotkania Ahmed Mogni sprawił jednak, że ogromna sensacja stała się faktem.
https://twitter.com/fedcomfootball/status/1483548857732579333?s=20
– To jest wyjątkowe i historyczne zwycięstwo. Wszyscy piłkarze, którzy byli dzisiaj na boisku, zasłużyli na miejsce w historii. To bardzo ważne dla całego naszego zespołu, bo pokazaliśmy, że możemy wygrywać z najlepszymi drużynami w Afryce. Nadal wierzymy, że uda nam się awansować do kolejnej rundy – mówił strzelec dwóch bramek, Mogni. Komory nie były jeszcze wówczas pewne awansu, ponieważ musiały liczyć na korzystne dla siebie wyniki w innych grupach, tak aby awansować jako jedna z czterech najlepszych drużyn z trzecich miejsc. Ostatecznie udało się to osiągnąć z ostatniej możliwej pozycji.
ZAGRAJĄ BEZ BRAMKARZA?
Wszystko wskazywało więc na to, że wciąż będzie możliwy scenariusz przebicia wyniku z Ghaną i awans o kolejnej fazy turnieju. Piękny sen został jednak przerwany wraz z doniesieniami z obozu reprezentacji Komorów. Nikt oczywiście nie odbiera im marzeń, bo jutrzejszy mecz z Kamerunem ma zostać rozegrany zgodnie z planem, ale ciężko będzie o dobry wynik, jeśli drużyna nie będzie mogła wystawić żadnego ze swoich trzech nominalnych bramkarzy. Wszystko przez pozytywne testy na koronawirusa w szeregach zespołu.
Na kwarantannę zostało wysłanych łącznie dwanaście osób z otoczenia reprezentacji, w tym trener Abdou oraz siedmiu zawodników. Nieszczęście polega na tym, że wśród nich są Moyadh Ousseini i Ali Ahamada, czyli obaj bramkarze, którzy byli przygotowywani do pojawienia się w protokole meczowym w spotkaniu z Kamerunem. Trzeci golkiper, Salim Ben Boina, doznał kontuzji po wejściu Ayew w meczu z Ghaną. Musiał opuścić boisko i nie jest zdolny do występu.
Afrykańska Konfederacja Piłkarska zapowiadała przed startem turnieju, że zespół musi wziąć udział w meczu, jeśli tylko do gry jest gotowych jedenastu piłkarzy. Umówmy się, że to nieco bezwzględne zasady, ponieważ nie ma w nich ani słowa o wyróżnieniu konkretnych pozycji na boisku. Pół biedy, jeśli jakaś reprezentacja musiałaby zagrać bez środkowego napastnika, ale przecież w żaden sposób nie da się zastąpić bramkarza. Komory czeka więc walka z czasem i opracowanie strategii na jutrzejsze spotkanie z gospodarzem turnieju. Wystawiać do gry kontuzjowanego bramkarza, czy jednak już dzisiaj mianować nim jednego z zawodników z pola i przetestować jego umiejętności na treningu?
Cukierkowa przygoda może więc zakończyć się dla Komorów kompletną katastrofą. Ich piłkarze po prostu nie zasłużyli, bo odpadać z turnieju w tak dramatycznych okolicznościach. Zwłaszcza, że jeżeli taki scenariusz faktycznie wejdzie w życie, to światowe media skupią się na kolejnej aferze w trakcie Pucharu Narodów Afryki, w dodatku z głównym udziałem debiutującego zespołu, zamiast na pochwałach w kierunku Abdou i jego podopiecznych, którzy w swoim kraju już są prawdziwymi bohaterami.
Czytaj więcej o Pucharze Narodów Afryki:
- Zdumiewające oblicza Pucharu Narodów Afryki
- Wielkie doświadczenie i trudny charakter. Dokąd Vahid Halilhodzić zaprowadzi Maroko?
Fot. Newspix