Jeszcze kilka tygodni temu spekulowano o przyszłości Macieja Bartoszka, a dziś trzeba sobie jasno powiedzieć, że Wisła Płock to, obok Radomiaka Radom i Stali Mielec, największa rewelacja jesieni w Ekstraklasie. “Nafciarze” grają bardziej specyficznie niż beniaminek i w mniejszym stopniu są drużyną “do lubienia”, ale fakty mówią same za siebie: u siebie stworzyli prawdziwą twierdzę. W dziesięciu meczach wywalczyli 26 punktów, ani razu nie przegrali, strzelili 17 goli, stracili zaledwie trzy. Dziś z przeklętej płockiej ziemi z niczym wyjechała Lechia Gdańsk.
Wisła Płock – Lechia Gdańsk 1:0: piękny gol Rasaka
O wszystkim przesądził kapitalny gol Damiana Rasaka z pierwszych minut. Krótko rozegrany rzut wolny, huknięcie z dalszej odległości i teraz trzeba będzie się głowić, czy ładniejsza była bramka El Mahdiouiego, czy pomocnika z Torunia. Najwyraźniej nasi ligowcy uznali, że skoro rok się kończy, to trzeba walić na całego, jutra nie ma, idziemy na całość. Jeśli tak, z niecierpliwością czekamy na sobotę i niedzielę.
Może się Lechia oburzać, że Wisła próbowała zabić mecz, że dużo było małych prowokacji, zwalniania gry, kradzieży czasu (Bartosz Frankowski nie do końca panował nad wydarzeniami w takich momentach), że to nie jej styl. Narzekał na to Mario Maloca w pomeczowym wywiadzie. To byłoby jednak niesprawiedliwe podejście do sprawy, bo to gospodarze byli groźniejsi i stworzyli sobie więcej sytuacji. Kuciak musiał się wysilić po strzałach Wolskiego, Szwocha czy Sekulskiego i wyłapać piłkę spod nóg próbującego go mijać Jorginho. Lechia tak naprawdę groźniejsza stała się dopiero pod koniec pierwszej połowy – Flavio Paixao w jednej akcji strzelił w słupek, w drugiej Krzysztof Kamiński zbił do boku jego uderzenie z pola karnego.
Wisła Płock – Lechia Gdańsk 1:0: bezradność w drugiej połowie
Trener Tomasz Kaczmarek najbardziej rozczarowany swoimi podopiecznymi powinien być po przerwie. Od razu dokonał trzech zmian i dość szybko kolejnych dwóch, a mimo to jego piłkarze bili głową w mur. Nie wypracowali sobie żadnej konkretnej okazji, nawet zalążków potencjalnego zagrożenia było niewiele. Wisła z kolei w końcówce co najmniej dwa razy postraszyła kontrami. Cóż z tego, że Ceesay czy Diabate indywidualnie wypadli nieco lepiej niż kompletnie nieobecny w spotkaniu Sezonienko, skoro zespołowo wyglądało to jeszcze gorzej niż wcześniej.
– Widać było, że pod wieloma względami nie jesteśmy gotowym zespołem – skwitował Kaczmarek przed kamerami Canal+ i trudno z nim polemizować.
Biało-zieloni kończą rok w słabym stylu, początkowy entuzjazm związany z przyjściem nowego szkoleniowca wygasł. W ostatnich pięciu kolejkach doznali aż trzech porażek i wywalczyli zaledwie cztery punkty. Z pewnością nikt w Gdańsku nie żałuje, że nadchodzi przerwa w graniu.
W Płocku pewnie są mniej jednoznaczni w tej kwestii. Jeżeli Lech nie pokona Górnika Zabrze, Wisła będzie najlepiej punktującą ekipą przed własną publicznością. Jeśli zacznie być przynajmniej średnia na wyjazdach, zamiast słaba (jedna wygrana, osiem porażek), to kto wie, czy wiosną nie będzie jeszcze ciekawiej. No i nadal czekamy, aż w jednej chwili odpali trio Wolski-Szwoch-Furman. Dotyczy to głównie tego ostatniego, bo Wolski dziś chwilami czarował. Wygrywał prawie wszystkie pojedynki, wywalczył aż siedem fauli i gdyby miał mniej lat, aż prosiłoby się o promowanie kompilacji z tego występu.
CZYTAJ TAKŻE:
- Rafał Wolski: Nie rozumiem ludzi, którzy zarządzali Lechią [WYWIAD]
- Marco Terrazzino: U Nagelsmanna czułem się, jakby to on wymyślił piłkę nożną [WYWIAD]
- Ilkay Durmus: Ozil otworzył drzwi w Niemczech dla piłkarzy zagranicznego pochodzenia [WYWIAD]
Fot. Newspix