To jednak Zagłębie Lubin było takie beznadziejne w środku tygodnia, a nie Legia taka dobra. To znaczy, od pewnego momentu tamtego meczu może nawet była, ale punkt wyjścia stanowiła obecność fatalnego przeciwnika. Dziś na Łazienkowską przyjechał rywal w położeniu odmiennym o 180 stopni – rozpędzony, pewny siebie, naładowany pozytywną energią. Tym razem Ekstraklasa okazała się logiczna, czyli zespół z czołówki wypunktował zespół ze strefy spadkowej. Radomiak nie pozostawił “Wojskowym” złudzeń i pewnie pojechał ich trójką.
Legia – Radomiak 0:3: piłkarskie jaja przed przerwą
Czy kibice Legii mogli choć przez chwilę mieć nadzieję, że ich zawodnicy mogą wygrać? Tak. Goście mocno zaczęli, od razu mieli dwie sytuacje, ale potem gra została przerwana na 10 minut z powodu zadymienia boiska. Po wznowieniu meczu to piłkarze Aleksandara Vukovicia osiągnęli wyraźną przewagę, próbowali atakować i odciągali Radomiaka od swojego pola karnego. Cóż jednak z tego, skoro z przodu stołeczna ekipa miała do zaoferowania mocny strzał Josue w sam środek bramki (piłkę odbił Filip Majchrowicz) i uderzenie głową Rafaela Lopesa, które zmusiło Majchrowicza do wysiłku. Ewentualny gol zapewne i tak nie zostałby uznany, bo sędziowie na powtórkach dostrzegliby faul Muciego na Jakubiku. Obrońca beniaminka po tym starciu na murawę już nie powrócił.
Radomiak ponownie doszedł do głosu pod koniec pierwszej połowy i objął prowadzenie. Dostaliśmy Legię w pigułce. Boruc obronił strzał głową Abramowicza, lecz niebezpieczeństwo nie zostało zażegnane. Wmieszał się Karol Angielski i skończyło się na tym, że Boruc najpierw nabił sam siebie, a potem nogę Wieteski i obejrzeliśmy kuriozalnego samobója.
Wściekły bramkarz Legii rzucił piłką w tyłek leżącego Wieteski – gdybyśmy mieli wybrać scenkę najlepiej podsumowującą ligową jesień wciąż aktualnego mistrza Polski, byłaby to właśnie ta sytuacja. Z perspektywy kibica: i śmieszno, i straszno.
Od tej chwili Radomiak poczuł krew i nawet do przerwy mógł mieć 3:0, bo najpierw Angielski po świetnym dograniu Nascimento trafił prosto w Boruca, a po chwili Kaput omal nie zaskoczył 41-letniego golkipera bezpośrednio z rzutu rożnego.
Legia – Radomiak 0:3: znakomity Filipe Nascimento
Legia w drugiej połowie dyszała z niemocy. Filip Mladenović coraz bardziej wkurzał się na kolegów, bo jako jedyny posyłał dobre dośrodkowania i żadne nie zostało sfinalizowane. Szczególne pretensje Serb będzie miał w tym kontekście do Lopesa.
Podopieczni Dariusza Banasika sprawiali wrażenie spokojnych, kontrolujących przebieg wydarzeń, zaś w końcówce dobili ranne zwierzę. Znów pierwsze skrzypce zagrał Nascimento – on idealną centrą asystował Mauridesowi i on wywalczył rzut karny, będąc zahaczanym przez Ciepielę. Krzysztof Jakubik samodzielnie stwierdził, że portugalski pomocnik symulował, dlatego pokazał mu żółtą kartkę. VAR jednak wyprowadził go z błędu, trzeba było się wycofać z tej decyzji i wskazać na “wapno”. Angielski nie uderzył idealnie, ale na Boruca wystarczyło – piłka przeszła mu pod dłonią.
Czapki z głów dla Radomiaka za drugą część jesieni. 11 meczów z rzędu bez porażki, siedem zwycięstw w ostatnich ośmiu kolejkach, na koncie tyle samo punktów, co u trzeciego Rakowa – nawet najwięksi optymiści nie mogli tego przewidzieć. Niesamowite, jak wszystko w tej układance zaczęło do siebie pasować.
Legia? Powoli kończą się określenia oddające jej położenie. Naprawdę może mieć problemy wiosną, rok kończy na przedostatnim miejscu, z wyrównanym rekordem porażek w jednym sezonie Ekstraklasy. Niby ciągle się wydaje, że to niemożliwe, żeby mogła spaść, niby ma zachęcający terminarz na początku, ale przecież wystarczy źle zacząć, nie wygrać 2-3 pierwszych spotkań i może się zacząć robić dramatycznie. A biorąc pod uwagę aurę tymczasowości związaną z obecnością Vukovicia, o poważne transfery zimą będzie bardzo trudno.
CZYTAJ TAKŻE:
Fot. FotoPyK