Siedem żółtych kartek, jedna czerwona, a mogło być spokojnie więcej. ŁKS pokazujący połączenie ofensywnej fantazji z charakterem, Widzew odrabiający stratę z 0:2 na 2:2. Mecz przerwany przez race.
Zaprawdę powiemy wam: derby Łodzi, które obejrzeliśmy dziś przy Piłsudskiego, były wręcz stereotypowe. Czyli bardzo dobre: zażarte na boisku, z gorącą atmosferą na trybunach, wymagające nawet dla takiego arbitra jak Marciniak, ale i z solidną dawką po prostu niezłej piłki i szansami na zwycięstwo w doliczonym czasie gry dla obu drużyn. Jeśli szukaliście dziś piłkarskich emocji, w Łodzi na pewno można ich było znaleźć pod kurek.
DERBY ŁODZI: ŁKS Z WEJŚCIEM SMOKA
Widzew zaczął dość aktywnie, próbował narzucić swój styl gry, ale szybko stało się jasne, że Vicuna przeczytał plan taktyczny Niedźwiedzia na pierwszą część gry. Ustawił się głębiej – co nie znaczy, że bardzo głęboko – i szukał szybkich ataków. Szans do tych miał naprawdę sporo, bo Widzew zostawiał przestrzeń.
Po jednej z takich akcji padł gol i tę akcję można pokazywać młodym adeptom, jeśli chce im się zaszczepić walkę do końca o każdą piłkę. Pirulo wyrzucony do linii, klasyczne zagranie na chłopca do podawania piłek – ale poszedł na nią na pełnym biegu, zatrzymał, obrócił się. Potem zakręcił Kunem na tyle, by stworzyć sobie trochę przestrzeni do strzału – uderzył. Uderzenie samo w sobie średnie jak na Pirulo, żadna tam petarda – no ale był rykoszet, a potem wielbłąd Wrąbla. Wiadomo, że rykoszet to zawsze wielki problem dla golkipera, ale tu nie ma okoliczności łagodzących – piłka, mimo rykoszetu, szła w ręce bramkarza Widzewa. Powinien to zrobić lepiej.
Widzew nijak nie mógł się otrząsnąć. Akcje były przepychane kolanem. A ŁKS nie zmienił swojego podejścia mimo prowadzenia – nieustannie groźny był Radaszkiewicz, który potrafił powalczyć ciałem, ale też znaleźć się w polu karnym. Nieźle rozgrywał Rygaard, ŁKS szukał też prób z dystansu. W 29 minucie ta dobra gra przyniosła efekt w postaci drugiej bramki – tym razem rzut rożny Rygaarda, Dąbrowski znakomicie wywalczył sobie pozycję w polu karnym i nie dał szans Wrąblowi. Oj, będzie bolesna analiza tej bramki w Widzewie – dlaczego nikt nie wyskoczył? Kto tu pilnował Dąbrowskiego? Niby wokół paru widzewiaków, a nikt nie zareagował.
To, że Widzew strzelił gola przed przerwą, to i tak więcej, niż miał z gry. Bo tak naprawdę do końca pierwszej połowy ŁKS wyglądał dużo lepiej. Patrzyliśmy jak potrafi popracować w tyłach Pirulo, jak inteligentnie ustawia się Rygaard – naprawdę, piłkarze ofensywnie ciężko pracowali w obronie i to było widać. W Widzewie natomiast mieli sporo szczęścia, że kartki nie dostali Danielak z Tettehem – szczególnie ten drugi często był spóźniony.
Widzew ostatecznie miał dwie szanse:
- – Po zamieszaniu zgranie piłki do Tetteha na piętnasty metr, potem strzał w maliny
- – Rzut rożny Michalskiego, znakomicie nabiega Stępiński i gol
Ale to był zarazem jedyny celny strzał Widzewa do przerwy. ŁKS miał takich sześć i naprawdę nie były to strzały dla statystyków. ŁKS był lepszy, natomiast RTS-owi trzeba oddać, że to też ostatecznie okazało się kluczowe – grał słabiej, a mimo to potrafił strzelić bramkę kontaktową, ostatecznie tak bezcenną.
DERBY ŁODZI: WALKA W DRUGIEJ POŁOWIE
Wszystkie kartki – a było ich naprawdę sporo – zostały pokazane w drugiej połowie. Taki magik jak Ricardinho wszedł i jedyne czym się wyróżnił, to asem kier za faul wyprostowaną nogą na Karasku. Między 60 a 66 minutą ŁKS zobaczył trzy żółtka. Widzew dwa w doliczonym czasie gry, choć przecież wtedy grał już z przewagą zawodnika…
Uff. No cóż: piłki na pewno więcej było w pierwszej połowie, w drugiej przewaga tej emocjonalnej strony derbów, też niezbędnej. Natomiast czysto piłkarsko, widać było, że jakkolwiek ŁKS nie koncentruje się tylko na obronie, tak jest ciut bardziej skupiony na pilnowaniu wyniku. Jeszcze w pierwszej połowie, nawet po stracie gola, dalej nacierał – były strzały Wolskiego czy Domingueza z dystansu. Po zmianie stron owszem, zaczęło się obiecująco, od Radaszkiewicza wkręcającego Michalskiego z Nunesem – Portugalczyk wszedł w przerwie za słabego Tetteha – ale potem? Nic specjalnego. Strzał Pirulo w mur z rzutu wolnego, jakieś dogrania do Radaszkiewicza przed bramkę, ale niezakończone strzałem.
Kluczowe dla ŁKS-u było to, jak niewiele miał okazji goniący rezultat Widzew. Kiepska próba Danielaka z siedemnastego metra, kompletnie nieudana próba Muchy z dystansu – dość powiedzieć, że do pewnego momentu najgroźniejsza sytuacja to strzał Tanżyny tyłem głowy. Czyli powalczył, no ale nie można nie zauważyć tu pewnej dozy przypadku.
Dopiero w 87 minucie Widzew oddał swój pierwszy celny strzał w drugiej połowie – ale jak z golem Stępińskiego, także i to uderzenie było od razu golem. Wrzutka z lewej strony, rykoszet, ostatecznie piłka trafia do niepilnowanego Dejewskiego stojącego tuż przed Arndtem. Dejewski nie może tego nie trafić – robi się 2:2. Chwilę potem wylatuje wspomniany Ricardinho, Widzew ma szansę na kontrę dwóch na jednego, a w ostatniej akcji mógł jeszcze dać wygraną Dominguez… działo się, aż szkoda, że ten mecz nie trwał dłużej.
DERBY ŁODZI: PŁACZU NIGDZIE NIE BĘDZIE
Wiecie co? Wiadomo, że w Łodzi wygrana w derbach oznacza chodzenie po mieście z podniesioną głową przez pół roku. Wiadomo, że Widzew nie będzie w pełni zadowolony z podziału punktów na własnym stadionie, szczególnie biorąc pod uwagę jak dobrze punktuje u siebie w tym sezonie. Wiadomo, że w ŁKS-ie też będzie rozczarowanie tym, że było blisko wyniku marzeń, a jednak się nie udało. Ale tak sobie myślimy o tym meczu i wydaje nam się, że jedna i druga strona nie ma czego się wstydzić, a także nie ma na co narzekać.
Widzew:
- – odrobił dwubramkową stratę, nie podłamał się, pokazał charakter
- – poradził sobie z arcytrudnym rywalem mimo zerowej kreatywności środka pola
- – dwa celne strzały zamienił na dwa gole, więc naprawdę nie ma co gardzić tym remisem
- – strata punktów nic nie zmienia w tabeli
ŁKS:
- – zdobył punkt na liderze
- – lidze, który pierwszy raz stracił punkty u siebie
- – ŁKS grał naprawdę niezłą piłkę, w pierwszej połowie pokazując sporo płynnej gry w ofensywie
- – a w drugiej pokazując solidność defensywną przez większość gry; tak, ostatecznie wypuścił zwycięstwo z rąk, ale tych szans Widzew naprawdę nie miał wiele
- – w dziesiątkę nie dał się zepchnąć do obrony, ba, miał nawet szansę na gola
Szczerze mówiąc to był taki mecz, który potwierdzał, że Widzew pozostaje faworytem do awansu, a ŁKS ma taki potencjał, że za chwilę może odpalić i ruszyć w górę tabeli.
WIDZEW ŁÓDŹ – ŁKS ŁÓDŹ 2:2 (1:2)
Stępiński 41, Dejewski 87 – Pirulo 16, Dąbrowski 29
Czytaj także: