Reklama

To dla niego Pogoń pobiła rekord transferowy. Kim jest Wahan Biczachczjan?

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

10 stycznia 2022, 18:43 • 9 min czytania 91 komentarzy

Pogoń Szczecin dopiero co zdecydowanie pobiła swój rekord sprzedażowy (i przy okazji całej Ekstraklasy), wysyłając Kacpra Kozłowskiego do Brighton z postojem w Belgii, a teraz ustanowiła swój rekord zakupowy, pozyskując Wahana Biczachczjana z MSK Żylina. Na papierze wszystko prezentuje się tu znakomicie, jednak drobna nuta niepewności pozostaje.

To dla niego Pogoń pobiła rekord transferowy. Kim jest Wahan Biczachczjan?

Wahan Biczachczjan – sylwetka nowego piłkarza Pogoni Szczecin

Oczywiście “Portowcy” kupując tego zawodnika nie rzucili na kolana wydaną kwotą, ale jak na ich dotychczasowe poczynania, dokonali dużej inwestycji. Jak informuje na Twitterze Jan Jasenka ze Sport.sk, kwota transferu wyniosła 900 tys. euro (plus procent od następnego transferu), czyli mniej więcej dwa razy tyle, co przy dotychczas figurującym jako najdroższy Pawle Cibickim. Oby reprezentant Armenii skończył znacznie lepiej niż były reprezentant polskich i szwedzkich młodzieżówek.

Kontrakt podpisano na trzy i pół roku. – Nad pozyskaniem Wahana pracowaliśmy bardzo długo. Kilka razy oglądaliśmy go na żywo podczas jego meczów w poprzednim klubie, byliśmy nim zainteresowani jeszcze zanim przedłużył kontrakt z Żyliną. Bardzo cieszę się z tego, że udało nam się zamknąć negocjacje i sfinalizować ten ruch. Wahan ma w sobie bardzo dużo piłkarskiej jakości. Trzymam kciuki za to, by już od początku rundy wiosennej pokazywał jak najwięcej ze swoich umiejętności. Na pewno ma wszystko, by z miejsca wzmocnić rywalizację i stać się ważnym ogniwem Pogoni – cytuje oficjalna strona klubu dyrektora sportowego Dariusza Adamczuka.

Reklama

Biczachczjan nominalnie jest ofensywnym pomocnikiem, ale w praktyce może obsadzić każdą ofensywną pozycję w drugiej linii. Trener Kosta Runjaic będzie miał spore pole manewru.

Wahan Biczachczjan – wyjazd za młodu

W teorii wszystko wygląda zachęcająco. Ormianin ma dopiero 22 lata, a jego doświadczenie w seniorskiej piłce jest już naprawdę spore. Debiut w rodzimej ekstraklasie zaliczył w marcu 2016 roku w barwach Sziraku Giumri – na cztery miesiące przed siedemnastymi urodzinami. Sezon 2015/16 to epizod, ale w następnym był już zawodnikiem regularnie wchodzącym z ławki. Cztery gole i trzy asysty przy 750. minutach spędzonych na boisku to całkiem niezły dorobek. Pod koniec rozgrywek jego rola coraz bardziej wzrastała, co pokazuje wygrany 3:0 finał Pucharu Armenii z Piunikiem Erywań. Biczachczjan zaliczył pełny występ i strzelił jednego z goli.

Kilka miesięcy później był już w Żylinie. Początki za naszą południową granicą miał trudne. Przez pierwsze dwa lata w słowackiej ekstraklasie grał sporadycznie, występując przede wszystkim w drugoligowych rezerwach, w których ewidentnie się wyróżniał. Być może szybciej rozwinąłby skrzydła, gdyby nie problemy zdrowotne. Sezon 2018/19 praktycznie w całości stracił z powodu poważnej kontuzji kolana. Następny rok to głównie odbudowywanie formy w “dwójce”. Przełom nastąpił po koronawirusowej przerwie. Fortuna Liga pierwotnie miała zostać niedokończona, ale później decyzję zmieniono i normalnie rozegrano fazę play-off. W niej młody Ormianin zaczął dostawać więcej szans. Doczekał się wtedy pierwszego gola i pierwszej asysty w słowackiej elicie.

Ostatnie półtora roku to już popis tego piłkarza. Licząc poprzedni sezon i minioną rundę, w Fortuna Lidze uzbierał 43 mecze, w których zdobył 17 bramek i zaliczył 12 asyst (jesienią 6 goli i 7 asyst).

Do tego w lipcu i sierpniu z dobrej strony pokazał się w eliminacjach Ligi Konferencji: dwa gole w dwumeczu z gruzińskim Dila Gori, asysta z Apollonem Limassol, dwie bramki z Tobołem Kostanaj. On i koledzy wyeliminowali trzech rywali, lecz marzenia o fazie grupowej brutalnie wybił im z głowy czeski Jablonec (1:5, 0:3).

Reklama

Jakub Kiwior: Spezia to dobre miejsce, żeby zaistnieć w Serie A

Jakub Kiwior w rozmowie z nami sprzed kilku miesięcy tak opisywał tamtą rywalizację. – W pierwszej połowie pierwszego meczu przegraliśmy sami ze sobą. Dostaliśmy wtedy cztery gole po głupich, prostych błędach. Czesi wszystko wykorzystali, my mieliśmy podobne sytuacje i nie strzeliliśmy nic. Zabrakło trochę szczęścia, już na samym początku miałem sytuację, mogliśmy prowadzić na wyjeździe, ale bramkarz zdołał obronić. Spotkanie mogło się potoczyć zupełnie inaczej. Nie zmienia to faktu, że zabrakło nam trochę wyrachowania. Jak mówiłem: zapomnieliśmy, że to dwumecz. W Jabloncu graliśmy tak, jakbyśmy chcieli od razu wszystko rozstrzygnąć i zostaliśmy surowo ukarani. Druga połowa pokazała, że potrafimy nawiązać równorzędną walkę i nie odstawaliśmy fizycznie. Zdobyliśmy bramkę i szkoda, że potem przysnęliśmy przy stałym fragmencie. W rewanżu czekało nas bardzo trudne zadanie, potrzebowaliśmy czterech goli do dogrywki. Jablonec pokazał się jako drużyna bardzo zdyscyplinowana taktycznie, strzelił nam w 30. minucie na 1:0 i dobił w końcówce dwoma golami.

Wahan Biczachczjan – świetna lewa noga

Razem z Kiwiorem w Żylinie występował inny Polak Dawid Kurminowski, którego pytamy o nowego zawodnika Pogoni. – Jak u większości piłkarzy, którzy nie mają przewagi fizycznej, Wahan ratuje się techniką, naprawdę się w tym względzie wyróżnia. Wystarczyłoby, żeby ktoś obejrzał jeden, dwa mecze z tamtego okresu i szybko to dostrzeże. Żylina grała futbol kombinacyjny, ofensywny, dobrze się w tym odnajdywał. Ma świetną lewą nogę. Potrafi i uderzyć z dalszej odległości, i idealnie dograć ze stałego fragmentu. U nas często wykonywał rzuty rożne i wolne – mówi nam napastnik duńskiego Aarhus.

Gdy schodzimy na temat słabszych stron Biczachczjana, staje się mniej wylewny. – Jako jego niedawny kolega, nie chciałbym się w to zagłębiać, ale na pewno siłą rzeczy nie imponuje grą głową, nie jest Peterem Crouchem – śmieje się król strzelców słowackiej ekstraklasy z ubiegłego sezonu. Zapewnia jednak, że na Słowacji Ormianin radził sobie w starciach z drużynami preferującymi ostrzejszą, bardziej toporną grę i nie dawał się łatwo stłamsić. To w kontekście naszej ligi zawsze ma niebagatelne znaczenie.

Twitterowy ekspert BuckarooBanzai jest tutaj, w oparciu o opinie swoich rozmówców, trochę bardziej surowy w ocenie. Potwierdza się, że piłkarz ten ma duże umiejętności i zawsze bierze na siebie ciężar gry, ale bywały mecze, w których irytował i niewiele mu wychodziło. Potwierdza się natomiast teza, że woli walki mu nie brakuje i ta cecha mentalnie go wyróżnia.

Dzięki długiemu pobytowi w Żylinie raczej nie powinno być problemów z aklimatyzacją. – Gdy przychodziłem, mówił już płynnie po słowacku i w tym języku się komunikowaliśmy. Oczywiście kilku obowiązkowych polskich zwrotów zdążył poznać. Nie wiem, czy zawsze taki jest, ale w naszym zespole, w którym prawie wszyscy byliśmy w podobnym wieku, bardzo dobrze się czuł. Był duszą towarzystwa. A i wobec nielicznych starszych zawodników nie wykazywał jakiegoś onieśmielenia. Myślę, że w Pogoni też nie będzie milczkiem w szatni – komentuje Kurminowski.

 – To profesjonalista, skupiony tylko na piłce – zapewnia wychowanek Warty Poznań.

Wahan Biczachczjan – trudna decyzja o transferze

Chyba nigdy nie brakowało mu chłodnej głowy i profesjonalnego podejścia, bo odchodząc na Słowację mówił o tym – apelując do młodszych kolegów – jak warto ciężko pracować i uparcie dążyć do celu. A miał powody, żeby odbiła mu sodówka. W 2016 roku “Guardian” umieścił go na swojej liście “Next Generation”, zawierającej nazwiska największych piłkarskich talentów z całego świata.

“Uważany przez niektórych za równie utalentowanego jak jego rodak Henrich Mchitarjan, zadebiutował w seniorach w wieku 16 lat dla Sziraka. Wszedł jako rezerwowy w drugim meczu pierwszej rundy kwalifikacyjnej Ligi Europy z Dilą Gori z Gruzji i strzelił gola, który pomógł drużynie przejść do następnego etapu. Został najmłodszym Ormianinem, który zdobył bramkę w Europie. Gra głównie jako prawoskrzydłowy, jego styl jest podobny do stylu Kevina De Bruyne – ma nosa do bramek i zawsze jest gotowy do akcji jeden na jeden, przypominając również obserwatorom młodego Wayne’a Rooneya” – tak go wówczas opisano. Jak widać, z czasem jego boiskowa rola nieco się zmieniła.

Erupcja formy w Żylinie sprawiła, że od jesieni 2020 to już seniorski reprezentant swojego kraju. Biczachczjan pięć razy zagrał wtedy w Lidze Narodów i na zakończenie roku po jego asyście Armenia pokonała Macedonię Północną. Ubiegły rok to kolejnych sześć występów w narodowych barwach i debiutancki gol w przegranym 1:3 spotkaniu ze Szwecją. Dla Skandynawów był to sprawdzian generalny przed Euro 2020, na którym m.in. wygrali z Polską. Robin Olsen skapitulował na raty – płaski strzał obronił, lecz przy dobitce głową już nic nie mógł zrobić.

W Żylinie Biczachczjan raptem kilka tygodni temu przedłużył kontrakt do czerwca 2023, ale najwyraźniej tylko po to, żeby klub mógł na nim zarobić, bo dotychczasowa umowa wygasała za pół roku.

Jego odejście traktowane jest jako olbrzymie osłabienie. – Już na początku sezonu mieliśmy dla niego kilka opcji zagranicznych, ale ustaliliśmy, że zostanie z nami do końca jesieni i pomoże zespołowi. Wahan od dłuższego czasu rozważał ofertę Pogoni i po przerwie świątecznej poinformował nas, że chciałby podjąć kolejne wyzwanie w swojej karierze. Pogoń dopiero co sprzedała do Anglii zawodnika grającego na jego pozycji, co zwiększa szansę na to, by od razu zaczął regularnie występować – cytuje oficjalna strona MSK dyrektora sportowego klubu Karola Belanika.

Na początku męczyły go przewlekłe kontuzje, ale z czasem wyszedł z tego i był naszym głównym zawodnikiem w ofensywie. Widać było, że zżył się z Żyliną, dlatego pożegnanie z nim było bardzo emocjonalne. Trudno się rozstawać, jednak ze względu na jego potencjał, pozwoliliśmy mu się dalej rozwijać. Bardzo mu dziękuję za to, co dla nas zrobił – dodał Belanik.

Sam zainteresowany również się pożegnał. – Cztery i pół roku minęło błyskawicznie, to był niezapomniany czas. Po raz pierwszy w karierze zacząłem żyć sam, bez rodziny i przyjaciół, z dala od kraju. Nie mówię, że wszystko było łatwe – wręcz przeciwnie. Przechodziłem też trudniejsze okresy, jednak dziś wszystko wspominam z uśmiechem – stwierdził.

Swój krok tłumaczy następująco: – Wewnętrznie czułem, że nadszedł czas na nowe wyzwania i spróbowanie sił gdzie indziej, ale powtarzam: nie była to łatwa decyzja. Bardzo trudno mi wyjechać, nie odliczałem dni do odejścia. Polacy byli poważnie zainteresowani, kilka razy słyszałem, że mają dobrą drużynę walczącą o tytuł, a jednocześnie dobrze grają w piłkę.

Wciąż dość atrakcyjny wiek, pozwalający myśleć o zarobku w przyszłości. Świetne ostatnie półtora roku. Brak w tym czasie kontuzji i innych problemów. Oswojenie z naszą kulturą i znajomość języka słowackiego.

Skoro na wstępie dostrzegamy tyle pozytywnych przesłanek, to skąd ta ostrożność, o której wspominamy na początku tekstu?

Ano stąd, że co byśmy nie mówili o rywalizacji polsko-słowackiej w ostatnich latach, Fortuna Liga generalnie jest słabsza niż Ekstraklasa. Nie przez przypadek wielu zawodników, którzy na Słowacji błyszczeli, u nas kompletnie się nie sprawdzało. Jan Vlasko, Gino van Kessel czy Samuel Mraz to tylko pierwsze z brzegu przykłady, nasuwające się na poczekaniu. Pozostaje mieć nadzieję, że tym razem ziści się dobry scenariusz, a skauting Pogoni trafi w dziesiątkę tak samo jak z Benediktem Zechem czy Dante Stipicą.

CZYTAJ TAKŻE:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

91 komentarzy

Loading...