Nadeszła wiekopomna chwila. Pierwszy piłkarz w historii zwyciężył w plebiscycie Złotej Piłki po raz siódmy. Ukłony dla Leo Messiego, dla którego sama nominacja i znalezienie się w roli kandydatów jest rzeczą tak oczywistą, jak dla przeciętnego człowieka poranne zakupy w piekarni. Począwszy od 2007 roku, Messi tylko raz nie znalazł się w pierwszej trójce plebiscytu, którego kryteria są dość miękkie i wielkość piłkarza w danym roku tkwi w oku oceniającego. Przedstawiamy wam w pigułce rok 2021 w wykonaniu Argentyńczyka, którym doświadczył momentów chwały i momentów chały.
Adwokat diabła
Nas, Polaków wygrana Leo Messiego może boleć podwójnie. Na logikę: rok temu Polak był na ustach piłkarskiego świata. I co się stało? Odwołano galę, nie zorganizowano bankietu, a co gorsza — nie przyznano nagrody. Dla nas zwycięzca był oczywisty i oczywiste było to, że powinien otrzymać Złotą Piłkę. Zabrakło rozwiązania i zwyciężyła obojętność na czyjeś osiągnięcia. Przecież wiemy jaka była sytuacja na świecie. Obyłoby się bez gali, blichtru, garniturów, świateł, uśmiechów. Po prostu mogli mu tę nagrodę przekazać w inny sposób, może w innym terminie i po prostu wpisać do właściwej rubryki Robert Lewandowski. Należało zachować się przyzwoicie i zamknąć ten temat. Nie miał konkurencji i basta.
Tym razem Robert Lewandowski miał godnego konkurenta, ale z naszej perspektywy i tak powinien wygrać. Choćby minimalnie, ale jednak. Przecież strzelał jak na zawołanie, co rusz czymś nowym zaskakiwał. Na palcach jednej ręki można policzyć mecze, w których nie strzelił gola. Pobił mnóstwo swoich i cudzych rekordów z minionych lat, a nawet to nie wystarczyło, by pokonać Leo Messiego. Polska maszyna do strzelania bramek z najnowszym oprogramowaniem musiała uznać wyższość argentyńskiego artysty, który przecież nie jest nieomylny. Dlatego też, choć mamy świadomość, że z perspektywy polskiej obrona zwycięstwa Leo Messiego to trochę wcielanie się w rolę adwokata diabła, to jednak dalej rozmawiamy o „najlepszych z najlepszych”. Przecież nie jest tak, że triumf Messiego nie znajdzie swoich zwolenników, nie znajdzie zgrabnych argumentów. To piłka nożna – tu każdą tezę obronisz, każdą tezę obalisz.
Wiosna Leo Messiego
Rok zaczął się dla Messiego zapewne inaczej niż zakładał. Najpierw musiał przełknąć gorycz porażki i wstydu. Porażki, bo Barcelona przegrała po dogrywce Superpuchar Hiszpanii z Athleticiem 2:3. Wstydu, bo Messiemu w końcówce puściły nerwy. Genialny Argentyńczyk uderzył Asiera Villalibre, za co słusznie został ukarany czerwoną kartką. Niezbyt chlubna sprawa. Nie szukając na siłę usprawiedliwień, to tylko pokazuje, jak silna frustracja musiała w nim tkwić. Pewnie pomyślał — cholera, ucieka mi kolejny tytuł a wraz z nim może i Złota Piłka. Ciśnienie nie znalazło ujścia w tak drobnym ciele i skończyło się jak na poniższym obrazku.
https://twitter.com/ELEVENSPORTSPL/status/1350935767833567239
Czy Messi po tym zajściu się poddał? A gdzie tam. W lidze szedł po swoje i grał, jak zaczarowany. Ładował gola za golem i nosił na barkach całą Barcelonę, która po jego odejściu rozsypała się jak domek z kart. Już pierwsza połowa 2021 była dla Barcelony pod kilkoma względami rozczarowująca, ale i potencjał Dumy Katalonii był niższy niż w poprzednich latach. To sprawiło, że Messi zakończył sezon tylko z triumfem w rozgrywkach Copa del Rey. Ale dobra, to jednak nagroda indywidualna, historia uczy, że Złotej Piłki wcale nie dostają ci najbardziej utytułowani, choć niewątpliwie jest to silny argument przeważający na korzyść pretendenta do miana tego najlepszego w danym roku.
Messi nawet z nagrody zespołowej potrafił zrobić nagrodę indywidualną. W finale rozgrywek o Puchar Króla zrewanżował się Athleticowi strzelając drużynie Marcelino dwie bramki. Nie miało znaczenia, że padły w tym meczu jeszcze dwa gole zawodników Dumy Katalonii. Bohater był jeden, a reszta stanowiła tylko tło. Wybrano go MVP spotkania, a w prasie ogłoszono, że pobił kolejny. Jako pierwszy piłkarz w historii finałów Copa del Rey dobił do granicy dziewięciu bramek. Ot, cały Messi.
Już mniejsza o ligę, którą Barcelona przegrała na własne życzenie. Nie ważne, że piłkarzom zabrakło prądu, Ronaldowi Koemanowi pomysłu, a Messiemu godnych partnerów. Barcelona skończyła sezon na trzecim miejscu ze stratą siedmiu punktów do pierwszego — Atletico Madryt. Argentyńczyka bolały porażki z Granadą i Celtą oraz remis z Levante, ale czy Messi zawiódł? Ależ skądże. Robił, co do niego należało i robił to tak dobrze, jak tylko potrafił.
Dziś bardzo brakuje gościa, który strzeliłby dla Barcelony 23 bramki w 17 spotkaniach. Obecny sezon w wykonaniu Barcelony pokazuje, ile straciła na odejściu Argentyńczyka. Wszelkie uwagi sugerujące, że w Barcelonie wyłącznie człapał, już wcześniej należało wrzucić do kosza, a teraz zostały już całkowicie zutylizowane.
Lato – Copa America
Nie samą piłką klubową człowiek żyje, więc wczujcie się w rolę Messiego. Piłka reprezentacyjna przez wiele lat oznaczała dla niego odczuwanie słodko-gorzkiego smaku. Frustracja wywołana licznymi porażkami narastała do tego stopnia, że przecież zrezygnował z gry dla reprezentacji, ale z czasem zmienił zdanie i uznał, że tak łatwo się nie podda. Oczekiwał tytułów, bo te w piłce klubowej były dla niego codziennością. Jednak w reprezentacyjnej zawsze czegoś brakowało. Trzykrotnie przegrywał finał Copa America. Raz zagrał w finale mistrzostw świata i tam również tylko otarł się o trofeum.
Rok 2021 okazał się pod tym względem przełomowy dla Messiego. W końcu wygrał tytuł z reprezentacją. Niby w przeszłości zdobył złoto na Igrzyskach Olimpijskich, ale triumf w Pekinie nie sposób porównać do wygrania Copa America. Jego wieloletni rywal — Cristiano Ronaldo — prędzej wywalczył z reprezentacją tytuł najlepszej drużyny na kontynencie, co z pewnością miał z tyłu głowy Argentyńczyk. Gdy Messi wciąż miał rozdrapane rany po przegranych rzutach karnych z Chile, Portugalczyk mógł odhaczyć kolejny moment chwały. W końcu Messi się doczekał. Mógł świętować i dowiedzieć się, co czuł Ronaldo w 2016.
W drodze do finału Copa America 2021 Argentyńczyk zdobył cztery bramki, dołożył pięć asyst, a ręce na widok jego gry same składały się do braw. Nie dało się do czegokolwiek przyczepić. Każdy kibic mógł znaleźć w grze Messiego coś dla siebie. W finale Argentyna pokonała Brazylię na Maracanie 1:0 po bramce Angela di Marii. Brak gola Messiego w najważniejszym meczu nie przekreśla jednak jego zasług. Został nagrodzony statuetką dla najlepszego gracza turnieju. Misja wykonana. Czas na kolejny krok. Z Barceloną? Chyba jednak nie.
Jesień Leo Messiego
Rozstanie z Messiego z Barceloną było czymś, o czym mówił każdy i jeszcze przez wiele lat ten fragment historii futbolu będzie przywoływany. Barcelona cieszyła się jednym z najwybitniejszych piłkarzy w dziejach futbolu przez siedemnaście lat. Dość tej zachłanności. Nadszedł czas na dzielenie się jego geniuszem z innymi i otworzenie złotej klatki. Barcelona się doigrała. Wieloletnie fatalne zarządzanie doprowadziło do odejścia i łez Messiego, które szybko przemieniły się w reunion z Neymarem i wskoczenie na pokład PSG. Nagle Messi stanął przed szansą pokazania światu, że również w innym, teoretycznie obcym środowisku będzie wielki, i nikt i nic nie będzie w stanie go powstrzymać.
I tu trzeba się zatrzymać.
Mieliśmy lato.
Messi, po wygraniu Copa America, wydawał się naturalnie bardzo silnym kandydatem do sięgnięcia po Złotą Piłkę. Gdyby bowiem wskoczył do składu PSG i z miejsca zaczął robić to samo, co przez lata robił w Barcelonie, pewnie wcale nie tak łatwo byłoby nam krzyczeć o dziejowej niesprawiedliwości i odebraniu Robertowi Lewandowskiemu całkiem zasłużonej nagrody Ballon d’Or. Ale proces adaptacji argentyńskiego geniusza na paryskiej ziemi niespodziewanie się przedłużał.
Tak, jak przez całe życie wszystko przychodziło mu naturalnie, tak nagle pojawiły się pierwsze poważne problemy. Uczył się czegoś na nowo i brakowało mu magicznego dotknięcia, z którego słynął w Barcelonie. Z czego to wynikało? Nic już nie było takie same. Droga na stadion. Korytarze prowadzące do szatni. W tle już nie przeważał hiszpański i kataloński. Nowych bodźców nie brakowało, a przy okazji nagle musiał zacząć dzielić się piłką z innymi, zaborczymi o uwagę piłkarzami. W Barcelonie wszyscy byli mu posłuszni, bo wiedzieli, że są od niego zależni. W PSG akcenty rozkładają się zupełnie inaczej. Trzeba być pazernym tak, jak każdy inny zawodnik z grona Kylian Mbappe, Neymar i Angel di Maria. Poza boiskiem możecie się przyjaźnić, ale na murawie każdy chce zaznaczyć swoją obecność.
Złapanie właściwego rytmu utrudniały Argentyńczykowi też zaległości treningowe i urazy. Teraz jest już znacznie lepiej i Messi nabiera rozpędu z meczu na mecz, ale na to argentyński geniusz potrzebował dobrych kilku miesięcy. Długo czekał na nawet premierowe trafienie w Ligue 1.
Dlaczego Leo Messi zdobył Złotą Piłkę?
To zasadne pytanie, ale już spieszymy z odpowiedzią. Messi otrzymał nagrodę za drogę, którą przeszedł, ciągnąc w pojedynkę grę gasnącej w oczach Barcelony. Za udowodnienie światu, że jest w stanie zdobyć z Argentyną trofeum. A przede wszystkim za to, do czego jest zdolny, kiedy zostawi mu się tylko odrobinę miejsca. Kwestia oceny, komu należy przyznać Złotą Piłkę jest cholernie trudna. Dopóki nie będzie decydowała sztuczna inteligencja werdykty zawsze będą subiektywne. A jak lub jeśli zacznie, to też będą pretensje, to normalne. Nie ma jednej definicji bycia najlepszym. I nigdy nie będzie.
Za sto lat, może nawet za pięćdziesiąt, ta Złota Piłka dla Leo Messiego będzie wpisywać się w szerszy kontekst jego wielkości.
Messi nieprzerwanie od 2009 roku zdobywa w roku kalendarzowym co najmniej czterdzieści bramek. W 2021 zdobył ich czterdzieści jeden w pięćdziesięciu dwóch meczach. Czy był najlepszy na świecie, czy wyprzedził całą konkurencję o wiele długości? Nie oszukujmy się: piłkarzem jest wybitnym, ale… no właśnie – chyba nie. A jednak wygrał. Od lat wiadomo, że Złota Piłka to plebiscyt popularności, sentymentów i narracji. Siła przebicia Polaka grającego w Bayernie Monachium jest bez porównania mniejsza niż Argentyńczyka, który już wcześniej wygrywał to trofeum sześciokrotnie. Zasięgi narracji o przełamaniu impasu w Copa America były większe niż pobicie rekordu Gerda Mullera, o którym wielu elektorów pewnie nawet nie słyszało. Dla nas te osiągnięcia mają zupełnie inną wagę niż dla Brazylijczyka, Hiszpana lub Chińczyka.
W całej tej zabawie chodzi o to, by 180 dziennikarzy z całego świata uznało, że byłeś najlepszy i kropka. Messi wybitnym piłkarzem był, jest i pewnie jeszcze przez parę rund będzie. Nie potrzebuje kolejnej nagrody lub konkursu, by utwierdzić ludzi w przekonaniu, że jest wielki.
CZYTAJ TAKŻE:
- Le cabaret? Na pewno jakiś niesmak
- Dlaczego na Sri Lance nie doceniają Lewandowskiego?
- Bułgaria, Czechy, Dania, Ukraina. Nieoczywiste kraje, które doczekały się Złotej Piłki
Fot. Newspix