Reklama

Polska rozbita przez Norwegię. Nasi byli dziś bezradni

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

20 stycznia 2022, 23:08 • 4 min czytania 18 komentarzy

W meczu drugiej rundy Euro 2022 z Norwegią Polska straciła aż 42 gole. Nikt w historii mistrzostw Europy nie dał sobie wbić więcej bramek w pojedynczym spotkaniu! Już to pokazuje, że zagraliśmy dziś bardzo słabo. Jednak wszystkim histerykom, którzy chcieliby teraz wywieźć na taczkach trenera Patryka Rombla i skreślać raz na zawsze naszą kadrę, mówimy: wyhamujcie. Nie jesteśmy aż tak słabi, jak wskazywałby na to dzisiejszy mecz, nie jesteśmy też tak mocni, jak myślało wielu kibiców po wygranych z Austrią i Białorusią.

Polska rozbita przez Norwegię. Nasi byli dziś bezradni

Na dziś Biało-Czerwoni to europejski średniak, który przy korzystnych wiatrach może postawić się mocniejszemu rywalowi. Problem w tym, że w czwartkowy wieczór chłopakom, tak jak czasem każdemu z nas, zdarzył się słabszy dzień w pracy (31:42). Dziś było o niego o tyle łatwiej, że naprzeciwko nas nie stanął Zespół Pieśni i Tańca Mazowsze, tylko jedna z najlepszych ekip globu. Przypominamy: w poprzednich latach Norwegowie dwukrotnie sięgali po srebrne medale MŚ (2017 i 2019), a na ostatnich ME wywalczyli trzecie miejsce. Cieszą się wspaniałym pokoleniem zawodników, tak jak my przed laty, podczas ery Bogdana Wenty. W dodatku Skandynawowie jako jedna z nielicznych ekip tego turnieju nie są zdziesiątkowani koronawirusem.

Osłabieni brakiem absolutnie kluczowego dla naszej obrony Macieja Gębali Polacy musieli się dziś zmagać na parkiecie między innymi z Sandorem Sagosenem, czyli zdaniem wielu najlepszym zawodnikiem świata. W Bratysławie potwierdził swoją klasę, rzucił nam 10 bramek. Był nie do zatrzymania, podobnie jak skrzydłowi Sebastian Barthold (też 10 trafień) i Kristian Björnsen (9). Ci dwaj ostatni trafiali między innymi z kontrataków. Było o nie o tyle łatwo, że w pierwszej połowie nasi raz za razem popełniali w ofensywie niewymuszone błędy. Poza Arkadiuszem Morytą i Szymonem Sićką w przodzie nie radził sobie właściwie nikt, w tyłach nie było lepiej.

Trochę nie rozumiemy, dlaczego mecz na ławce zaczął Piotr Chrapkowski. Skoro kapitan wrócił do kadry po kwarantannie – a jak zapewniał nas wczoraj w Weszło FM trener przygotowania motorycznego drużyny Łukasz Wicha „Chrapek” jest w dobrej formie fizycznej – to powinien był grać od początku. Zamiast niego na środku obok Dawida Dawydzika wystąpił jednak Ariel Pietrasik, który nie radził sobie z Norwegami.

W drugiej połowie obraz gry się nie zmienił – rywale robili co chcieli, a myśmy nie mieli za bardzo pomysłu, jak ich powstrzymać, nawet wtedy, gdy z norweskiej ławki podniosło się kilku rezerwowych o mniej znaczących nazwiskach i nie tak imponującym dorobku. W sumie to dobrze, że trener Christian Berge dał im szansę – gdyby do końca tego meczu występowali sami najlepsi i grali na 100%, kto wie czy nie stracilibyśmy 50 goli?!

Reklama

Po tym spotkaniu widzimy właściwie jeden plus – rówieśnik Michała Olejniczaka Piotr Jędraszczyk (rocznik 2001) wytrzymał presję i pokazał kilka efektownych zagrań. W kadrze Rombla zawodnik Piotrkowianina pełni funkcję rozgrywającego numer 3. Naszym zdaniem – od dziś powinien być numerem 2, czyli przeskoczyć w hierarchii Macieja Pilitowskiego. To 32-letni szczypiornista, który całą karierę gra w Polsce i jasne jest, że pewnego poziomu już po prostu nie osiągnie, mimo niezaprzeczalnych chęci. W tej sytuacji dajmy się rozwijać Jędraszczykowi. A cóż dla młodego chłopaka może być lepszą nauką niż bezcenne minuty na dużym turnieju?

Po Euro 2022 Rombla czeka jeszcze jedno ważne zadanie – znalezienie godnego zmiennika na połówce dla Michała Daszka. Rafał Przybylski to po prostu nie jest ten poziom. Owszem, pisaliśmy przed kilkoma dniami, że gdy nie występował przez kwarantannę, to Polacy mieli problem i to zdanie podtrzymujemy. Kłopot polegał bowiem na tym, że grający bez zastępstwa Daszek zostałby po prostu zajechany. W tej sytuacji lepszy rydz niż nic, wolimy przemęczyć się przez kilka minut z Przybylskim niż patrzeć jak zawodnik Wisły Płock padnie z wysiłku. Ale to rozwiązanie krótkoterminowe, niewystarczające, ta kadra rozpaczliwie potrzebuje leworęcznego playmaykera.

Pewnie byłby nim Maciej Majdziński, ale niestety jest to chłopak z bardzo kruchym zdrowiem. Nieźle zapowiadającą się karierę storpedowały groźne kontuzje, takie jak np. zerwanie więzadła krzyżowego na poprzednich MŚ.

Rombel jest w kiepskiej sytuacji, bo jako alternatywa dla Daszka jawią się zawodnicy ze zgranymi nazwiskami, którzy podobnie jak Pilitowski prochu nie wymyślą, czyli chociażby Marek Szpera. Lub też młodzi-zdolni, ale jeszcze nie będący na międzynarodowym poziomie, jak np. Szymon Działakiewicz. Jeden z bardziej znanych polskich trenerów jakiś czas temu mówił nam, że to nie jest chłopak na kadrę, z drugiej jednak strony nie ma co tego przyjmować za pewnik skoro szkoleniowcy zespołu VFL Gummersbach coś w nim zobaczyli i postanowili ściągnąć chłopaka do siebie. Dla niewtajemniczonych: to jeden z najbardziej utytułowanych niemieckich klubów w historii, który jest obecnie liderem 2. Bundesligi. Szymon na razie pełni w nim funkcję zmiennika doświadczonego Janko Bozovicia, najlepszego strzelca drużyny. Ale kto wie, może w ciągu 12 miesięcy rozwinie się na tyle, że na polskim mundialu pomoże kadrze?

Jeśli nie, a do tego selekcjoner nie wynajdzie w międzyczasie leworęcznej wersji Ariela Pietrasika, to może Rombel powinien pójść w ślady… wielkiej Francji? Drużyna Claude’a Onesty grała przez lata z trzema praworęcznymi rozgrywającymi, z którymi sięgnęła po największe światowe trofea. Tym, który występował na prawej połówce, był Jerome Fernandez. On grywał na tej pozycji całe mecze, my szukamy zaś kogoś, kto da odetchnąć Daszkowi przez 10-15 minut. Potrzeba matką wynalazku, więc kto wie, czy selekcjoner w akcie desperacji nie pójdzie w końcu tą drogą? 

Reklama

GAP

Fot. Newspix.pl

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

18 komentarzy

Loading...