Reklama

Od idola do najsłabszego ogniwa Marsylii. Francuski kryzys Milika

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

17 stycznia 2022, 17:55 • 7 min czytania 26 komentarzy

Już się wydawało, że wszystko, co najgorsze za Arkadiuszem Milikiem i w Marsylii znalazł swoje miejsce na ziemi – przynajmniej na jakiś czas. Tymczasem ten sezon jak na razie jest dla niego pasmem rozczarowań i tak samo odbierają to kibice. Po niedzielnym meczu z Lille (1:1) polski napastnik stał się zdecydowanie najbardziej krytykowanym piłkarzem Olympique. Nie bez powodu. Czy to chwilowa zapaść, wynikająca z potrzeby dojścia do pełni formy po kolejnych zawirowaniach zdrowotnych, czy też problem staje się poważniejszy? 

Od idola do najsłabszego ogniwa Marsylii. Francuski kryzys Milika

Arkadiusz Milik – kryzys formy w Olympique Marsylia

Patrząc na ogólne liczby urodzonego w Tychach zawodnika, wydaje się, że do tragedii daleko. 18 meczów i 9 goli to przecież wynik co najmniej solidny. Problem w tym, że zaledwie jedna bramka dotyczy francuskiej ekstraklasy, a w niej nasz rodak zaliczył już 11 występów, spędzając na murawie blisko 700 minut. Na ligowe trafienie czeka od 17 października, gdy pokonał bramkarza Lorient. Jego niemoc trwa już dziewięć spotkań (565 minut).

Wczorajsze starcie z Lille (wrócił po opuszczonym przez pozytywny wynik testu na koronawirusa meczu z Bordeaux) było dla niego kompletnie nieudane, choć suche statystyki niekoniecznie to pokazują. Francuskie media zgodnie uznawały, że zaprezentował się wyjątkowo niekorzystnie. W „L’Equipe” z notą 3 został uznany najsłabszym aktorem całego widowiska. Z kolei redaktor So Foot drwił, że dopiero co sprowadzony Cedric Bakambu był tak samo widoczny, co Arkadiusz Milik. Cały żart polegał na tym, że Bakambu jeszcze nie wystąpił… Lephoceen.fr komentował, że Polak ciągnął w dół całą drużynę, a 90min.com puentował, że tym razem nie mógł tłumaczyć się brakiem dobrych podań, bo takowe otrzymywał i wszystkie zmarnował.

Coś pękło też w kibicach. Gdy Milik z przytupem wszedł do nowej drużyny, fani w większości byli nim zachwyceni. Pojawiały się nawet komentarze, że jest za duży na ten klub, musi się męczyć ze słabszymi partnerami i to wielki uśmiech losu, że ktoś taki u nich wylądował. Dziś niestety nastroje są zupełnie inne. Kibice po meczu z Lille zaczęli gremialnie kwestionować przydatność Polaka do zespołu, a nawet same jego umiejętności. Jak to w takich przypadkach bywa, nie brakowało różnych memów i złośliwości.

Reklama

Niepasujący element zespołu

Dlaczego tyle żali wylało się właśnie teraz?

Pamiętajmy, że Milik jest najlepiej zarabiającym piłkarzem OM. Rocznie dostaje w granicach 4,5-5 mln euro, dlatego oczekiwania względem niego są ogromne, zwłaszcza po tym, co pokazywał w pierwszej rundzie. Latem długo na niego czekano, wreszcie wrócił i ciągle rozczarowuje. Spotkanie z Lille było niezwykle istotne dla Marsylii w kontekście walki o 2.-3. miejsce. Nicea wcześniej sobie w tej kolejce poradziła, więc Marsylia musiała wygrać, żeby ją dogonić, no a samo Lille też jest kandydatem do pucharów. Milik wypadł bardzo słabo, był niewidoczny. Lille od 30. minuty grało w osłabieniu, ale nic z tego nie wynikało dla Milika. Ani nie miał więcej sytuacji, ani samemu nie wychodził do podań. Dopiero, gdy w końcówce w jego miejsce wszedł Amir Harit i Marsylia miała fałszywą „dziewiątkę”, po raz kolejny okazało się, że w takim układzie funkcjonuje lepiej niż z Polakiem. Jest wtedy więcej ruchu i więcej wejść środkowych pomocników – mówi nam Michał Bojanowski, komentator ligi francuskiej w Canal+ i ekspert „Bonjour Ligue 1” na Kanale Sportowym.

Ano właśnie. Trener Jorge Sampaoli przyznawał jakiś czas temu, że pod nieobecność Polaka zmienił styl gry zespołu, uniezależniający go od obecności typowego snajpera. – To się sprawdzało na początku sezonu, gdy Milik leczył kontuzję. Wszystko dobrze funkcjonowało – potwierdza Bojanowski i rozwija wątek, dlaczego obecnie reprezentant biało-czerwonych rozczarowuje na tle swoich kolegów.

 – Często ma problem z odnalezieniem się na boisku, jest ciałem obcym w zespole. Ma wokół siebie ruchliwych piłkarzy w osobach Undera, Payeta, Harita czy Guendouziego, natomiast sam gra bardzo statycznie i nie pasuje do tej układanki. Wiosną świetnie współpracował z Payetem, który operował za jego plecami i często posyłał mu dalsze podania. Milik przyjmował, zgrywał piłkę będąc tyłem do bramki i oddawał ją Payetowi. Wiosną podkreślano jego wyszkolenie techniczne, które daje dużo możliwości w grze kombinacyjnej. Obecnie to tak nie funkcjonuje. Być może po części dlatego, że z ofensywnych zawodników grających regularnie został jedynie Payet, a pozostali są nowi, przyszli latem i brakuje zrozumienia. Co nie zmienia faktu, że Milik powinien robić więcej, bo wygrywa mało pojedynków i zawodzi go skuteczność – tłumaczy.

Reklama

Kontuzja przestaje być alibi

Zaglądamy do statystyk za aktualny sezon Ligue 1. Zaledwie 29% wszystkich wygranych pojedynków, 4 niewykorzystane okazje – jest się za co bić w piersi i jest co poprawiać.

Sam zainteresowany na pewno zdaje sobie sprawę, że znajduje się daleko od optymalnej dyspozycji ze względu na przedłużające się leczenie urazu, który wyeliminował go najpierw z udziału w Euro 2020, a później z pierwszych ośmiu kolejek Ligue 1. – Jestem w przejściowym momencie, bez okresu przygotowawczego, wrzucony od razu do grania co trzy dni, co – nie będę ukrywał – odczułem – mówił na początku grudnia na antenie Viaplay.

Argument zdrowotny jest mocny, lecz przestaje wystarczać, zwłaszcza że kibice mają w pamięci początki Milika na Velodrome. Przyszedł przecież po rundzie spędzonej na trybunach w Napoli, niedługo potem wypadł na trzy tygodnie, a mimo to po powrocie do zdrowia z miejsca zaczął robić różnicę. – Kontuzja już przestaje go tłumaczyć. Sampaoli cały czas mówi, że w niego wierzy, że musi spokojnie dojść do formy, ale krytycznych głosów jest coraz więcej. Nie bez powodu dopiero co przyszedł Cedric Bakambu. To piłkarz bardziej uniwersalny, mogący także grać na skrzydle. Jeśli jednak przewiduje się go przede wszystkim na środek ataku i tam odpali, Milik może mieć problemy. A wypróbują go w tej roli raczej prędzej niż później – uważa Bojanowski.

Gole w Pucharze Francji i Lidze Europy to za mało

Zasadne wydaje się pytanie, czy przypadkiem polski napastnik efektownym przywitaniem z Francją nie rozbudził apetytu aż do przesady i nie sprawił, że część kibiców zaczęła go postrzegać jako niemalże zbawcę ich klubu, kogoś, kto na własnych barkach wzniesie OM na wyższy poziom.

Michał Bojanowski: – Z jednej strony, coś w tym jest. Z drugiej – on to potwierdzał swoją grą w pierwszym okresie, miał genialny start. Mogło się zacząć wydawać, że tak to będzie wyglądało na co dzień, ale ta ostatnia kontuzja wiele zmieniła. Powoli w klubie chyba wszyscy zdają sobie sprawę, że to naprawdę dobry piłkarz, którego stać na wiele, jednak drużyna nie może być oparta tylko na nim, bo na dłuższą metę zwyczajnie brakuje mu zdrowia. A gdy Milik wypada, pojawiają się duże problemy, bo Marsylia jesienią nie miała drugiego typowego środkowego napastnika. Dopiero przyjście Bakambu daje możliwość rotacji.

Milika statystycznie ratują dokonania na innych frontach. W Pucharze Francji zdobył cztery bramki w dwóch występach, tyle że chodziło o rywali z piątej ligi, więc generalnie nie zrobiło to specjalnego wrażenia. Znacznie większą wagę mają cztery gole z fazy grupowej Ligi Europy (dwa z Galatasaray, po jednym z Lazio i Lokomotiwem Moskwa), choć i tu ktoś mógłby się doczepić, że jedno trafienie dotyczy rzutu karnego, a drugie dobitki po karnym. Przynajmniej dzięki tym golom Polak całościowo nie wpadł w jakąś spiralę niemocy. Dla napastnika nie ma nic gorszego, niż całkowite zacięcie karabinku, bez względu na rodzaj rozgrywek. Tego Milik zdołał uniknąć.

Pozycję Milika wzmocni… zakaz transferowy?

Mimo rozczarowującej jesieni, ciągle jest on łączony z Juventusem. Dopiero co włoskie media odświeżyły temat, ale cena pozostawała niezmienna. Marsylia, która ma obowiązek wykupu zawodnika z Neapolu, podobnie jak latem miała żądać 20 mln euro, co odstraszyło „Starą Damę”. Prezydent OM Pablo Longoria zresztą deklarował, że sprzedaż Milika absolutnie nie wchodzi w grę.

 – Wydaje mi się, że Marsylia nie będzie dążyła do jego sprzedaży, ponieważ to mimo wszystko nadal wartościowy piłkarz. Wiele będzie też zależało od rozstrzygnięcia sprawy z Pape Gueyem. Był już praktycznie piłkarzem Watfordu, ale w ostatniej chwili uznali z agentem, że się wymiksują z umowy i przyjmą ofertę Marsylii. Powstał spór między klubami, Gueye kilka dni temu został zawieszony do czasu wyjaśnienia sprawy przez FIFA. Jeśli ta uzna, że naruszono przepisy, OM może dostać zakaz transferowy na dwa okienka. W takich okolicznościach nikt nie będzie chciał się pozbywać Milika, bo nikogo w jego miejsce nie sprowadzą. Osobną kwestią jest to, że jego kontrakt mocno obciąża klub, dlatego presja niezmiennie będzie bardzo wysoka, a nie wydaje mi się, by istniała jakakolwiek szansa na obniżenie uposażenia – analizuje Bojanowski.

Najwyraźniej ten związek tak prędko się nie zakończy. Pytanie, czy znów wejdzie w fazę wzajemnego zadowolenia i po burzy wyjdzie słońce. Na bicie na alarm chyba jeszcze za wcześnie, bo chodzi tak naprawdę o niecałe cztery słabsze miesiące po straconym okresie przygotowawczym (Milik wrócił na boisko 30 września na mecz z Galatasaray w Lidze Europy). Jeśli jednak w ciągu najbliższych tygodni sytuacja nie zacznie się poprawiać, a po drodze z formą wystrzeliłby jeszcze Bakambu, będą powody do mocniejszego niepokoju. Potencjalnie nadal mówimy przecież o piłkarzu kluczowym dla reprezentacji.

CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKICH REPREZENTANTACH:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Gikiewicz ostro do byłego kapitana Widzewa. „Mogę mu chusteczki wysłać”

Kamil Warzocha
0
Gikiewicz ostro do byłego kapitana Widzewa. „Mogę mu chusteczki wysłać”
1 liga

Trenował w Legii, teraz jest wielką nadzieją Lecha. „Rozumie grę lepiej od Linettego”

Jakub Radomski
5
Trenował w Legii, teraz jest wielką nadzieją Lecha. „Rozumie grę lepiej od Linettego”

Francja

Francja

Radosław Majecki się rozkręca. Trzeci mecz z rzędu na zero z tyłu

Bartosz Lodko
5
Radosław Majecki się rozkręca. Trzeci mecz z rzędu na zero z tyłu
Francja

Bajka z happy endem. Był pół centymetra od śmierci, za moment wróci do gry

Szymon Piórek
4
Bajka z happy endem. Był pół centymetra od śmierci, za moment wróci do gry

Komentarze

26 komentarzy

Loading...