Reklama

Tuchel umie wygrywać z Guardiolą. Jak będzie dzisiaj?

redakcja

Autor:redakcja

15 stycznia 2022, 11:00 • 6 min czytania 1 komentarz

Nie minął nawet rok od kiedy Thomas Tuchel zaczął swoją pracę na Wyspach, a jego rywalizacja z Pepem Guardiolą urosła do miana jednej z najbardziej fascynujących w Anglii. Wszystko dlatego, że Niemiec potrafi wyjątkowo dobrze przygotować swój zespół, grając przeciwko przyzwyczajonemu do zwycięstw Hiszpanowi. Już dzisiaj kolejny odcinek sagi pod tytułem „Tuchel vs Guardiola”.

Tuchel umie wygrywać z Guardiolą. Jak będzie dzisiaj?

OBAJ ZNAJĄ SIĘ OD LAT

Do tej pory panowie mierzyli się dziewięć razy, lecz aż pięć tych pojedynków miało miejsce w Niemczech. Jak wiemy, Bayern Guardioli nie dawał nikomu taryfy ulgowej, co dobrze widać po bilansie z Tuchelem. Ten dwa razy mierzył się z Bawarczykami jako menedżer Mainz, co dawało mu jeszcze mniejsze pole do popisu. Jak można się domyślać, skończyło się na dwóch porażkach. Później przyszły trzy pojedynki, gdy siadał na ławce Borussii Dortmund. Udało się wówczas wywalczyć jeden remis w trzech starciach. Przez cały czas obaj darzyli się ogromnym szacunkiem i wiele się od siebie uczyli.

Pep ma ogromny wpływ na grę swojego zespołu. Mam wrażenie, że zawsze, gdy oglądam mecz jego drużyny, mogę się nauczyć czegoś nowego o futbolu – mówił Niemiec.

W trakcie pracy w Mainz latał on do Katalonii, by podglądać Guardiolę w akcji. Gdy odszedł z Mainz, ale jeszcze nie został zatrudniony w Dortmundzie, wybrał się do Monachium, gdzie miał okazję porozmawiać z Hiszpanem. Spotkanie miało miejsce w barze, trwało cztery godziny, a obaj w jego trakcie używali wszystkich możliwych przyrządów na stole, by obrazowo wyjaśnić swoje spojrzenie na konkretne warianty taktyczne. Nic dziwnego, że gdy Tuchel został ogłoszony menedżerem Chelsea, Guardiola ucieszył się na te wieści. – To wyjątkowy trener i jestem przekonany, że odniesie sukces. Jest moim przyjacielem, więc dobrze będzie go tu widzieć – mówił niecały rok temu. Po czasie okazało się, że o ile obaj mają do siebie mnóstwo sympatii i nie posądzamy ich o kurtuazję w trakcie konferencji prasowych, to widok Niemca przy linii bocznej wcale nie musi kojarzyć się Hiszpanowi z niczym pozytywnym.

Reklama

Wręcz przeciwnie, może on być symbolem jego porażki.

Przez ostatnie dwanaście miesięcy obaj menedżerowie stawali na przeciwko siebie cztery razy. Trzy pierwsze pojedynki wygrał Tuchel, dzięki czemu stał się drugim trenerem (po Jurgenie Kloppie), który potrafił trzy razy z rzędu pokonać Guardiolę w jego menedżerskiej karierze. Hiszpan odniósł zwycięstwo dopiero jesienią ubiegłego roku, a dzisiaj będzie jedynie gonił wynik taktycznych rywalizacji przeciwko Tuchelowi w Anglii.

TRAUMATYCZNE PORAŻKI GUARDIOLI

A przy aktualnym ich bilansie nie możemy patrzeć jedynie na suche liczby, ale na rangę każdych kolejnych spotkań. To właśnie Tuchel stoi bowiem za zaledwie dwoma trofeami, jakie dołożono do gabloty na Etihad w poprzednim sezonie. Gdyby nie on, byłoby ich więcej. „Obywatele” mieli szansę nawet na poczwórną koronę, ale w dwóch pozostałych rozgrywkach na ich drodze stawała właśnie Chelsea pod wodzą niemieckiego menedżera. To The Blues wyeliminowali rywali w półfinale Pucharu Anglii, a także zabrali im marzenia o upragnionej od lat Lidze Mistrzów.

Ich pierwsza potyczka na angielskiej ziemi miała miejsce w półfinale FA Cup, niecałe trzy miesiące po przyjeździe Tuchela na Wyspy. Niemiec zdążył tak szybko odcisnąć piętno na grze Chelsea, że po kiepskim okresie pod wodzą Franka Lamparda, ta była w stanie wygrywać z drużynami prowadzonymi przez Jurgena Kloppa, Jose Mourinho, Carlo Ancelottiego i Diego Simeone. W kwietniu do grona pokonanych doszedł Pep Guardiola, który musiał pogodzić się z odpadnięciem z pierwszych rozgrywek w ubiegłym sezonie.

Zaledwie trzy tygodnie później doszło do kolejnego starcia, tym razem w Premier League. Dla Manchesteru City nie miało ono większego znaczenia pod kątem tabeli ligowej, w której miał on ogromną przewagę. Było jednak bardzo ważne pod kątem mentalnym, bo oba zespoły zaledwie kilka dni wcześniej awansowały do finału Ligi Mistrzów, przez co wiedziały, że za kilka tygodni zmierzą się w meczu o najważniejsze klubowe trofeum w Europie. W ligowym pojedynku to „Obywatele” mieli więcej okazji do zwycięstwa, ale drużyna Tuchela potrafiła odwrócić losy meczu i zgarnąć trzy punkty, czym zyskała psychologiczną przewagę. – Przyjechaliśmy tu z wiedzą, że możemy ich pokonać. To samo mamy teraz, nie zmieni się to aż do finału – mówił po meczu Niemiec.

Sytuacja powtórzyła się pod koniec maja. Tuchel zaliczył hat-tricka nad Guardiolą i to w meczu o stawkę zupełnie inną, niż wszystkie pozostałe. Czy przewaga psychologiczna miała znaczenie w finale Ligi Mistrzów? Patrząc na skład Manchesteru City, można odnieść takie wrażenie. Guardiola jak gdyby spanikował przed kolejnym starciem z Tuchelem, przekombinował. Do gry wystawił jedenastkę, z której nigdy wcześniej nie skorzystał. Zaledwie drugi raz w ciągu ponad 60 meczów nie posłał do gry żadnego z defensywnych pomocników – Rodriego i Fernandinho.

Reklama

KLUCZE DO ZWYCIĘSTWA

We wszystkich trzech spotkaniach wytrychem, który otwierał defensywę Manchesteru City, był Timo Werner.

Niemiecki napastnik wielokrotnie zawodził, raził swoją nieskutecznością, ale w pojedynkach z zespołami Guardioli idealnie wypełniał swoje obowiązki, mimo że ani razu nie trafił do siatki. W finale Ligi Mistrzów zmarnował nawet świetną okazję. To jednak właśnie Niemiec wprowadzał chaos w formacji obronnej „Obywateli”, przede wszystkim opierając się na swojej szybkości. To po jego asyście gola w meczu pucharowym zdobył Hakim Ziyech. Ta sama dwójka identyczną sytuację wykreowała w pierwszej połowie tamtego spotkania, ale wtedy nie udało im się utrzymać linii spalonego.

W finale Ligi Mistrzów to ponownie Werner miał ogromny wkład w akcję bramkową, mimo że nawet nie dotknął przy niej piłki. Zespoły Guardioli przyzwyczaiły do obrony trójką defensorów, podczas gdy ten czwarty gra bardzo ofensywnie i często nie nadąża wrócić na swoją pozycję w razie kontrataku. Tym sposobem Werner zawsze zwracał uwagę jednego z trzech obrońców i odciągał go od centralnej części boiska. W finałowym spotkaniu wolną przestrzeń idealnie wykorzystał Kai Havertz, który zdobył wówczas jedyną bramkę spotkania.

Meczów na takim poziomie nie wygrywa się jednak ofensywą. To obrona od początku pobytu Tuchela w Chelsea była jego znakiem rozpoznawczym. O ile wahadłowi The Blues zwykli grać bardzo ofensywnie i odpowiadać za znaczącą liczbę bramek zespołu, tak w spotkaniach przeciwko Manchesterowi City wszyscy piłkarze drugiej linii przykładają ogromną uwagę do swoich zadań w obronie. Dzięki temu Chelsea często broni się nawet ośmioma zawodnikami, którzy są ustawieni bardzo szeroko, czego Guardiola bardzo nie lubi u swoich przeciwników.

LIGOWA RZECZYWISTOŚĆ

Hiszpanowi udało się już odwrócić trend i pokonać Tuchela w Premier League, ale nie dość, że ogólny bilans takich starć wciąż jest dla niego negatywny, to jeszcze echo finału Ligi Mistrzów będzie odbijać się w pojedynkach obu menedżerów zdecydowanie dłużej, niż zwykły mecz ligowy. Można odnieść wrażenie, że skoro Manchester City wygrał 14 z 15 ostatnich meczów na wszystkich frontach, dzisiaj dla Guardioli ważniejsze będzie zwycięstwo nad swoim rywalem, niż zdobycie kolejnych trzech punktów w tabeli. Obaj menedżerowie nie szczędzili sobie już ciepłych słów pod swoim adresem na przedmeczowych konferencjach.

Jest niesamowicie kreatywny. To jeden z kilku menedżerów, od którego nieustannie się uczę, by stać się lepszym trenerem. Sprawia, że świat futbolu staje się lepszy – mówił Guardiola.

Pod kątem przygotowania do meczu zupełnie inne nastroje mogą panować w otoczeniu Tuchela. Może się wydawać, że Niemca niekoniecznie interesuje, z kim przyjdzie mu się zmierzyć, a bardziej liczy po prostu na zdobycie trzech punktów. Strata Chelsea do Manchesteru City wynosi już dziesięć oczek i w takim momencie sentymenty trzeba odłożyć na bok. Może to być ostatnia szansa na zbliżenie się do rywali. Jeżeli to „Obywatele” zgarną dzisiaj trzy punkty, na Etihad powoli będą mogli myśleć o wstawianiu szampanów do lodówki, by schłodzone czekały na ich otwarcie w maju.

Czytaj więcej o:

Fot. Newspix

Najnowsze

Polecane

Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Sebastian Warzecha
1
Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Anglia

Komentarze

1 komentarz

Loading...