31 sierpnia był szalony. Mercato nie śpi, rynek jest nienażartą bestią. Gdyby ktoś się bardzo uparł, to mógłby tego dnia, od samiutkiego rana po późną noc, non stop śledzić newsy ze świata, bez żadnych przerw na pracę, na kawę, na spacer czy cokolwiek innego. Piłka nożna to całodniowy biznes. W tzw. deadline day działo się tyle, że pewne rzeczy mogły człowiekowi umknąć, więc postanowiliśmy zebrać dziesięć najciekawszych ruchów transferowych ostatniego dnia okienka transferowego w jednym miejscu.
10. Emerson (Barcelona => Tottenham)
– Panie Emerson, proszę opowiedzieć nam swoją historię w dwóch obrazkach.
– Nie ma problemu.
Obrazek pierwszy.
So HAPPY to be here ♥️ pic.twitter.com/9cbTVtNLcR
— Emerson Royal (@Emerson_Royal22) August 24, 2021
Obrazek drugi.
Wonderful to be with you!
Here we go!#comeonyouSpurs pic.twitter.com/wFHTXB429O— Emerson Royal (@Emerson_Royal22) August 31, 2021
W styczniu 2019 roku Barcelona i Betis wspólnie wykupiły Emersona z Atletico Mineiro za dwanaście milionów euro. Zapłaciły po 6 mln i miały po 50% praw do zawodnika. Umowa pomiędzy oboma klubami przewidywała, że Brazylijczyk będzie grał w Sevilli do 2021 roku, a następnie trafi na Camp Nou. Nie był to najgłupszy z ruchów finansowych tego klubu w ostatnich latach, to przyznają nawet najwięksi sceptycy. Inna sprawa, że Barca nic nie zyskuje sportowo, a Tottenham sprowadził sobie całkiem ciekawego i perspektywicznego prawego obrońcę, ocierającego się nawet o reprezentację Brazylii.
9. Giorgios Giakoumakis (VVV-Venlo => Celtic)
Stary znajomy z ekstraklasowych boisk. Jak go zapamiętaliśmy z Górnika Zabrze? Solidny był, nie powiemy, że nie. Trochę powalczył. Trochę popracował tyłem do bramki. Dał z wątroby. Mocno stał na nogach. Miał coś w sobie, ale na kolana nas nie rzucił. A potem zdarzył się błąd w Matrixie, luka w symulacji. Gość wyjechał do Eredivisie i… zaczął walić gola za golem, aż uzbierał dwadzieścia sześć trafień w trzydziestu meczach. Kij z tym, że VVV-Venlo zleciało z hukiem z ligi. Giakoumakis wyrobił sobie nazwisko. Latem latały nam przed oczami różne – mniej lub bardziej poważne – spekulacje. Ponoć chciały go kluby z Bundesligi, z Premier League, z Ligue 1. Holenderskie media donosiły, że szefowie Venlo chce za niego dziesięć milionów euro.
Skończyło się na ponad dwóch wypłaconych w ostatni dzień okienka transferowego przez Celtic Glasgow.
Spotka się więc w Szkocji z Josipem Juranoviciem. Może pójdzie mu ciut lepiej niż Patrykowi Klimali. Może. A może nie. Kto to wie.
BŁĄD W MATRIKSIE. GIAKOUMAKIS W POGONI ZA REKORDAMI
8. Daniel James (Manchester United => Leeds United)
Ofiara rosnącej potęgi Manchesteru United. Gdzież tu miejsce dla jakiegoś Daniela Jamesa, skoro ofensywę Czerwonych Diabłów można złożyć z Cristiano Ronaldo, Jadona Sancho, Marcusa Rashforda, Masona Greenwooda, Anthony’ego Martiala, Juana Maty, Jesse Lingarda, Edinsona Cavaniego i Bruno Fernandesa. Dla tego chłopaka zrobiło się po prostu na Old Trafford zbyt ciasno. Ktoś musiał polecieć, więc poleciał właśnie on. Walijczyk ma niewątpliwy talent, ale też nie jest już wcale młody, bo na karku wiszą dwadzieścia trzy wiosny i czas najwyższy, żeby w końcu zaczął grać regularnie.
Jaki to piłkarz? Jeszcze wcale nie tak dawno temu Darren Way, były trener Yeovil, opisywał go jako „motorówkę bez sternika”, ale od tego czasu Daniel James poczynił spory progres. Bywały nawet momenty, że potrafił wyróżniać się w Manchesterze United. W połowie 2019 roku pisaliśmy:
Grając na trzech pozycjach w ataku (lewe, prawe skrzydło i szpica) udowodnił swoją wszechstronność w najbardziej skupionym na posiadaniu piłki zespole w Championship. Jednocześnie – niezależnie od ustawienia – dryblingami opartymi na przewadze szybkości nad większością obrońców w lidze, uderzeniami z dystansu i odważnymi próbami otwierających podań stanowił nieustanne zagrożenie dla przeciwnika. Wymowne, że tylko Jack Grealish był w minionych rozgrywkach faulowany częściej niż nowy skrzydłowy Man United.
Teraz zagra z Mateuszem Klichem w Leeds, które płaci za niego prawie 30 milionów funtów. Zdaje się, że to zawodnik, który całkiem sympatycznie wpisuje się w koncepcję Marcelo Bielsy i Murderball wcale go nie przerazi. Na to wskazuje teoria. Jak będzie w rzeczywistości? Wyjdzie w praniu.
CASHBACK 50% DO 500 ZŁOTYCH W FUKSIARZ.PL!
7. Hector Bellerin (Arsenal => Betis Sevilla)
Jaśniej świeci poza boiskiem niż na nim. Twierdzi, że „nudzi go wizerunek piłkarza-maszyny, super-profesjonalisty i człowieka skupionego tylko na kopaniu piłki przed siebie”. Chętnie udziela się w mediach, opowiada o świecie na swój sposób. Fascynuje się modą, rysunkiem, fotografią, polityką. Jest weganinem. Wychodzi z założenia, że w życiu należy się angażować, że nie można pozostawać biernym i skupionym tylko na własnym czubku nosa. Zainwestował w Forest Green Rovers z angielskiego League Two, bo to ponoć najbardziej ekologiczny klub na świecie, o którym my sami pisaliśmy, że „to organizacja napędzana energią słoneczną i wegańskimi ciasteczkami”.
Posłuchasz wywiadu z Hectorem Bellerinem, zrozumiesz, że to postać dalece wykraczająca poza ramy piłki nożnej. Może aż za bardzo, bo ma 26 lat na karku, a jego kariera nie potoczyła się chyba tak, jak miała się potoczyć. Hiszpan sprzeciętniał. Podobnie jak cały Arsenal. Kiedy wchodził do dużej piłki, mówiło się, że ze swoją szybkością i przebojowością może niedługo stać się jednym z najlepszych prawych obrońców na świecie. Tak się nigdy nie stało. Bellerin nie miał ani wielkich liczb z przodu, ani nie wyglądał pewnie z tyłu. Anglia go wymęczyła, wyeksponowała jego braki.
W nowym sezonie zagrał w Hiszpanii. Pewnie na pozycji, którą w minionym sezonie obstawiał Emerson. I mamy wrażenie, że ta zmiana otoczenia może mu posłużyć. Hiszpańska piłka jest inna, a Betis to nie Arsenal. Bellerin potrzebował oddechu i ten oddech może w Sevilli odnaleźć.
6. Jakub Kiwior (Żylina => Spezia)
Wcale nie tak dawno temu tworzyliśmy kalendarium rozwoju Jakuba Kiwiora. Prezentowało się ono następująco:
-
2016 – transfer z GKS-u Tychy do Anderlechtu
-
2017 – okres edukacji piłkarskiej w topowej belgijskiej akademii
-
2018 – rola kapitana w meczach reprezentacji Polski U-19
-
2019 – transfer do ligi słowackiej (FK Podbrezova, potem MSK Żylina)
-
2020 – debiut w reprezentacji Polski U-21
Teraz można dodać jeszcze jeden wpis:
-
2021 – transfer do Serie A
Kiwior to mądry, fajny chłopak z ciekawymi perspektywami na niezłą europejską karierę. Kiedy wyjeżdżał z Polski, założył sobie, że nie wróci, że będzie szedł swoją drogą. Na ligę słowacką był już zbyt dobry. Co czeka go w Spezii? Mamy dobrą i złą informacją. Może zacznijmy od złej: Spezia budowana jest bardzo chaotycznie (dość powiedzieć, że bramki strzelać ma tam LEGENDARNY Samuel Mraz) i będzie jej bardzo, ale to bardzo trudno o utrzymanie w elicie. A taki wpis w CV nigdy nie jest niczym zachęcającym. Szczególnie, kiedy masz dwadzieścia jeden lat i całą karierę przed sobą. Ale wiąże się z tym też dobra informacja: Kiwior będzie miał większe szanse na otrzaskanie się w Serie A. Kadra Spezii jest wąska, drużyna Thiago Motty straciła osiem bramek w pierwszych dwóch meczach sezonu i gra zazwyczaj na trzech stoperów z tyłu, więc niewykluczone, że już niedługo będziemy mogli całkiem regularnie oglądać kolejnego Polaka na włoskich boiskach.
KIWIOR: ZAKŁADAŁEM, ŻE NIE WRACAM DO KRAJU I TEGO SIĘ TRZYMAM
5. Luuk de Jong (Sevilla => FC Barcelona)
Nie jest to najlepszy transfer tego okienka – ani w Europie, ani w Hiszpanii, ani w Katalonii, ani w Barcelonie. Smutny znak czasów dla Barcy. Nie ma już na Camp Nou dużych nazwisk – Messiego, Suareza, Neymara, nawet Griezmanna. Jest za to Luuk De Jong. Rezerwowy napastnik w Sevilli. Facet, który w La Lidze nigdy nie strzelił więcej niż dziesięć goli w jednym sezonie. Ba, nie zrobił tego ani w Bundeslidze, ani w Premier League, choć i tu, i tu – nadaremno – próbował swoich sił. Błyszczał tylko w lidze holenderskiej, gdzie potrafił robić wielkie rzeczy. Weźmy parę sezonów:
- 2018/19 (PSV): 34 mecze, 28 goli
- 2015/16 (PSV): 33 mecze, 26 goli
- 2014/15 (PSV): 32 mecze, 20 goli
- 2011/12 (Twente): 31 meczów, 25 goli
Ładnie, ładnie, tylko, eh, jakie to ma znaczenie dla teraźniejszości, kiedy już wiadomo, że Luuk De Jong świata wielkiej piłki nie podbił. Teraz spróbuje swoich sił w Barcelonie, otoczony trzema sławniejszymi rodakami (Frenkie De Jong, Memphis Depay, trener Ronald Koeman), ale czy mu się powiedzie? Śmiemy wątpić. Tym bardziej, że Holender to wyjątkowo niebarcelońska, mocno surowa technicznie i nastawiona na dogrania w pole karne dziewiątka.
EARLY PAYOUT W FUKSIARZU – WYGRYWAJ PRZED KOŃCEM MECZU!
4. Jerome Boateng (Bayern Monachium => bez klubu => Olympique Lyon)
To ktoś więcej niż piłkarz – Jerome Boateng jest postacią ze światka popkultury. Kilka lat temu magazyn GQ wybrał go na najlepiej ubranego Niemca. Rapował z Jackiem Whitehallem. Podpisał kontrakt z agencją Jaya-Z. Wyprodukował kolekcję okularów, projektował wzory na ekskluzywne skarpety i koszulki z marką Nyden. Ma w domu ponad osiemset par butów. Żyje jak celebryta. Bywa, że jest o nim głośno w sprawach całkowicie pozasportowych. Ot, chociażby całkiem niedawno cały kraj naszych zachodnich sąsiadów śledził tragedię śmierci jego byłej partnerki Kasi Lenhardt i wszystkie jego ruchy w tej sprawie.
Ale dobra, spytacie: co to ma do rzeczy?
Ano tylko tyle, że Jerome Boateng od jakiegoś czasu nie jest już topowym europejskim stoperem. Niemiec w klubowej i reprezentacyjnej piłce osiągnął absolutnie wszystko, najlepsze lata za nim, a Bayern próbował się go dyskretnie i z klasą pozbyć już od kilku okienek transferowych. W końcu Boateng został do końca kontraktu i latem był wolnym agentem. Sam mówił, że nie jest zdesperowany, że nie będzie przyjmował pierwszej lepszej oferty. Ostatecznie trafia do Lyonu. To drugi albo trzeci szereg największych klubów w topowych ligach Starego Kontynentu. Boateng powinien z miejsca wskoczyć do składu ekipy Petera Bosza, który ceni sobie ofensywny styl gry i łatwość w posługiwaniu się futbolówką przy konstrukcji akcji, a w tym – niezależnie od upływu czasu 32-letni stoper dalej jest mistrzem.
3. Eduardo Camavinga (Rennes => Real Madryt)
Przeżył w życiu małe piekło jako dziecko uchodźców z ogarniętej wojną Angoli. Jego rodzice przenieśli się do Francji, kiedy miał dwa lata i długo wegetowali, ledwo wiążąc koniec z końcem. Mały Camavinga widział biedę, wszechogarniającą nędzę, ale wyrósł na perełkę. Inspiruje się Paulem Pogbą. Hugo Lloris nie mógł nachwalić się jego ponadprzeciętną zdolnością do odnajdywania się w gwiazdorskich szatniach. Jonathan Barnett, jego agent, twierdzi, że to najzdolniejszy piłkarz młodego pokolenia, choć sam reprezentuje wielkie gwiazdy i całą plejadę diamencików.
Camavinga ma zaledwie osiemnaście lat, a w swoim życiu tyle razy gościł na pierwszych miejscach zestawień największych piłkarskich talentów świata, że pewnie sam milion razy stracił rachubę. Nic dziwnego. Ma na koncie nie tylko ponad siedemdziesiąt występów w Ligue 1, ale też trzy mecze i gola w reprezentacji Francji, a jeszcze rok temu pojawiły się plotki z jego udziałem, krzyczące o wielkich klubach X, które ponoć chciały zapłacić za niego 100 milionów euro. Ba, co więcej, wcale nie było to wielce nieprawdopodobne.
Jeszcze rok temu Eduardo Camavinga rozwijał się w zatrważająco ekspresowym tempie, a Olivier Letang, były prezes Rennes, sam mówił, że nie wyobraża sobie oddania go komukolwiek za mniej niż sto baniek. No i co? Teraz Real kupuje go za trzydzieści jeden milionów. Powód jest prosty – Eduardo Camavinga zaliczył słabszy sezon i niezbyt obiecujący początek nowej kampanii, kiedy wchodził na półgodzinne epizody. Sam przyznawał, że opuścił się z formą, że nie może usprawiedliwiać się wiekiem. Szuka swojej pozycji na boisku, balansuje między operowaniem na pozycji numer sześć a pozycją numer osiem. Real inwestuje w potencjał. Po – wydaje się – promocyjnej cenie.
2. Saul Niguez (Atletico Madryt => Chelsea)
To nieco dziwna transakcja:
a) Saul Niguez bardziej potrzebował Chelsea niż Chelsea potrzebowała Saula Nigueza,
b) Atletico bardziej potrzebowało oddać na przynajmniej rok Saula Nigueza do Chelsea niż Chelsea potrzebowała przygarnąć przynajmniej na rok Saula Nigueza.
Trochę brzmi to niezręcznie, koślawo, ale tak też w istocie było, jest i będzie. Ogień w oczach Saula Nigueza gasł od dłuższego czasu. Jeszcze kilka lat temu nam imponował. Pisaliśmy, że to genialny wynalazek Diego Simeone i że „gdzie Cholo nie może, tam Saula pośle”. Hiszpan imponował. Uosabiał najpiękniejsze cechy charakteru filozofii Atletico z ubiegłej dekady – był wybiegany, silny, szybki, ambitny, zaciekły, nieustępliwy, a przy tym świetnie grał w piłkę. Był specjalistą od pięknych bramek. Zachwycano się nim, ale lata mijały, a on nigdy nie wzbił się na najwyższy poziom. Żeby jednak tego było mało: spuścił z tonów. W minionym sezonie nie był już tak spektakularny, tak dobry, tak pożyteczny. Diego Simoene zaczął w niego wątpić, a sam Saul nie urywał, że marzą mu się przenosiny do innego kraju, może na szersze wody.
Teraz ma czego chciał, bo Atletico chciało zwolnić sobie miejsce w składzie dla Antoine Griezmanna. Przechodzi do Chelsea, która ma kosmicznie obsadzony środek pola – jest N’Golo Kante, jest Jorginho, jest Mateo Kovacić, a to tylko wierzchołek góry lodowej. Ba, trochę wyżej operują Mason Mount i Kai Havertz, których też można traktować jako konkurencję. Niewykluczone, że zyskają na tym wszystkie strony, ale to wprost niewiarygodnie imponujące, na jaką pakę pozwolić sobie może Thomas Tuchel, Roman Abramowicz i spółka w Londynie.
1. Antoine Griezmann (FC Barcelona => Atletico Madryt)
Barcelona przegrała na każdym poziomie.
Dwa lata temu kupiła Francuza za 120 milionów euro, licząc, że wkomponuje się w zespół obok Leo Messiego, zostanie drugą największą gwiazdą zespołu i będzie brakującym elementem w walce o odzyskanie prymatu w Lidze Mistrzów. Tak się nie stało. Griezmann nie mógł się odnaleźć. Miewał mecze lepsze, sporadycznie strzelał piękne bramki, można było wyszukiwać specjalistyczne statystyki unaoczniające i uplastyczniające, że żaden inny piłkarz w całej Europie nie podaje tak celnie do przodu na trzydziestym piątym metrze od bramki rywala jak on czy coś w tym stylu, ale fakty były takie, że cała przygoda francuskiego gwiazdora w Katalonii składają się w obraz jednego wielkiego rozczarowania.
Griezmann. Ciało obce, które było skazane na niepowodzenie
Teraz, po dwóch latach, Barcelona oddaje go na wypożyczenie do Atletico Madryt, bo musi na siłę szukać oszczędności. Co więcej, Atletico po roku będzie mogło wykupić Griezmanna za jakąś jedną czwartą kwoty, którą musiała za niego zapłacić Barcelona w 2019 roku. Pięknie rozegrane. Tym bardziej, że Atletico wcale jakoś bardzo nie potrzebuje trzydziestolatka, bo ma niezły kadrowy tłok z przodu, a istnieje naprawdę duże prawdopodobieństwo, że Griezmann znów odpali pod okiem Diego Simeone, u którego wcześniej szło mu najlepiej.
Fot. Newspix