Rywalizację Realu Madryt i FC Barcelony ciężko byłoby streścić w dziesięciu rozbudowanych tomach. Mnogość bohaterów, wydarzeń boiskowych, symboli, elementów kultury i otoczki wokół meczu sprawia, że każdy znajdzie coś dla siebie. Na podstawie klasyków bystry uczeń szkoły średniej mógłby spokojnie napisać dobrą rozprawkę, która byłaby powielaniem banałów. Motyw nienawiści? Jest. Motyw pojednania? Oczywiście. Motyw zemsty? Jak najbardziej. Motyw pożegnania? Jeszcze jak.
Postęp technologiczny sprawił, że lokalna rywalizacja przeniosła się na cały świat. Ciężko znaleźć kogoś, kto nigdy nie słyszał o meczach Dumy Katalonii z Los Blancos. Bez względu na to, czy ktoś jest z Polski, czy z Wietnamu może przeżywać to spotkanie w podobny sposób, jak koledzy z Półwyspu Iberyjskiego. Ze względu na to, że już dziś odbędzie się kolejne starcie tych drużyn, poniżej znajdziecie listę współczesnych klasyków, które wyróżniły się na tle pozostałwych. Uciszanie stadionu? Owacja kibiców drużyny przeciwnej? Gol z gazą w ustach? Walijskie TGV?
TOSHACK, DEBIUT LEGENDY I UCISZANIE
FC Barcelona 2:2 Real Madryt (99/00)
Sezon 99/00 był szalony. Z Primera Division pożegnały się Atletico, Betis i Sevilla (beniaminek). Mistrzowie z La Coruni zdobyli tylko 69 punktów. Żaden piłkarz Barcelony ani Realu nie przekroczył granicy 20 bramek, a królem strzelców został Salva Ballesta z Racingu Santander. Nawet wówczas brzmiało to surrealistycznie.
Pierwsze El Clasico w sezonie 99/00 odbywało się na Camp Nou. Trenerem Realu był wówczas John Toshack. Drugie podejście Walijczyka na Bernabeu zmierzało już ku końcowi. Nie potrafił zapanować nad szatnią. Miał w nosie, że Ivan Campo toczył bójki z Clarencem Seedorfem. Nie potrafił również wykorzystać potencjału Nicolasa Anelki. Francuz miał być piłkarzem na lata. Zapłacono za niego olbrzymie pieniądze, ale odszedł już po roku. Toshack nie zważał na, to ile kto kosztował. Jeżeli ktoś mu nie odpowiadał, to nie grał, nawet jeśli był królem treningów. Walijczyk nie radził sobie z krytyką. Szkoda, że w tamtych czasach nie istniały media społecznościowe, bo jego słynny cytat miał memiczny potencjał:
- “Prędzej polecą świnie nad Bernabeu niż odwołam moje słowa”.
Mecz z Barceloną śledził z trybun. Nie mógł pojawić się na ławce ze względu na grzechy ostatnich spotkań. Na jego zespole ciążyła olbrzymia presja. Real nie wygrał na Camp Nou od szesnastu lat. Nic nie wskazywało na to, że Real czeka spacerek. Barcelona przystąpiła do tego spotkania, jako lider i aktualny mistrz Hiszpanii mający sześć punktów przewagi nad Realem.
SPRAWDŹ OFERTĘ FUKSIARZA NA EL CLASICO!
Od początku Barcelona starała się zdominować Los Blancos, ale to Real wyszedł na prowadzenie za sprawą Raula. Chwilę później wyrównał Rivaldo. W 32 minucie jakimś cudem sędzia nie zauważył zagrania ręką Sergiego, które zatrzymało strzał lecący do bramki Barcelony. Piłkarzowi Dumy Katalonii się upiekło, ale rozgrywał beznadziejne spotkanie. Często faulował i za wspomniane przewinienie powinien wylecieć z boiska. Louis Van Gaal widział, co się święci. Nie miał zamiaru czekać, aż Sergi po raz kolejny wsadzi śrubokręt do kontaktu w nadziei, że prąd go nie kopnie. Holender podjął decyzję o zmianie i w miejsce Sergiego pojawił się debiutujący na Camp Nou Carles Puyol.
W drugiej połowie błysnął Luis Figo. Zdecydował się na indywidualną akcję, która zakończyła się bramką dla Barcelony. Drużyna z Katalonii prowadziła, ale jej piłkarze sami zaczęli stawiać sobie kłody. Nieodpowiedzialnie zachował się Patrick Kluivert. Zwyzywał arbitra, za co został wyrzucony z boiska. Zanim opuścił murawę otrzymał ostrą suszarkę od Pepa Guardioli. Atmosfera gęstniała. Redondo uderzył w twarz Rivaldo, za co nie dostał nawet żółtej kartki. Zrobiło się na tyle gorąco, że na murawie pojawił się Louis van Gaal, by uspokoić atmosferę.
Holender dobrze wiedział, że Barcelonie pali się grunt pod nogami. Prowadzili, ale Real naciskał. Osłabiona Barca grała nerwowo i co, gorsza można było rzucić monetą, by obstawić, w którą stronę pomyli się arbiter. Napór Realu narastał. Bramka wisiała w powietrzu. Piłkarze Barcelony dwoili się i troili, ale i tak za każdym razem byli spóźnieni o jedno tempo. W końcu Real wyrównał. Savio zagrał w uliczkę do Raula, który podciął piłkę nad głową Ruuda Hespa. Po zdobyciu gola na wagę remisu Raul przyłożył palec do ust uciszając Camp Nou.
GALAKTYCZNY PRZEBŁYSK
Real Madryt 4:2 Barcelona (04/05)
Barcelona Franka Rijkaarda zdominowała sezon 04/05. Błyszczeli Eto’o, Giuli, Ronaldinho, Deco i Xavi. Ciężko się było do czegokolwiek przyczepić. Realowi szło nieco gorzej. Sezon na ławce rozpoczął Jose Antonio Camacho, Następnie zespół prowadził Mariano Garcia Remon, a po nowym roku zatrudniono Vanderleia Luxemburgo. Ten zadebiutował w słynnym, dokańczanym meczu z Realem Sociedad.
W pierwszym etapie pracy w Realu Brazylijczyk łączył dwie ważne cechy. Potrafił przekonać piłkarzy do niemożliwego – zdobycie bramki w sześciominutowym meczu z Real Sociedad – a przy tym był twardym gościem, który nie dał sobie wejść na głowę. To pozwoliło mu posprzątać brudy, po swoim poprzedniku, który zbudował zespół tłustych kotów. W kolejnych miesiącach Luxemburgo również zaczął generować problemy, ale o tym później.
W meczu z Barceloną Luxemburgo zaryzykował. Zostawił na ławce Luisa Figo. Zamiast niego zagrał Michael Owen. Środki były nieistotne. Miał odczarować Estadio Santiago Bernabeu, na którym Real nie ograł Barcy od sezonu 01/02. Drugim zadaniem było zmniejszenie przewagi Barcelony, która wynosiła już dziewięć punktów.
W szóstej minucie Ronaldo dośrodkował w pole karne do Zidane’a. Francuz się nie pomylił. Kwadrans później podwyższył Ronaldo. Barcelona próbowała się odgryzać. Bramkę kontaktową zdobył Samuel Eto’o. Jeszcze przed przerwą Raul zgasił zapędy Barcy. Strzelił na 3:1. W 65 minucie było już 4:1 po akcji Beckhama i bramce Owena. Gol Ronaldinho w końcówce niczego nie zmienił. Barcelona otrzymała cenną lekcję, ale nadal miała bezpieczną przewagę nad Realem.
Po zakończeniu spotkania Luxemburgo rozpoczął swój mecz. Powiedział, że udzielili Barcelonie lekcję futbolu, która zrujnuje ich mentalnie, a to pozwoli Los Blancos na wygranie mistrzostwa Hiszpanii. Założenia brazylijskiego trenera nie znalazły zastosowania w praktyce. Koniec końców, to Barcelona wygrała mistrzostwo Hiszpanii, a Luxemburgo musiał obejść się smakiem.
RONALDINHO KRÓLEM BERNABEU
Real Madryt 0:3 FC Barcelona 05/06
W tamtym czasie niespodziewanym liderem LaLigi była Osasuna. Realowi wiodło się średnio. Luxemburgo zatracił błysk w oku i zaczął popadać w konflikty z piłkarzami. W szatni istniał widoczny podział na Brazylijczyków i resztę świata. Nie trzeba tłumaczyć, po której stronie stał trener. Gdyby tego było mało, rozzłościł większość piłkarzy, narzucając im dietę. Kilka lat później Ancelotti zmusił piłkarzy do jedzenia razem, ale każdy mógł jeść, to na co miał ochotę, więc większych skarg nie było. U Luxemburgo nie było zmiłuj. Kilku piłkarzy zrzuciło zbędne kilogramy, ale rygor im nie odpowiadał.
Przed meczem z Barceloną pozycja Luxemburgo była zachwiana. Musiał wygrać, by ponownie uwierzono w jego metody. Do tego jednak nie doszło. Od pierwszych minut Duma Katalonii zdominowała gospodarzy i już po kwadransie podopieczni Franka Rijkaarda cieszyli się z prowadzenia. Lionel Messi podprowadził piłkę ze środka boiska aż pod pole karne rywali, gdzie oddał ją Samuelowi Eto’o. Niegdyś niechciany przez działaczy Realu piłkarz, zabawił się z obrońcami Los Blancos i strzałem czubkiem buta zaskoczył Ikera Casillasa.
W drugiej połowie Ronaldinho powiększył prowadzenie Barcelony. Najpierw zezłomował Sergio Ramosa, potem wykorzystał fakt, że Ivan Helguera stał zbyt daleko. Ronaldinho miał na tyle dużo miejsca, że mógł precyzyjnie przymierzyć. Przy golu na 3:0 ponownie Ronaldinho z łatwością ograł Ramosa. Podczas gdy Casillas coś szeptał pod nosem, Brazylijczyk świętował. Na Bernabeu wydarzyło się coś niesamowitego. Merengues jeden po drugim wstawali, aby oklaskiwać faceta, który tego dnia bawił się z ich ulubieńcami.
W przeszłości jedynie Diego Maradona, grając w Barcelonie, został potraktowany w podobny sposób na stadionie odwiecznego rywala. Owacja na cześć Ronaldinho była postrzegana dwuznacznie. Po pierwsze jako wyraz szacunku dla jego dokonań. A po drugie jako ostra krytyka piłkarzy Realu. Po meczu tylko Thomas Gravesen uważał, że Barcelona nie zasłużyła na zwycięstwo. Całkiem możliwe, że przedawkował leki przeciwbólowe, bo w tamtym czasie leczył uraz. Trener Realu dobrze wiedział, co się święci. Pierwszy raz przyznał się do błędu. Pożegnano go dwa tygodnie po klasyku, pomimo zwycięstwa nad Getafe.
PIERWSZY MECZ TRENERA GUARDIOLI NA BERNABEU
Real Madryt 2:6 FC Barcelona (08/09)
Od samego początku Pepowi Guardioli zależało na odbiciu mistrzostwa z rąk Realu Madryt. Bernd Schuster w sezonie 07/08 doprowadził Los Blancos do tytułu, ale poczuł się zbyt pewnie. W kolejnym sezonie jego drużyna zaczęła się sypać i choć kilka miesięcy wcześniej zdobył tytuł, nikt za nim nie płakał. Po Niemcu posprzątać miał Juande Ramos, który w przeszłości zdobył z Sevillą Puchar UEFA. Pierwsze starcie Juande Ramosa z Pepem Guardiolą miało miejsce na Camp Nou. Barcelona wygrała dzięki dobrej końcówce. Tym samym powiększyła przewagę nad Los Blancos do 12 punktów. Nowy trener Realu w przerwie pomiędzy klasykami wykonał świetną pracę. Przed meczem rewanżowym nie przegrał żadnego spotkania i tylko jeden zremisował. Jeśli wygrałby rewanż z Barceloną, strata zmniejszyłaby się do zaledwie punktu.
To sprawiło, że Barcelona bardzo poważnie podeszła do tego spotkania, choć po dośrodkowaniu Sergio Ramosa i bramce Higuaina na prowadzenie wyszli gospodarze. Wyrównanie nadeszło już trzy minuty później. Henry po dwójkowej akcji z Messim wpakował piłkę do bramki. Autorem gola na 1:2 był Carles Puyol. Po zdobyciu bramki ucałował opaskę kapitańską. Podobny gest kilka lat później wykonał Sergio Ramos. Dziesięć minut przed końcem pierwszej połowy zagapił się Diara. Xavi odebrał futbolówkę, a Messi wpakował ją do siatki.
Na początku drugiej połowy Sergio Ramos zdobył bramkę na 2:3, ale to tylko rozbudziło Barcę. Xavi zagrał na wolne pole do Henriego. Francuz puścił piłkę obok Casillas i było już 2:4. Kolejną bramkę dołożyl Leo Messi, a dzieło zniszczenia dokończył Gerard Pique. Wynik 2:6 pokazał siłę tamtej Barcelony. Zespół Juande Ramosa robił, co mógł, ale Duma Katalonii wykorzystała, większość ich błędów i zburzyła wszystkie fundamenty pracy trenera Realu. Królewscy już do końca sezonu się nie podnieśli. Zakończyli go serią pięciu porażek.
UPOKORZENIE MOURINHO
FC Barcelona 5:0 Real Madryt (10/11)
Pierwsze El Clasico Jose Mourinho musiało być wyjątkowe pod każdym względem. Był to pojedynek dwóch kontrastujących ze sobą osobowości. Z jednej strony Pep Guardiola, dyplomata, który cieszył się, że wraz z przyjściem Mourinho pojawi się większa konkurencja. Z drugiej Portugalczyk starający się wbić szpilę, gdzie się da. Zapędy Mourinho posunęły się tak daleko, że Florentino Perez zakazał mu używania słowa Barcelona przed pierwszym gwizdkiem.
Mourinho z niewiadomych przyczyn spróbował pokonać Barcelonę jej własną bronią. Nie grzebał specjalnie przy składzie, ale stylem chciał nawiązać do tego, co prezentowała Barca. Wyglądało to trochę tak, jakby ktoś próbował przenieść samochód WRC na tor Formuły 1. Pomysł karkołomny. Oba pojazdy spisują się perfekcyjnie na swoim poletku, ale ze względu na wąską specjalizacje, w innych warunkach są bezużyteczne. W hiszpańskiej prasie pojawiały się teorie spiskowe sugerujące, że Mourinho specjalnie zagrał ofensywnie, żeby pokazać, że w tym momencie jedyną słuszną wizją jest jego wizja.
Do przerwy Barcelona prowadziła 2:0. Real nie był w stanie się jej przeciwstawić. Warta odnotowania była pierwsza bramka. Xavi zdecydował się na przyjęcie piłki w ekwilibrystycznej pozie. Miał trochę szczęścia, bo każdemu innemu zawodnikowi pewnie by odskoczyła. Wyglądało to trochę tak, jakby ciało Xaviego było pokryte rzepem. Na koniec przerzucił piłkę nad Casillasem. Cristiano Ronaldo zaczęły puszczać nerwy. Kilka minut później odepchnął Guardiolę, który nie pozwolił na szybkie wznowienie. Zachowanie Portugalczyka wywołało burzę. Sytuacje uspokajał Pepe! Chwilę później Carvalho sprzedał łokcia Messiemu i znów w rolę mediatora wcielił się wyjątkowo spokojny Pepe. Miła przemiana piłkarza, który kilka miesięcy wcześniej skopał Javiera Casquero.
Na drugą połowę nie wyszedł już Ozil. W jego miejsce pojawił się pracuś – Lass Diarra. Po przerwie dwa gole dla Barcelony strzelił David Villa. Wcześniej Mourinho podśmiewał się z nieskuteczności El Guaje, ale został wyjaśniony w najlepszy możliwy sposób. Przy obu bramkach asystował mu Leo Messi. W drugiej połowie plan Barcy polegał na tym, że Messi miał skupić wokół siebie jak największą liczbę graczy Realu, by w odpowiednim momencie posłać piłkę na wolne pole. Królewscy nie wyciągali wniosków. Do Messiego doskakiwało po 4-5 zawodników, a ten tylko czekał, aż wypuści, któregoś ze swoich kolegów. W doliczonym czasie gola na 5:0 zdobył Jeffren. Pique wykonał gest Tonnego Bruinsa Slota. Liczba pokazanych palców wskazywał, ile bramek zdobył jego zespół.
…Y Piqué volvió a sacar la 'manita’ https://t.co/EXNM3UGQAy #ElClásico pic.twitter.com/mvTJsckn3I
— MARCA (@marca) October 28, 2018
Ciśnienia nie wytrzymał Sergio Ramos. Po wznowieniu postanowił wyciąć Leo Messiego. Po raz kolejny zaczęła się jatka. Ramos niestety kontynuował szopkę. Pchnął w twarz Carlesa Puyola. Za moment również Xaviego. Wyszła z tego awantura, za którą Ramos przeprosił. Całkiem możliwe, że zachowanie Ramosa wynikało ze złych wspomnień z El Clasico. Może jeszcze przed oczami miał widok Ronaldinho w najwyższej formie. Nie zmienia to faktu, że zachowanie było skandaliczne.
Piłkarze innych klubów zaczęli ochoczo komentować manitę. Walter Pandiani — piłkarz Osasuny — powiedział, że jego trener powinien zadzwonić do Mourinho i zapytać, co się stało. Wcześniej Mourinho rzucał oskarżenia pod adresem Osasuny, że nie stawiali oporu w meczu z Barceloną. Los bywa przewrotny. Portugalczyk nie szukał dla siebie usprawiedliwień. Przyznał, że wygrał dużo lepszy zespół. Okres pokory nie trwał zbyt długo. Mourinho w kolejnych tygodniach rozpoczął kolejną kampanię ataków na Barcelonę, a dziennikarze z całego świata mieli o czym pisać.
PIERWSZY TYTUŁ MOURINHO
Real Madryt 1:0 FC Barcelona (10/11 – finał CdR)
Po manicie z początku sezonu, Mourinho wiedział, że żarty się kończą. Bał się, że za moment może stracić pracę, a przecież nie po to odchodził z Interu jako zwycięzca Ligi Mistrzów. Mecz na Estadio Mestalla oglądało się naprawdę ciężko. Piłkarze Barcelony sprawiali wrażenie ociężałych, a głównym zadaniem zawodników Realu było uprzykrzanie życia rywalom. W tym celu Mourinho przesunął do środka pola Pepe. Potrzebna była dogrywka. W niej lepsi okazali się Los Blancos. Gola na wagę tytułu zdobył Cristiano Ronaldo. Dla Królewskich był to pierwszy Puchar Króla od 1993 roku.
Niektórzy spodziewali się, że po meczu portugalski trener skradnie show. Tak się jednak nie stało. Ambicja nie pozwoliła Mou na świętowanie. Wiedział już, że utrzyma pracę, ale to tylko Puchar Króla. On marzył o potrójnej koronie. W lidze na sześć kolejek przed końcem tracił osiem punktów do Barcelony. Mistrzostwo było już właściwie poza zasięgiem. Teraz chciał skupić się na wygraniu Ligi Mistrzów. Tam znów czekała na niego Barcelona. W dwumeczu górą był Guardiola, a plany Portugalczyka spełzły na niczym.
TEATR DWÓCH AKTORÓW
FC Barcelona 2:2 Real Madryt (12/13)
Pojedynki Cristiano Ronaldo z Leo Messim stanowiły zwykle motyw przewodni El Clasico, ale nie było drugiego takiego meczu, by wyłącznie ta dwójka wpisała się na listę strzelców, a mecz zakończył się remisem. Barcelona dobrze rozpoczęła sezon. Tito Vilanova i jego piłkarze po sześciu kolejkach wypracowali osiem punktów przewagi nad Królewskimi.
Trener Barcelony miał jednak kłopoty z zestawieniem środka obrony. Nie mógł skorzystać z usług Gerarda Pique i Carlesa Puyola. Obok Mascherano wystawił lewego obrońcę Adriano. W tamtym czasie atmosfera w Katalonii była bardzo gorąca. Kibice Blaugrany przygotowali oprawę nawiązującą do flagi regionu. W 17 minucie i 14 sekundzie ponownie stworzyli mozaikę nawiązującą do Senyery. Czas nie był przypadkowy, bo w 1714 roku Katalonia znalazła się pod władaniem Madrytu.
Pierwsi na prowadzenie wyszli goście. Zanim piłka zatrzepotała w siatce, zawodnicy Realu wymienili siedem błyskawicznych podań. Akcja rodem z PlayStation, w której nie zabrakło zagrania piętką i no-look passa. Ronaldo oddał strzał w krótki róg, czego kompletnie nie spodziewał się Victor Valdes. W tym momencie Real mógł już prowadzić zdecydowanie wyżej, ale doskonałe sytuacje marnował Benzema. Barcelona wzięła się do pracy. Wykorzystała wylew defensywy Realu Madryt. Messi wykazał się przytomnością w polu karnym. Tym samym zdobył szesnastą bramkę w historii swoich występów El Classico. W pierwszej połowie nie padło już więcej bramek.
W sześćdziesiątej minucie Barcelona otrzymała rzut wolny. Argentyńczyk ustawił piłkę mniej więcej 25 metrów od bramki i nie dał żadnych szans Casillasowi na skuteczną interwencję. Ostatnie słowo należało jednak do Portugalczyka. Obrońcy Barcelony odpuścili na moment krycie. Mesut Ozil zauważył, że Adriano łamał linię. Odegrał do Cristiano, który z zimną krwią pokonał Valdesa. Pod koniec w poprzeczkę trafił Martin Montoya. Tuż obok bramki uderzył Pedro. Wyglądało to trochę tak, jakby na pozostałych piłkarzach ciążyła klątwa i nikt poza fenomenalną dwójką nie miał prawa trafić do bramki. Kibice Barcelony nieco żałowali, że nie udało im się wygrać. Przewaga jedenastu punktów po siódmej kolejce byłaby wymownym aktem wyższości, a dla Villanovy srogim rewanżem na The Special One za wydarzenia sprzed kilku lat. Kiedy Villanova był tylko asystentem, doszło do awantury, a Mourinho wsadził mu palec do oka. Potem mówił, że nawet nie wie, kim jest jakiś „Pito”.
GRALI ZA SZYBKO DLA SĘDZIEGO
Real Madryt 3:4 FC Barcelona (13/14)
El Clasico z sezonu 13/14 było jednym z najbardziej zaciętych w całej historii. Niestety niektóre decyzje arbitra Undiano Malenki były łatwe do podważenia. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 2:2. Szybko, bo już w szóstej minucie Messi asystował przy bramce Iniesty. Akcja Barcelony składała się z aż 24 podań. W pierwszym kwadransie powinny paść jeszcze minimum dwie bramki. Najpierw Benzema nie wykorzystał doskonałej sytuacji, a następnie Messi uderzył tuż obok prawego słupka. Tempo spotkania nie spadało. Di Mariia dośrodkował wprost na głowę Benzemy, który ubiegł Gerarda Pique i był remis. Nie minęły trzy minuty i ponownie Di Mariia asystował przy bramce Francuza. Tuż przed przerwą dwójkowa akcja Neymara i Messiego sprawiła, że było 2:2.
Na początku drugiej połowy sędzia podyktował rzut karny po faulu Daniego Alves na Cristiano Ronaldo. Przewinienie Brazylijczyka było oczywiste, ale miało miejsce tuż przed szesnastką. Karnego wykorzystał sam poszkodowany. Następnie Neymar wychodzący sam na sam został sfaulowany przez Sergio Ramosa. Hiszpan wyleciał z boiska. Powtórki nie dały jednoznacznego poglądu na tę sytuację. Wydaje się, że Neymar mógł być delikatnie wysunięty za linie obrony, którą wyznaczał Marcelo. Karnego wykorzystał Messi. W dalszym ciągu przeważała Barcelona. Kolejny gol był kwestią czasu. I znowu sędzia wskazał na jedenasty metr. Zdaniem Malenki Iniesta był faulowany przez Xabiego Alonso do spółki z Carvajalem. Strzał Messiego z jedenastego metra wpadł do sieci i ustalił wynik spotkania.
WALIJSKIE TGV I GEST MISTRZA
Real Madryt 2:1 FC Barcelona (finał Copa del Rey 13/14).
Był to gorzki mecz dla Barcelony. Tydzień wcześniej odpadli z Ligi Mistrzów. Następnie w lidze przegrali z Granadą. Strata do Atletico wzrosła do czterech punktów. Teoretycznie wciąż byli w grze o mistrzostwo. Mecz pucharowy z Realem był doskonałą okazją na zasilenie klubowej gabloty. Przed spotkaniem Iniesta wypowiedział następujące słowa: „Potrzebujemy radości z tego trofeum. Kiedy zawodzisz, płaczesz, wściekasz się, ale w końcu musisz się podnieść”. Na starcie sezonu drużyna Taty Martino wygrała Superpuchar Hiszpanii, ale sam Superpuchar, nikogo nie zadowalał. Ostatecznie mistrzostwo Hiszpanii zdobyło Atletico, ale to głównie za sprawą Barcelony, która zremisowała trzy spotkania kończące sezon.
Teoretycznie w finale Barcelona miała ułatwione zadanie. Carlo Ancelotti nie mógł skorzystać z Cristiano Ronaldo. W Barcelonie wszyscy poza Valdesem byli dostępni, choć Puyol dopiero wrócił po kontuzji. Ostatecznie nie zagrał. Mecz ułożył się jednak po myśli Carletto. Szybko zdobyta bramka dała dużo pewności jego zawodnikom, a Barcelona grała dość apatycznie. Królewscy byli bardziej konkretni. Szybciej podejmowali decyzje. Messi i Neymar gubili się w tłoku. Piłkarze Realu mogli szeptać pod nosem „mamy was”.
Choć się na to nie zanosiło, Barcelona zdołała wyrównać. Niewiele osób pamięta, kto strzelił bramkę dla Barcelony, ale każdy pamięta, kto został objechany przez Garetha Bale’a. A był to ten sam piłkarz. Dla Bartry był to pierwszy mecz przeciwko Realowi i od razu mecz o trofeum. Po spotkaniu był pocieszany przez Ikera Casillas. Bramkarz Realu prosił, by obrońca katalońskiego klubu nie martwił się na zapas i nie brał błędu do siebie. Zdaniem Casillasa większość obrońców na miejscu Bartry szukałaby faulu, a ten próbował czysto zatrzymać Walijczyka.
Przebieg spotkania dobrze oddają zmiany włoskiego trenera. Sprawiał wrażenie człowieka, który doskonale wie, że zaraz coś wpadnie i wszystko ma pod kontrolą, choć wynik na to nie wskazywał. Pierwszej zmiany dokonał tuż po bramce dającej zwycięstwo Realowi. Dwie kolejne służyły tylko wybiciu z rytmu Barcelony.
Wiosenne miesiące były bardzo trudne dla Barcelony. Leczenie Tito Villanovy nie przynosiło oczekiwanych efektów. Piłkarze z Camp Nou zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji. Villanova zmarł kilka dni po finale. W dodatku Andres Iniesta przeżył tragedię rodzinną. Kontuzje odniósł Victor Valdes, więc bronić musiał Pinto. Wymienione czynniki sprawiły, że Barcelona sypała się jak domek z kart. Messi bardzo przeżywał całą sytuację. Po meczu pękł. Ronaldo, który nie mógł zagrać w tym spotkaniu, pocieszał Argentyńczyka. Do dziś po sieci krążą fotografie, na których Portugalczyk bierze pod ramię swojego głównego rywala do zdobycia Złotej Piłki, by go pocieszyć.
BARCA MIAŻDŻY BEZ MESSIEGO
Real Madryt 0:4 FC Barcelona (15/16)
Kiedy Rafa Benitez podpisał umowę z Realem Madryt, wielu ekspertów przecierało oczy ze zdumienia. Jak to jest możliwe, że trener, który lubi odpuścić, prowadząc 2:0 staje się twarzą projektu Florentino Pereza. Teorie spiskowe głosiły, że po dobrym policjancie musiał przyjść zły policjant. Pierwsze tygodnie przerosły wszelkie oczekiwania. Real grał bardzo skutecznie w obronie i w ataku. Zaczęli zdobywać bramki po stałych fragmentach gry, co było rzadkością, kiedy zespół prowadził Ancelotti. Jedynym niezadowolonym był Ronaldo, którego rola w zespole zmalała. Benitez ustawiał grę pod Garetha Bale’a. Pomysł się bronił, bo Walijczyk grał fenomenalnie. Jednak frustracja Cristiano narastała. Nie podobały mu się również treningi. Do prasy przedostawały się informacje sugerujące, że musi trenować strzały w poprzeczkę, co CR7 uważał za absurd.
Z czasem wychodziły kolejne bolączki. Kulminacją był mecz z Barceloną. Wcześniej Real gromił większość rywali, ale tuż przed meczem z Barceloną przegrał z Sevillą. Benitez oczekiwał szybkiej rehabilitacji. Na Barcelonę, która przyjechała bez Messiego, wystawił bardziej ofensywny skład niż zazwyczaj. Zrezygnował z defensywnego pomocnika. Barcelona w pierwszej połowie zdobyła dwie bramki. W drugiej dołożyła dwie kolejne. Po drodze czerwoną kartkę otrzymał Isco. Hiszpan ot, tak kopnął sobie Neymara. Tym głupsze zachowanie, że kilka minut wcześniej pojawił się z ławki.
Wynik nie odzwierciedlał wydarzeń boiskowych, ale nie zmienia to faktu, że Barcelona była zdecydowanie lepsza. Real również miał swoje okazje, ale wynik poszedł w świat. Florentino Perez otrzymał potężny policzek, który przypomniał mu klauzulę zapisaną w kontrakcie Rafy. Teoretycznie umowa miała obowiązywać przez cztery sezony. W praktyce jeśli doszłoby do zwolnienia przed piętnastym stycznia, Benitez miał otrzymać tylko część swojej odprawy. Po nowym roku pożegnano Beniteza, nowym trenerem Realu został Zinedine Zidane.
GOL Z GAZĄ W USTACH I WIESZANIE PRANIA
Real Madryt 2:3 FC Barcelona (16/17)
Zanim sędzia rozpoczął spotkanie, w obozie Barcelony było nerwowo. Dwie szóstki wysuwały się na pierwszy plan. Messi od sześciu spotkań nie zdobył bramki w El Clasico. Barcelona traciła sześć punktów do Realu. Piłkarze z Camp Nou wiedzieli, że nawet jeśli wygrają wszystkie mecze do końca, to tak i może nie wystarczyć na zdobycie mistrzostwa. Na domiar złego Neymar pauzował za czerwoną kartkę, którą otrzymał w przegranym meczu z Malagą. Zamiast niego zagrał Paco Alcacer. W Realu nie mogli zagrać kontuzjowani Pepe i Raphael Varane.
Już w drugiej minucie sędzia miał podstawy do podyktowania jedenastki. Umtiti uciął sobie drzemkę i zahaczył Portugalczyka. Gwizdek milczał. Świetne spotkanie rozgrywał Messi, który od linii środkowej ucinał sobie rajdy pomiędzy piłkarzami Realu. Casemiro nie wytrzymywał ciśnienia. W końcu wyciął Messiego równo z trawą. Potem Marcelo uderzył Messiego łokciem w twarz z taką siłą, że polała się krew. Chamskich zagrań nie brakowało również po drugiej stronie. Wynik otworzył w 28 minucie Casemiro. Barcelona przyspała przy rzucie rożnym dla Realu. Wyrównał Messi, wjeżdżając w pole karne jak dzik w sosnę. Bramka zdobyta z gazą w ustach, to coś, czego w normalnych okolicznościach się nie widuje.
W drugiej połowie Rakitić wyprowadził Barcelonę na prowadzenie. Przełożył sobie piłkę z prawej do lewej i zza szesnastki uderzył w długi róg bramki. Chwilę później Ramos po raz kolejny wyleciał z boiska. Tym razem za sanki, które wykonał z pełnym impetem. Pomimo gry w osłabieniu Real wyrównał. Podanie Marcelo wykorzystał James Rodriguez. Za moment Asensio mógł podwyższyć. Jednak ostatnie słowo należało do Barcelony. W doliczonym czasie piłkarzom Realu odcięło prąd. Pozwolili Sergiemu Roberto na przebiegnięcie ponad połowy boiska z piłką przy nodze. Oddał ją do Andre Gomesa, ten odegrał do Jordiego Alby, a całą akcję wykończył Messi. Po bramce Argentyńczyk wykonał cieszynkę, która stała się symbolem tamtego El Clasico. Zdjął koszulkę, następnie złapał ją obiema rękami i wyciągnął przed siebie. Nie był to tekst wyniosły mający na celu dopiec rywalowi. Był raczej refleksyjny. Nigdy wcześniej nikt nie zdobył się na coś podobnego.
Trafienie na wagę zwycięstwa było pięćsetnym golem Messiego w koszulce Barcelony. W następnej kolejce Blaugrana mierzyła się z Osasuną. Kiedy Messi zdobył bramkę, część kibiców zdjęła swoje koszulki i wyciągnęła je przed siebie.
Barcelona fans at Camp Nou tonight celebrating Lionel Messi’s goals. He’s started something here. #GraciesLeo pic.twitter.com/NxHPwTfmx6
— Football Tweet ⚽ (@Football__Tweet) April 26, 2017
BEZBRAMKOWO, ALE Z REKORDAMI
FC Barcelona 0:0 Real Madryt (19/20)
Złośliwi powiedzą, że oba zespoły wyszły na murawę, po to, by nie przegrać. Mecz nie miał nawet startu do spotkań z początków ery Messiego i Ronaldo, ale nie był aż tak tragiczny, jak niektórzy pisali.
Pierwszy raz od 2002, w El Clasico nie padła choćby jedna bramka. Jednak tradycyjnie nie zabrakło kontrowersji. Królewskim należał się rzut karny, po tym jak Ivan Rakitic pociągnął za koszulkę Raphaela Varane’a. Z przebiegu spotkania lepszym zespołem był Real, ale Barca również miała swoje okazje. Symbolem tego meczu stały się wybicia z linii najpierw Gerarda Pique, a następnie Sergio Ramosa. Oba zespoły miały swoje okazje, ale brakowało skuteczności i zimnej krwi. W drugiej połowie piłka nawet zatrzepotała w siatce po strzale Bale’a, ale sędzia słusznie odgwizdał spalonego.
Po spotkaniu klubowa strona Barcy pochwaliła się serią siedmiu spotkań z Realem bez porażki. Strona Realu Madryt tym, że Zidane nigdy nie przegrał na Camp Nou. Tak się kończy, gdy nie ma bramek. Zauważono również, że Ansu Fati stał się najmłodszym piłkarzem, który zagrał w El Clasico (w obecnym stuleciu), a Ramos rozegrał swój czterdziesty drugi klasyk w karierze. On i Messi mają ich obecnie najwięcej. Po czterdzieści pięć.
TE OSTATNIE
Real Madryt 2:1 FC Barcelona (20/21)
Kwietniowy klasyk zamknął pewną epokę. Ramos z powodu kontuzji nie był zdolny do gry, więc nawet nie mógł wystąpić w swoim ostatnim klasyku. Ostatnie El Clasico rozegrał Leo Messi. Dla Zinedine’a Zidane’a również był to pożegnalny mecz. Spotkanie odbyło się na Estadio Alfredo di Stefano, czyli stadionie rezerw Realu. Tabela wskazywała, że było to starcie trzeciej siły LaLiga z wiceliderem. Barcelona traciła punkt do Atletico. Real trzy oczka, więc remis ich nie urządzał.
Pierwszą dobrą miała Barcelona, ale to Real wyszedł na prowadzenie. Valverde doskonale rozprowadził kontrę. Zagrał do Lucasa Vazqueza, a bramkę piętą zdobył Karim Benzema. Zawodnicy Koemana – ustawieni w trójce z tyłu – biernie obserwowali, jak Los Blancos gaszą im światło. Pozwolili Królewskim na zbyt wiele. Real podwyższył dość szczęśliwie. Do rzutu wolnego podszedł Toni Kroos. Po drodze piłka odbiła się od Sergino Desta i Jordiego Alby, ale grunt, że wpadła do sieci. Fede Valverde miał doskonałą okazję na zdobycie bramki na 3:0, ale trafił w słupek.
Z czasem warunki pogodowe zaczęły się pogarszać. Mocno wiało. Messi dośrodkował piłkę w taki sposób, że słupek uratował Courtouis. Deszcz zaczynał dawać w kość murawie i samym zawodnikom. Było dużo sytuacji stykowych. Z interwencjami spóźnili się między innymi Busquets i Mingueza, ale sędzia ich oszczędził. W 60 minucie Jordi Alba dośrodkował w pole karne, piłkę przepuścił Griezmann, a Oscar Mingueza zdobył bramkę kontaktową. Więcej bramek już nie padło. Sytuacji jednak nie brakowało. Centrostrzał Marcelo, pudło Moriby, zmarnowana sytuacja Viniciusa. Piłkarze Blaugrany mieli pretensje do arbitra o niepodyktowanie rzutu karnego, po kontakcie Ferlanda Mendiego z Martinem Braithwaitem, ale sędziowie w dobie VAR-u uznali, że wszystko było zgodnie z przepisami. Na koniec czerwoną kartkę otrzymał Casemiro, a Ilaix Moriba z bliskiej odległości trafił w poprzeczkę.
Mecz był ciekawy i o tyle symboliczny, że po raz kolejny uwidoczniły się braki Barcelony. Real potrafił w pierwszej połowie ustawić sobie mecz i nawet słabsza— choć z przebłyskami — druga połowa nie zabrała im zwycięstwa. Potwierdziło się, że Barcelona ma problem z wygrywaniem spotkań z wielkimi zespołami. Do dziś czeka na zwycięstwo z zespołem z najwyższej europejskiej półki.
Realowi wygrana z Barceloną nie dała nowych sił. Straty punktów z Getafe, Betisem i Sevillą sprawiły, że tytuł trafił do Atletico. Pomimo porażki piłkarze Barcelony nie mieli się czego wstydzić. Popełnili kilka kosztownych błędów, ale były też pozytywne aspekty tego spotkania, które powinny przełożyć się na końcówkę sezonu, ale ta była kiepska w ich wykonaniu. Można było wycisnąć więcej, ale było, jak było.
Czytaj też:
- El Clasico kibicowsko. Od chuligańskich burd po pandemię
- Między nienawiścią a szacunkiem: świński łeb, ale i oklaski dla Ronaldinho
- Blizny, kanapki i fioletowe buty. Jak Ansu Fati stał się wyjątkowym dzieckiem?
PAWEŁ OŻÓG
fot. NewsPix