Od 27 grudnia Jacek Zieliński jest nowym dyrektorem sportowym warszawskiego klubu. Dla wielu mogło to być zaskoczenie. Były wieloletni kapitan i obrońca Legii ma już jednak doświadczenie w pracy na tym stanowisku. Pierwsze szlify w takiej roli zbierał w Wigrach Suwałki.
Okres jego pracy dał podwaliny pod największe sukcesy w historii obecnego drugoligowca. – Kiedy Jacek w trakcie ostatnich Świąt powiedział, że zostanie dyrektorem Legii, to przyznał, że gdyby kiedyś nie przyjął propozycji mojego ojca w Wigrach, to pewnie nigdy nie zostałby zatrudniony w tej funkcji przy Łazienkowskiej – mówi Mateusz Mazur, obecnie dyrektor sportowy suwalskiego klubu. Jego tatą jest wieloletni prezes Wigier Dariusz, którego z Zielińskim łączą od lat przyjacielskie relacje.
Pierwsze decyzje dały awans
– Nie pamiętam dokładnie, kiedy się zaczęła ich znajomość, bo to było w czasach, kiedy byłem bardzo młody. Pamiętam, że rodzice po prostu znali się z Jackiem i jego żoną Basią niemal od zawsze. Coś kojarzę, że mogło się to zacząć jeszcze w czasach, kiedy Jacek grał w piłkę. Tata znał się dobrze z innym byłym zawodnikiem Legii Dariuszem Czykierem i obaj przyjeżdżali do Suwałk na noworoczne turnieje. Można więc powiedzieć, że poznali się przez wspólnych znajomych – mówi dyrektor Mazur.
Zieliński do Wigier trafił w kwietniu 2014 roku. Dwa miesiące wcześniej rozstał się z PZPN, gdzie prowadził kadrę U-20 i był asystentem Marcina Dorny w reprezentacji U-21. W momencie jego zakontraktowania zespół z Suwałk zajmował trzecie miejsce w II lidze wschodniej, a na koniec rozgrywek po kolejnych dwunastu spotkaniach Wigry wygrały rozgrywki i awansowały na zaplecze Ekstraklasy. Jedną z pierwszych kluczowych decyzji dyrektora Zielińskiego było zatrudnienie w trakcie wspomnianego sezonu 2013/14 Zbigniewa Kaczmarka.
– Efektem tego było siedem wygranych z rzędu. Było to siedem ostatnich meczów w sezonie. To przypieczętowało nasz awans – wspomina Zbigniew Kowalewski, który w Wigrach jest kierownikiem drużyny od 11 lat.
– To nie jest mój sukces. Przede wszystkim to zasługa drużyny i trenera Zbigniewa Kaczmarka. O tym, że mam do czynienia z ambitnymi ludźmi posiadającymi duży potencjał piłkarski, wiedziałem od początku – mówił Zieliński w 2014 roku w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego.
„Ma oko do piłkarzy”
Później Zieliński zaczął ruchy kadrowe. Ściągał do klubu m.in. zawodników, których znał z Legii, jej akademii i rezerw. Wtedy do Suwałk przyszli m.in.: Michał Kopczyński, Tomasz Jarzębowski, Łukasz Moneta, Bartosz Widejko czy Mateusz Romachów, a później Miłosz Kozak czy Bartłomiej Kalinkowski.
– Nie było jednak tak, że za czasów pracy Jacka do klubu przychodzili tylko zawodnicy mający przeszłość w Legii. On ma oko do piłkarzy i pomysł na nich. Ściągał ich na konkretne pozycje i miał dla nich konkretną ścieżkę rozwoju. Tacy gracze jak: Damian Gąska, Damian Kądzior, Rafał Augustyniak, Jakub Bartkowski, Mateusz Radecki czy Robert Dadok nie byli w momencie przyjścia do Wigier oczywistymi transferami, a później zaistnieli na poziomie Ekstraklasy czy nawet w pierwszej reprezentacji Polski. Tak było w przypadku Kądziora i Augustyniaka – mówi Dominik Nowak, którego Zieliński zakontraktował w Wigrach w marcu 2016 roku.
Wszyscy wymieni przez Nowaka zawodnicy występowali później w Ekstraklasie. Większość z nich gra w niej do teraz. Największe kariery zrobili dwaj ostatni. Kądzior z Wigier trafił do Górnika Zabrze, a po udanych występach przeniósł się do chorwackiego Dinama Zagrzeb, z którym grał m.in. w Lidze Mistrzów. Miał też epizody w hiszpańskim Eibarze i tureckim Alanyasporze. Obecnie jest graczem Piasta Gliwice. W międzyczasie sześć razy wystąpił w pierwszej reprezentacji i strzelił jednego gola. Z kolei Augustyniak po wypożyczeniu do Suwałk z Jagiellonii, na podobnej zasadzie występował w Miedzi Legnica, z którą awansował do Ekstraklasy. W najwyższej klasie rozgrywkowej grał na tyle dobrze, że zapracował na przenosiny do rosyjskiego FK Ural. W Jekaterynburgu jest od dłuższego czasu jednym z liderów zespołu. W pierwszej kadrze zagrał raz. Było to za kadencji Paulo Sousy w meczu eliminacji MŚ 2022 z Anglią (1:2) na Wembley, gdzie wszedł na boisko na ostatni kwadrans.
Nie było tak, że Zieliński przeprowadzał tylko udane transfery do Wigier. Jego wpadkami można nazwać sprowadzenie trzech obcokrajowców: litewskiego napastnika Darvydasa Sernasa (14 występów i dwa gole), hiszpańskiego napastnika Kuku (7 meczów i jedna bramka) czy chorwackiego środkowego pomocnika Marko Brtana (6 spotkań). Może to budzić niepokój kibiców Legii w kontekście sprowadzania zagranicznych zawodników, ale trzeba też pamiętać, że suwalski klub miał ograniczenia finansowe. W stolicy są zupełnie inne realia pod tym względem. Poza tym na przejście do I ligi zdecydowanie trudniej jest namówić wartościowych obcokrajowców, zwłaszcza do tak nieznanego w skali Europy klubu jak Wigry.
Za czasów 60-krotnego reprezentanta Polski suwalszczanie ugruntowali jednak swoją pozycję w I lidze, zajmując w trzech kolejnych sezonach następujące miejsca: dziewiąte, dziesiąte i dziewiąte.
– To naprawdę były wyniki nieco ponad stan. Z tego co pamiętam, to wówczas klub był pod koniec stawki w I lidze, jeżeli chodzi o sprawy finansowe i budżetowe. Oczywiście jeżeli wierzyć w doniesienia medialne – przypomina kierownik Kowalewski.
– Nie pełniłem wtedy żadnej oficjalnej funkcji w klubie, ale interesowałem się tym, co działo się w Wigrach przez mojego tatę. Wiem mniej więcej w jakich realiach finansowych funkcjonowała drużyna. Ściągani piłkarze na pewno nie kierowali się pieniędzmi. W innych klubach mogli zarobić zdecydowanie więcej. Podobała się im wizja rozwoju i sposób gry jaki przedstawiał im Jacek. Z perspektywy czasu w Suwałkach grali naprawdę bardzo ciekawi piłkarze. Dla mnie najlepszym przykładem jest tutaj Damian Gąska, którego Jacek ściągnął do nas z trzecioligowego niemieckiego Unterhaching. On miał wtedy 19 lat i nie był szerzej znany w Polsce. Jego transfer to była zasługa Jacka, on go sobie wymyślił. Po czasie okazało się to strzałem w dziesiątkę – zaznacza Mateusz Mazur.
Nie działa wbrew trenerowi
Zieliński ma za sobą znakomitą karierę zawodniczą. W Legii jako środkowy obrońca od 1992 do 2004 roku rozegrał 404 mecze, w których strzelił 9 goli. Zdobył trzy tytuły mistrza Polski i trzy krajowe puchary. W stołecznym klubie był kapitanem, a później asystentem Dariusza Wdowczyka (2005-07). Przez chwilę pracował jako pierwszy trener (2007). Następnie samodzielnie prowadził Koronę Kielce (2007-08) i Lechię Gdańsk (2008-09), a później przez dwa lata (2010-12) był asystentem Franciszka Smudy w pierwszej reprezentacji Polski przed i w trakcie EURO 2012. Miał też epizod w młodzieżowych kadrach, o którym pisaliśmy wcześniej.
– To jest bardzo duży atut Jacka. Poznał świat piłki z wielu stron. Jako zawodnik, kadrowicz, trener, sztabowiec i działacz. Dla pierwszego trenera taki partner na funkcji dyrektora to prawdziwy skarb, bo on doskonale rozumie nie tylko szkoleniowca, ale również piłkarzy i ich perspektywę – podkreśla Nowak.
– Nigdy w trakcie naszej wspólnej pracy w Wigrach nie było tak, że on narzucał mi cokolwiek. Zarówno, jeżeli chodzi o sprawy związane z transferami, jak również wybór sposobu gry czy taktyki. Zawsze to była konstruktywna dyskusja. Dochodziliśmy do wspólnych wniosków i działaliśmy. Jeżeli trafiał do nas jakiś zawodnik, to obaj musieliśmy mieć do niego przekonanie. Nie zdarzyło się nigdy, że przeprowadził jakiś ruch wbrew mojej woli. To na pewno wynika z tego, że on sam był trenerem. Jacek to bardzo wyważony, rozsądny i spokojny człowiek. Nie działa w sposób gwałtowny. Wszystko ma przemyślane i zaplanowane. Dla każdego szkoleniowca taki dyrektor to skarb – dodaje były trener Wigier, Miedzi Legnica czy Korony.
Odszedł przez sprawy rodzinne
Zieliński z Suwałk odszedł w lutym 2017 roku, po tym jak dostał propozycję dyrektorskiego stanowiska w akademii Legii.
– Nie jest to wielką tajemnicą, że ciążyła mu rozłąka z rodziną. Do Warszawy jeździł raz na kilka tygodni, a na co dzień poświęcał się pracy w klubie. Przeprowadził się do Suwałk, ale w pewnym momencie zdecydował, że sprawy rodzinne są ważniejsze. Była to spora strata dla klubu, bo Jacek sprofesjonalizował Wigry w wielu elementach. Już po jego odejściu zagraliśmy w półfinale Pucharu Polski (porażka z Arką w dwumeczu 4:5 po kontrowersyjnych decyzjach sędziego Wojciecha Mycia w rewanżu z 4 kwietnia 2017 – przyp. red.), a w kolejnym sezonie długo walczyliśmy o awans do ekstraklasy, a ostatecznie zajęliśmy 6. miejsce w I lidze. Te największe sukcesy w historii Wigier, to też wypadkowa działań Jacka Zielińskiego – zaznacza dyrektor Mazur.
„Właściwa osoba na odpowiednim miejscu”
Pod koniec ubiegłego roku Zieliński dostał propozycję objęcia posady dyrektora sportowego w Jagiellonii Białystok. Zainteresowanie ze strony innego klubu na pewno dało do myślenia szefostwu Legii, że być może nadszedł czas, aby to legenda klubu w końcu zaczęła kierować działem sportowym.
– Dla mnie osobiście jest sporym zaskoczeniem, że Jacek dopiero teraz został w warszawskim klubie dyrektorem sportowym. On przez swoje doświadczenie jest kompleksowo przygotowany do tej roli. Z Legią jest związany emocjonalnie. Darzy klub uczuciem. To właściwa osoba na odpowiednim miejscu. Na pewno wie jakie mechanizmy trzeba usprawnić, aby poprawić niezwykle trudną sytuację drużyny. Mocno będę mu kibicował, ale jestem też spokojny, że sobie poradzi – mówi trener Nowak.
– Kiedy Jacek w trakcie ostatnich Świąt powiedział przy okazji życzeń, że zostanie dyrektorem Legii to przyznał, że gdyby kiedyś nie przyjął propozycji mojego ojca w Wigrach, to pewnie nigdy nie zostałby zatrudniony w tej funkcji przy Łazienkowskiej. Mam pewność, że w Legii będą zadowoleni z jego pracy. Z tego co się słyszy dostał duży zakres kompetencji i obowiązków. Na pewno będzie się z nich wywiązywał w niezwykle przemyślany sposób i jestem pewny, że sobie poradzi. Dla mnie jest wzorem do naśladowania – kończy Mateusz Mazur.
CZYTAJ TAKŻE:
- – Jak i kiedy Dariusz Mioduski zwalniał trenerów
- – Emreli chce rozwiązać kontrakt z Legią
- – Poznajmy się. Wszyscy ludzie Dariusza Mioduskiego
OGLĄDAJ KOWAL MANAGERA:
Fot. Newspix