Reklama

Dawidowicz wchodzi w buty poważnego reprezentanta

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

13 października 2021, 14:59 • 7 min czytania 8 komentarzy

Łatwo było go skreślić. Sam się o to prosił. Wpisywał się w profil piłkarza radzącego sobie w solidnym zagranicznym klubie, ale też ograniczonego, jednowymiarowego, niewystarczająco przekonującego, żeby stanowić o sile reprezentacji. Określenie „polski Mats Hummels” brzmiało karykaturalnie. Ba, dalej brzmi, bo w każdym porównaniu z Niemcem wypadnie zwyczajnie blado, ale czy w ogóle jest sens ich zestawiać? No nie, bo Paweł Dawidowicz, mimo wszystkich wątpliwości i negatywnych recenzji, na dwóch pierwszych jesiennych zgrupowaniach całkiem niespodziewanie udowodnił, że może pełnić ważną rolę w tej reprezentacji. 

Dawidowicz wchodzi w buty poważnego reprezentanta

Po dżentelmeńsku

Dwa ostatnie spotkania reprezentacji to profesorskie występy Pawła Dawidowicza. Zaglądamy w nasze noty. Kozacka ósemka za Anglię i bardzo dobra siódemka za Albanię.

Nasza recenzja występu Dawidowicza z Anglikami: 

Mateusz Borek powiedział kiedyś, że to będzie polski Mats Hummels. Coś nam podpowiada, że kariery na miarę utytułowanego Niemca już nie zrobi, ale przez te konkretne 90 minut wyglądał tak, jakby zaraz po zgrupowaniu jechał grać pierwszoplanową rolę w Bayernie czy innej Borussii Dortmund. Zawsze na miejscu, zawsze dobrze ustawiony. Gdy trzeba było wyskoczyć wyżej, to wyskakiwał. A gdy trzeba było poczekać na rywala i skasować go jak bilet w automacie, to wyczekał i skasował. Nie zrobił pół fałszywego ruchu. Prawdopodobnie najlepszy mecz w jego karierze.

Nasza recenzja występu Dawidowicza z Albanią:

Reklama

Zaliczył dwie bardzo ważne interwencje, zatrzymujące kontrataki Albańczyków. Nie był tak spektakularny i tak widoczny, jak jego koledzy z bloku defensywnego, ale również dlatego, że najzwyczajniej w świecie był świetnie ustawiony i rzadko musiał uciekać się do bardziej radykalnych środków niż proste wyprzedzenie. Zaliczył egzamin z Anglią, sprostał temperaturze meczu w Tiranie.

Piłkarz Hellasu Verona doskonale rozumiał się z Kamilem Glikiem i Janem Bednarkiem. Najbardziej podobało nam się też to, że był z tej całej trójki najmniej widoczny. Kiedy Glik ustawiał do pionu niesfornego i naburmuszonego Jacka Grealisha, on rozwiązywał swoje problemy i swoje pojedynki w iście dżentelmeński sposób. Kiedy Bednarek dwoił się i troił w asekurowaniu Puchacza, on po swojej stronie tylko wyczekiwał na drobne niedociągnięcia techniczne Albańczyków i po chichu załatwiał sprawę. Nie powiedzielibyśmy, że to dzięki niemu Anglicy strzelili tylko jednego gola przy dwóch celnych strzałach, a Albańczycy skończyli mecz z pustą rubryką z bramkami i z jednym niegroźnym uderzeniem w światło bramki, ale łatwość, z jaką Dawidowicz wkomponował się w trójosobowy blok defensywy, musi imponować.

Światełko w tunelu

Tym bardziej, że wcześniej panował chaos.

  • Węgry (3:3) – Helik, Bednarek, Bereszyński (Reca z lewej),
  • Andora (3:0) – Glik, Piątkowski, Bereszyński (Rybus z lewej),
  • Anglia (1:2) – Glik, Bednarek, Helik (Rybus z lewej),
  • Rosja (1:1) – Helik, Piątkowski, Kędziora (Puchacz z lewej),
  • Islandia (2:2) – Kędziora, Glik, Dawidowicz (Puchacz z lewej),
  • Słowacja (1:2) – Bereszyński, Glik, Bednarek (Rybus z lewej),
  • Hiszpania (1:1) – Bereszyński, Glik, Bednarek (Puchacz z lewej),
  • Szwecja (2:3) – Bereszyński, Glik, Bednarek (Puchacz z lewej),
  • Albania (4:1) – Bereszyński, Glik, Bednarek (Rybus z lewej),
  • San Marino (7:1) – Piątkowski, Helik, Kędziora (Puchacz z lewej)
  • Anglia (1:1) – Dawidowicz, Glik, Bednarek (Puchacz z lewej)
  • San Marino (5:0) – Kędziora, Helik, Gumny (Płacheta z lewej)
  • Albania (1:0) – Dawidowicz, Glik, Bednarek (Puchacz z lewej)

Najczęściej, w roli pół-prawego stopera w trójce środkowych obrońców, wychodził Bartosz Bereszyński. I choć zaawansowane statystyki przemawiały na jego korzyść, pokazując, że przez większość meczu solidnie wykonuje swoje boiskowe zadania, to stanowczo zbyt często, w newralgicznych momentach ważnych spotkań, zdarzało mu się popełnić głupie błędy. Paulo Sousa stawiał na niego dosyć konsekwentnie, bo sam nie mógł przekonać się do innych opcji. Eksperyment z Michałem Helikiem nie wypalił, Tomasz Kędziora nie należy do ulubieńców Portugalczyka i to jest jasne jak słońce, a Kamil Piątkowski tragicznie zawalił bramkę z San Marino, co może nie tyle obniżało jego notowania, ale pokazało, że stoper RB Salzburg potrzebuje jeszcze trochę czasu, żeby w pełni dorosnąć do piłki na reprezentacyjnym poziomie. Został więc Dawidowicz, po którym… nikt nie spodziewał się cudów.

Fatalny początek

Paulo Sousa powołał go już na marcowe zgrupowanie w ramach po-brzęczkowego przeglądu dotychczas niepowoływanych graczy z reprezentacyjnym potencjałem. Argumenty były, bo Dawidowicz przeżywał hossę w Serie A. Jasne, zaliczył mniej udany ostatni miesiąc przed tamtym powołaniem, ale wcześniej przez długi czas zbierał bardzo przyzwoite recenzje na włoskich boiskach, operując w systemie z trzema defensorami, więc można było oczekiwać, że przyjazd na kadrę go nie przerośnie. Stało się inaczej.

Reklama

Z Andorą wyglądał nerwowo. Jego występ dobrze definiuje chociażby wrzucenie Krychowiaka na konia po niedbałym podaniu, po którym przez chwilę powiało grozą i coś nam się wydaje, że gdyby to był silniejszy rywal, mogłoby się skończyć dużo mniej przyjemnie. Nie przekonał nas też w sparingu z Islandią. Miał jakąś taką ogólną nerwowość z piłką przy nodze, często ją holował nawet przy wybieraniu prostych rozwiązań. Paulo Sousa miał do niego dużo uwag w kwestii wyprowadzania piłki z własnej połowy. Na domiar złego zaliczył karygodną stratę na własnej połowie i znowu miał furę szczęścia, bo Islandczycy fatalnie spartolili powstałą z tego szansę. Podobnie marnie wypadł w pierwszym meczu z Albanią. Po trzydziestu minutach gry zmienił kontuzjowanego Bereszyńskiego i wyglądał na kompletnie obsranego. Wystawiliśmy mu trójkę, pisaliśmy:

Coś nam się wydaje, że ma spuchnięte uszy, bo Robert Lewandowski krzyczał na niego kilkukrotnie. Przykład? Kapitan kadry przepychał się w środku pola z jakimś Albańczykiem, a stoper Verony stał jak wryty i ani myślał pokazać się Lewemu do gry. Generalnie Paweł Dawidowicz zaliczył dyskretny występ. Powinien się cieszyć, że Glik i Bednarek swój błąd kardynalny zaliczyli jeszcze przed jego wejściem i w późniejszych fazach meczu wyglądali ciut pewniej, bo sam nie poradził sobie ze swoim wyzwaniem. Elektryczny, zesztywniały, sparaliżowany stawką meczu.

Spójność

Trochę przecieraliśmy oczy ze zdumieniem, kiedy Mateusz Borek pisał, że latem władze Hellasu Verona lekką ręką odrzucały dziewięciomilionową ofertę z Anglii za Dawidowicza. Bo tak jak rozumieliśmy doniesienia włoskich mediów, że Torino chciało za niego zapłacić trochę ponad trzy bańki, tak dziewięć milionów za gościa, który nie radzi sobie na reprezentacyjnym poziomie ze średniej klasy rywalami brzmiało jak jakaś niezbyt udana abstrakcja. Teraz trochę zmieniamy zdanie. Oczywiście, nie jest tak, że nagle uważamy, że pół Europy rzuci się na dwudziestosześciolatka po dwóch świetnych meczach w kadrze Polski, ale dopiero teraz widzimy większą spójność z jego niezłą dyspozycją na boiskach Serie A.

W tym sezonie La Gazzetta dello Sport ocenia go w ten sposób:

Podejmuje dużo pojedynków, większość wygrywa. Rzut oka na statystyki z jego pięciu ostatnich występów w Serie A:

  • Bologna – trzy wygrane pojedynki na ziemi na cztery podjęte, jeden wygrany pojedynek w powietrzu na dwa podjęte,
  • AS Roma – cztery wygrane pojedynki na ziemi na pięć podjętych, dwa wygrane pojedynki w powietrzu na pięć podjętych,
  • Salernitana – osiem wygranych pojedynków na ziemi na szesnaście podjętych, jeden wygrany pojedynek w powietrzu na cztery podjęte,
  • Genoa – trzy wygrane pojedynki na ziemi na pięć podjętych, jeden wygrany pojedynek w powietrzu na cztery podjęte,
  • Spezia – dziesięć wygranych pojedynków na ziemi na szesnaście podjętych, jeden wygrany pojedynek w powietrzu na trzy podjęte.

Przy celności podań też jest dosyć regularny:

  • Spezia – 86%,
  • Genoa – 75%,
  • Salernitana – 75%,
  • AS Roma – 84%,
  • Bologna – 93%.

Wygrany zgrupowania

Inna sprawa, że podoba nam się też uniwersalność Dawidowicza. Bo we Włoszech gra jednak nieco inaczej niż w reprezentacji. Przykład? Z Anglią i Albanią podejmował znacznie mniej pojedynków. Anglia: jeden wygrany pojedynek na pięć podjętych. Albania: dwa wygrane pojedynki na pięć podjętych. Celniej też podawał. Anglia – 91%. Albania – 86%. Potrafi się dostosować. To ważne, bo Paweł Dawidowicz siłą rzeczy zawsze będzie w tej kadrze tylko i aż zadaniowcem.

Tak czy inaczej, to jeden z większych wygranych tej jesieni, tego październikowego zgrupowania w reprezentacji Polski. Raz, że udowodnił, że kadra to wcale nie za wysokie progi na jego nogi. Dwa, że zdaje się, że aktualnie całkowicie niespodziewanie urósł do rangi podstawowego zawodnika rotacji na pozycji, nad której obsadą Paulo Sousa główkował od samego początku swojej kadencji.

CZYTAJ TAKŻE:

Fot. 400mm.pl

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

8 komentarzy

Loading...