Reklama

Zagłębie ostatnio wygrywało, więc teraz przegrało u siebie. Żadna to sensacja

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

01 października 2021, 20:46 • 3 min czytania 4 komentarze

Zagłębie Lubin wygrało trzy mecze z rzędu (i czwarty w Pucharze Polski), a jak wiemy, nie jest to drużyn słynąca ze stabilności. Raczej woli sobie dwa spotkania wygrać, by potem dwa przegrać i tak w kółko. Doceniamy więc ostatnie wyniki, ale też zwracamy uwagę, że Miedziowi mieli w każdym z tych ligowych starć szczęście, szczególnie z Wartą, która do dziś może się zastanawiać, jak nie zgarnęła choćby oczka. Żeby więc ostatecznie potwierdzić dobrą dyspozycję ekipy Żurawia, chciałoby się dziś zobaczyć drużynę zwycięską, ale i pewną tej wygranej. Cóż – chcieć nie zawsze znaczy móc.

Zagłębie ostatnio wygrywało, więc teraz przegrało u siebie. Żadna to sensacja

ZAGŁĘBIE LUBIN – JAGIELLONIA BIAŁYSTOK. PIERWSZA POŁOWA DO ZAPOMNIENIA

Najpierw ustalmy, jaki to był mecz. Cóż, niezbyt zajmujący, szczerze powiedziawszy. Szczególnie w pierwszej połowie, kiedy trwała zacięta walka – kibiców ze snem. No bo z czego możemy zapamiętać to granie do przerwy? Jeśli komentatorzy podnosili głos, bo Poręba uderzał z dystansu obok bramki (i to tak z metr), to też byli spragnieni emocji. A zawodnicy nie oferowali ich w hektolitrach, raczej naparstek.

Zagłębiu można oddać, że w tym paździerzowym graniu chociaż starało się kontrolować przebieg spotkania. Częściej miało piłkę, rozgrywało od lewa do prawa, ale właśnie – nie było w tym większego elementu zaskoczenia, czegoś, czego dowodzona przez Pazdana (świetny występ) defensywa mogła nie przewidzieć. A jak już doszło do pomyłki i Miedziowi mieli na przykład rzut wolny z sensownej odległości, to nawet nie ma po co kończyć tego zdania, nic ciekawego nie zobaczyliśmy.

Jeśli drugie 45 minut wyglądałoby podobnie, chyba wrzucilibyśmy tylko grafikę z ocenami, bo o czym tu gadać. Na szczęście choć trochę się zadziało. Przede wszystkim padła bramka. Zagłębie nie potrafiło oddalić zagrożenia od własnej szesnastki, Jaga przycisnęła i opłaciło się. Prikryl wrzucił, Imaz pieprznął, Hładun nie miał szans, nawet jeśli byłby takiej w formie jak z Wartą.

Należy zapytać – gdzie byli rodzice, to znaczy obrońcy? Hiszpan miał tyle czasu i miejsca w szesnastce, że mógłby rozbić namiot, wyłożyć się z koszem owoców i jeszcze byłaby przestrzeń do zagospodarowania. Kompromitujące krycie.

Reklama

Nie jest żadną sensacją, że wspomniany Imaz należał do TOP3 najlepszych piłkarzy Jagi. Strzelił też drugą bramkę, ale zabrał mu ją Cernych. Litwin był bowiem na spalonym i nie trafił w piłkę po zagraniu z lewej strony, Hiszpan nie był i trafił, no ale sędzia nie mógł uznać tego gola. Gdyby Cernych stanął – owszem. Ale on wziął czynny udział w grze, jasna sytuacja.

ZAGŁĘBIE LUBIN – JAGIELLONIA BIAŁYSTOK. NIE ODDAWAJCIE IMAZA!

Imaz spróbował też lobu z okolic połowy i pomylił się nieznacznie. Czyli nie była to jakaś wielka zabawa, na jaką stać Hiszpana, natomiast i tak wyrastał poza większość graczy. Strach pomyśleć, co będzie z ofensywą Jagi, gdy go kiedyś zabraknie.

Zagłębie – w przeciwieństwie do Jagi – nie potrafiło zrobić kroku naprzód względem pierwszej połowy i zostało na podobnym poziomie. A to do remisu nie miało prawa wystarczyć. Miedziowi najbliżej bramki byli wtedy, gdy Żivec został zatrzymany przez Steinborsa. No, był jeszcze centrostrzał Daniela, ale poza tym bryndza.

Najbardziej rozczarował chyba Zajić, który z jednej strony dał już nadzieję, że Miedziowi mają dziewiątkę, ale dzisiaj trudno go pamiętać z czegokolwiek.

Cóż, mogło stanąć na 1:1, gdyby Zagłębie za sprawą Żivca skorzystało ze swojej szansy, ale może trochę to, co futbol dał Miedziowym wcześniej, teraz zabrał? Nie powiemy, że nas zawiedli, bo jesteśmy przyzwyczajeni, że nie ma co inwestować w ciągłość ich zwycięstw. Natomiast mieliśmy nadzieję, że te wygrane nieco ich uskrzydlą.

Zobaczymy więc, czy tak się stanie z Jagiellonią. Najpierw ograny Lech, teraz punktujące Zagłębie. Mamrot wziął głęboki oddech.

Reklama

Fot. Newspix

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

4 komentarze

Loading...