Nie powiemy, że Górnik Łęczna zajmuje się w tej lidze wyłącznie promocją piłkarzy rywali. Mieli mecze, w których powalczyli. W których zasłużyli na pochwały, kiedy nawet – a co, szarpniemy się, niech będzie odważnie – wyglądali jak zespół z Ekstraklasy.
Ale tak dzieje się, gdy mecz im wyjdzie.
Kiedy im mecz jednak nie wyjdzie…
No cóż, były podobne takie mecze w latach dziewięćdziesiątych, kiedy o InStatach nikt nie słyszał, więc jak już przyjechał zagraniczny skaut, to z takiego jednego spotkania wyciągał daleko idące wnioski. I tak się czasem zdarzało, że akurat w tym meczu ten, kto wzbudzał jego zainteresowanie, miał zerową obstawę obrońców i strzelał sobie trzy bramki. Swego czasu Górnik tak promował Corryna, dzisiaj najlepszy mecz w sezonie rozegrał krytykowany Maurides.
Anegdoty anegdotami, a fakty faktami: Górnik Łęczna jako pierwszy zespół szczebla centralnego stracił 30 goli w tym sezonie. Dziś już siódmy raz w tym sezonie Ekstraklasy pozwolił rywalom na strzelenie trzech goli. Po takich meczach trudno nie odnieść wrażenia, że wiosną emocje wokół Górnika nie będą związane z tym, czy utrzyma się czy nie, tylko czy straci więcej bramek niż Zagłębie Sosnowiec 18/19.
RADOMIAK RADOM – GÓRNIK ŁĘCZNA: SLAPSTICK W OBRONIE GOŚCI
Pierwszy kwadrans tego meczu można zbyć tylko milczeniem – tyle niedokładności, komicznych strat i nieporozumień można się spodziewać po piłkarzach, ale takich, którzy nie grali nigdy w piłkę. Kluczowe jednak było to, że Radomiak się z tego stanu otrząsnął, a Górnik w nim pozostał.
W zasadzie 25 minuta i pierwsza bramka dla Radomiaka jest symboliczna, bo z jednej strony solidna dawka futbolu, z drugiej Benny Hill. Otóż bowiem:
- Nascimento zalicza przepiękną asystę, podając z czterdziestego metra na wolne pole, otwierając drogę do bramki Angielskiemu
- aktualnie w Górniku Łęczna nie ma nikogo, kto jest świadom, że zagranie z czterdziestego metra na wolne pole znajduje się w regulaminie
- piłka po strzale Angielskiego ląduje na poprzeczce
- niby nie dzieje się nic groźnego, bo nie ma kto tego dobić po stronie Radomiaka
- owszem, słyszeliśmy, że dzisiaj wiatr pomagał gospodarzom, no ale spójrzmy na skrin: dwóch obrońców Górnika, piłka się odbije od poprzeczki i wystarczy ją przechwycić; niestety dla gości, to przerasta Pajnowskiego z Rymaniakiem, 1:0
Trzeba dużej wyobraźni, by nie wiedząc co stanie się dalej, wyobrazić sobie jak padł z tego gol bez ingerencji żadnego zawodnika Radomiaka, który nagle wyrósłby spod ziemi. A wyglądało to tak:
https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1451595531038429203
Górnik miewał już mecze, w których tracił gole, ale gol ich otrzeźwiał. Nic takiego w tym wypadku nie miało miejsca. Radomiak po golu rozsiadł się mocniej za sterami tego spotkania, nie pozwalając Górnikowi na nic konkretnego.
Po dziesięciu minutach dołożył gola i znowu trzeba było sprawdzać goal-line technology. Tym razem Maurides został kompletnie odpuszczony przy rzucie rożnym – bo kto też by pilnował przy kornerze napastnika, nie żartujmy – a potem zamalował tak, że Gostomski niby odbił piłkę, ale ostatecznie wpadł z nią do bramki. Wiadomo, siła uderzenia Mauridesa konkretna, ale chyba Gostomski tutaj drużynie nie pomógł.
0:2 do przerwy było wynikiem zasłużonym, Radomiak w pełni kontrolował spotkanie. To była różnica klas.
RADOMIAK RADOM – GÓRNIK ŁĘCZNA: „OLE!” NA TRYBUNACH
Druga połowa nie zmieniła rażąco obrazu meczu. Radomiak grał na dużej swobodzie, lekkości – być może takiego spotkania potrzebował, bo niejednokrotnie w meczu wyglądał nawet nawet, ale czegoś brakowało. Może trochę odwagi ze strony niektórych piłkarzy, może pewności siebie – ten mecz na pewno tę pewność dawał. Czego w drugiej połowie nie widzieliśmy:
- bajeczne, ekwilibrystyczne strzały zza szesnastki
- koronkowe akcje
- trybuny krzyczące „Ole!” po kolejnych rozegraniach, z którymi nie radził sobie Górnik
- nawet Rhuan, który do tej pory błysnął głównie pokaźnym brzuchem, próbował ciekawego dryblingu (ostatecznie była to strata, no ale jak na Rhuana i tak nieźle)
- Górnik popisujący się w międzyczasie najgorszym możliwym ustawieniem linii spalonego
To wszystko spuentował trzecim golem Machado, który dobijał własny strzał, ale znowu show skradł w tej akcji Maurides. Ten piłkarz dzisiaj naprawdę momentami był wszędzie – asystował, wracał, rozgrywał, walczył fizycznie. Tutaj, gdyby Machado trafił od razu, w zasadzie asysta kolejki – piękny lob nad defensywą Górnika, która takie akcje widziała tylko w Tsubasie. Maurides ewidentnie czuł się dzisiaj fantastycznie na boisku i taki piłkarz mógłby być ozdobą całej ligi – no ale pamiętamy wspomniany casus Corryna.
Po drugiej stronie mieliśmy natomiast takie kurioza, jak rzut wolny Górnika z 69. minuty. Ile razy widzieliśmy ten schemat: faul na czterdziestym metrze, więc pół drużyny w pole karne, będzie laga. Natomiast Górnik przechytrzył, postanowił rozegrać, żeby nie być takim znowu topornym. Ale tak rozegrał ten rzut wolny, że musiał wycofać aż do Gostomskiego. No żarty.
W zasadzie i jeden gol, który Górnik strzelił, to ponad to, co sobie stworzył. Wcześniej jakieś surowe technicznie uderzenie Pajnowskiego, jakaś wrzutka Leandro do Śpiączki po niezłej kiwce, a tutaj błysnął Gąska. Rymaniak po szybkim zagraniu Gola puścił lagę w pole karne, ewidentnie bez patrzenia – świeca na trzecie piętro. Ale spadała, spadała, Jakubik się przyglądał, tymczasem Gąska fantastycznym technicznie uderzeniem głową trafił do siatki. Takich bramek nie obserwujemy w lidze wiele, było w tym wykończeniu dużo kunsztu. Ale niestety dla gości – w zasadzie tylko w tym jeśli chodzi o ich grę; no, może jeszcze w paru zrywach Wędrychowskiego, przy których nie miał wsparcia.
Radomiak wygrał pierwszy mecz od 20 sierpnia, kiedy gościł u siebie Wartę Poznań. Radomiak pierwszy raz od 28 sierpnia strzelił więcej niż jedną bramkę w meczu. To może być przełamaniem, ALE należy jednak powoli brać mecze z Górnikiem Łęczna w nawias. Przecież taka Warta Poznań zdemolowała podopiecznych Kamila Kieresia, a od tamtej pory w ośmiu meczach strzeliła jednego gola. Połowa jej dorobku bramkowego w tym sezonie to mecz z Górnikiem. Nie wróżymy takiej przyszłości Radomiakowi, bo pokazywał jednak więcej w ostatnich meczach, ale niech to będzie lód na głowę.
CZYTAJ TAKŻE:
- Raphael Rossi: Straciłem dwa lata przez kontuzję. Chciałem kończyć z piłką
- Veljko Nikitović: Lepiej przegrywać 1:4 w Ekstraklasie niż wygrywać 4:1 w 1. lidze
- 12. kolejka – ostatnia nadzieja dla Górnika i Warty?
Fot. NewsPix