Reklama

Karsten Warholm – najszybsze duże dziecko na świecie

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

10 grudnia 2021, 13:03 • 16 min czytania 0 komentarzy

“Nazywam się Karsten Warholm. Jestem budowniczym z klocków LEGO i mistrzem olimpijskim. W tej kolejności.” Chociaż w każdym innym przypadku można by podejrzewać, że takie zdanie zostało wypowiedziane wyłącznie na potrzeby współpracy z duńskim producentem klocków, to właśnie ono najlepiej określa Norwega. Zawodnika który na olimpijskiej bieżni w Tokio złamał barierę czterdziestu sześciu sekund w biegu na 400 metrów przez płotki. A prywatnie… gościa, pokazującego na Instagramie zdjęcia na których sika do rzeki, przebiera się za Mario lub gangstera z Peaky Blinders, a po jednym ze swoich biegów stał się memem. Poznajcie mistrza olimpijskiego oraz rekordzistę świata, który nie wstydzi się być dużym dzieckiem.

Karsten Warholm – najszybsze duże dziecko na świecie

Młokos, mistrz, mem

Przesadą byłoby stwierdzenie, że Karsten Warholm w 2017 roku był sportowcem anonimowym. Ale też daleko było mu do miana takiego dominatora, jakim jest obecnie. W szerokiej stawce biegu na 400 metrów przez płotki znajdował się dopiero od roku – wcześniej uprawiał wielobój. I to z sukcesami, był młodzieżowym wicemistrzem Europy. Zatem swoją specjalizację wybrał stosunkowo późno.

Owszem, jego rozwój następował bardzo dynamicznie. Lecz pochodzący z Ulsteinvik Norweg, który wciąż znajdował się w wieku młodzieżowca, posiadał raczej status talentu, a nie wielkiej gwiazdy. Uważano, że do finałowego biegu mistrzostw świata na 400 metrów przez płotki doszedł głównie po to, by zebrać w nim naukę na przyszłość. A tej miał mu kto udzielać. Wszak w londyńskim finale startował Keeron Clement – mistrz olimpijski z Rio de Janeiro, który miał chrapkę na dołożenie trzeciego złota światowego czempionatu. Albo Yasmani Copello – Kubańczyk reprezentujący Turcję, brązowy medalista igrzysk olimpijskich. Zresztą Copello podczas rozgrywanych rok wcześniej mistrzostw Europy w Amsterdamie pokazał młokosowi jak się biega płotki. Został tam mistrzem Starego Kontynentu – Warholm musiał zadowolić się szóstym miejscem. Tak miało być i tym razem.

Ale 9.8.2017 roku aura postanowiła przypomnieć zawodnikom, gdzie rozgrywane są zawody. Przez cały dzień było zimno, wietrznie, a z nieba padał deszcz. Witamy w Londynie.

Reklama

W biegach krótkich bardzo łatwo zauważyć zależność polegającą na tym, że najlepsi biegacze krótkodystansowi zwykle wywodzą się z miejsc, w których słońce i temperatura przez cały rok rozpieszczają miejscowych. Takich jak Karaiby, niektóre państwa afrykańskie, czy kraje Ameryki Południowej. Nawet dominujący na tych dystansach amerykańscy zawodnicy w większości na co dzień zamieszkują południowe stany swojej ojczyzny. Na przykład wspomniany Clement, pochodzący z Trynidadu i Tobago, w USA zadomowił się na Florydzie. Zalety mieszkania w takich zakątkach świata są oczywiste. Wysoka, dodatnia temperatura pozwala trenować tę dyscyplinę przez cały rok na świeżym powietrzu.

Ale zwykle nie są oni przyzwyczajeni do startów, podczas których na zewnątrz jest 14 stopni Celsjusza – zwłaszcza w sierpniu – i w dodatku pada deszcz. W takich warunkach w ogóle trudno wykręcić dobry czas. I rzeczywiście, wynik 48.35 może nie robić na nikim wrażenia – na większości imprez tej rangi nie dawałby medalu, a tym bardziej mistrzowskiego tytułu. Dość powiedzieć, że był to najwolniejszy bieg finałowy na 400 metrów przez płotki mężczyzn w historii mistrzostw świata! A przecież pierwsza edycja tej imprezy miała miejsce w 1983 roku.

Jednak w londyńskim biegu finałowym umiejętność zaadaptowania się do warunków miała o wiele większe znaczenie niż zwykle. A któż inny mógł znieść angielską pogodę lepiej, niż chłopak wychowany na norweskim wybrzeżu?

– Dla mnie to po prostu dobre norweskie lato, więc nie miałem żadnych obaw – powiedział Karsten po sensacyjnym zwycięstwie, w którym warunki w ogóle nie wpłynęły na jego postawę. W przeciwieństwie do biegania bardziej renomowanych rywali, gdyż żaden z nich nie mógł się przystosować do londyńskiej pogody.

Tym sposobem mistrzem świata został dwudziestojednoletni Norweg. A najbardziej zaskoczony tym faktem był… on sam. Wyraz twarzy Warholma po przekroczeniu linii mety stał się memem i rozniósł się po całym Internecie.

Reklama

Sesje, LEGO i Manchester

Ale czy taki odbiór jego sukcesu przeszkadzał Norwegowi? Dajemy sobie uciąć rękę, że nie. Zapewne sam, przeglądając przeróbki swojej reakcji po zwycięstwie, śmiał się z porównań do “Krzyku” Edvarda Muncha. Bo Karsten nie jest stereotypowym mistrzem, karmiącym swoich fanów tekstami o wytrwałym dążeniu do celu, którego zainteresowania ograniczają się wyłącznie do sportu.

Tak po prawdzie, Warholm to duże dziecko. I to jest w tym gościu najlepsze.

Po tym, jak otrząsnął się z szoku wywołanego zwycięstwem, honorową rundę wokół stadionu przebiegł w plastikowym hełmie wikinga na głowie. Kiedy z radości wpakował się do piaskownicy, poprosił fotoreportera by ten go uszczypnął. Natomiast podczas udzielania wywiadu powiedział dziennikarzowi, że jego ulubiona emotka na messengerze to… uśmiechnięta kupa.

– Jestem młody. Jestem głupi – stwierdził bez ogródek podczas konferencji prasowej. Tego drugiego nie rozstrzygamy, ale od sukcesu w Londynie minęły cztery lata. Karsten ma na karku dwadzieścia pięć wiosen i sporo medali więcej. I przez ten czas raczej ani trochę nie dorósł.

Norweg ma do siebie spory dystans. Na jego Instagramie możemy zobaczyć dość osobliwe zdjęcia, na których… sika w miejscach publicznych. Głównie do rzek oraz kiedy stoi na skarpach. Jedno z takich zdjęć zrobił sobie wraz z trenerem, o którym później również powiemy.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Karsten Warholm (@kwarholm)

Ale Karsten uwielbia też bardziej konwencjonalne sesje fotograficzne. Pozował już w stroju superbohatera, hydraulika Mario, miał fotki w stylu Peaky Blinders czy Jamesa Bonda z Casino Royale. Lubi obiektyw – i z wzajemnością. Z tego względu jest idealnym materiałem dla reklamodawców. Zgadza się na prawie każdy pomysł, jaki wpadnie do głowy twórcom spotów, lubi kreatywność. Można wręcz powiedzieć, że dla autora spotu większym wyzwaniem jest nakręcenie nudnej reklamy z Warholmem niż takiej, która przyciągnie odbiorcę.

I potencjalni partnerzy chętnie korzystają z jego usług. Zresztą w Norwegii Karsten Warholm to nazwisko, które znają wszyscy – od dzieci ze szkół podstawowych, po babcie, które nigdy nie oglądały transmisji sportowej. No, może raz. I akurat był to Warholm. Jego bieg po drugie mistrzostwo świata na 400 metrów przez płotki przyciągnął przed telewizory blisko półtora miliona rodaków. Jak na kraj, którego liczba ludności nie przekracza pięć i pół miliona obywateli, to świetny wynik.

W wolnym czasie ten gagatek uwielbia składać klocki LEGO. Podczas pandemii twierdził wręcz, że było to jego ulubione zajęcie.

– To mój sposób na relaks po treningu. Jako dzieciak lubiłem bawić się klockami, a później przez długi czas wydawało mi się to głupie, ponieważ dorośli tego nie robią. Jednak kiedy nabierasz większej pewności siebie, zdajesz sobie sprawę, że powinieneś robić to, co sprawia ci przyjemność. LEGO to mój nostalgiczny sposób na robienie czegoś, co lubię.

Norweg może się pochwalić pokaźną kolekcją stworzonych modeli. Zbudował z klocków Lamborghini, Tower Bridge, makietę Hogwartu z Harrego Pottera, zamek Disneya czy też model stadionu Old Trafford.

A skoro już jesteśmy przy futbolu, Warholm lubi piłkę nożną. To od niej zaczynał swoją przygodę ze sportem. Chyba jak każdy Norweg interesujący się futbolem, bardzo szanuje Ole Gunnara Solskjaera. Jest to o tyle ciekawe, że jako lekkoatleta sponsorowany przez Pumę, ma wspólnego sponsora z Manchesterem City. Na jednym z wydarzeń organizowanych po igrzyskach przez Red Bulla (kolejna firma związana z Warholmem), pojawił się właśnie w koszulce The Citizens.

– Mam zamiar niedługo odwiedzić City. Szczegóły nie są jasne, ale ponieważ oboje jesteśmy sponsorowani przez Pumę, pojadę tam jako fan Pumy – uśmiechał się, po czym dodawał – Nie miałem czasu na pielęgnowanie pasji do piłki, kiedy zaangażowałem się w bieganie. W każdym razie jestem fanem Solskjaera, ale odwiedzę City. Fajnie byłoby zobaczyć mecz pomiędzy oboma klubami.

Jak możecie przeczytać, Karsten jest dość niekonwencjonalnym typem. Z jednej strony, w swojej konkurencji to najszybszy człowiek na świecie. Z drugiej, na spotkaniach rzadko kiedy pojawia się o umówionym czasie. To tytan pracy, który jak mało kto potrafi zasuwać na treningu. Po czym wraca do domu i jest na tyle leniwy, że może przez cały dzień nie pozmywać po sobie naczyń. Jak ogarnąć takiego gościa, żeby cały czas odnosił sukcesy?

Doktor Sprint

I tu na scenę wchodzi Leif Olav Alnes – trenerski guru norweskich sprintów. Tak, zdajemy sobie sprawę, że hasło “guru norweskich sprintów” być może nie dodaje nie wiadomo jakiej renomy. Ale w latach dziewięćdziesiątych Alnes trenował Geira Moena – mistrza Europy oraz halowego mistrza świata w biegu na 200 metrów. Zatem doświadczenia i sukcesów nie można mu odmówić.

Kiedy Warholm postanowił odpuścić wielobój i skupić się na krótkich dystansach, zwrócił się do federacji z prośbą o radę przy wskazaniu trenera. A ta poleciła młodzianowi nawiązanie współpracy z blisko czterdzieści lat starszym szkoleniowcem, który bardziej niż o przyjęciu kolejnego zawodnika, myślał nad przejściem na emeryturę. Ale dał się namówić na spotkanie z Karstenem i cóż… okazało się, że wiek to tylko liczba, a dziadek nadaje z młodym na tych samych falach.

Bo jednym z największych atutów pracy Alnesa jest atmosfera, jaką potrafi stworzyć w zespole. To człowiek, którego ciężko wyprowadzić z równowagi, zarażający swoim uśmiechem i pozytywnym podejściem. Prędko okazało się, że Karsten i Leif mają podobne poczucie humoru. A różnica wieku zamiast ich dzielić, sprawia że wręcz wzajemnie się uzupełniają. Warholm korzysta z ogromnego doświadczenia i wiedzy trenera. Natomiast Alnes, przebywając z tak młodym i energicznym człowiekiem, sam mentalnie czuje się jak młodzieniaszek. Ba, czasami to trener podsuwa Karstenowi pomysły do stworzenia kolejnych zabawnych scen. W 2019 roku Warholm w oryginalny sposób chciał ogłosić światu, że otrzymał od trenera zgodę na start w halowych mistrzostwach Europy – do czego Leif podchodził bardzo sceptycznie. To sam Alnes podsunął mu pomysł zrobienia zdjęć, na których jest związany i torturowany przez swojego zawodnika w celu wymuszenia zgody na start.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Karsten Warholm (@kwarholm)

Znalezienie wspólnego języka pomaga zmotywować Warholma do ciężkiej pracy. To chociażby ciągły przekaz, że zawodnik nie jest w tym wszystkim sam – nawet, jeżeli wynika to z humoru i docinek. Kiedyś Olav zarzucił swojemu podopiecznemu to, że jest gruby, na co w odpowiedzi usłyszał, że sam waży więcej, niż powinien. Efekt rozmowy był taki, że obaj przeszli na dietę. W końcu jak lepiej nakłonić podopiecznego do zrzucenia zbędnych kilogramów, niż dając mu dobry przykład i wjeżdżając na ambicję?

Wprawdzie Leif ma swoje dziwactwa wynikające z wieku, takie jak nieco paranoiczne podejście do technologii. Kiedy Warholm zakupił mu pierwszy smartfon, ten niechętnie go używał. Tak samo, jak nie zwykł korzystać z Internetu na swoim laptopie, kiedy znajduje się poza domem. Wszystko w obawie przed potencjalnym cyberatakiem i wykradzeniem jego danych. Ale nietaktem byłoby sprowadzać Alnesa do roli ekscentrycznego dziadka, dbającego wyłącznie o atmosferę. Mądrość trenera Warholma wynika z jego pasji oraz filozofii pracy.

Na przykład wyznaje on zasadę, że biegacze nie powinni bać się porażki samej w sobie, ale obawiać się tego, że już bardziej nie będą mogli się rozwinąć. Tę dewizę skutecznie zaszczepił również Karstenowi, który jak mantrę powtarza, że idealny bieg nie istnieje.

Przy tym wiekowy Norweg w pełni poświęca się temu, by jego podopieczni pod względem rozwoju nie stali w miejscu. Sypia po trzy-cztery godziny dziennie, non stop analizując jaki element biegu można jeszcze poprawić. To on wpoił Karstenowi zasadę “magicznego siódmego toru”. Według teorii trenera, lepiej wybierać do startu tory znajdujące się po zewnętrznej części bieżni, gdyż zakręty są szersze, co mniej obciąża ciało podczas biegu. Dlatego Warholm – kiedy oczywiście regulamin mu na to pozwala – wybiera siódmy tor na starcie. Sam zawodnik na łamach portalu Spikes tak opisuje swoją relację z trenerem:

– Biorąc pod uwagę to jak dużo czasu spędzasz w tym sporcie, relacja na linii trener-zawodnik musi wykraczać poza pracę. To musi być jak przyjaźń. Jeżeli inwestujecie dziesięć lat życia w te wszystkie godziny treningowe, musicie zostać przyjaciółmi.

– Nasz związek przypomina typową chłopięcą przyjaźń. Wzajemnie się wyśmiewamy, mamy razem mnóstwo wspólnej zabawy i łączy nas ten sam humor. To tak, jakbyśmy mentalnie byli w tym samym wieku – niezależnie od tego czy masz pięć czy pięćdziesiąt lat, decyzja jak się zachowujesz należy do Ciebie.

Najlepszy z najlepszych

1 grudnia 2021 roku stanowił idealne zwieńczenie genialnego sezonu w jego wykonaniu. Bo chociaż sama ceremonia wręczenia nagród World Athletics była skromna, to otoczka w żaden sposób nie odbierała prestiżu samemu wyróżnieniu. O tytuł najlepszego lekkoatlety Anno Domini 2021 walczyli wybitni przedstawiciele królowej sportu. W przeciwieństwie do futbolowej Złotej Piłki, w nominacjach do najlepszej piątki pomiędzy którą rozstrzyga się nagroda lekkoatlety roku, nie ma nazwisk o których kibice mogliby powiedzieć, że znalazły się tam na wyrost.

Na przykład taki Ryan Crouser w pchnięciu kulą wręcz zmiażdżył rekordy Randy’ego Barnesa – zarówno w hali, jak i na stadionie. Ponadto w Tokio zdobył złoty medal igrzysk, poprawiając przy okazji swój własny rekord olimpijski. Z kolei Eliud Kipchoge to chodząca – a w zasadzie biegająca – legenda maratonu. W Japonii obronił olimpijskie złoto wywalczone pięć lat temu. W dodatku również jest rekordzistą świata. I to podwójnym – ten sławniejszy, ale nieoficjalny wynik wynosi 1:59:40, co czyni Kenijczyka jedynym człowiekiem na świecie, który rozprawił się z maratońskim dystansem w czasie poniżej dwóch godzin.

A przecież wśród nominowanych znajdowali się również Joshua Cheptegei i Armand Duplantis. Ugandyjczyk biega na tak kosmicznym poziomie, że kiedy w Tokio wywalczył złoto na 5000 i srebro na 10000 metrów, niektórzy kibice byli delikatnie zawiedzeni jego postawą – przecież miał być podwójnym mistrzem. Natomiast fenomenalny Szwed zwyciężył w piętnastu spośród siedemnastu zawodów, w jakich startował w 2021 roku. W tym oczywiście w tych najważniejszych, rozgrywanych w Japonii. Ale nie ustanowił nowego rekordu świata, a takie były wobec niego oczekiwania.

W 2021 roku każdy z wyżej wymienionej czwórki nie walczył z rywalami. Oni mierzyli się z własną wielkością. Lecz pod tym względem Warholm w niczym nie ustępował konkurentom. W pełni zasłużenie zdobył tytuł lekkoatlety roku, będąc pierwszym reprezentantem Norwegii który dostąpił tego zaszczytu.

Miesiąc przed startem na igrzyskach w końcu dopiął swego. Startując u siebie, w Oslo, rozprawił się z legendarnym rekordem Kevina Younga – jednym z najstarszych w męskiej lekkoatletyce. Amerykanin pokonał 400 metrów przez płotki w czasie 46.78 jeszcze podczas igrzysk w Barcelonie, jako pierwszy przełamując barierę 47 sekund w tej konkurencji. Ale czasy się zmieniają. W obliczu rozwoju technologii oraz metod treningowych rezultat, który za niedługo obchodziłby trzydzieste urodziny, nieco raził w oczy. Mało tego, na horyzoncie nie było widać zawodnika, który mógłby zbliżyć się do wyczynu Younga. Aż Warholm z utalentowanego biegacza zamienił się w dominatora. Ten gość od 2019 roku nie przegrał ani jednego biegu na 400 metrów przez płotki! Dla wszystkich stało się jasne, że jeżeli ktoś ma dokonać historycznego wyczynu, to właśnie on. I zrobił to – pobiegł 46.70. I to we własnym kraju.

Jednak 3 sierpnia, na rewolucyjnej, wyjątkowo responsywnej bieżni firmy Mondo, którą wyłożony był Stadion Narodowy w Tokio, doszło do lekkoatletycznego trzęsienia ziemi. Karsten Warholm przyjechał do Japonii w życiowej formie i – co równie istotne – z psychicznym luzem, że już nie musi ścigać się z liczbami. Udowodnił, że w swojej koronnej konkurencji jest najszybszy w historii.

Choć w Japonii nie było tak, że ścigał się sam ze sobą. W pobiciu rekordu z pewnością pomogła mu presja, jaką wywierał na nim największy rywal – Rai Benjamin. W pewnym momencie wydawało się nawet, że Amerykanin w końcu przerwie zwycięską passę Karstena. Ale na ostatniej prostej Norweg włączył turbodoładowanie. Kiedy wpadł na metę, zegar wskazał czas… 45.94! Warholm tym samym jest pierwszym – i jak do tej pory jedynym – człowiekiem w historii, który w biegu na 400 metrów przez płotki pokonał barierę 46 sekund.

Buty i bieżnia

Oczywiście, tak fenomenalny wynik wzbudził ogólny zachwyt lekkoatletycznego społeczeństwa. Pozwólcie, że nieco bardziej uświadomimy wam to, czego dokonał Norweg. On w nieco ponad miesiąc przeszedł od etapu rozprawienia się z długowiecznym rekordem Younga, do punktu wyznaczenia nowej granicy. To zawsze działa na wyobraźnię, kiedy zawodnik przekracza – że tak to ujmiemy – okrągły rezultat w swojej dyscyplinie. Gdyby wykręcił przykładowe 46.07 to dalej byłby to genialny czas. Ale pierwszy raz w historii stoper nie wskazał szóstki przy sekundach. Norweg poprawił swój własny rekord o 76 setnych! W dzisiejszych czasach, w których najlepsze wyniki są wyśrubowane do granic możliwości, taki rezultat robi olbrzymie wrażenie.

Jednak poprawa najlepszego wyniku w historii o ponad trzy czwarte sekundy kolejny raz wywołała dyskusję, jak bardzo na osiągane czasy wpływa technologia, którą biegacze mają do dyspozycji. Zwłaszcza, że finał biegu na 400 metrów przez płotki w ogóle obrodził w najlepsze czasy. Drugi Rai Benjamin (46.17) i trzeci Brazylijczyk Alison dos Santos (46.72) również pobili stary rekord Younga, oraz rzecz jasna ustanowili rekordy swoich kontynentów. Poza tym, padły dwa nowe rekordy krajów (plus jeden został wyrównany), a Abderrahaman Samba wykręcił swój najlepszy czas w sezonie. Sporo tego było, jak na jeden bieg. I to tylko utwierdziło w przekonaniu malkontentów, że tak dobre rezultaty nie są zasługą wyłącznie biegaczy.

Wszak dwa lata temu firma Nike rozpoczęła biegową rewolucję. W 2019 roku wprowadziła ona do swojej oferty model butów VaporFly, wyposażony w karbonową wkładkę. Wkładka umieszczona w podeszwie, w połączeniu z ultralekką pianką, która ją obudowuje, daje biegaczowi większy zwrot energii podczas kolejno stawianych kroków. A to z kolei przekłada się na lepsze odbicie. W ślad za Nike poszły kolejne marki i teraz właściwie każdy flagowy model do biegania od dużej firmy posiada w podeszwie podobne rozwiązanie.

Co ciekawe, sam Warholm delikatnie ubolewa nad technologiczną rewolucją… a przynajmniej nad obuwiem Nike, czyli producenta który ją rozpoczął. Na gorąco po olimpijskim triumfie Norweg wprawdzie pochwalił Benjamina za jego występ. Ale dodał również, że z “superkolcami” na stopach Amerykanin biegł w powietrzu. Jednak mistrz olimpijski również miał w podeszwach karbonowe płytki. Niedługo przed igrzyskami w Tokio, Puma – czyli sponsor Warholma – przy współpracy z zespołem F1 Mercedes AMG Petronas wypuściła na rynek model Evospeed Tokyo Future Faster+. Tak, bardziej efekciarskiej nazwy nie dało się wymyślić. Jednak sam Warholm tłumaczył, że w przeciwieństwie do obuwia konkurencji, jego buty posiadają bardzo cienką płytkę karbonową, co nie daje aż takiej przewagi w porównaniu do tradycyjnych kolców używanych na bieżni. Ile w tym jest prawdy, a ile sprytnej reklamy? Niech każdy sam odpowie sobie na to pytanie.

W każdym razie, kilkanaście dni później Warholm tłumaczył się ze swoich słów mówiąc, że nie chciał nikogo urazić. Ale dodawał również:- Nie chcę, aby ludzie siedzący w domu czuli się oszukani. Pragnę, by w kwestii obuwia nastąpiła wiarygodność. Miejmy nadzieję, że ktoś prowadzi badania [dotyczące nowych technologii – dop. red.] i że World Athletics będzie chronić zarówno sportowców, jak i publiczność.

Ale nie tylko obuwie pomogło osiągnąć Warholmowi tak dobry wynik. W Kraju Kwitnącej Wiśni zastosowano nowy rodzaj tartanowej bieżni. Specjaliści z włoskiej firmy Mondo pracowali nad nią trzy lata. Nawierzchnia posiadała zaledwie czternaście milimetrów grubości, a zawarte w niej pęcherzyki powietrza potęgowały odczucie jakoby biegacze poruszali się po trampolinie. Zatem energię biegu oddawały zarówno buty, jak i bieżnia. To wszystko pomagało biegaczom, a szczególne znaczenie miało w takiej konkurencji jak bieg przez płotki. Tam efekt odbicia po pokonaniu przeszkody działał jeszcze mocniej. Sam Norweg bardzo chwalił nowy rodzaj tartanu mówiąc, że istotnie jest bardzo szybki.

– Ten tor jest świetny. To wszystko przypomniało mi klimat mistrzostw świata w Londynie z 2017 roku – miejsca, w którym zdobyłem swój pierwszy złoty medal oraz jest tam bardzo szybka bieżnia. Ale to nie tylko kwestia bieżni, to również zasługa chłopaków, którzy wzajemnie się napędzali – powiedział zwycięstwie w Tokio.

I coś w tym jest. Trudno obwiniać samego zawodnika o to, że korzysta z dostępnych technologii, skoro te są legalne. Jeszcze trudniej kierować do niego pretensje w kwestii tartanowej nawierzchni, jaką zawodnicy zastali w Tokio. Zwłaszcza, że tego typu bieżnia przez najbliższe lata zapewne będzie standardem na każdej dużej imprezie lekkoatletycznej. Na koniec i tak wszystko zależy od zależy od sportowca. A nie ma wątpliwości co do tego, że Karsten Warholm jest sportowcem wybitnym.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Przeczytaj też:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Błażej Gołębiewski
1
“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Inne sporty

Lekkoatletyka

Piotr Lisek: Igrzyska w Paryżu były najtrudniejszym startem w moim życiu [WYWIAD]

Jakub Radomski
10
Piotr Lisek: Igrzyska w Paryżu były najtrudniejszym startem w moim życiu [WYWIAD]
Lekkoatletyka

Gdzie leży limit ludzkiego organizmu? „Ktoś przebiegnie maraton w godzinę i 55 minut”

Jakub Radomski
9
Gdzie leży limit ludzkiego organizmu? „Ktoś przebiegnie maraton w godzinę i 55 minut”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...