Temperatura tego meczu nie była nawet letnia. Juventus chyba nie wierzył w to, że Chelsea może pokpić sprawę z Zenitem i jednocześnie zakładał najwyraźniej, że jakimkolwiek składem by nie wyszedł, zdobędzie trzy punkty z Malmoe, nie mającym szans nawet na Ligę Europy wiosną. Drugie założenie w sumie okazało się słuszne. “Stara Dama” zaczęła w mocno rezerwowym zestawieniu i zasłużenie wygrała, choć w fatalnym stylu.
Juventus – Malmoe 1:0: szybki gol i koniec emocji
Fatalnym, bo spotkanie w Turynie po prostu źle się oglądało. Jakości było w nim mniej niż rozsądku w wypowiedziach Jana Tomaszewskiego.
Gospodarze szybko objęli prowadzenie, gdy Moise Kean wykończył świetne dośrodkowanie Bernardeschiego zewnętrzną częścią stopy (bardzo źle na przedpolu zachował się Ismael Diawara) i chyba uznali, że główne zadanie zostało wykonane, że już nic złego się nie stanie. Podopieczni Massimiliano Allegriego nie żyłowali się w ofensywie, a w defensywie Szwedzi tak nisko zawiesili poprzeczkę, że zastępujący Wojciecha Szczęsnego Mattia Perrin nie miał ani jednej poważnej interwencji.
Dość powiedzieć, że goście pierwszy jakikolwiek strzał oddali w 36. minucie. Określenie “strzał” to zresztą pewne nadużycie, ale do statystyk zostało zaliczone. Bonke Innocent, zamiast podawać na prawo do niepilnowanego kolegi, uderzył z ponad dwudziestu metrów w taki sposób, że piłka wyleciała na aut.
Malmoe z czasem i tak nabrało nieco pewności w atakowaniu, bo widziało, że Juventus cudów dziś wyczyniać nie będzie. Nie przekładało się to jednak na żadne sytuacje. Najgroźniej było wtedy, gdy Antonio Colak (stary znajomy z Lechii Gdańsk z sezonu 2014/15) strzelił w twarz Leonardo Bonucciego i… domagał się odgwizdania ręki. No żarty.
Juventus – Malmo 1:0: nieskuteczny Moise Kean
Juventus mimo takiej kiepścizny, którą zaprezentował i tak powinien wygrać znacznie wyżej. Kean kolejny raz udowodnił jednak, że boiskowa inteligencja to nie jest jego mocna strona. Mnóstwo złych decyzji i kompletny brak zimnej krwi pod bramką przeciwnika – głównie to dziś pokazał, mimo że przecież koniec końców strzelił zwycięskiego gola, dającego awans z pierwszego miejsca. Powinien mieć jednak co najmniej hat-tricka. Co najmniej, bo mówimy teraz tylko o zepsutych dobitkach strzałów Bernardeschiego i Rabiota, po których miał obowiązek posłać piłkę do siatki. Zamiast tego posyłał ją najpierw w boczną siatkę, a później w nogę Diawary, który interweniował równie skutecznie, co szczęśliwie.
Koniec końców po takim paździerzu Juventus osiągnął niespodziewany sukces i wyprzedził Chelsea, która w doliczonym czasie straciła prowadzenie 3:2 na stadionie Zenitu. Malmoe? Dla jego zawodników najważniejsze rzeczy działy się w weekend, gdy obronili mistrzostwo Szwecji i mogli porządnie poświętować.
Juventus – Malmoe 1:0 (1:0)
1:0 – Kean 18′
Fot. Newspix