Konrad Michalak czy Lirim Kastrati? Kto wygrałby w sprinterskim pojedynku na bieżni? Czy Turcja to jego miejsce na ziemi? Co czeka Tymoteusza Puchacz w Trabzonsporze? Jaki były piłkarz Chelsea i Lyonu jest jego najlepszym kumplem na tureckich boiskach? Do jakich aspektów muzułmańskiej kultury zdążył przywyknąć? Ile tureckich herbat jest w stanie wypić? Dlaczego z Sebastianem Szymańskim rozmawia po rosyjsku? Na te i na inne pytania odpowiedział Konrad Michalak, piłkarz Konyasporu, na antenie Kanału Sportowego. Zapraszamy do zapisu tekstowego tej rozmowy.
Najszybszym piłkarzem w Europie jest Konrad Michalak czy Lirim Kastrati?
Widziałem parę śmiesznych tweetów, mogę to skwitować tylko uśmiechem.
Jeden na jeden na bieżni z Kastratim. Przyjmujesz wyzwanie?
Niech jeszcze znajdzie się organizator takiego starcia…
Służymy pomocą.
Nie obawiałbym się takiego wyzwania.
Dariusz Mioduski objawił światu kosowskiego Usaina Bolta
Wygląda na to, że trafiłeś na odpowiednie miejsca na ziemi.
Jest okej, rozgrywam dobry sezon. Dla mnie najważniejsze było odejście z Rosji. Trwałem jako zawodnik Achmata Grozny, udawałem się wypożyczenia i trudno było mi odejść z wiadomych względów – nie są to prości ludzie w negocjacjach. Musieliśmy się trochę z Mariuszem Piekarskim z nimi nawojować, ale finalnie udało się zrobić ten transfer, choć trzeba wiedzieć, że w Turcji gotówkowe transfery nie są zbyt popularne i kluby wolą brać zawodników za darmo. Ja – podobnie jak teraz Tymek Puchacz w Trabzonsporze – dwa razy szedłem na płatne wypożyczenie, bo nie było innej opcji, ale teraz jestem zawodnikiem Konyasporu, zapłacili za mnie i bardzo mi to odpowiada.
Początek nie był łatwy. Późno dołączyłem do zespołu, który – jak widać w tym sezonie – spisuje się bardzo dobrze i długo czekałem na swoje pięć minut. Nasz trener też nie jest skory do zmian. Raczej stawia na jedenastkę, która przynosi mu punkty w wygranych meczach. W końcu jednak szansa przyszła, udowodniłem swoją wartość na murawie i teraz muszę tylko to potwierdzać, bo znalazłem się na dobrej drodze do tego, żeby grać dużo częściej. Mamy wielkie ambicje.
Przed sezonem celowaliście w miejsca premiowane grą w europejskich pucharach czy sami jesteście zdziwieni, że idzie wam tak dobrze? W Polsce przyjęło się, że liga turecka to Fenerbahce, Besiktas, Galatasary i Trabzonspor, a tu się okazuje, że mocno mieszacie w stawce.
W Turcji jest trochę tak, że każdy zespół z Super Ligi ma w swoim składzie dwóch-trzech zawodników, którym jest w stanie zapłacić bardzo dobre pieniądze. Kluby nie chcą płacić za transfery, ale są w stanie opłacać wielkie pensje największych gwiazd. Wiadomo, że Fenerbahce, Besiktas, Galatasary są największe, to nie podlega dyskusji, ale jakoś w tym sezonie idzie im gorzej, choć też przecież mają duże nazwiska w składach. Na przykład w Besiktasie napastnikiem jest Michy Batshuayi. Ale, mówię, tak tam jest w wielu klubach – w poprzednim sezonie grał ze mną Loic Remy, który był tam moim najlepszym przyjacielem, zresztą dalej mamy kontakt. Mogłem się od niego dużo nauczyć. Grał w Chelsea, w Lyonie. Ogromna kariera.
Jak oceniasz transfer Tymoteusza Puchacza do Trabzonsporu? Ma duże szanse na grę?
Anders Trondsen jest kontuzjowany, ale uważam, że dużo lepszym piłkarzem od niego jest zdrowy Ismail Köybasi. Takie jest moje zdanie. Köybasi jest bardzo dobrym piłkarzem, ale jeśli Trabzonspor ściąga Tymka Puchacz i płaci za to pieniądze, to po prostu będzie grał. Tylko, że w Turcji jest trochę tak, szczególnie w tych największych klubach, że w każdym meczu trzeba pokazywać się z najlepszej strony, bo praktycznie z dnia na dzień możesz wypaść z pierwszego składu. Kilka meczów dobre – jesteś na wozie. Dwa mecze słabsze – wypadasz z gry. Tu potrafi być potężna nagonka medialna, siła tureckich mediów społecznościowych jest olbrzymia, to wprost nieprawdopodobne, nigdy nie spotkałem się z podobną skalą zjawiska.
Nie znamy się jakoś specjalnie dobrze z Tymkiem Puchaczem. Rozmawialiśmy zaledwie kilka razy, ale widzę, jakim jest piłkarzem i uważam, że sobie poradzi. Czy Trabzonspor jest dobrym miejscem na wypożyczenie? Tak, to silny klub, silna liga. A najważniejsze jest to, że Tymek będzie grał i będzie to dla niego fajne przetarcie przed jeszcze silniejszymi klubami. Trzymam kciuki, na pewno będę go obserwował.
Będzie mógł zakochać się w tureckim rapie?
Teraz polski piłkarz nie może nie mieć kolegi rapera…
Masz?
Mam znajomych z raperskiej branży, ale nie mam na to parcia! Czy Tymkowi może spodobać się turecki rap? Nie wiem, dopiero on wam odpowie, jak sobie przesłucha odpowiednio dużo kawałków.
W lidze tureckiej istnieje wielka przepaść między defensywą a ofensywą? Bo mówi się, że wiele klubów stawia tylko na atak, całkowicie zaniechując obronę.
W europejskich pucharach najlepiej widać, że defensywa tureckich drużyn nie stoi na najwyższym poziomie. Największe kluby przez większość czasu atakują i trenerzy nie przykładają zbyt wielkiej wagi do obrony, dlatego też takie, a nie inne są wyniki ekip z Super Ligi w Lidze Mistrzów czy Lidze Europy. Takie jest moje zdanie, ale potencjał ofensywny tureckich drużyn jest kolosalny i nie można o tym zapominać.
Wiemy, jak szybko biegają Alphonso Davies czy Erling Braut-Haaland, a tobie zmierzono kiedykolwiek największą wykręconą prędkość?
Kiedyś na kadrze trener Czesław Michniewicz miał taki specjalny program do podobnych pomiarów, czasami dalej jesteśmy podpinani pod takie specjalistyczne kamizelki, ale z tego, co pamiętam mój rekordowy wynik wynosił 36,4 km/h.
0,2 sekundy wolnej niż najszybszy sprint w Bundeslidze. Wzięło się to u ciebie naturalnie czy pracowałeś nad szybkością?
Genetyka to jedno. Od zawsze byłem dynamicznym zawodnikiem, ale też wkładam w swoje przygotowanie motoryczne dużo pracy i przykładam się do tego bardzo profesjonalnie. Pracuję z trenerem od przygotowania fizycznego, dbam o aspekty dynamiki, siły i wszystkiego wokół, na co tylko mogę mieć wpływ.
Patrzymy na skład Konyasporu. Jest parę ciekawych postaci. Bośniak Amir Hadziahmetović, Albańczycy –
Tak, tak, jest też Ahmed Hassan z Egiptu, który przyszedł do nas z Olympiakosu Pireus, to bardzo dobry piłkarz. Pierwszy raz jestem w zespole, w którym nie ma jednej głównej gwiazdy. Zespół jest dobrze zbalansowany. Nie ma nikogo, kto ma jakąś super przeszłość, mega bogatą karierę, super kluby w CV. Jeden wielki team spirit. Mamy naprawdę fajną, młodą – jak na tureckie warunki – kadrą. Ba, do tego wszystkiego prowadzi nas młody, ambitny trener. Mało? Jest jeszcze nowy, młody prezydent klubu. Wszyscy mają ambicję zwyciężania. Wszystko się zazębiło. Fajnie nam idzie.
Jakim miastem jest Konyaspor? Jak odnajdujesz się w tureckiej kulturze?
Miasto nie jest jakieś super. Nie jest to Ankara, Izmir czy Stambuł, ale jest dobrze położone, duże. Wszystko tu jest, nie jestem też jakiś bardzo wymagający i wybredny. Konyaspor jest świetnym klubem, nie byłem nigdy w lepszym. Ma świetną infrastrukturę – trzy, cztery boiska, takie „dywany”.
Skoro Turcja, to dywany!
Cały kompleks też niczego sobie. W przeszłości występowali tu znani piłkarze – chociażby Samuel Eto’o. Jestem zadowolony, dobrze się tutaj czuję. Do muzułmańskiej kultury zdążyłem przywyknąć. Nie przeszkadzają mi nocne nawoływania do modlitwy. Ludzie w Turcji mają swoje nawyki, swoje zwyczaje, lubią pojeść desery, mięso, ale ja mam swoją dietę i tego się trzymam.
Jesteś weganinem?
Nie, ale jeśli jadłbym tak jak niektórzy w Turcji, to ciężko byłoby mi biegać.
Ile dziennie pijesz herbat?
Akurat herbatę lubię. Na wyjściach do restauracji z ludźmi z piłki czy spoza piłki rozmowa tak się klei, że zamówiona herbata im wystygnie i wtedy po prostu, bez wzięcia nawet łyka, wymieniają ją na ciepłą. Bywa tak, że może być wypitych pięć-sześć małych herbat podczas jednego wyjścia. Taki ich zwyczaj.
Możesz powiedzieć, że zakochałeś się w Turcji? Że uczysz się języka..
Wcześniej szybko nauczyłem się też języka rosyjskiego. Mam znajomych w Rosji, utrzymuję kontakt z Sebkiem Szymańskim, staram się nie zapomnieć tego języka, bo włożyłem trochę pracy, żeby nabyć umiejętność swobodnego porozumiewania się po rosyjsku.
Chcesz powiedzieć, że dzwonisz do Szymańskiego i rozmawiacie po rosyjsku?!
Czasami, jak się widzimy albo zdzwaniamy na FaceTime, to przerzucimy się na rosyjski dla żartów. Co do tureckiego – znam podstawy, dogadam się w codziennych sytuacjach, nie mam z tym problemów. Przez pierwszy rok nie uczyłem się w ogóle, bo nie wiedziałem, że tyle tu zostanę. Byłem wypożyczony i podłapywałem tylko pojedyncze zwroty w szatni. Ale kiedy podpisałem dłuższy kontrakt, powiedziałem sobie, że muszę płynniej mówić po turecku. Wziąłem lekcje, uczyłem się z angielskiego na turecki i jakoś niespecjalnie mnie to porwało, więc teraz szukam innego nauczyciela. W szatni rozmawiam z trenerami i z chłopakami po turecku, jestem w stanie przyswoić podstawowe piłkarskie informacje, więc na pewno jest to duże ułatwienie.
Błyszczy w Dynamie, nie istnieje w kadrze. Przypadek Sebastiana Szymańskiego
W Turcji faktycznie dalej tak bardzo zakochani są w piłce nożnej?
Fanatyzm kibiców potrafi być nieprawdopodobny. Ostatnio po meczu wyjeżdżaliśmy ze stadionu i kibice szarpali za klamki samochodów, obchodzili nas, tylko po to, żeby móc sobie zrobić zdjęcie. Nie musisz być jakimś turbo-świetnym piłkarzem, żeby ludzie cię pokochali. Wystarczy, że oddajesz swoje serce, że starasz się dla klubu, a już możesz być uwielbiany. Przy tym trzeba pamiętać o jednym: w sekundę możesz pokonać drogę od piłkarza kochanego do piłkarza nienawidzonego.
ROZMAWIALI ADAM SŁAWIŃSKI I MATEUSZ BOREK
Czytaj więcej:
- To dla niego Pogoń pobiła rekord transferowy. Kim jest Wahan Biczachczjan?
- Adamczuk: Kozłowscy pracują na Grosickich, a Grosiccy pracują na Kozłowskich [WYWIAD]
Fot. Newspix