Czwartkowy wywiad Dariusza Mioduskiego jest na wskroś kuriozalny. Gdyby jeszcze chodziło o jakąś nieautoryzowaną rozmowę w mediach komercyjnych, zdziwienie nie byłoby aż tak duże. Prezes chlapnął za dużo, nie sprawdził, poniosło go. No zdarza się. Tu jednak dostajemy materiał na oficjalnej stronie Legii Warszawa, zapewne uważnie zredagowany linijka po linijce, nie ma mowy o żadnym niekontrolowanym upuście emocji. I dlatego tym bardziej jest on zadziwiający. Jasne, z naszej pismackiej perspektywy są tu pozytywy, bo pojawił się temat-samograj do opisywania, ale czy taki był cel?
Najbardziej zadziwia zagranie w otwarte karty w temacie Marka Papszuna. W dobie coraz większego pijaru, uciekania w ogólniki i gładkie zdania czy pilnowania wychodzenia informacji, prezes mistrza Polski w trakcie trwania sezonu mówi wprost we własnym medium, że chce zatrudnić trenera wicemistrza Polski. I to wszystko jeszcze z pozycji wyższości.
“Mam przekonanie, że charyzma, wiedza, doświadczenie trenera Papszuna, bardzo pozytywnie połączą się z filozofią klubu”.
Cóż, my takiego przekonania nie mamy i to delikatnie mówiąc. To znaczy – Marek Papszun bez wątpienia ma dużą charyzmę, dużą wiedzę i coraz większe doświadczenie, ale nijak nie pasuje nam do Legii Mioduskiego. On w Rakowie radzi sobie tak dobrze w znacznej mierze dlatego, że Raków funkcjonuje zupełnie inaczej niż Legia Mioduskiego. Papszun w Częstochowie ma olbrzymią władzę, wpływ praktycznie na wszystko, dostał czas, mógł latami krok po kroku budować zespół na własną modłę. Żaden piłkarz czy dyrektor sportowy nie jest ważniejszy niż on.
Czy w Legii mógłby liczyć na coś takiego? Oczywiście, że nie, mimo zapewnień prezesa “Wojskowych” w dalszej części wywiadu, że trener będzie miał większy wpływ na transfery. Papier przyjmie wszystko, w praktyce jakoś trudno to sobie wyobrazić przy obecnym układzie. Swoją drogą – Papszun jeszcze tu nie pracuje, kontrakt nie został podpisany, ale już otrzymał władzę, której nie mieli poprzednicy. Zabawne.
Legia pokona Jagiellonię? Kurs 1.80 w Fuksiarz.pl
“Wierzę też, że dołączenie trenera Papszuna będzie dla Legii Warszawa bardzo pozytywną zmianą, a on sam będzie potrafił wykorzystać w pełni potencjał naszego klubu, który ma dzisiaj warunki do rozwoju na poziomie czołowych europejskich marek”.
Mioduski ciągle odnosi się do nowego centrum treningowego (“przypomnę tylko, ile boisk treningowych miała Legia, jak wyglądał klub kilka lat temu, bez znakomitego zaplecza, jakim jest obecnie LTC”), które faktycznie jest imponujące i w tej jednej kwestii trzeba mu oddać, że był należycie konsekwentny i dopiął swego. Tyle że same warunki treningowe sprawy nie załatwią, a poza nimi wszystko w stołecznym klubie stoi na głowie. Jakiekolwiek porównywanie się do “czołowych europejskich marek” w momencie, gdy drużyna zajmuje przedostatnie miejsce w tabeli Ekstraklasy, jest po prostu śmieszne.
To nadal jednak wątki poboczne. W tych wypowiedziach o zamiarze sprowadzenia Papszuna – Mioduski zdaje się zakładać, że to formalność – najbardziej razi co innego. Kompletny brak klasy. Brak klasy względem samego zainteresowanego, względem Rakowa i względem Marka Gołębiewskiego.
Jak teraz Papszun ma się czuć? Znalazł się pod dużą presją ze strony legijnej i być może jeszcze większą ze strony częstochowskiej. Bardzo trudno będzie mu utrzymać pełny autorytet i posłuch w drużynie w ostatnich tegorocznych meczach, skoro każdy piłkarz wie, że temat jego przejścia do Legii wygląda na zaawansowany i prawdopodobnie gdyby to zależało wyłącznie od niego, pewnie już zimą zmieniłby pracodawcę. Każda kolejna wpadka Rakowa, który w ostatnich trzech kolejkach zdobył dwa punkty i nie strzelił gola, będzie zrzucana na karb tej sytuacji, co siłą rzeczy musi zmącić atmosferę w szatni.
MILEWSKI: MOŻE JESTEM CZŁOWIEKIEM MAŁEJ WYOBRAŹNI, ALE NIE WYOBRAŻAM SOBIE PAPSZUNA W LEGII
Mioduski – raczej zamierzenie niż niezamierzenie – wsadził kij w szprychy jednego z głównych kandydatów do mistrzostwa. Raków został potraktowany jak ubogi krewny, który nie ma szans na zatrzymanie swojego trenera, co najwyżej może chwilę pofikać (“jeśli nie będzie możliwe zatrudnienie go zimą, to jesteśmy gotowi poczekać do końca sezonu” lub “dzisiaj doceniamy pracę trenera Gołębiewskiego, a jednocześnie z odpowiednim wyprzedzeniem przygotowujemy się do współpracy z trenerem Papszunem”), ale nie uniknie nieuniknionego. Pytanie, czy po takiej zagrywce chęci Papszuna do pracy przy Łazienkowskiej nie zmaleją? Wychodzi na to, że ktoś zdecydował za niego lub przynajmniej uprzedził fakty. Czy na pewno tego oczekiwał?
A Marek Gołębiewski? Trener tymczasowy, którego zapewniano, że nie będzie trenerem tymczasowym, jednak okazał się trenerem tymczasowym i to tak bardzo, jak to możliwe. Godzinę przed meczem z Leicester cała Polska dowiaduje się, że jego los zawczasu jest przesądzony. Jak ten facet może mieć jakikolwiek wpływ na swoich zawodników, o ile wcześniej w ogóle go miał? Przecież w tym momencie cały jego autorytet legł w gruzach. Pójdź tu, przynieś tam, pozamiataj tutaj – do takiej roli w klubie został sprowadzony.
“Bardzo liczę w tym momencie na Inakiego Astiza i Tomka Jarzębowskiego. Znają ten klub, kochają go. Ich zadaniem jest wspieranie trenera Gołębiewskiego”.
Fajnie, ale kompetencje tej dwójki są mniej więcej takie, że równie dobrze wsparcia mogłaby udzielić przy piwku po pracy. Zresztą, od klubu Gołębiewski ma tak duże wsparcie, że – jak donoszą Meczyki.pl – być może lada dzień zostanie zatrudniony nowy trener tymczasowy, ze znacznie większym doświadczeniem. Tyle znaczą takie słowa.
Wchodząc w inne tematy, Mioduski wielokrotnie dokonywał klasycznego samozaorania.
“W ostatnich latach dokonywaliśmy częstych zmian na pozycji trenera. Można stwierdzić, że potencjalnym błędem, który biorę na klatę, było zatrudnianie trenerów przede wszystkim pod wynik, pod presją czasu, pod presją mediów i różnego typu ekspertów”.
Prezes przez tyle lat podejmował decyzje w oparciu o to, co powiedziano w telewizji i napisano w internecie, czyli każdy z nas na Weszło pewnie dołożył swoją cegiełkę do tej przytłaczającej presji. Silny mental i odporność na bodźce zewnętrzne to podstawa jak widać. Był już taki jeden prezes w klubie z Warszawy, który ciągle słuchał różnych podpowiadaczy i nie skończyło się to najlepiej. Jak tak dalej pójdzie, tu scenariusz będzie podobny. A tak na marginesie: media raczej doradzały zwalnianie trenerów co roku czy dawanie im więcej spokoju? Albo czy wymuszały jozakowo-klafuriciowe eksperymenty? Ano właśnie…
“Rozmawialiśmy z trenerem [Michniewiczem] regularnie, przekazywałem swoje uwagi i sugestie, bo wszyscy widzieliśmy, co się dzieje, że nie idziemy we właściwym kierunku”.
Ładniejsze określenie mieszania się do roboty.
“Przyczyn obecnego kryzysu jest kilka. Dostrzegałem zastój w rozwoju drużyny już od meczu z Pogonią w poprzednim sezonie. Natomiast najważniejsza z nich, to nieodpowiednie przygotowanie do sezonu oraz nieodpowiednie przygotowanie fizyczne i mentalne do rywalizacji na trzech frontach. Wpadliśmy też w poczucie samozadowolenia”.
Jakoś dziwnym trafem Mioduski ani słowem nie wspomniał o letnich transferach, kompletnie niepasujących do tego, co chciał grać Czesław Michniewicz i na co już od blisko roku swój zespół nakierowywał. Człapak Charatin, wolny i negatywnie nieprzewidywalny Josue, wiecznie niegotowy Johansson czy kompletnie nieprzygotowany Ribeiro stanowili odwrotność tego, czego były trener Legii potrzebował. Wydaje nam się, że to istotniejszy punkt niż wałkowane za każdym razem przygotowanie fizyczne i poczucie samozadowolenia.
RADOSŁAW KUCHARSKI – OSĄD BOHATERA
Prezes Legii zresztą sam przyznaje, że tak to do tej pory z transferami działało.
“Zima ma być początkiem nowego etapu. Nie tylko powrotu na zwycięskie tory, ale również wejścia na wyższy poziom, jeśli chodzi o budowę drużyny, o odpowiedni dobór zawodników, pod styl pracy przyszłego trenera, a nie odwrotnie”.
Kurczę, czyli jednak lepiej, żeby to trener decydował, jakich piłkarzy mu potrzeba. Dlaczego żaden dziennikarz i żaden ekspert wcześniej tego nie mówił?!
“Wszystkich moich krytyków zachęcam do zainwestowania swoich pieniędzy w piłkę nożną”.
Czyli prawo do krytyki ma tylko inny właściciel klubu piłkarskiego? Ech, tyle razy już ośmieszano tego typu “argumenty”, a ciągle padają. Nie trzeba być kucharzem, żeby ocenić, że zupa jest za słona. Nie trzeba być piłkarzem, żeby stwierdzić, że ktoś źle gra. Naprawdę.
Na koniec Mioduski zdaje się traktować obecny kryzys jako coś, z czego na sto procent zaraz uda się wyjść, wszyscy będziemy mądrzejsi i jazda do przodu. Zadziwiająca pewność siebie, skoro Legia ma zawodników z różnych parafii, rozjechanych mentalnie, niekoniecznie zmotywowanych, źle przygotowanych fizycznie (słowa prezesa!) i prowadzonych przez trenera, który zawczasu wie, że został wrzucony na ten stołek na chwilę i z konieczności.
Legia siedzi dziś na beczce z prochem, a lont jest już podpalony. Trudno sobie nawet wyobrazić, jak mogą zareagować kibice, jeśli w ten weekend Jagiellonia wygra w Warszawie. Życzymy powodzenia, bo będzie bardzo potrzebne.
CZYTAJ TAKŻE:
- Jak i kiedy Dariusz Mioduski zwalniał trenerów
- “Nie lubi miękkich faj”, “nie umiałbym być tak bezwzględny”. Sylwetka Marka Papszuna
Fot. FotoPyK