Faza grupowa Ligi Mistrzów pomału dobiega końca. Coś do wyjaśnienia mają jeszcze sobie jedynie piłkarze Villarrealu i Atalanty Bergamo. Można więc pomału podsumowywać jesienny etap najważniejszych klubowych rozgrywek Starego Kontynentu. Kto najbardziej zawiódł i ma najwięcej powodów, by pluć sobie dzisiaj w brodę? Wskazujemy największych przegranych fazy grupowej Champions League.
Liga Mistrzów 2021/2022 – największe rozczarowania fazy grupowej
FC BARCELONA
Kandydatura najbardziej oczywista ze wszystkich. Katalończyków w fazie pucharowej Ligi Mistrzów zabraknie bowiem po raz pierwszy od sezonu 2003/04. Wtedy ekipa z Camp Nou po prostu nie miała prawa do występów w Champions League, nie zakwalifikowała się tam poprzez ligę, dlatego grała w Pucharze UEFA. Od tamtego czasu występowała już jednak nieprzerwanie w najbardziej prestiżowych kontynentalnych rozgrywkach, za każdym razem docierając co najmniej do 1/8 finału. Stało się to niejako oczywistością, że Barca – niezależne od tego, w jakiej znajduje się akurat formie, kto jest jej trenerem i tak dalej – melduje się w play-offach. No ale każda seria kiedyś się kończy. Przyszła kryska na Matyska – tym razem “Duma Katalonii” wiosną powalczy w Lidze Europy.
Że podopieczni Xaviego, a wcześniej Ronalda Koemana, nie mają większych szans w rywalizacji o pierwsze miejsce w grupie z Bayernem Monachium, było więcej niż pewne już po losowaniu. Zresztą w pierwszej kolejce grupowych zmagań Bawarczycy zwyciężyli 3:0 na Camp Nou, pozbawiając oponentów jakichkolwiek złudzeń w tej kwestii. Ale summa summarum Barcelona wygrała w grupie E zaledwie dwa spotkania – dwukrotnie pokonała autsajderów z Dynama Kijów. Tak naprawdę jej wrześniowa klęska 0:3 w konfrontacji z Benficą jeszcze mocniej obnażyła słabość zespołu niż manto od Niemców.
Lizbońskie “Orły” w pełni zasłużyły na to, by Barcę w grupie wyprzedzić. A pamiętać trzeba, że Benfica nie jest wcale w jakiejś wybitnej dyspozycji – w lidze punktuje gorzej od FC Porto i Sportingu, tej ostatniej ekipie ostatnio uległa w derbach i to na własnym stadionie.
SL Benfica 3:0 FC Barcelona
W sześciu meczach fazy grupowej Barcelona zdobyła zaledwie dwa gole, co jest dorobkiem zwyczajnie kompromitującym. Oczywiście można mówić o pechu i nieskuteczności, bo współczynnik spodziewanych goli (xG) w przypadku Katalończyków wynosił 6,1, ale to wciąż jeden z najgorszych wyników w rozgrywkach – słabiej w fazie grupowej zaprezentowało się zaledwie sześć ekip. Jeśli spojrzeć na inne statystyki (liczba wymienionych podań, próby pressingu, liczba dograń w pole karne) Barca nie wypada aż tak tragicznie, w sumie plasuje się w górnej części stawki, ale cała para poszła w gwizdek wskutek niedostatecznej siły ognia. Tylko Szachtar Donieck oraz Inter Mediolan legitymują się gorszym stosunkiem goli spodziewanych do zdobytych.
BORUSSIA DORTMUND
Na polu ligowym Borussia Dortmund w sezonie 2021/22 notuje trochę potknięć, ale generalni spisuje się całkiem nieźle. Ostatnie starcie z Bayernem Monachium, choć finalnie przegrane, udowodniło, że dortmundczycy wcale nie odstają poziomem od ekipy mistrzów Niemiec. No ale Liga Mistrzów to inna para kaloszy – zaczęło się zgodnie z planem, bo od dwóch zwycięstw w fazie grupowej. Najpierw pokonany został na wyjeździe Besiktas, potem u siebie Sporting. Jednak późniejszy dwumecz z Ajaksem Amsterdam okazał się dla dortmundczyków wyjątkowo ponurym doświadczeniem. Podopieczni Erika ten Haga zwyciężyli – licząc oba spotkania – aż 7:1. Nie pozostawili najmniejszych wątpliwości odnośnie tego, kto zajmie pierwsze miejsce w grupie C.
Mało tego, w rewanżowym starciu Borussia poległa również ze Sportingiem i tym samym to Portugalczycy zapewnili sobie awans do fazy play-off za plecami Ajaksu. No i okej, można oczywiście podkreślać, że BVB aż w trzech meczach Champions musiała sobie radzić bez Erling Haalanda, swojego zdecydowanie najlepszego zawodnika, ale nawet bez Norwega w składzie nie wypadało przegrać ze Sportingiem aż tak wysoko.
ATALANTA WYGRA Z VILLARREALEM? KURS: 1,72 W FUKSIARZU!
Tym bardziej że to kolejnej edycji Champions League ekipa z Dortmundu najpewniej przystąpi już bez Haalanda w składzie. A nawet tak doskonale poruszającemu się na rynku transferowym klubowi trudno będzie wyłowić równie utalentowanego piłkarza w miejsce Norwega. – Dobrze sobie radzimy w lidze, jeśli chodzi o wyniki. To, co jest złe, to nasz występ w Lidze Mistrzów. Nie można twierdzić inaczej. To boli do dziś i przyznajemy się do tego bardzo samokrytycznie. Ambicją Borussii Dortmund nie jest odpadnięcie z rozgrywek w fazie – przyznał dyrektor Michael Zorc.
Swoją drogą, słówko należy się również katastrofalnej postawie Besiktasu, który przegrał wszystkie mecze w grupie C z bilansem bramkowym 3:19. Wiadomo, tureckie kluby ostatnimi czasy raczej nie błyszczą w pucharach, ale występ drużyny ze Stambułu to już wyższy poziom blamażu.
NAJWIĘKSZE WPADKI GIGANTÓW W HISTORII LIGI MISTRZÓW
SZACHTAR DONIECK
Standardowa przygoda w europejskich pucharach dla Szachtara Donieck? Występ w fazie grupowej Ligi Mistrzów, napsucie tam krwi faworytom, ostatecznie zajęcie trzeciego miejsca w grupie i walka wiosną o jak najlepszy rezultat w Lidze Europy. Tak było choćby w sezonach 2015/16 i 2019/20, gdy Ukraińcy po spadku z Champions League docierali aż do półfinału europejskich rozgrywek drugiej kategorii. I pewnie na podobną historię liczono w klubie również w bieżącym sezonie. Real Madryt i Inter Mediolan, z którymi przyszło Szachtarowi rywalizować w grupie D, jawili się bowiem jako główni kandydaci do awansu do fazy pucharowej, natomiast Sheriffa Tyraspol trudno było nie traktować jako kompletnego autsajdera i dostarczyciela punktów.
A jednak to drużyna z Naddniestrza zakończyła zmagania na trzecim miejscu w stawce. Szachtar tymczasem uplasował się na ostatnim miejscu z zawstydzającym bilansem dwóch remisów i czterech porażek w sześciu grupowych występach (bramki 2:12).
Sheriff Tyraspol 2:0 Szachtar Donieck
Z dzisiejszej perspektywy można ocenić, że kluczowa – co w sumie rzadko się zdarza – okazała się pierwsza kolejka fazy grupowej. Sheriff w aurze sensacji pokonał wówczas Szachtar i znalazł się ewidentnie na fali wznoszącej, podczas gdy podopieczni Roberto De Zerbiego zalegli na macie, ciężko znokautowani. No ale z drugiej strony, żeby przez całą jesień się nie pozbierać? Ewidentnie brakowało zespołowi z Doniecka skuteczności, właściwego człowieka na szpicy. Egzekutora. Wspominaliśmy już o tym przy okazji omawiania niepowodzeń Barcelony. Szachtar ma w Lidze Mistrzów beznadziejny stosunek goli spodziewanych do zdobytych (-4,8, najgorszy wynik w fazie grupowej), legitymuje się też fatalnym odsetkiem strzałów celnych (25% wszystkich uderzeń).
W ten sposób trudno walczyć o awans.
Co dla Szachtara szczególnie bolesne – klub pokonał naprawdę niełatwą drogę, by się do zasadniczej części Ligi Mistrzów zakwalifikować. Pokonanie Genku i AS Monaco w eliminacjach to nie taka prosta sprawa. A tymczasem w grupie kuku zrobił Ukraińcom powszechnie lekceważony Sheriff.
JURIJ WERNYDUB. KIM JEST TWÓRCA SUKCESU SHERIFFA?
SEVILLA FC
Na pierwszy rzut oka Sevilla miała w garści wszelkie argumenty, by wreszcie zaprezentować się w Lidze Mistrzów z naprawdę dobrej strony. W 2020 roku Andaluzyjczycy ponownie potwierdzili przecież swoją klasę triumfem w Lidze Europy, rok później dość pechowo polegli w 1/8 finału Champions League. W lidze spisują się obecnie bardzo przyzwoicie i niewykluczone, że będą głównymi rywalami Realu Madryt w wyścigu o mistrzowski tytuł. Na ławce trenerskiej mają uznanego taktyka – Julena Lopeteguiego. Składu udało się nie tylko nie osłabić, ale nawet zwiększyć jego głębię. No i rywale grupowi na papierze nie przerażali – Red Bull Salzburg, Lille oraz Wolfsburg to nie są oponenci, których w Sewilli można było traktować jako zaporowych.
Przeciwnie. Ekipa z Estadio Ramon Sanchez-Pizjuan jawiła się jako faworyt grupy G. Wyszło jednak jak (prawie) zawsze. Sevilla wygrała zaledwie jedno spotkanie i koniec końców uplasowała się na trzecim miejscu w tabeli. Wiosną powalczy zatem o – na oko licząc – swój 164. triumf w Lidze Europy.
VILLARREAL POKONA ATALANTĘ? KURS: 4,50 W FUKSIARZU!
Rozczarowanie jest naprawdę spore, ponieważ ostatnie posunięcia działaczy Sevilli wskazywały, iż klub – poniekąd korzystając na pogłębiającym się kryzysie Barcelony – chce skorzystać z okazji i wskoczyć na półkę wyżej w hierarchii potęg europejskiego futbolu. Tymczasem, jak na ironię, wymieniamy Andaluzyjczyków jednym tchem z “Dumą Katalonii” w gronie największych zawodów fazy grupowej Champions League.
Sevilla niby potwierdziła status jednej z najlepiej broniących drużyn Starego Kontynentu – na jej bramkę oddano zaledwie 54 strzały, to piąty wynik fazy grupowej. Na dodatek podopieczni Lopeteguiego zmuszali rywali głównie do uderzeń z dalszej odległości (średnio z 21 metrów). Nikt nie zakładał również skuteczniejszego pressingu (39% udanych prób) niż Sevilla. Chciałoby się jednak zapytać: co z tego? Wobec braku awansu do fazy pucharowej wszystkie te statystyki to tylko ciekawostki, bo efekt końcowy jest zwyczajnie poniżej oczekiwań. – Byliśmy podekscytowani Ligą Mistrzów, stąd nasz obecny smutek – przyznał trener Sevilli. – W kluczowych momentach brakowało nam szczęścia, zapłaciliśmy za to wysoką scenę. Chciałbym rozegrać fazę grupową jeszcze raz, tak bardzo była ona skomplikowana z uwagi na rozmaite trudności i kontuzje. Ale tego niestety nie da się zrobić.
KTO JESZCZE ROZCZAROWAŁ?
Nie sposób nie wspomnieć również o Milanie, który powrócił do Ligi Mistrzów po latach nieobecności i skończył na ostatnim miejscu w grupie B. Nie chcemy jednak Rossonerich przesadnie piętnować. Po pierwsze, powroty zasłużonych klubów do Champions League na ogół bywają trudne, a poza tym Rossoneri w gruncie rzeczy pokazali się z przyzwoitej strony w naprawdę trudnej grupie. Liverpool, Atletico Madryt i Porto to nie jest towarzystwo, na tle którego odbudowujący swoją potęgę Milan mógł z łatwością zabłysnąć. Nie należy też zapominać o sędziowskich kontrowersjach.
Drobne rozczarowanie czwartym miejscem? Jasne, nie da się ukryć. Ale nie całkowity zawód, nie blamaż. Choć zaledwie jeden punkt wywalczony w dwumeczu z FC Porto to na pewno nie jest dorobek, z jakiego na San Siro mogą być dumni. Tutaj należało zrobić więcej.
Kilka słów krytyki należy się natomiast obrońcom tytułu. Okej, piłkarze Chelsea awansowali do fazy pucharowej Ligi Mistrzów, więc nie ma mowy o jakimś dramacie w ich wykonaniu, ale zajęcie drugiego miejsca w grupie za plecami naprawdę nędznie dysponowanego Juventusu to jednak jest wpadka dla tak potężnej ekipy jak The Blues. Podopiecznych Thomasa Tuchela wciąż należy traktować jako kandydatów do obrony tytułu, lecz istnieje spore prawdopodobieństwo, że już w pierwszej rundzie play-offów na ich drodze stanie oponent z gatunku tych super-mocnych. A można było tego ryzyka łatwo uniknąć – wystarczyło w ostatniej kolejce grupowych zmagań nie stracić bramki z Zenitem Petersburg w czwartej minucie doliczonego czasu gry.
CZYTAJ TAKŻE:
- Ostatni gwóźdź do trumny wbity. Barcelona ląduje w nowej erze
- Był snajper, nie ma snajpera. Emreli przyczyną czy ofiarą takiej gry Legii?
- Od Spartaka do Spartaka, czyli oczekiwanie na lepsze dni
fot. NewsPix.pl
statystyki: FBRef.com