Śląsk Wrocław skrócił wypożyczenie Fabiana Piaseckiego, co oznacza, że problematyczna sytuacja sprzed pół roku wraca do punktu wyjścia. Napastnik nie będzie czarował już w Stali Mielec, która nie znalazła środków na to, by go wykupić. A jednocześnie znów czeka go walka o miejsce w składzie z Erikiem Exposito, która nie musi zakończyć się powodzeniem. Pat trwa dalej.
Fabian Piasecki – za ambitny dla Śląska
Gdy w sierpniu Fabian Piasecki ubiegał się o wypożyczenie, stawiając sprawę niemal na ostrzu noża, we Wrocławiu nie wiedzieli, co z tym fantem zrobić. Mieli świadomość, że nie jest to chwilowa fanaberia czy nagły odpał niezadowolonego piłkarza, a długotrwały klincz, z którego należy się jakoś uwolnić. Piasecki mówił odważnie w mediach, że nie czuje się gorszy od Exposito i zasługuje na grę. Wielokrotnie inicjował rozmowy z Dariuszem Sztylką, w których przekonywał, że nie czuje się dobrze z ówczesną rolą. Także Jacek Magiera słyszał od napastnika, że ten nie jest w stanie zaakceptować wejść z ławki na dwadzieścia czy trzydzieści minut. Chce grać więcej. Chce grać wszystko. Chce być kluczowym piłkarzem drużyny.
Wielka ambicja? Wiara we własne umiejętności, przekonanie o tym, że ma się swoje pięć minut? Niewątpliwie tak.
Ale ta wiara i ambicja Piaseckiego niekoniecznie była Śląskowi na rękę. Wcale nie było przecież tak, że wkurzony napastnik pełnił rolę piątego koła u wozu. W momencie, gdy pozwolono mu odejść…
- wybiegł w wyjściowym składzie na jeden mecz pucharowy (a we wszystkich innych pojawiał się z ławki),
- dwa na pięć meczów ligowych zaczął w podstawie (i znów – w trzech pozostałych wchodził),
- zapakował pięknego gola z przewrotki Piastowi Gliwice.
Innymi słowy – był ważnym ogniwem zespołu. Może nie kluczowym, może nie miał takich notowań jak Exposito, ale jednak – był potrzebny. Zagrał w każdym z możliwych meczów. I spokojnie miał perspektywę na – powiedzmy – tysiąc minut w sezonie. Wcześniej można było żartować z jego hiszpańskiego konkurenta, który notował tylko przebłyski, ale akurat na początku obecnego sezonu ten zaliczył świetną serię – tak w pucharach, jak i lidze – czym znacząco umocnił swoje miejsce w składzie. Exposito był wtedy – i jest oczywiście nadal, zwłaszcza po przedłużeniu kontraktu – obietnicą ciekawego zarobku, co także stanowi jego silny oręż w walce o plac.
Wszyscy jednak znali chimeryczność Exposito. Co, jeśli znowu wpadnie w dołek, a mający bić się o czołówkę Śląsk nie będzie mógł sobie pozwolić na holowanie balastu?
Co, jeśli odniesie kontuzję?
Co, jeśli last minute przyjdzie za niego gruba oferta, której wrocławianie nie będą mogli się oprzeć?
Śląsk pozostałby wtedy bez żadnej sensownej alternatywy. Sebastian Bergier? Spalił się w meczu pucharowym i nie ma wielkiego zaufania. Caye Quintana? Nie wiadomo było wówczas, jak szybko się odnajdzie we Wrocławiu (no i nie odnalazł się do tej pory), a poza tym to nie jest typowa dziewiątka. Gdyby posypał się Exposito, znacząco odbiłoby się to na jakości Śląska.
Mimo to zdecydowano się na wypożyczenie Piaseckiego. To pokazuje, jak bezradny wobec ambicji swojego piłkarza był Śląsk Wrocław.
Fabian Piasecki w Stali – potwierdzenie jakości
Sam piłkarz zdecydował się na mało atrakcyjne perspektywy drużynowe, bo przecież Stal wtedy a) słabo zaczęła, b) była murowanym kandydatem do spadku, c) czekała do samego końca okna na transfery, co nie musiało zakończyć się sukcesem, d) nie była wcale łatwym środowiskiem dla napastnika. Sam Piasecki grał już wcześniej w klubie walczącym o utrzymanie (gdy dołączał do Stali, taka była perspektywa) i nie zakończyło się to zbyt udanie. W Miedzi strzelił tylko jedną bramkę.
Kluczowe były tu tylko perspektywy na jak największą liczbę minut, a rywalizacja z Kolewem czy Jankowskim… No, żadna to rywalizacja.
Gdyby palący się do gry Piasecki nie dał sobie rady na wypożyczeniu i podzielił los Jankowskiego czy Kolewa, wyszłoby trochę głupio. Ale piłkarz niejako utarł nosa swojemu pracodawcy, bo znalazł się na koniec rundy wyżej w tabeli. Indywidualnie zaliczył dobry okres. Strzelił kolejne cztery bramki, zaliczył cztery asysty, do tego dwa kluczowe podania. Śmiało można było zaliczyć go do grona wygranych jesieni, również na kanwie dobrego wyniku drużynowego Stali.
Tylko co miał z tego Śląsk?
Nic.
Wrocławianie postawili więc Stal pod ścianą: jeśli chcecie naszego napastnika, to wykupcie go. Inaczej my skracamy wypożyczenie.
Piasecki został wyceniony na 300 tysięcy euro. Wkomponowany w drużynę napastnik, niestary, regularny, za tę kwotę? Nawet jak na polskie warunki nie są to żadne kokosy.
Ale Stal znalazła się w specyficznym momencie swojej najnowszej historii. Grzechy sprzed lat dopadają ją właśnie teraz, mimo gry w Ekstraklasie, którą zapewnił jej typowy awans na kredyt. Jesienią prezes Jacek Klimek oceniał, że jeśli nie znajdą się pieniądze, możliwy jest bardzo czarny scenariusz dla mieleckiej piłki. Jakoś zebrano te środki, pomogli lokalni sponsorzy, byt został zapewniony.
Dopiero uratowali klub, a tu znowu trzeba wytrzasnąć ponad milion złotych?
Klimek oceniał szansę na ten transfer na 25%. Za tym szacunkiem kryło się przekonanie sponsorów, którzy mieliby wziąć na siebie kwotę odstępnego za piłkarza Śląska. Misja była trudna, może nawet z góry skazana na niepowodzenie, no i nie powiodła się. Pozostało liczyć na to, że na Dolnym Śląsku zmiękną i nie zdecydują się na cofnięcie zawodnika z wypożyczenia, ale to nie nastąpiło. Nie po to stawiasz kogoś pod ścianą, by później obniżać żądania.
Zabawa zaczyna się od nowa
Powrót Piaseckiego do Śląska sprawia, że… wszystko zaczyna się od nowa. Problem ma Piasecki, bo znów jest w tym samym miejscu, co pół roku temu. No, z większymi liczbami i dobrym wrażeniem pozostawionym po sobie w Mielcu. Problem ma Śląsk, bo znów ma niezadowolonego piłkarza, a trudno wyobrazić sobie, by lider klasyfikacji strzelców miał zostać posadzony na ławce. Wreszcie problem ma Stal, bo zostaje bez napastnika, a przecież z klubu już odszedł Jankowski, podobny los spotka zapewne Kolewa.
Piłkarz spędził fajne pół roku na Podkarpaciu, ale wypożyczenie nie rozwiązało patowej sytuacji.
Rozwiązaniem byłaby pewnie oferta dla Piaseckiego z innego klubu Ekstraklasy. Śląsk oczekuje za niego 300 tysięcy euro. Polskie kluby często narzekają na trudny rynek napastników, często usprawiedliwiając tym swoje zagraniczne niewypały transferowe, a tu za stosunkowo niewielką jest do wzięcia piłkarz, który powinien poradzić sobie wszędzie.
I sami jesteśmy ciekawi, czy ktoś skorzysta.
WIĘCEJ O ŚLĄSKU WROCŁAW:
- Rafał Makowski zagra na Węgrzech
- Czy Praszelik to już produkt gotowy na eksport?
- “Mama krótko mnie trzyma”. Wywiad z Fabianem Piaseckim
Fot. FotoPyK