Kamil Glik zaimponował w meczu z Anglią. Narzekało się na jego postawę z ostatnich miesięcy, a może i lat. Mówiło się, że jego czas powoli przemija, że coraz szybciej nadchodzi zmierzch stoperów w starym stylu. A jednak – kiedy przyszło wielkie wyzwanie, Glik sprostał oczekiwaniom, Glik zrobił swoje. Nie dał sobie w kaszę dmuchać, ustawiał Anglików, nadawał drużynie charakter.
Swoją ofiarną postawę lider defensywy opłacił groźnie wyglądającym urazem nogi.
– Był przeprost, poczułem prąd. Teraz niewiele powiem, bo organizm jest jeszcze ciepły, rozgrzany, może być to mylące, ale wydaje mi się, że jest dobrze. Miejmy nadzieję, że jest w porządku. Mogłem kontynuować grę, ale też nie ma co ryzykować.
Kamil Glik chwalił reprezentację Polski za charakter.
– Nie zabrakło nam charakteru, wróciła ta stara reprezentacja, która walczyła i osiągała dobre wyniki, nawet jeśli nie grała jakichś wielkich meczów. Anglicy nie stworzyli sobie przy nas wielu szans. Nasza reprezentacja zawsze słynęła z tego, że na Stadionie Narodowym grała dobrze i dzisiaj też tak było. To nasza twierdza, chyba nigdy tutaj nie przegramy. Jedziemy dalej i walczymy o kolejne punkty – opowiadał Glik.
Fot. Fotopyk