Luciano Spalletti i Czesław Michniewicz minęli się przy okazji swoich konferencji prasowych po zwycięstwie Napoli z Legią 3:0 na Stadio Diego Armando Maradona. Jeden wchodził do sali, drugi z niej wychodził. „Nie przejmuj się, nie możesz wszystkiego wygrywać”, szepnął Włoch do Polaka. Kilka dni później Michniewicza nie było już przy Łazienkowskiej. Od tego czasu minęły dwa tygodnie. Legia pogrążona jest w dojmującym wielopoziomowym kryzysie i ponownie podejmuje Napoli. Tym razem na własnym stadionie, ale już w zupełnie innej atmosferze – próżno szukać kogokolwiek, kto stawiałby na mistrza Polski złamanego grosza.
Legia Warszawa-Napoli. „Nie wiem”
Taka jest prawda.
W ostatnich tygodniach Legia pogrążała się i urządzała się w głębokiej czarnej dziurze, ale niesprawiedliwością byłoby stwierdzenie, że stołeczny zespół znajdował się w jakimś katastrofalnym położeniu i zawodził na każdym froncie. Świeże było wspomnienie o udanych eliminacjach do europejskich pucharów z wyeliminowaniem bardzo silnej Slavii Pragi na czele. Imponowały heroiczne i stylowe jednobramkowe zwycięstwa ze Spartakiem Moskwa i Leicester. Na ligową kichę niekiedy machaliśmy ręką, tłumacząc drużynę Czesława Michniewicza napiętym terminarzem, koniecznością wkomponowywania nowych zawodników do pierwszej jedenastki, europejskim pocałunkiem śmierci, a nawet bardzo optymistyczną wizją potencjalnej możliwości podreperowania krajowego bilansu kompletem punktów w dwóch zaległych ekstraklasowych meczach.
0:3 z Napoli przekłuło tę bańkę.
Raz, że pojawiły się przecieki o różnych szatniowych niesnaskach. Dwa, że trwała seria dotkliwych porażek na wszystkich frontach – 1:3 z Lechią, 0:1 z Lechem, 0:3 z Napoli, 1:4 z Piastem. Trzy, że nie można było już zakłamywać rzeczywistości: międzynarodowa magia pomysłów Michniewicza nie mogła trwać wiecznie. Czasami rywal okazuje się zwyczajnie lepszy piłkarsko od drużyny sympatycznego 51-letniego szkoleniowca i kończy się kilkoma golami w trąbę.
Zresztą, żarty-żartami, ale ostatnio Czesław Michniewicz odbył jeszcze jedną krótką pogawędkę z Luciano Spallettim, cytowaną w Stanie Futbolu przez Krzysztofa Stanowskiego:
– Luciano Spalletti podszedł do Czesława Michniewicza tuż przed startem meczu. Zgadał takim łamany angielskim. „Słuchaj, ty masz sześć punktów. Jak ty to zrobiłeś?”. Michniewicz odpowiedział: „Nie wiem”.
Legia Warszawa-Napoli. Nadzieja w beznadziei
Tak to już będzie z Legią w jej tegorocznych europejskich podbojach – nigdy nie będziemy wiedzieli, czy akurat uda się jej sprawić sensację i zdobyć jakieś punkty, czy spotkanie skończy się bolesnym zderzeniem ze ścianą większego świata futbolu. Przed drugim grupowym meczem z Napoli trudno być optymistą. Na konferencji prasowej Marek Gołębiewski mówił, że „mecz z Napoli to święto, a nie stypa”, ale samo to, że nowy sternik Legii w ogóle pomyślał o jakiejś „stypie” świadczy o tym, że atmosfera wokół klubu nie jest najlepsza. Ba, jest mocno napięta, mocno nerwowa.
– Myślę, że cała Legia nie jest w formie: to widać na boisku, jesteśmy w jakimś kryzysie – to też jest prawda, nie ukrywamy tego – tłumaczył Filip Mladenović.
I ma Serb rację. W ostatnich tygodniach Legia zdołała pokonać tylko trzecioligowy Świt Skolwin i to umówmy się: w bardzo kiepskim stylu. Gołębiewski mówi, że kluczem do sprawienia niespodzianki z Napoli będzie uszczelnienie linii obronnej. Pytanie tylko, czy to da się zrobić z dnia na dzień? Wydaje się, że odpowiedzi na tę kwestię udziela sam 41-letni trener drużyny mistrza Polski, kiedy delikatnie, i zrozumiale, narzeka, że podczas dwóch czy trzech dni między jednym a drugim meczem nie ma za wielu jednostek treningowych, żeby chociaż spróbować wprowadzić jakiś swój bardziej komplementarny pomysł na grę tego zespołu.
Legia pokona Napoli – kurs 6.80 na Fuksiarz.pl
Jakichś pozytywów można doszukiwać się w nieobecności paru kluczowych postaci dla Napoli. Z Legią nie zagrają bowiem gwiazdorzy neapolitańskiego klubu – Victor Osimhen, Lorenzo Insigne oraz Fabian Ruiz. I tak, ekipa Luciano Spallettiego niewątpliwie na tym straci, ale czy aż tyle, żeby nie być zdecydowanym faworytem tego meczu? No nie, tutaj sprawa jest prosta – każdy inny wynik niż pewne zwycięstwo Napoli będzie można traktować jako wielki sukces Legii. Większy, mniejszy, ale sukces. Legia, w tym momencie swojej historii, szuka własnej tożsamości.
I siłą rzeczy cierpi na boisku.
Trochę szkoda, bo dalej rewelacyjnie prezentuje się tabela grupy C w Lidze Europy. Legia z sześcioma punktami na czele stawki, Napoli i Leicester z czterema punktami na dwóch kolejnych miejscach, Spartak z trzema oczkami na samym dnie. Mistrz Polski wciąż ma bardzo duże szanse na zapewnienie sobie wiosennych europejskich wrażeń. Przydałby się do tego chociaż punkcik zdobyty w starciach z Napoli albo z Leicester. Punkcik, który hipotetycznie zdobyty teraz, dałby temu zespołowi niezwykle dużo. Niewykluczone, że zbudowałby cały szereg pogrążonych w marazmie piłkarzy, że dodałby pewności siebie Markowi Gołębiewskiemu, że wyciszyłby pełną grzmotów i piorunów burzę wokół klubu, że…
Tu jeszcze można dołożyć milion rzeczy. To będzie jedno wielkie poszukiwanie nadziei w beznadziei.
Legia Warszawa – Napoli (18:45)
Fot. Newspix
Czytaj więcej: