Trudno sobie wymarzyć bardziej prestiżowych rywali na start, trudno sobie wyobrazić bardziej symboliczne mecze. AC Milan wraca do Ligi Mistrzów po siedmiu latach przerwy, po sezonach szczelnie zapełnionych rozczarowaniami. Inter Mediolan wprawdzie swój 6-letni rozbrat z Champions League zakończył już w 2018 roku, ale cóż z tego, skoro w trzech kolejnych sezonach nie potrafił nawet przebrnąć przez fazę grupową.
Wszyscy pamiętamy, z jakiej wysokości Mediolan spadał. To naprawdę były dwa wielkie kluby, które rokrocznie liczyły się w tych najbardziej prestiżowych rozgrywkach świata. Pamiętne derbowe starcia w pucharowych fazach Lidze Mistrzów, zanim stały się domeną Madrytu, były powodem do chluby dla wszystkich mediolańczyków. A potem? Potem nastąpiła wielka smuta, podczas której AC Milan z Interem rywalizował co najwyżej w wyścigu na najbardziej spektakularny zjazd w hierarchii europejskich potęg.
Dziś Inter po raz kolejny postara się przełamać na europejskiej arenie – zwłaszcza, że będzie z tym zadaniem się mierzył już z dostojnym tytułem mistrza Włoch. Pierwsza przeszkoda – chyba najtrudniejsza z dostępnych, Real Madryt, a więc drużyna w Lidze Mistrzów z wzajemnością zakochana. AC Milan z kolei celebruje powrót meczem z tysiącem podtekstów. Wybiegnie na Anfield, gdzie formę po tej wieloletniej przerwie sprawdzi im Jurgen Klopp ze swoim Liverpoolem.
Inter Mediolan. Bidnie, ale solidnie
Syndrom spełnionego marzenia. Jeszcze nie do końca ma swoją właściwą medyczną nazwę, jeszcze nie do końca został w psychologii schakteryzowany, ale kto wnikliwie śledzi losy piłkarskich drużyn – ten doskonale wie, o czym mowa. Wbrew pozorom wcale nie chodzi wyłącznie o to, że nasycone tłuste koty przestają grać na 110% swojego potencjału. Bardziej chodzi może o to chwilowe rozluźnienie po triumfie? Mimowolne padnięcie na tapczan z poczuciem dobrze wykonanej pracy? A może to po prostu chęć wyszukiwania nowych wyzwań?
Jakkolwiek to wszystko nazwiemy – zdaje się, że w Interze Mediolan da się coś podobnego zaobserwować. Scudetto, detronizacja Juventusu, powrót na mistrzowski fotel to były prawdziwe obsesje. Antonio Conte był w stanie podporządkować temu jednemu celowi absolutnie wszystko, nagiąć do swoich potrzeb gwiazdy, skompromitować się w Lidze Mistrzów, po macoszemu traktować wszystko, co nie było rajdem o mistrzostwo Włoch. Ten upragniony cel udało się zrealizować. Inter został mistrzem Włoch i… nie wiadomo było, jak właściwie ten sukces poprowadzić dalej.
INTER SŁABSZY NIŻ PRZED ROKIEM? TAK, ALE WCIĄŻ MA ATUTY
Szybko okazało się zresztą, że był to sukces na kredyt. Pogłoski o finansowych kłopotach Interu stawały się coraz głośniejsze, a ruchy, które wykonywał klub, wydawały się to potwierdzać. Najpierw odszedł Antonio Conte. Kibice pocieszali się, że to bardzo władczy i szanujący własną pracę trener. Jego odejścia po widowiskowych awanturach dotyczących wzmocnień do drużyny to już niemal stały punkt krajobrazu włoskiej piłki. Czarno-niebiescy mogli się pocieszać – Conte ma swoje humory, być może po prostu żądał zakupu i Ronaldo, i Messiego, co przecież w tym oknie było możliwe.
Ale szybko okazało się, że to Conte miał rację. Musiał być poinformowany, musiał być świadomy, że Inter nie tylko się nie wzmocni, ale też utraci swoje gwiazdy. Conte się katapultował, nie chciał firmować swoim nazwiskiem projektu demontażu mistrza Włoch. Odszedł Hakimi. Odszedł Lukaku. Powszechnia znana jest sytuacja Christiana Eriksena.
EARLY PAYOUT W FUKSIARZ.PL – WYGRYWAJ PRZED KOŃCEM MECZU!
Za co trzeba pochwalić Inter? Za to, że przynajmniej spróbował załatać dziury. To był specyficzny proces, bo zdaje się, że w Mediolanie ani o centymetr nie zmieniła się sama wizja. Conte został zastąpiony przez Simone Inzaghiego, którego drużyny preferują podobny system i grają w zbliżony sposób, do tego utrzymany został sam wizerunek szkoleniowca – były piłkarz z piękną kartą zawodniczą. Hakimiego zastąpiono Denzelem Dumfriesem, który błysnął na ostatnim Euro. W buty Romelu Lukaku ma zaś wejść Edin Dżeko. Udało się jeszcze wyjąć Calhanoglu zza miedzy, to zapewne będzie naturalne zastępstwo dla Eriksena. A przecież jest też Joaquin Correa.
Summa summarum to jak przeprowadzka z wiekiej willi do przytulnego domu. Jest biedniej, jest trudniej, ale zachowano pewną godność, zachowano szansę, że ten skład będzie się bujał wysoko w tabeli, a może i zdoła przełamać klątwę Ligi Mistrzów.
Inter Mediolan i Conte, czyli alergia na Champions League
Trzeba tu bowiem dodać, że Inter Antonio Conte to wyjątkowo kumulacja “ligomistrzowego” pecha. Sam Inter? Wiadomo, czekał na sam awans do tej europejskiej elity od sezonu 2011/12, aż do sezonu 2018/19. Gdy już się doturlał do Ligi Mistrzów, to była właściwie jedna wielka seria kompromitacji. Najpierw remis z PSV i porażka z Tottenhamem, w efekcie zaledwie trzecie miejsce w grupie. Potem remis ze Slavią Praga i roztrwoniona przewaga nad Borussią, czyli znowu trzecie miejsce w grupie. No i wreszcie ten ostatni sezon.
Conte jako trener wydaje się nie znosić Ligi Mistrzów. To specjalista od ligi, od tego wiecznego maratonu krajowego, bez wylotów na drugi koniec Europy do jakiegoś egzotycznego z perspektywy Włocha miasta. Już jako trener Juventusu miał pewne problemy z wynikami w Lidze Mistrzów, więc w sezonie, w którym miał ostatecznie zapolować z Interem na scudetto – Europa była jak zło konieczne. Chyba nawet nie chodzi o rotację, o jakieś oszczędzanie gwiazd. Po prostu głowy pracowały inaczej, niż na krajowym podwórku, gdzie kombajn mknął do wyznaczonego celu. Liga? Mistrzostwo, ze sporą przewagą. Liga Mistrzów? Dwa remis z Szachtarem, remis z Borussią Moenchengladbach. Wystarczyło, by spaść na ostatnie miejsce i tam zakończyć rywalizację.
Dzisiaj Inter Mediolan po prostu musi celować w wyjście z grupy – również z uwagi na wspomniane problemy finansowe. Dlatego można się spodziewać, że mistrz Włoch, który już zaspokoił swoją obsesję detronizacji Juventusu, tym razem pokaże coś więcej niż bezbramkowe remisy z Donieckiem. Okazja, by się pokazać? Lepszej nie ma. Real Madryt u siebie.
MILAN – WYJŚCIE Z JASKINI. ROSSONERI WRACAJĄ DO LIGI MISTRZÓW
AC Milan. Chwilo trwaj
O ile w przypadku Interu Mediolan rozczarowaniem są trzy kolejne sezony bez wyjścia z grupy Ligi Mistrzów, o tyle AC Milan jest w tych rozgrywkach właściwie nowicjuszem. Żółtodziobem. Świeżakiem, który będzie zbierał frycowe. Zanim fani czerwono-czarnych oburzą się o takie ujęcie siedmiokrotnego triumfatora Pucharu Europy i Ligi Mistrzów, spieszymy z wyjaśnieniem.
Gdy ostatni raz AC Milan rywalizował w Lidze Mistrzów, najwięcej asyst w tych rozgrywkach uskładał Wayne Rooney. W jedenastce sezonu ECL znalazło się miejsce dla Xabiego Alonso i Phillipa Lahma. W finale atak stworzyli David Villa i Diego Costa. Puchar Polski zdobył Zawisza Bydgoszcz, królem strzelców w Ekstraklasie został Marcin Robak. Zresztą, nic nie powie o upływającym czasie więcej, niż jedenastka Milanu z tamtego meczu.
Abbiati – Abate, Rami, Bonera, Emanuelson – de Jong, Essien – Taarabt, Poli, Kaka – Balotelli.
KAKA! Balotelli grający w Lidze Mistrzów. Nigel de Jong. Boże Święty, byliśmy wtedy młodzi, część z nas nawet przystojna. To były naprawdę stare czasy, w obecnym Milanie naprawdę trudno szukać kogoś innego, niż “debiutanta”. Oczywiście, obecna drużyna jest doświadczona, zaprawiona w bojach, ma nawet w składzie triumfatora sprzed paru miesięcy, ale jako całość – Milan wraca do Ligi Mistrzów już jako zupełnie inny klub, inaczej zbudowany, w innym miejscu swojej historii.
MILAN WYGRA? KURS 6,60 W FUKSIARZU!
Może dobrze się zresztą stało, że wznawia akurat od meczu z Liverpoolem? To przecież historia dwóch finałów, tego bardziej pamiętnego, z wyczynami Jerzego Dudka, jakże bolesnego dla każdego fana Milanu. Ale i tego rewanżu dwa sezony później, gdy po dwóch golach Inzaghiego Milan sięgnął po swój – jak na razie ostatni – uszaty puchar.
Dzisiaj Milanowi finał nie grozi, ale… to nie szkodzi. Dla kibiców najważniejszy jest sam powrót po latach, powrót tak wyczekany, wręcz wymodlony. W dodatku powrót, który jest konsekwencją pewnych ruchów – Milan nie awansował do Ligi Mistrzów, bo wygrał ten awans w czipsach, wręcz przeciwnie, długo przecież liderował w tabeli, w 2020 roku punktował najlepiej spośród wszystkich włoskich klubów. To jest nagroda za spektakularne podniesienie się z kolan. Prezent, który teraz trzeba po prostu odpakować i się z niego cieszyć.
***
Do derbowych starć Mediolanu w Lidze Mistrzów jeszcze chyba nie wrócimy, ale przynajmniej mamy namiastkę przeszłości dla hardkorowych tradycjonalistów. Obie ekipy z San Siro grają w elicie. Obecny cel? Dwie ekipy z San Siro w fazie pucharowej. To już będzie wyzwanie o wiele bardziej złożone. Zwłaszcza biorąc pod uwagę klasę rywali – tych dzisiejszych, i tych pozostałych, zwłaszcza w przypadku AC Milan.
Fot.Newspix