Reklama

Malone, Barkley, Iverson… Najwięksi, którzy nie zdobyli pierścienia

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

20 lipca 2021, 17:45 • 46 min czytania 20 komentarzy

Elgin Baylor miał aż siedem szans w finałach. Nie wykorzystał ani jednej. Z kolei Charles Barkley do finałów dotarł tylko raz, lecz tam na jego drodze stanął Michael Jordan. Patrick Ewing poległ w konfrontacji z Hakeemem Olajuwonem, a Allen Iverson nie sprostał mocarnym Los Angeles Lakers. Oto ranking najlepszych koszykarzy, którzy nie wygrali mistrzostwa NBA. Niektórzy desperacko gonili za pierścieniem, inni próbowali zaś zdobyć go w zespole, z którym byli związani przez całą karierę. Łączy ich jedno – niepowodzenie.

Malone, Barkley, Iverson… Najwięksi, którzy nie zdobyli pierścienia

25 wielkich koszykarzy, którzy nigdy nie wygrali mistrzostwa NBA

Przy tworzeniu zestawienia wybraliśmy zawodników, którzy – choć nie zdobyli mistrzostwa – zapisali się w historii NBA złotymi zgłoskami. Wielokrotnie uczestniczyli w Meczach Gwiazd, byli wyróżniani indywidualnie za swoje osiągnięcia. Za większością z nich stoi też przy okazji jakaś interesująca historia. Ich niespełnienie często wynika z czynników, które po latach zdążyły już się nieco pozacierać, odejść w zapomnienie. Warto o nich zatem przypomnieć. No i nie braliśmy pod uwagę koszykarzy wciąż aktywnych. Aczkolwiek im też poświęcimy potem kilka zdań dla porządku.

A jak poukładaliśmy wybranych zawodników? W pierwszej kolejności decydowała liczba występów w finałach NBA. Jeżeli to kryterium okazało się niewystarczające, wtedy spoglądaliśmy liczbę meczów rozegranych przez danego koszykarza w play-offach.

Startujemy!

Reklama

Zarejestruj się na Fuksiarz.pl

Graj mecze EARLY PAYOUT. Drużyna prowadzi 2:0 w dowolnym momencie, wygrywasz zakład

25. PETE MARAVICH

Na poziomie uniwersyteckim “Pistol Pete” Maravich robił sobie żarty z przeciwników. W trakcie trzech sezonów spędzonych w ekipie LSU Tigers notował średnio 44 punkty na mecz. Absolutny kosmos, zwłaszcza że mówimy o czasach, gdy za rzuty z dalekiego dystansu nie przyznawano trzech oczek, podczas gdy “Pistol Pete” uwielbiał zdobywać punkty właśnie w taki sposób. Uznawany wówczas za szalenie ryzykowny. Po przenosinach do NBA obrońca również dał się poznać jako skuteczny i efektownie grający zawodnik. W 1977 roku został najlepszym strzelcem ligi, pięć razy nominowano go do Meczu Gwiazd, dwukrotnie został wybrany do najlepszej piątki rozgrywek. Indywidualnie – wymiatał. Jednak na polu zespołowym jego drużyny znaczyły niewiele.

Przygodę z zawodowym basketem zaczynał w barwach Atlanta Hawks. A zatem w drużynie niezłej, lecz dalekiej od mistrzowskich aspiracji. Potem przeniósł się do New Orleans Jazz, gdzie rozkręcił się na całego – udało mu się nawet zdobyć 68 punktów w starciu z New York Knicks. Tylko cóż z tego, z skoro Jazz ani razu nie dotarli do play-offów? Maravich był wielką gwiazdą, lecz wyłącznie w sezonie zasadniczym. Gwiazdą przegranych meczów.

Słynny Pat Riley pozwolił sobie nawet na stwierdzenie: – “Pistol Pete” to najbardziej przereklamowany gwiazdor w lidze. Każdy w lidze chce grać przeciwko niemu i jego miękkiej defensywie. On nie umie, ani pewnie nawet nie chce grać inaczej.

New Orleans Jazz 124:107 New York Knicks (sezon zasadniczy 1976/77; 68 punktów Maravicha)
Reklama

Na dodatek Maravich bardzo szybko posypał się zdrowotnie. Jego prime w NBA trwał króciutko.

Nie najlepiej sobie poradził po zakończeniu kariery. Trochę zdziwaczał. Odciął się od świata na dwa lata, zaczął szukać ukojenia w medytacji i rozmaitych praktykach religijnych mających swoje korzenie w krajach Dalekiego Wschodu. Zaangażował się również w analizowanie śladów pozostawionych na Ziemi przez przybyszów z innych planet. Koniec końców przystąpił do ewangelików. – Chcę być zapamiętany jako sługa Chrystusa, a nie koszykarz – stwierdził.

Jak na ironię – jego przedwczesna śmierć niejako scaliła te dwie aktywności. Maravich w wieku 40. lat doznał bowiem ataku serca podczas towarzyskiej gierki koszykarskiej, jaką stoczył w przykościelnej sali gimnastycznej wraz ze swoimi braćmi w wierze.

Pete Maravich – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 0
  • mecze w play-offach: 26 (29,1 minuty na mecz)
  • punkty: 487 (18,7)
  • zbiórki: 95 (3,7)
  • asysty: 98 (3,8)
  • przechwyty: –
  • bloki: –
  • straty: –
  • PER (Player Efficiency Rating): 17,4

24. DAVID THOMPSON

Bill Walton powiedział o Davidzie Thompsonie, że łączył w sobie najlepsze cechy Michaela Jordana, Tracy’ego McGrady’ego, LeBrona Jamesa i Kobe’ego Bryanta. Oczywiście przesadził i to nawet dość znacznie, aczkolwiek pod pewnymi względami Thompson niewątpliwie wyprzedzał swoją epokę. Choć jego popisy na parkietach NBA trwały niezwykle krótko – obrońca w lidze spędził wszystkiego osiem sezonów, ale swój najlepszy basket demonstrował zaledwie przez pięć – do dzisiaj bywa wymieniany wśród zawodników obdarzonych największym talentem w całych dziejach ligi.

Talentem, którego nie zdołał przekuć w sukcesy. W 1978 roku dotarł wraz z ekipą Denver Nuggets do finałów Konferencji Zachodniej, jednak tam jego drużyna nie sprostała Seattle SuperSonics. I to by w zasadzie było na tyle, jeżeli chodzi o momenty, gdy Thompson był blisko mistrzowskiego pierścienia.

Seattle SuperSonics 100:94 Denver Nuggets (4. mecz finałów Konferencji Zachodniej 1978)

Jak to możliwe, że gracz, który potrafił zanotować 73 punkty w jednym meczu, nie dominował na parkietach NBA dłużej? Decydujące okazały się dwa czynniki – kontuzja stopy oraz uzależnienie od narkotyków. W 1977 roku Nuggets podpisali ze swoim gwiazdorem rekordową na tamten czas umowę, opiewającą na cztery miliony dolarów za pięć lat gry, ale niedługo potem nabawił się on poważnego urazu i nigdy nie powrócił do dawnej dyspozycji. Pocieszenia szukał w kokainie, która całkowicie go wyniszczyła. Skończył totalnie upodlony – w 1984 roku ochrona wypieprzyła go na zbity pysk z kultowego nowojorskiego klubu nocnego Studio 52. 30-letni Thompson sturlał się ze schodów tak niefortunnie, że uszkodził kolano i został zmuszony do definitywnego zakończenia kariery.

Upadek, dosłownie i w przenośni.

Media donosiły, że koszykarz całkowicie się spłukał, przeznaczając na narkotyki około tysiąca dolarów dziennie. W końcu trafił za kraty po tym, jak dopuścił się przemocy względem swojej żony. Z bagna wydostał się dzięki religii. – David podejmował decyzje i tylko on ponosi odpowiedzialność za swoje błędy – stwierdził pastor (a przy okazji były futbolista) Ken Hutcherson. – Nigdy nie umiał odmawiać i to go zgubiło. Ale było też wokół niego wiele osób, które go wykorzystały. Które z niego żyły. To nie usprawiedliwienie, lecz prawda. Pytam: gdzie są dziś wszyscy przyjaciele Davida? Czemu został sam?

David Thompson – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 0
  • mecze w play-offach: 27 (36,0 minuty na mecz)
  • punkty: 619 (22,9)
  • zbiórki: 115 (4,3)
  • asysty: 101 (3,7)
  • przechwyty: 24 (0,9)
  • bloki: 27 (1,0)
  • straty: 63 (3,0)
  • PER (Player Efficiency Rating): 17,0

23. BERNARD KING

Problemem Bernarda Kinga długo było to, iż nie potrafił znaleźć dla siebie miejsca w NBA. Za to doskonale odnajdywał się z butelką whisky w dłoni.

Zaczynał karierę w 1977 roku w ekipie New Jersey Nets, potem zaliczył fatalny epizodzik w Utah Jazz, a następnie trafił do Golden State Warriors. Dał się przez tych kilka sezonów poznać jako maszynka do zdobywania punktów, lecz poza parkietem prowadził tryb życia, który – eufemistycznie rzecz ujmując – wzbudzał kontrowersje. Stąd kolejni pracodawcy pozbywali się go raczej z ulgą niż z żalem. Przyłapano go na posiadaniu kokainy, co rozwścieczyło władze ligi, rozpaczliwie usiłujące poprawić zszarganą reputację NBA, którą w latach 70. dość powszechnie postrzegano w Stanach Zjednoczonych jako ligę ćpunów. Ale to nie wszystko. King w 1980 roku został również oskarżony o szereg przestępstw na tle seksualnym. Przyznał się do jednego z nich. Co do pozostałych – nie był w stanie odpowiedzieć. Stwierdził, że za dużo wypił, by cokolwiek pamiętać. Sześć wykrywaczy kłamstw potwierdziło jego stanowisko.

Jestem alkoholikiem – przyznał na łamach “Washington Post”. – Ten człowiek, który dokonywał tych wszystkich okropnych czynów, to nie był prawdziwy Bernard King. Byłem w klinice i otrzymałem pomoc. Dzisiaj nie potrzebuję już imprez. Wreszcie czuję się dobrze sam ze sobą.

Wielokrotnie myślałem, że nie dam sobie rady, ale walczyłem dalej

Bernard King

Kłopoty z prawem i uzależnieniami zachwiały karierą Amerykanina, lecz jej nie przerwały. Otrzymał wyrok w zawiasach i grzywnę, a w 1982 roku po raz kolejny zmienił przynależność klubową. W wieku 26. lat zaczął grać dla New York Knicks, marzących wtedy o powrocie do rywalizacji o najwyższe cele po długich latach posuchy. Odpalił na całego. Stał się jedną z największych koszykarskich legend Madison Square Garden.

Dwukrotnie wybrano go do najlepszej piątki NBA, a w 1985 roku King wywalczył też tytuł najlepszego strzelca w lidze. O niektórych jego występach starsi kibice Knicks z rozrzewnieniem opowiadają do dziś. Na przykład 25 grudnia 1984 roku zdobył 60 punktów w starcu ze swoim dawnym zespołem, New Jersey Nets, stając się na tamten czas dopiero dziesiątym zawodnikiem w dziejach NBA, który osiągnął tak wyśrubowany wynik punktowy. I pewnie skrzydłowy imponowałby tego rodzaju wyczynami znacznie dłużej, gdyby nie paskudna kontuzja, jakiej doznał kilka miesięcy później. Zerwanie więzadła, zniszczenie chrząstki i złamana kość – tak zdewastowaną nogę nawet dziś trudno byłoby poskładać do kupy. To był koniec dominacji Kinga.

New York Knicks 106:104 Boston Celtics (6. mecz półfinałów Konferencji Wschodniej 1984)

Knicks nie zdążyli lub po prostu nie zdołali zbudować wokół niego zespołu, który mógłby realnie rywalizować o mistrzowski tytuł. Choć – jak widać na załączonym obrazku – w 1984 roku nowojorczycy stoczyli kapitalny bój z potężnymi Boston Celtics w półfinałach Konferencji Wschodniej. Finalnie polegli jednak 3:4, a Larry Bird i jego koledzy dotarli do finałów NBA, gdzie w wielkim stylu pokonali Los Angeles Lakers.

Bernard King – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 0
  • mecze w play-offach: 28 (33,4 minuty na mecz)
  • punkty: 687 (24,5)
  • zbiórki: 121 (4,3)
  • asysty: 65 (2,3)
  • przechwyty: 24 (0,9)
  • bloki: 6 (0,2)
  • straty: 62 (2,2)
  • PER (Player Efficiency Rating): 22,2

22. GRANT HILL

Grant Hill. Zawodnik, który był LeBronem Jamesem zanim w NBA pojawił się LeBron James. Jest oczywiście w tym stwierdzeniu trochę publicystycznej przesady, aczkolwiek początki Hilla w lidze w połowie lat 90. były naprawdę godne podziwu. Skrzydłowy wjechał do ligi razem z drzwiami i futryną, oferując właściwie pełen pakiet atutów – skuteczność w akcjach rzutowych, kreatywność w rozegraniu, zajadłość w walce na tablicach. W 1997 roku wybrano go do najlepszej piątki NBA i wydawało się wówczas, że jest to dla niego dopiero przedsmak nadchodzących sukcesów.

Zabrakło jednak, jak w wielu innych przypadkach, zdrowia.

Los Angeles Lakers 111:103 Phoenix Suns (6. mecz finałów Konferencji Zachodniej 2010)

Hill do NBA trafił z reputacją czempiona, jako dwukrotny mistrz rozgrywek uniwersyteckich. Jednak w Detroit Pistons, gdzie rozpoczynał zawodową karierę, nie stworzono wokół niego drużyny szytej na miarę walki o ligowy tytuł. Stał się niejako gwiazdą na okres przejściowy – już po wspaniałej erze “Bad Boys”, a przed uformowaniem mistrzowskiego składu z 2004 roku. Dlatego Amerykanin pierwszy realny atak na mistrzostwo przypuścił dopiero jako 38-latek. W 2010 roku dotarł z ekipą Phoenix Suns do finałów Konferencji Zachodniej, gdzie “Słońca” uległy 2:4 broniącym tytułu Los Angeles Lakers.

Tak naprawdę dziś ceni się Hilla bardziej za to, co mógłby osiągnąć, niż za to, czego realnie zdołał dokonać.

Grant Hill – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 0
  • mecze w play-offach: 39 (31,6 minuty na mecz)
  • punkty: 523 (13,4)
  • zbiórki: 238 (6,1)
  • asysty: 140 (3,6)
  • przechwyty: 35 (0,9)
  • bloki: 19 (0,5)
  • straty: 79 (2,0)
  • PER (Player Efficiency Rating): 18,1

21. DOMINIQUE WILKINS

Człowiek-highlight. Każdy mecz z udziałem Dominique’a Wilkinsa dostarczał podobnych wrażeń co konkursy wsadów w trakcie Weekendu Gwiazd. Zresztą legendarny skrzydłowy Atlanty Hawks dwukrotnie we wspomnianych konkursach triumfował. Dziewięciokrotnie wybrano go też do udziału w Meczu Gwiazd NBA, regularnie otrzymywał nominacje do 1., 2. lub 3. najlepszej piątki w lidze. Sam Wilkins reaguje lekkim oburzeniem, gdy przedstawia się go po prostu jako wybitnego dunkera. – Nie zdobywasz 26 tysięcy punktów w NBA wyłącznie wsadami – dowodził Amerykanin. – Dzisiaj wiele osób skupia się tylko na tym aspekcie mojej gry, tymczasem ja byłem bardzo kreatywnym strzelcem. Atakowałem cały czas, znałem tylko jedno tempo: cała naprzód.

Jestem niedoceniany i nie ma co do tego wątpliwości

Dominique Wilkins

Przez kilkanaście lat ciągnąłem na moich plecach zespół z małego rynku, gdzie nie towarzyszyła mi nigdy druga super-gwiazda. I to wszystko na Wschodzie, który w latach 80. był przepakowany talentem – dodał Wilkins. – Rywalizacja tam była brutalna. Dlatego nie lubię, gdy się mnie szufladkuje.

Boston Celtics 118:116 Atlanta Hawks (7. mecz półfinałów Konferencji Wschodniej 1988)

Rzeczywiście Dominique miał spore problemy, by zaistnieć na poziomie play-offów w Konferencji Wschodniej. Jego Hawks byli nieźli – tylko tyle i aż tyle. Na ogół wystarczało to na awans do play-offów, ale tam ekipa z Atlanty prędzej czy później zderzała się ze ścianą. W 1988 roku “Jastrzębie” zdołały w 1. rundzie wyeliminować silnych Milwaukee Bucks, lecz w półfinałach Wschodu lepsi – chciałoby się dodać: jak zwykle – byli Boston Celtics. Wilkins postawił bardzo trudne warunki Larry’emu Birdowi i jego partnerom, lecz koniec końców “Celtowie” zwyciężyli po siedmiomeczowej batalii.

W sumie Hawks z Wilkinsem na pokładzie w latach 80. i na początku lat 90. przegrali osiem serii w play-offach. Trzy razy pokonali ich Boston Celtics, dwa razy Detroit Pistons i Milwaukee Bucks, a raz Chicago Bulls. Bird, Thomas, Moncrief, Jordan. I co pan zrobisz, jak nic pan nie zrobisz?

Czy frustruje mnie, że moje nazwisko jest nieco zapomniane? Czasami – przyznał Wilkins. – Ale co mi daje satysfakcję, to że moi wielcy rywale z dawnych lat zdają sobie sprawę z moich osiągnięć. Larry Bird, Julius Erving, Michael Jordan, Clyde Drexler, Magic Johnson – wszyscy wypowiadają się o mnie zawsze we wspaniały sposób, za co im dziękuję. Niestety – kiedy nie zdobywasz mistrzowskiego pierścienia, odbiór twojej kariery nigdy nie będzie właściwy. Wielu wybitnych zawodników nie zdołało sięgnąć po mistrzostwo. Ale czy to w jakikolwiek sposób umniejsza ich klasę? Moim zdaniem nie.

Dominique Wilkins – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 0
  • mecze w play-offach: 56 (38,8 minuty na mecz)
  • punkty: 1423 (25,4)
  • zbiórki: 375 (6,7)
  • asysty: 143 (2,6)
  • przechwyty: 73 (1,3)
  • bloki: 35 (0,6)
  • straty: 153 (2,7)
  • PER (Player Efficiency Rating): 18,7

20. GEORGE GERVIN

11 maja 1979 roku San Antonio Spurs pokonali przed własną widownią Washington Bullets 118:102 w czwartym meczu finałów Konferencji Wschodniej i wydawało się, iż lada moment przypieczętują długo wyczekiwany awans do finałów NBA. Drużynę do triumfu poprowadził fenomenalnie dysponowany George Gervin, wówczas zdecydowanie jeden z najlepszych, a przy okazji najpopularniejszych koszykarzy w Ameryce. Obrońca Spurs zdobył aż 42 punkty, nie pozostawiając ekipie z Waszyngtonu żadnych szans na zwycięstwo. Wcześniej tylko dwóm zespołom w dziejach ligi udało się wygrzebać w play-offach ze stanu 1:3 w serii, więc Spurs naprawdę mogli spać spokojnie. Problem w tym, że Bullets zostali trzecią drużyną, która dokonała tej sztuki.

Stołeczna ekipa wygrała trzy kolejne mecze. Siódme spotkanie zostało rozstrzygnięte trafieniem Boba Dandridge’a na osiem sekund przed końcową syreną. Choć Gervin już był w ogródku i witał się z gąską, koniec końców ponownie zaznał smaku porażki. – Nie mieliśmy żadnej przygotowanej zagrywki na ostatnią akcję – przyznał Dandridge. – Trener powiedział mi tylko, żebym poszedł, wziął piłkę i wygrał ten pierdolony mecz. Szczerze mówiąc, to miałem zamiar zdjąć z zegara więcej sekund. Ale tłum zaczął tak głośno ryczeć, że straciłem rachubę czasu i trafiłem trochę zbyt szybko.

Washington Bullets 107:105 San Antonio Spurs (7. mecz finałów Konferencji Wschodniej 1979)

Gervin, choć poległ, w play-0ffach był fenomenalny. Zdobywał średnio 29 punktów na mecz przy skuteczności zbliżonej do 54%. Nawet w siódmym spotkaniu zagrał kapitalnie w ofensywie – zanotował 42 oczka. Pewnie 27-letni “The Iceman” wierzył, że kolejne szanse na wywalczenie mistrzowskiego pierścienia to tylko kwestia czasu. Okazało się jednak, że właśnie w 1979 roku obrońca był najbliżej celu. Do finałów konferencji dotarł jeszcze wprawdzie trzy i cztery lata później, lecz wtedy jego Spurs (przeniesieni w międzyczasie ze Wschodu na Zachód) nie mogli się równać z Los Angeles Lakers.

Co ciekawe, Gervin pierwsze lata swojej zawodowej kariery spędził w ABA (American Basketball Association), jednak… tam również nie wygrał mistrzostwa. Mimo że jednogłośnie wybrano go do drużyny wszech czasów nieistniejących już rozgrywek. Jest zatem niespełniony na wszelkich frontach.

Naszą ambicją było dostarczanie ludziom rozrywki – powiadał “Iceman”. – Kiedy dołączono nas do NBA z ABA, mieliśmy coś do udowodnienia. Chcieliśmy pokazać, że pasujemy do tego towarzystwa, a nawet możemy być lepsi. Byliśmy bardzo pewni siebie. Może nawet za bardzo. Kiedy prowadziliśmy 3:1 z Bullets… Jasna cholera, nie zrobiliśmy tego, co należało. Oni mieli kapitalną drużynę. Unseld, Hayes, Dandridge – wielcy zawodnicy. Trzeba było ich zdusić jak najszybciej, a my ich zlekceważyliśmy. Tylko tego mi żal. Czuję się zwycięzcą, bo miałem wspaniałą karierę. Ale mistrzostwa nie wygrałem. Nie warto jednak tracić energii na rozpamiętywanie. Miałem swoją szansę. Po prostu nie zdołałem jej wykorzystać.

George Gervin – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 0
  • mecze w play-offach: 59 (37,3 minut na mecz)
  • punkty: 1592 (27,0)
  • zbiórki: 341 (5,8)
  • asysty: 186 (3,2)
  • przechwyty: 69 (1,2)
  • bloki: 51 (0,9)
  • straty: 187 (3,3)
  • PER (Player Efficiency Rating): 21,0

19. BOB LANIER

Bob Lanier robił taką furorę na poziomie uniwersyteckim jako zawodnik St. Bonaventure Bonnies, że Detroit Pistons wybrali go z pierwszym numerem w drafcie w 1970 roku, choć w gruncie rzeczy nie było stuprocentowej pewności, czy center wróci kiedykolwiek do najwyższej formy fizycznej. Podczas jednego z meczów w college’u bardzo poważnie uszkodził bowiem kolano. Gdy ekipa z Michigan przedstawiała go jako swojego nowego zawodnika, leżał jeszcze w szpitalu.

Na pierwszy obóz przygotowawczy przybył o kulach.

Nie byłem gotowy do gry. Powinienem był się rehabilitować przez mój pierwszy rok. Po prostu spędzić ten czas poza zespołem, ale presja związana z jedynką w drafcie stała się tak ogromna, że zmuszono mnie, bym jak najszybciej wrócił na parkiet wspominał Lanier. – Szkoda. Myślę, że stanowiłbym znacznie większą wartość dla zespołu, gdyby pozwolono mi spokojnie popracować nad kolanem. Początkowo noga była tak obolała, że każdego dnia musiałem popychać mój organizm do niedorzecznego wręcz wysiłku, byle tylko przetrwać kolejny trening czy mecz.

Bob to jeden z najbardziej wszechstronnych centrów w historii NBA, ale uraz kolana nie pozwolił mu na rozwinięcie pełni potencjału

Willis Reed

Nawet pomimo problemów zdrowotnych Lanier wyrósł na jedną z największych postaci ligi w latach 70. i na początku kolejnej dekady. Wystarczy wspomnieć, że aż osiem razy wybrano go do Meczu Gwiazd (raz został nawet nagrodzony tytułem MVP spotkania). Jednakże do finałów NBA nie dotarł nigdy. Ani w primie, jako lider Detroit Pistons, ani na finiszu kariery, gdy występował w ekipie Milwaukee Bucks. – Żałuję, że nie byłem otoczony tak utalentowanymi zawodnikami za młodu – przyznał Lanier, pytany o swój pobyt w drużynie “Kozłów”. – Zawsze brakowało nam w Detroit porządnego zarządzania.

Philadelphia 76ers – Milwaukee Bucks (zapowiedź finałów Konferencji Wschodniej w 1983 roku)

– Dlatego chciałem odejść z Pistons – dodał center. – W Milwaukee powitano mnie bardzo ciepło, świetnie się tam poczułem. Ale kontuzje nie dawały mi spokoju. Mieć takich partnerów jak Marques Johnson oraz Sidney Moncrief za młodu? Cholera, to by było coś.

Bob Lanier – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 0
  • mecze w play-offach: 67 (35,2 minuty na mecz)
  • punkty: 1244 (18,6)
  • zbiórki: 645 (9,6)
  • asysty: 235 (3,5)
  • przechwyty: 62 (0,9)
  • bloki: 99 (1,5)
  • straty: –
  • PER (Player Efficiency Rating): 20,8

18. ALEX ENGLISH

Osiem występów w Meczu Gwiazd NBA. Trzy wybory do 2. najlepszej piątki sezonu regularnego. Tytuł najlepszego strzelca ligi wywalczony w 1983 roku. Tak, Alex English zdecydowanie zapracował, by wymieniać go w gronie najwybitniejszych koszykarz lat 80. Skrzydłowy przez jedenaście lat występował w Denver Nuggets i w tym okresie naprawdę niewiele drużyn w NBA prezentowało równie ofensywny, wręcz beztroski basket co ekipa ze stolicy Colorado. Problemy w tym, że szalone popisy Nuggets kompletnie nie miały przełożenia na sukcesy w play-offach.

Finały Konferencji Zachodniej w 1985 roku. To największe osiągnięcie Englisha w play-offach.

Denver Nuggets 136:114 Los Angeles Lakers (2. mecz finałów Konferencji Zachodniej 1985)

Denver zawiesili wtedy Lakersom poprzeczkę całkiem wysoko pomimo licznych urazów, które dręczyły ich kluczowych zawodników. Sprawy zaczęły się totalnie sypać dopiero w czwartym meczu serii, gdy English uszkodził kciuk. Bez swego lidera Nuggets przestali stawiać opór faworytom z Miasta Aniołów.

Na parkiecie robiłem swoją robotę – wspominał Alex. – Niestety, Denver nie było wtedy zbyt wysoko cenionym rynkiem z telewizyjnego punktu widzenia. Centralna część kraju niespecjalnie interesowała nadawców. Nie można tego porównywać ze współczesną NBA, gdzie w zasadzie wszystkie zespoły mają świetną ekspozycję telewizyjną i internetową. Za naszych czasów nie było takich możliwości, więc wszyscy skupiali się na największych miastach. W Konferencji Zachodniej było to Los Angeles. Dlatego nigdy nie dorównałem popularnością Magicowi Johnsonowi czy Larry’emu Birdowi. Ale nie mam z tym problemu. Jestem zadowolony z tego, co osiągnąłem. Byliśmy naprawdę ekscytującą drużyną, a kibice z Denver wspaniale nas wspierali.

Alex English – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 0
  • mecze w play-offach: 68 (35,7 minuty na mecz)
  • punkty: 1661 (24,4)
  • zbiórki: 371 (5,5)
  • asysty: 293 (4,3)
  • przechwyty: 47 (0,7)
  • bloki: 32 (0,2)
  • straty: 142 (2,1)
  • PER (Player Efficiency Rating): 19,9

17. CHRIS WEBBER

Finały Konferencji Zachodniej z 2002 roku do dziś budzą wśród sympatyków NBA olbrzymie kontrowersje. Sacramento Kings w pierwszej rundzie play-offów dość łatwo uporali się z Utah Jazz, potem równie sprawnie pokonali Dallas Mavericks, aż wreszcie przyszło im się skonfrontować z najgroźniejszą wówczas ekipą w całej lidze – obrońcami tytułu, Los Angeles Lakers. Wydawało się jasne, iż to starcie stanowi przedwczesny finał rozgrywek. We wschodniej części NBA najlepsi byli bowiem New Jersey Nets z Jasonem Kiddem na kierownicy. Fajna ekipa, jasne, ale nie miała ona podjazdu ani do Lakers, ani do Kings.

Ostatecznie zawodnicy z Miasta Aniołów pokonali Kings 4:3 po naprawdę dramatycznej serii spotkań. Dość powiedzieć, że w czwartym meczu Lakers wygrali jednym punktem, w piątym jednopunktowy triumf zanotowali zaś Kings, a do wyłonienia zwycięzcy w starciu numer siedem potrzebna była dogrywka. Chris Webber dwoił się i troił, by poprowadzić zespół z Sacramento do finałów. Nie dał jednak Lakersom rady.

No właśnie. Lakersom, czy może jednak sędziom?

Los Angeles Lakers 106:102 Sacramento Kings (6. mecz finałów Konferencji Zachodniej 2002)

W szóstym meczu finałów Zachodu arbitrzy zrobili naprawdę wiele, by utrzymać drużynę z Los Angeles przy życiu i przedłużyć serię do siedmiu spotkań. Michael Wilbon z “Washington Post” pisał wprost: – Wynotowałem sześć szokująco niepoprawnych decyzji sędziowskich. Wszystkie zostały podjęte na niekorzyść Sacramento Kings. Wszystkie miały miejsce w czwartej kwarcie. Lakers utrzymali się w grze o mistrzostwo dzięki rzutom wolnym.

Teoria spiskowa? Nie do końca.

Kilka lat później uzależniony od hazardu i spętany mafijnymi powiązaniami sędzia Tim Donaghy został przyłapany przez FBI na manipulowaniu wynikami meczów. Jego zdaniem starcie numer sześć między Kings a Lakers było ustawione. – Sędzia Dick Bavetta był w NBA człowiekiem do zadań specjalnych. To on zmienił bieg wydarzeń w tym spotkaniu, a w konsekwencji odwrócił wynik całej serii. Wielokrotnie chwalił się innym sędziom, że ma takie możliwości w NBA. Dlatego wtedy wyznaczono go do sędziowania. Miał sprawić, by seria potrwała dłużej. Myślę, że ludzie wewnątrz NBA byli przekonani, iż Sacramento – będące wtedy lepszym zespołem – i tak wygra w siódmym spotkaniu przed własną publicznością, ale przynajmniej będzie więcej emocji.

To był ten rok. To był nasz rok. Rozmawiałem o tym wiele razy z Kobe’em. Byliśmy zespołem na miarę mistrzostwa i powinniśmy byli je zdobyć. Ale rozczarowanie po meczu numer sześć, w którym nas oszukano, było tak duże, że nie pozbieraliśmy się dostatecznie szybko

Chris Webber

Lider zespołu z Sacramento, cytowany Webber, już nigdy nie zdołał się do tego stopnia zbliżyć do mistrzostwa NBA. W 2007 roku dotarł wprawdzie do finałów Wschodu w barwach Detroit Pistons, lecz był już wówczas daleki od szczytowej formy. Szansa na triumf uciekła mu bezpowrotnie.

Chris Webber – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 0
  • mecze w play-offach: 80 (36,3 minuty na mecz)
  • punkty: 1495 (18,7)
  • zbiórki: 696 (8,7)
  • asysty: 291 (3,6)
  • przechwyty: 91 (1,1)
  • bloki: 92 (1,2)
  • straty: 227 (2,8)
  • PER (Player Efficiency Rating): 18,9

16. VINCE CARTER

Kiedy Vince Carter rozpoczynał zawodową przygodę z koszykówką na parkietach NBA w 1998 roku, razem z nim do najlepszej piątki debiutantów sezonu zasadniczego załapali się Jason Williams, Paul Pierce, Mike Bibby i Matt Harpring. Natomiast gdy rozgrywał swój ostatni mecz w lidze 22. lata później, Williams od dekady przebywał już na sportowej emeryturze, Pierce i Harping pracowali jako analitycy telewizyjni, a Bibby zmagał się z oskarżeniami o molestowanie koleżanki z rady pedagogicznej w szkole, w której podjął pracę po zakończeniu koszykarskiej kariery. Co tu dużo mówić, Carter trwał w NBA zdumiewająco długo. Wchodził do ligi jako temperamentny specjalista od spektakularnych wsadów, odchodził jako stateczny fachowiec w zakresie rzutów z dystansu.

W sumie to aż dziw bierze, że w tym czasie Carter ani razu nie dotarł chociaż do finałów NBA.

Boston Celtics 95:92 Orlando Magic (2. mecz finałów Konferencji Wschodniej 2010)

Formalnie – najbliżej celu był w 2010 roku, gdy reprezentował barwy Orlando Magic u boku Dwighta Howarda, Rasharda Lewisa, no i oczywiście Marcina Gortata. Magic szli wtedy jak burza przez play-offy. W pierwszej rundzie do zera wygrali z Charlotte Bobcats, później równie brutalnie obeszli się z Atlanta Hawks. Jednak w finałach Konferencji Wschodniej sytuacja się odwróciła – Magic już nie bili, lecz byli bici. Przez weteranów z Boston Celtics.

W drugim meczu serii Carter w kluczowym momencie spudłował oba rzuty osobiste.

Historia zapamięta go jako jednego z najwybitniejszych dunkerów wszech czasów. Osiem nominacji do Meczu Gwiazd dość wydatnie oddaje skalę jego popularności. Ale nie ma co ukrywać – play-offy nigdy nie były żywiołem Vince’a. A czasami po prostu brakował mu odpowiedniego wsparcia.

Vince Carter – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 0
  • mecze w play-offach: 88 (34,5 minuty na mecz)
  • punkty: 1593 (18,1)
  • zbiórki: 477 (5,4)
  • asysty: 295 (3,4)
  • przechwyty: 94 (1,1)
  • bloki: 47 (0,5)
  • straty: 168 (1,9)
  • PER (Player Efficiency Rating): 18,0

15. SIDNEY MONCRIEF

Sidney Moncrief to jedna z wielu nieco zapomnianych gwiazd lat 80. w NBA. Boston Celtics i Los Angeles Lakers dorobili się w tamtym czasie na tyle potężnych składów, że rzadko dopuszczali pozostałe zespoły do głosu w play-offach. W Konferencji Wschodniej jedną z takich stłamszonych ekip byli Milwaukee Bucks, którym liderował właśnie Moncrief. “Kozły” uległy Bostonowi w finałach Wschodu w 1984 roku, a także w półfinałach dwa i trzy lata później. Z kolei w latach 1981-1983 lepsi od drużyny z Milwaukee trzy razy z rzędu okazali się Philadelphia 76ers. Również dysponujący gigantycznym potencjałem kadrowym.

Moncrief nie dawał sobie w kaszę dmuchać (6. mecz półfinałów Konferencji Wschodniej 1987)

Bucks nie potrafili się przebić przez ten filadelfijsko-bostoński mur.

W 1983 roku sprali “Celtom” tyłki, miażdżąc ich aż 4:0 w półfinałach Wschodu. Ale zaraz potem na ich drodze wyrośli 76ers i na tym zakończyła się piękna przygoda Moncriefa i spółki. Cztery lata później “Kozły” rozprawiły się z kolei z filadelfijczykami, ale tylko po to, by na kolejnym etapie zmagań… ulec Celtics po pasjonującej, siedmiomeczowej batalii. “I tak, kurczę blade, bez końca”, parafrazując nieco bardziej wulgarny cytat z filmu “Nic śmiesznego”. – Myślę że zawsze będą takie przypadki, że jakiś zespół był blisko, nawet bardzo, ale napotkał przeciwnika, który będzie po prostu lepszy. Tak było z Celtics i 76ers w latach 80. Jeżeli spojrzysz na odsetek zwycięstw, pokazuje to, że mieliśmy dobry skład, ale oni byli lepsi, mieli lepszych graczy, głębszą ławkę. Czasami jest to kwestia zdrowia albo wielkość rynku, na którym grasz – przyznał Moncrief na łamach “OPOwieści z NBA”.

“Sid the Squid” dzisiaj wspominany jest przede wszystkim jako doskonały defensor. Dwukrotnie został zresztą nagrodzony tytułem najlepszego obrońcy sezonu. Włączono go też do Galerii Sław NBA. Zasłużenie, choć braku pierścienia pewnie mu ten honor w stu procentach nie zrekompensował.

Sidney Moncrief – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 0
  • mecze w play-offach: 93 (34,7 minuty na mecz)
  • punkty: 1487 (16,0)
  • zbiórki: 469 (5,0)
  • asysty: 317 (3,4)
  • przechwyty: 106 (1,1)
  • bloki: 36 (0,4)
  • straty: 224 (2,4)
  • PER (Player Efficiency Rating): 15,5

14. STEVE NASH

Wielu wielkich gwiazdorów NBA – na czele z Shaquille’em O’Nealem, który regularnie poruszał ten temat – do dzisiaj nie może się pogodzić, że pewien niepozorny Kanadyjczyk ma na swoim koncie aż dwa tytuły MVP sezonu regularnego. A jednak. Steve Nash w latach 2005-06 stał się kimś w rodzaju ambasadora nowej myśli taktycznej w koszykówce. W 2004 roku zmienił Dallas Mavericks na Phoenix Suns i w ekipie z Arizony – pod skrzydłami trenera Mike’a D’Antoniego – rozkręcił ofensywę tak spektakularną, że stała się ona punktem odniesienia dla wielu późniejszych ligowych potęg w NBA. Do dzisiaj trwają zresztą spory – czy to system opracowany przez trenera był sam w sobie genialny, czy może jednak różnicę zrobiła obecność Nasha?

Rzut oka w zaawansowane statystyki raczej rozwiewa tego rodzaju wątpliwości. Nash może i kiepściutko bronił, ale w całych dziejach NBA niewielu było rozgrywających, którzy w sposób równie błyskotliwy i skuteczny potrafili dyrygować grą całego zespołu. Jeżeli lidera drużyny poznaje się po tym, że czyni partnerów wokół siebie lepszymi, to Kanadyjczyk idealnie wpisuje się w ten obraz. Marcin Gortat coś na ten temat wie.

San Antonio Spurs 90:78 Dallas Mavericks (6. mecz finałów Konferencji Zachodniej 2003)

Nash poza statuetkami MVP został też trzykrotnie wybrany do najlepszej drużyny sezonu regularnego. Pięć razy był najlepszym asystującym rozgrywek. Czterokrotnie załapał się do tak zwanego “Klubu 50-40-90”, ponieważ słynął jako zawodnik niezwykle skuteczny. Ale ani razu nie zdołał się dostać do finałów NBA. Ani w Dallas u boku Dirka Nowitzkiego, ani w Suns, ani nawet w ekipie Los Angeles Lakers, gdzie trafił na finiszu kariery.

W życiu nic nie jest czarno-białe. Wyjątek stanowi tylko kwestia zwycięstwa i porażki. Być może dlatego wszyscy przywiązujemy do niej tak wielką wagę

Steve Nash

Blisko celu rozgrywający był wielokrotnie.

W 2003, 2005, 2006 i 2010 roku grał w finałach Konferencji Zachodniej. Ale tam zawsze czegoś brakowało. A to partnerzy wylatywali z zawieszeniem, a to któryś z nich nabawił się kontuzji, a to sam Nash musiał się zmagać z urazami. Wariacko ofensywny styl jego zespołów również na poziomie play-offów nie sprawdzał się aż tak dobrze jak w sezonie zasadniczym. Aczkolwiek w paru sytuacjach Steve mógł mieć sobie sporo do zarzucenia. Jak choćby wtedy, gdy Mavericks w szóstym meczu finałów Zachodu pozwolili San Anotnio Spurs na wygranie czwartej kwarty… 34:9. Ofensywę podopiecznych Gregga Popovicha napędził 37-letni, szykujący się do emerytury Steve Kerr, podczas gdy Nash skończył mecz z zaledwie trzema celnymi rzutami na dziesięć.

Steve Nash – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 0
  • mecze w play-offach: 120 (35,7 minuty na mecz)
  • punkty: 2072 (17,3)
  • zbiórki: 422 (3,5)
  • asysty: 1061 (8,8)
  • przechwyty: 66 (0,6)
  • bloki: 14 (0,1)
  • straty: 383 (3,2)
  • PER (Player Efficiency Rating): 19,8

13. TRACY McGRADY

Niewielu było w XXI wieku koszykarzy, którzy rozmachem w ofensywie potrafili dorównać Kobe’emu Bryantowi, a może nawet go przyćmić. Tracy McGrady niewątpliwie zaliczał się do tego elitarnego grona. Kiedy miał swój dzień, w całej NBA nie było obrońcy, który mógłby go wyhamować. Wspominał o tym zresztą sam “Black Mamba”. – Tracy był najbardziej wymagającym oponentem, z jakim się mierzyłem. Potrafił wszystko – przyznał Kobe. W latach 2001-2007 McGrady był rokrocznie wybierany do Meczu Gwiazd. Dwukrotnie trafił do najlepszej piątki NBA. Dwa razy został też najlepszym strzelcem sezonu zasadniczego. Obserwowanie go w akcji stanowiło czystą przyjemność. Ale czy znalazło to przełożenie na sukcesy w play-offach?

Cóż, nie.

T-Mac w trakcie szczytowego okresu swojej kariery nie wygrał… ani jednej serii w play-offach. Ani jednej! W 2003 roku jego Orlando Magic prowadzili sensacyjnie 3:1 z Detroit Pistons, lecz koniec końców polegli 3:4 i pożegnali się z marzeniami o sukcesie. Trudno ich za to przesadnie ganić – Pistons wygrali Konferencję Wschodnią w sezonie regularnym, a Magic wczołgali się do play-offów z ósmego miejsca, lecz roztrwonienie tak pokaźnej zaliczki musiało boleć niezależnie od okoliczności. Zwłaszcza mając w pamięci słowa, które sam McGrady rzucił po zwycięstwie numer trzy: – Dobrze być w drugiej rundzie!

Detroit Pistons 108:93 Orlando Magic (7. mecz 1. rundy play-offów 2003)

Dwa lata później McGrady – już jako zawodnik Houston Rockets, mający u boku znakomitego Yao Minga – stoczył pasjonujący bój z Dallas Mavericks, ponownie zakończony dramatyczną porażką 3:4 w pierwszej rundzie. No i wreszcie sezon 2006/07. “Rakiety” na pierwszym etapie play-offów starły się wówczas z Utah Jazz. Prowadziły 2:0, a potem także 3:2. Skończyło się, a jakże, klęską. W dodatku poniesioną przed własną widownią. Kolejna siedmiomeczowa seria spuentowana niepowiedzeniem McGrady’ego. Przeciwnicy T-Maca powiedzą, że marny był z niego lider. Miłośnicy, że brakowało mu wsparcia. Tak czy owak – swojej legendy Amerykanin niewątpliwie nie budował w meczach o najwyższym ciężarze gatunkowym.

Niewiele zabrakło, a mistrzowskiego pierścienia doczekałby się w 2013 roku, grywając ogony w ekipie San Antonio Spurs. Nawet to mu się jednak nie udało, gdyż “Ostrogi” w finałach przegrały 3:4 z Miami Heat. McGrady w całych play-offach rozegrał w sumie 31 minut i nie zdobył ani jednego punktu.

– Nie grałem praktycznie wcale, moja rola była minimalna. Ale nie mogłem nic powiedzieć, nie miałem prawa się uskarżać. Nie byłem już T-Maciem. Byłem tylko Tracym – wspominał koszykarz. – To nie było przyjemne doświadczenie. Jestem wojownikiem, uwielbiam rywalizację. W jaki sposób miałbym czuć satysfakcję z mistrzostwa wywalczonego w taki sposób? Dla drużyny byłby to wielki sukces, ale dla mnie? Nie wiem, czy w ogóle przyjąłbym pierścień. Chciałem być częścią tej wspinaczki na szczyt, bo to właśnie proces wspinania się gwarantuje ci satysfakcję, gdy jesteś na górze.

Tracy McGrady – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 1
  • mecze w play-offach: 50 (34,5 minuty na mecz)
  • punkty: 1109 (22,2)
  • zbiórki: 286 (5,7)
  • asysty: 249 (5,0)
  • przechwyty: 53 (1,1)
  • bloki: 47 (0,9)
  • straty: 134 (2,7)
  • PER (Player Efficiency Rating): 23,4

12. CHRIS MULLIN

Złoto olimpijskie? Odhaczone. Nawet dwukrotnie, raz w ramach kultowego Dream Teamu. Mecz Gwiazd? Pięć występów. Nominacja do najlepszej piątki NBA? Owszem, w 1992 roku. Chris Mullin może sobie zapisać w CV kilka naprawdę wartościowych osiągnięć i doświadczeń. Pierścienia jednak nie wywalczył.

W sumie to legendarny skrzydłowy Golden State Warriors nigdy się nawet nie zbliżył do ligowego triumfu. Co może trochę dziwić, ponieważ kalifornijska ekipa na przełomie lat 80. i 90. dysponowała naprawdę ciekawym składem. Weźmy choćby pod lupę play-offy z 1991 roku, zakończone przez Warriors na przegranych półfinałach Konferencji Zachodniej z Los Angeles Lakers (1:4). Obok Mullina występowali tacy gwiazdorzy basketu jak Tim Hardaway czy Mitch Richmond. A do tego można jeszcze dorzucić cennych zadaniowców w rodzaju Tyrone’a Hilla, Šarūnasa Marčiulionisa i Mario Eliego.

Było kim straszyć. Ale Mullin i jego ekipa wyżej pewnego poziomu ani razu nie podskoczyli.

Chicago Bulls 88:83 Indiana Pacers (7. mecz finałów Konferencji Wschodniej 1998)

Trochę lepiej poszło Mullinowi, gdy sam stał się trybikiem w machinie, a nie jej kluczowym elementem. W 1998 roku Chris w barwach Indiana Pacers dotarł do finałów Konferencji Wschodniej. Zespołem dowodził wówczas jego dawny partner z Dream Teamu – Larry Bird. Obu starych znajomych za burtę wyrzucili jednak Michael Jordan i Scottie Pippen. Pacers walczyli z Chicago Bulls do upadłego, lecz finalnie przegrali serię 3:4. – Gdybym miał wybrać jedną drużynę ze Wschodu – poza “Bad Boys” Pistons – która sprawiła nam najwięcej problemów, zapewne byłaby to Indiana – przyznał MJ.

Chris Mullin – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 1
  • mecze w play-offach: 71 (29,0 minuty na mecz)
  • punkty: 982 (13,8)
  • zbiórki: 237 (3,3)
  • asysty: 148 (2,1)
  • przechwyty: 74 (1,0)
  • bloki: 45 (0,6)
  • straty: 136 (1,9)
  • PER (Player Efficiency Rating): 15,7

11. ALLEN IVERSON

Na przełomie wieków Allen Iverson z całkiem niezłym skutkiem wypełniał w NBA lukę, która powstała po tym, gdy Michael Jordan odszedł na drugą ze swoich trzech sportowych emerytur. Filigranowy (no, w koszykarskich realiach), nieprawdopodobnie dynamiczny i zwinny obrońca dał się poznać jako ofensywna bestia, na dłuższą metę w zasadzie niemożliwa do powstrzymania. Sezon 2000/01 zakończył z tytułem MVP rozgrywek, a w play-offach poprowadził ekipę Philadelphia 76ers do finałów. Tam musiał jednak uznać wyższość Los Angeles Lakers, gdzie wymiatali Shaquille O’Neal oraz Kobe Bryant. Zwłaszcza na tego pierwszego zespół z Filadelfii nie miał riposty. Nawet taki twardziel jak Dikembe Mutombo nie był w stanie okiełznać Shaqa.

Aczkolwiek AI w pierwszym meczu finałów zdołał w wielkim stylu przyćmić obu gwiazdorów z Miasta Aniołów. Zdobył aż 48 punktów, a 76ers pokonali Lakers na wyjeździe 107:101. Cztery kolejne spotkania padły już jednak łupem przeciwników Iversona.

Philadelphia 76ers 107:101 Los Angeles Lakers (1. mecz finałów NBA 2001)

Lakers w całych play-offach przegrali jeden mecz z szesnastu. Właśnie ten.

Dla Iversona była to zarazem pierwsza i ostatnia finałowa przygoda. Nieźle poszło mu jeszcze w 2003 roku, gdy 76ers po wyrównanym boju przegrali 2:4 z Detroit Pistons w półfinałach Konferencji Wschodniej. Później AI przestał się liczyć w walce o tytuł, a jego kariera się z wielu powodów rozsypała.

Allen Iverson – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 1
  • mecze w play-offach: 71 (45,1 minuty na mecz)
  • punkty: 2111 (29,7)
  • zbiórki: 273 (3,8)
  • asysty: 425 (6,0)
  • przechwyty: 147 (2,1)
  • bloki: 14 (0,2)
  • straty: 221 (3,1)
  • PER (Player Efficiency Rating): 21,2

10. ADRIAN DANTLEY

W 1988 roku Adrian Dantley – wówczas już 33-letni i nieco nadgryziony zębem czasu skrzydłowy, ale wciąż gwarantujący około 20 punktów na mecz – dotarł w barwach Detroit Pistons do finałów NBA. W Michigan ostatecznych kształtów nabierała w tamtym czasie legendarna ekipa “Bad Boys”, słynąca z bezpardonowej, ale również (o czy wielu dzisiaj zapomina) efektownej i dynamicznej gry. Jej największe triumfy miały jednak dopiero nadejść. W czerwcu 1988 roku Dantley i jego koledzy musieli się pogodzić z porażką. Choć prowadzili 3:2 w finałowej serii z Los Angeles Lakers, ostatecznie rywalizacja skończyła się wynikiem 4:3 dla kalifornijskiego zespołu. Niepowodzenie było wyjątkowo gorzkie i bolesne, gdyż w dużej mierze zostało spowodowane urazem lidera Detroit, Isiaha Thomasa. Gdyby rozgrywający w optymalnej formie dotrwał do końca finałów, Pistons rozpoczęliby panowanie w NBA o rok wcześniej.

Nie brakowało też kontrowersji sędziowskich, lecz to już materiał na zupełnie inną opowieść. Tak czy owak, kolejne finały przebiegły po myśli rosnących w siłę Pistons. Banda łobuzów pod komendą Chucka Daly’ego wzięła brutalny rewanż na Lakers i w finałach zmiażdżyła ich do zera. Jednak… bez Dantleya na pokładzie. On w połowie sezonu został wymieniony do Dallas Mavericks, którzy nawet nie wystąpili w play-offach.

Los Angeles Lakers 108:105 Detroit Pistons (7. mecz finałów NBA 1988)

Jak to możliwe, że Dantley akurat w takim momencie stracił miejsce w topowym, realnie celującym w mistrzostwo zespole? Cóż, zadecydował jego konfliktowy charakter, choć on sam twierdzi, że padł ofiarą podstępu. W ekipie “Bad Boys” generalnie iskrzyło dość często, to była drużyna złożona z graczy o trudnych, mocnych charakterach, lecz Dantley posunął się ponoć za daleko. Popadł w spór z trenerem, z działaczami, a także ze wspomnianym Thomasem. Było jasne, że Pistons muszą się go pozbyć – w przeciwnym wypadku skrzydłowy mógłby wysadzić drużynę od środka, do reszty zatruwając atmosferę w szatni.

Dantley do dziś nie lubi Thomasa. – Isiah to menda – stwierdził bez ogródek sześciokrotny uczestnik Meczu Gwiazd. – Potrafi manipulować ludźmi i wiele osób oszukał. Gdybym właził mu w dupę, zostałbym w Pistons i wygrałbym mistrzostwo. Spójrzcie na statystyki. Nie istniał ani jeden koszykarski powód, by zamienić mnie na Marka Aguirre’a. Isiah wymusił na działaczach tę wymianę, bo ja nie miałem zamiaru się przed nim płaszczyć.

Adrian Dantley – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 1
  • mecze w play-offach: 73 (34,5 minuty na mecz)
  • punkty: 1558 (21,3)
  • zbiórki: 395 (5,4)
  • asysty: 169 (2,3)
  • przechwyty: 69 (0,9)
  • bloki: 6 (0,1)
  • straty: 185 (2,5)
  • PER (Player Efficiency Rating): 19,3

9. SHAWN KEMP

Niepokorna ekipa Seattle SuperSonics z Garym Paytonem i Shawnem Kempem. Zapewne do dziś wielu miłośników NBA z lat 90. darzy ten zespół olbrzymim sentymentem, choć koniec końców Sonics nie zdołali przecież wywalczyć mistrzowskiego tytułu. Payton swojego pierścienia doczekał się dopiero w 2006 roku, tuż przed zakończeniem kariery. Kemp nie miał nawet tyle szczęścia – przygodę z NBA zakończył jako zawodnik niespełniony. Inna sprawa, że trochę na własne życzenie. Po pierwsze, jeszcze przed trzydziestką popadł w problemy z utrzymaniem wagi i trochę za mocno dał się porwać imprezowemu stylowi życia. Po drugie, Sonics niekiedy notowali w play-offach kompromitujące wpadki zanim jeszcze zabawa zdążyła się na dobre rozkręcić.

  • 1994 – 1. miejsce w Konferencji Zachodniej, porażka w 1. rundzie play-offów
  • 1995 – 4. miejsce w Konferencji Zachodniej, porażka w 1. rundzie play-offów

Takie porażki nie przystoją zespołowi o mistrzowskich ambicjach.

Najbliżej tytułu podopieczni George’a Karla znajdowali się niewątpliwie w 1996 roku. W spektakularnym stylu przeszli przez sezon regularny (bilans 64:18), a w play-offach uniknęli potknięć. Dotarli do finałów NBA, by stawić tam czoła dominatorom z Chicago Bulls, którzy właśnie rozpoczynali marsz po swój czwarty tytuł. “Byki” w zasadniczej części rozgrywek zwyciężały jeszcze częściej niż Sonics (72:10), aczkolwiek jedną ze swoich dziesięciu porażek Michael Jordan i spółka zaliczyli właśnie w Seattle, co dodawało pikanterii całej rywalizacji. Faworyt finałów był jednak oczywisty, no i Bulls nie zawiedli. Wygrali trzy pierwsze mecze w serii, mocno wygaszając emocje. Sonics walczyli, zdołali odrobić dwa spotkania, lecz w szóstym starciu na dobre polegli.

Chicago Bulls 87:75 Seattle SuperSonics (6. mecz finałów NBA 1996)

To ciekawa seria do oceny z historycznego, czysto analitycznego punktu widzenia. Michael Jordan notował zdumiewająco niską skuteczność rzutów z gry (42%) jak na swoje standardy, jeszcze gorzej wyglądało to w przypadku Scottiego Pippena (34%). Stąd między innymi teoria Jonny’ego Arnetta, że – abstrahując od końcowego rezultat – na status najbardziej wartościowego zawodnika finałów najmocniej zapracował właśnie Shawn Kemp. Silny skrzydłowy przegranych SuperSonics przeciwko “Bykom” grał nie tylko efektownie, ale i efektywnie. Notował średnio 23,3 punktu ze skutecznością na poziomie 55%. Do tego dorzucił sporo zbiórek, asyst, przechwytów i bloków. W głosowaniu na MVP finałów otrzymał trzy głosy. Przy sześciu dla Jordana i dwóch dla Dennisa Rodmana.

Jordan ledwo zipał w trakcie tej serii. Ale on się oczywiście nigdy do tego nie przyzna

Shawn Kemp

To była dla mnie przyjemna rywalizacja – wspominał Kemp w wywiadzie dla Inside Buzz. – Kiedy przez całe życie grasz w koszykówkę, tylko czekasz na takie okazje jak starcie w finałach NBA z Chicago Bulls. Chcesz się pokazać ludziom. Zaprezentować, kim jesteś. Takie chwile trzeba wykorzystać, bo one zostają z tobą na zawsze. Dla mnie te finały były wielkim wyzwaniem. Wspaniałym. Czekałem na to przez całe play-offy.

Shawn Kemp – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 1
  • mecze w play-offach: 88 (33,4 minuty na mecz)
  • punkty: 1522 (17,3)
  • zbiórki: 843 (9,7)
  • asysty: 161 (1,8)
  • przechwyty: 99 (1,1)
  • bloki: 137 (1,6)
  • straty: 275 (3,1)
  • PER (Player Efficiency Rating): 20,5

8. CHARLES BARKLEY

Nie wariuję z tego powodu, choć delikatnie mi doskwiera, że nie wygrałem mistrzostwa – przyznał Charles Barkley. – Tylko czy to oznacza, że moje życie nie jest udane? Przeciwnie! Koszykówka zapewniła mi wszystko, co kiedykolwiek osiągnąłem. Kupiłem dom mojej babci, kupiłem dom mojej mamie. Wszystko zawdzięczam koszykówce. Czasami sam nie mogę uwierzyć, jak szczęśliwe mam życie.

To mądre słowa doświadczonego życiowo człowieka. Ale prawda jest taka, że na ostatnim etapie swojej bogatej w indywidualne wyróżnienia kariery Barkley – czując, że organizm odmawia mu już posłuszeństwa i wkrótce przyjdzie pora na pożegnanie z parkietem – poszukiwał mistrzowskiego pierścienia wręcz rozpaczliwie. W 1996 roku dołączył do ekipy Houston Rockets, by u boku Hakeema Olajuwona i Clyde’a Drexlera wywalczyć wreszcie upragnione mistrzostwo. Nie udało się. Nie pomogło nawet dołączenie do zespołu kolejnej żywej legendy basketu – Scottie’ego Pippena. Barkley zgodził się na cięcia we własnych zarobkach, by władze “Rakiet” mogły sobie pozwolić na zatrudnienie skrzydłowego. Jednak jedyny efekt całego przedsięwzięcia to ciągnący się do dziś konflikt na linii Barkley – Pippen. W play-offach podstarzali Rockets zostali zmieceni z parkietu przez Los Angeles Lakers.

Miałbym przeprosić za coś Barkleya? To on jest mi winny przeprosiny, że przyszło mi grać z tak żałosnym grubasem

Scottie Pippen

Summa summarum – najbliżej mistrzostwa “Sir Charles” był w 1993 roku. Został wówczas nagrodzony tytułem MVP sezonu zasadniczego i poprowadził ekipę Phoenix Suns do finałów NBA. Tam “Słońca” nie dały sobie jednak rady z Chicago Bulls. Barkley zaprezentował się z naprawdę dobrej strony – stanął na wysokości zadania jako lider drużyny. Michael Jordan był jednak wtedy poza zasięgiem zwyczajnych śmiertelników.

Chicago Bulls 111:105 Phoenix Suns (4. mecz finałów NBA 1993)

Z perspektywy czasu Barkley najbardziej może żałować pierwszego etapu swojej kariery, gdy występował w Philadelphia 76ers. Trafił do tego zespołu w niewłaściwym czasie – największe gwiazdy 76ers były już u schyłku karier, a kierownictwo zespołu nie potrafiło umiejętnie przebudować składu. W efekcie Charles nie liczył się realnie w walce o mistrzostwo akurat w okresie, gdy znajdował się u szczytu swoich atletycznych możliwości.

Co ciekawe, Barkley od początku usiłował uniknąć Filadelfii. Zrobił naprawdę wiele, by 76ers nie sięgnęli po niego w drafcie. Warunkiem, żeby 76ers mnie wybrali było to, że muszę schudnąć poniżej poniżej 125 kilogramów. Zszedłem do około 120, kiedy odezwał się do mnie mój agent. Wyjaśnił mi, że w NBA panuje zasada „hard cap” i dostanę tam tylko minimalny kontrakt, 75 tysięcy rocznie. Nie po to opuszczałem college, żeby zarabiać marnych 75 tysięcy… – opowiadał Barkley. Co robimy? Musimy się upewnić, że Sixers mnie nie wybiorą. Następnego dnia poszliśmy na śniadanie: zjadłem sześć naleśników, bekon, popiłem to waniliowym szejkiem. Potem wyskoczyliśmy na lunch. Wciągnąłem jakieś pięć skrzydełek z kurczaka, frytki, coleslaw. Później poszliśmy na obiad, zjadłem wielki stek… Kolejnego dnia zrobiliśmy to samo. Kiedy przyjechaliśmy do Filadelfii i wszedłem na wagę, ważyłem około 137 kilo.

Taki spisek uknuł Charles ze swoim agentem, żeby uniknąć wybrania przez 76ers i trafić do zespołu, który będzie mógł zaproponować debiutantowi wyższą stawkę kontraktową. Spisek sprytny, lecz nieskuteczny. Sixers tak czy owak wybrali w drafcie Barkleya i skrzydłowy średnio na tym wyszedł.

Charles Barkley – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 1
  • mecze w play-offach: 123 (39,4 minuty na mecz)
  • punkty: 2833 (23,0)
  • zbiórki: 1582 (12,9)
  • asysty: 482 (3,9)
  • przechwyty: 193 (1,6)
  • bloki: 108 (0,9)
  • straty: 353 (2,9)
  • PER (Player Efficiency Rating): 24,2

7. PATRICK EWING

1994 rok to miał być jego moment. Moment długo wyczekiwanego triumfu Patricka Ewinga.

Michael Jordan po wygraniu trzech mistrzowskich pierścieni z rzędu opuścił NBA, a pozbawieni swojego wielkiego lidera Chicago Bulls nie byli w stanie ponownie dotrzeć do finałów. Wykorzystali to New York Knicks, wcześniej regularnie gnębieni przez ekipę “Byków”. W pierwszej rundzie play-offów nowojorczycy rozprawili się dość gładko z New Jersey Nets, a potem stoczyli dwa ekscytujące boje kolejno z Bulls oraz Indiana Pacers. W obu przypadkach Ewing i jego partnerzy przechylali szalę zwycięstwa na swoją korzyść w meczu numer siedem. To naprawdę miało swoją wymowę. Wielu stałych bywalców hali Madison Square Garden głęboko wierzyło, że najtrudniejsze wyzwania w zasadzie są już za Knicks. Że czekający w finałach Houston Rockets nie mogą być aż tak groźni jak Pacers czy Bulls, nawet biorąc poprawkę, iż mają w swoich szeregach Hakeema Olajuwona.

Nie były to zresztą bezpodstawne spekulacje. Olajuwon prezentował się fenomenalnie, lecz był otoczony wyłącznie pożytecznymi zadaniowcami. Nie miał u swego boku drugiej super-gwiazdy NBA. Okej, Ewing też nie dysponował Bóg wie jakim wsparciem, no ale John Starks w 1994 roku wziął przecież udział w Meczu Gwiazd, podobnie jak Charles Oakley. Tego drugiego wybrano również do piątki najlepszych defensorów sezonu zasadniczego. Można było zatem przypuszczać, że jeśli Ewing i Olajuwon po prostu zrobią swoje, to głębia składu Knicks przechyli szalę zwycięstwa na ich korzyść.

Olajuwon miał jednak inny pomysł na te finały.

Houston Rockets 90:84 New York Knicks (7. mecz finałów NBA 1994)

“Rakiety” wyszarpały mistrzostwo w “Game 7”, choć nowojorski zespół prowadził już 3:2 i był naprawdę o krok od triumfu. Siódme spotkanie zapamiętane zostało przede wszystkim przez pryzmat katastrofalnej postawy wspomnianego Johna Starksa. Obrońca Knicks spudłował aż 16 (!) rzutów, w tym 9 (!!) w czwartej kwarcie. – Mieliśmy wtedy mistrzostwo na wyciągnięcie ręki – przyznał Patrick Ewing. – I wcale nie mam teraz na myśli siódmego meczu, gdy John spudłował tak wiele rzutów. Myślę, że kluczowym momentem była nasza porażka w trzecim spotkaniu, gdy Sam Cassell trafił niesamowitą trójkę w MSG. Gdybyśmy wtedy wygrali, nie sądzę, by seria miała wrócić do Houston. Ale jest jak jest. Czapki z głów przed Rockets.

Bezpośrednie starcia Ewinga z Olajuwonem to do dziś wdzięczny temat do analizy.

  • Ewing w finałach 1994: 18,9 PPG / 12,4 RPG / 1,7 APG / 4,3 BPG / 1,3 SPG / 3,1 TPG / 36,3% FG
  • Olajuwon w finałach 1994: 26,9 PPG / 9,1 RPG / 3,6 APG / 3,9 BPG / 1,6 SPG / 3,6 TPG / 50% FG
  • Ewing w sezonie 1993/94: 24,5 PPG / 11,2 RPG / 2,3 APG / 2,7 BPG /1,1 SPG / 3,3 TPG / 49,6% FG
  • Olajuwon w sezonie 1993/94: 27,3 PPG / 11,9 RPG / 3,6 APG / 3,7 BPG / 1,6 SPG / 3,4 TPG / 52,8% FG

Nie można powiedzieć, by center “Rakiet” całkowicie stłamsił swojego oponenta.

Ewing zagrał w sumie przyzwoite finały. Ustanowił nawet rekord zablokowanych rzutów. Mimo wszystko widać w jego przypadku drastyczny spadek skuteczności względem sezonu zasadniczego. Tymczasem dla Olajuwona finały były po prostu kolejnym dniem w biurze. Zresztą Hakeem “The Dream” rok później ponownie sięgnął po mistrzostwo. Knicks powrócili zaś do finałów w 1999 roku, lecz bez kontuzjowanego Ewinga gładko ulegli San Antonio Spurs 1:4.

Patrick Ewing – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 1*
  • mecze w play-offach: 139 (37,5 minuty na mecz)
  • punkty: 2813 (20,2)
  • zbiórki: 1435 (10,3)
  • asysty: 275 (2,0)
  • przechwyty: 122 (0,9)
  • bloki: 303 (2,2)
  • straty: 345 (2,5)
  • PER (Player Efficiency Rating): 19,6

* – w 1999 roku był częścią zespołu i rozegrał 11 meczów w play-offach, ale w finałach nie wystąpił

6. REGGIE MILLER

Nie da się sporządzić listy największych wirtuozów trash-talku w dziejach NBA i nie umieścić na niej Reggie’ego Millera. Legendarny obrońca Indiana Pacers uwielbiał utarczki słowne z przeciwnikami. Uwielbiał oddawanie rzutów pod presją, uwielbiał mecze o dużym ciężarze gatunkowym. Wydawać by się zatem mogło, że taki gość w trakcie swojej kariery w NBA powinien co najmniej kilka razy sięgnąć po mistrzostwo.

A jednak Miller pierścienia zdobyć nie zdołał.

  • 1994 – Pacers przegrali w finałach Wschodu 3:4 z New York Knicks
  • 1995 – Pacers przegrali w finałach Wschodu 3:4 z Orlando Magic
  • 1998 – Pacers przegrali w finałach Wschodu 3:4 z Chicago Bulls
  • 1999 – Pacers przegrali w finałach Wschodu 2:4 z New York Knicks
  • 2000 – Pacers przegrali w finałach NBA 2:4 z Los Angeles Lakers
  • 2004 – Pacers przegrali w finałach Wschodu 2:4 z Detroit Pistons

Całkiem pokaźna lista porażek, które zapewne nie zabliźniły się w duszy Millera do dziś.

Los Angeles Lakers 120:118 Indiana Pacers (4. mecz finałów NBA 2000)

Mimo osobistych niepowodzeń, Miller dał się poznać jako zagorzały przeciwnik tak zwanych super-drużyn. Kiedy Kevin Durant zamienił Oklahoma City Thunder na Golden State Warriors, Miller nie zostawił na nim suchej nitki. – W Oklahomie byłby traktowany jak bóstwo, ale postanowił sprzedać swoje dziedzictwo w tym zespole w zamian za mistrzowski pierścień. Gdyby Michael Jordan zaproponował mi dołączenie do Bulls, kazałbym mu spierdalać.

Reggie Miller – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 1
  • mecze w play-offach: 144 (36,9 minuty na mecz)
  • punkty: 2972 (20,6)
  • zbiórki: 416 (2,9)
  • asysty: 357 (2,5)
  • przechwyty: 146 (1,0)
  • bloki: 34 (0,2)
  • straty: 257 (1,8)
  • PER (Player Efficiency Rating): 19,5

5. NATE THURMOND

Tylko czterech zawodników w historii NBA zdołało zanotować więcej niż 40 zbiórek w trakcie jednego spotkania. Do tego elitarnego grona należy między innymi Nate Thurmond. Zaledwie czterech koszykarzy zapisało zaś na swoim koncie oficjalne quadruple-double. Thurmond także i tutaj się pojawia. Zresztą to on był pierwszym graczem, któremu udała się ta sztuka. Jego nazwisko można również zauważyć wśród centrów, którzy kończyli sezon regularny NBA ze średnią przeszło 20 zbiórek na mecz. Dokonało tego jedynie pięciu gigantów – Bill Russell, Wilt Chamberlain, Jerry Lucas, Bob Pettit, no i właśnie Thurmond.

“Nate the Great”, jak go nazywano. Jak widać – nie bez kozery.

Thurmond przez całe lata z dużym powodzeniem grał w ekipie San Francisco/Golden State Warriors. Miał jednak pecha – szczyt jego formy przypadł na lata 60., a wówczas ligę niemal całkowicie zdominowali jeszcze wspanialsi od niego podkoszowi – Bill Russell oraz Wilt Chamberlain. U boku tego drugiego Thurmond zresztą przez pierwszych kilka sezonów kariery występował, a w 1967 roku, gdy Chamberlain błyszczał już w ekipie Philadelphia 76ers, zmierzył się z nim w finałach NBA. Wilt okazał się lepszy od dawnego partnera z zespołu. Naszpikowani gwiazdami 76ers pokonali San Francisco Warriors 4:2.

Philadelphia 76ers 125:122 San Francisco Warriors (6. mecz finałów NBA 1967)

Indywidualnie Thurmond nie wypadł wcale źle na tle słynniejszego oponenta, przynajmniej jeśli chodzi o defensywne wskaźniki. Był generalnie wybitnym obrońcą. Niektórzy dowodzili nawet, że potrafił ograniczać Wilta skuteczniej od samego Billa Russella.

  • Wilt Chamberlain w finałach 1967: 17,7 PPG / 28,5 RPG / 6,8 APG / 56% FG
  • Nate Thurmond w finałach 1967: 14,2 PPG / 26,7 RPG / 3,3 APG / 34% FG
  • Wilt Chamberlain w sezonie 1966/67: 24,1 PPG / 24,2 RPG / 7,8 APG / 68% FG
  • Nate Thurmond w sezonie 1966/67: 18,7 PPG / 21,3 RPG / 2,6 APG / 44% FG

No ale “Nate the Great” przegrał finały. Reszta to didaskalia.

Kiedy Wilt się dowiedział, że zostanie oddany w ramach wymiany do 76ers, zabrał mnie na spacer. Powiedział mi wtedy: “Pamiętaj – wymieniają mnie, a nie ciebie, ale to nie oznacza, że jesteś lepszym centrem ode mnie. Po prostu ja zarabiam 75 tysięcy dolarów, a ty 20”. Trochę mnie wówczas przecenił, bo w rzeczywistości dostawałem tylko 14

Nate Thurmond

Być może jeszcze boleśniejszą była porażka Nate’a w play-offach osiem lat później. Koszykarz występował już wówczas w ekipie Chicago Bulls, z którą dotarł do finałów Wschodu. Tam “Byki” przegrały jednak 3:4 z… Golden State Warriors, którzy ostatecznie zgarnęli mistrzowski tytuł po raz pierwszy od 1956 i po raz ostatni przed 2015 rokiem. Thurmond znalazł się zatem w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. I skończył karierę bez pierścienia.

Nate Thurmond – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 2
  • mecze w play-offach: 81 (35,5 minuty na mecz)
  • punkty: 966 (11,9)
  • zbiórki: 1101 (13,6)
  • asysty: 225 (2,8)
  • przechwyty: –
  • bloki: –
  • straty: –
  • PER (Player Efficiency Rating): 15,2

4. DIKEMBE MUTOMBO

Blisko 220 centymetrów wzrostu. Drugie miejsce w historii NBA pod względem największej liczby zablokowanych rzutów. Głos, który mógłby wystraszyć samego szatana. I charakterystyczny gest palcem, przypominający przeciwnikowi, z kim ma do czynienia. Dikembe Mutombo Mpolondo Mukamba Jean-Jacques Wamutombo – postać przy bliższym poznaniu przesympatyczna, wielki facet o jeszcze większym sercu. Ale na parkiecie? Bestia.

Niewielu było centrów równie imponujących swą postawą w defensywie. Mutombo aż czterokrotnie został wybrany najlepszym obrońcą sezonu zasadniczego, wiele razy zdarzało mu się też kończyć ligowe zmagania na pierwszym miejscu pod względem liczby zbiórek oraz bloków. Zwalisty center nigdy nie zdołał jednak ozdobić swojej fantastycznej kariery mistrzowskim pierścieniem. W pierwszej rundzie play-offów w 1994 roku jego Denver Nuggets (rozstawieni z numerem ósmym) w aurze gigantycznej sensacji wyeliminowali Seattle SuperSonics (rozstawionych z jedynką), lecz na kolejnym etapie rozgrywek musieli już uznać wyższość Utah Jazz. Choć trzeba im oddać, że tanio skóry nie sprzedali. Siedem lat później pochodzący z Demokratycznej Republiki Konga zawodnik dotarł zaś do finałów NBA w barwach Philadelphia 76ers, lecz tam poza zasięgiem okazali się być Los Angeles Lakers.

Los Angeles Lakers – Philadelphia 76ers (finały NBA 2001)

W siódmym meczu finałów Konferencji Zachodniej center 76ers zanotował 23 punkty, 19 zbiórek i 7 bloków. – Kto wybiera się ze mną do LA?! – pytał wtedy prowokacyjnie filadelfijskich kibiców. Jego bezpośrednia rywalizacja z Shaquillem O’Nealem zapowiadała się naprawdę ekscytująco.

Niestety, Shaq zepsuł zabawę. Był zbyt potężny.

Dikembe Mutombo – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 2
  • mecze w play-offach: 101 (30,9 minuty na mecz)
  • punkty: 918 (9,1)
  • zbiórki: 962 (9,5)
  • asysty: 78 (0,8)
  • przechwyty: 40 (0,4)
  • bloki: 251 (2,5)
  • straty: 149 (1,5)
  • PER (Player Efficiency Rating): 17,8

3. JOHN STOCKTON

Tylko czterech graczy w historii NBA rozegrało więcej meczów w sezonie zasadniczym od Johna Stocktona. Nikt nie ma na koncie większej liczby asyst od słynnego rozgrywającego Utah Jazz. Nikt nie zanotował większej liczby przechwytów. To rekordy, które niełatwo będzie komukolwiek poprawić, trudno dziś bowiem o zawodników porównywalnie niezniszczalnych. Przez 19 lat spędzonych na parkietach NBA Stockton opuścił tylko 22 spotkania. Był niesłychanym wręcz twardzielem, który nie unikał nieczystych sztuczek względem przeciwników. Porównywano go nawet pod tym względem z Dennisem Rodmanem. Choć poza boiskiem sprawiał wrażenie najspokojniejszego jegomościa pod słońcem. Zupełnie niepozornego, pozbawionego charyzmy.

Stockton podjeżdżał na mecz mini-vanem razem z dziećmi, a potem wchodził na parkiet i lał nas po dupie

Chris Webber

Stockton nie unikał odpowiedzialności za zespół w trudnych momentach. W szóstym meczu finałów Konferencji Zachodniej w 1997 roku to on trafił kluczową trójkę, zapewniając ekipie Jazz pierwszy w jej historii udział w finałach NBA. – Nie szło nam najlepiej w tamtym spotkaniu. Przegrywaliśmy. Ale trener podczas każdej przerwy powtarzał nam: “nie poddawajcie się, walczcie, jesteście coraz bliżej” – wspominał obrońca. – No i się udało.

Utah Jazz 103:100 Houston Rockets (6. mecz finałów Konferencji Zachodniej 1997)

Problem w tym, że w finałach NBA czekali wszechmocni Chicago Bulls. Rok później również. Niechęć do “Byków” chyba wciąż siedzi w Stocktonie, ponieważ na zaproszenie do udziału w serialu “Ostatni taniec” obrońca odpowiedział: – Nie będę brał udziału w materiale promującym Jordana.

John Stockton – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 2
  • mecze w play-offach: 182 (35,2 minuty na mecz)
  • punkty: 2436 (13,4)
  • zbiórki: 608 (3,3)
  • asysty: 1839 (10,1)
  • przechwyty: 338 (1,9)
  • bloki: 50 (0,3)
  • straty: 517 (2,8)
  • PER (Player Efficiency Rating): 19,8

2. KARL MALONE

Długowieczność. Nieprawdopodobne przygotowanie fizyczne. Odporność na urazy niemalże do samego końca kariery. Może niezbyt efektowna, ale diablo skuteczna postawa w ataku. Co najmniej solidna gra w defensywie. Doprawdy trudno znaleźć jakieś poważne luki, jeżeli chodzi o koszykarskie wyszkolenie Karla Malone’a. Na dodatek “The Mailman” stale miał u swego boku jednego z najwybitniejszych rozgrywających w dziejach, który w każdym meczu dokarmiał go znakomitymi podaniami. A mimo to właśnie Malone stał się ofiarą być może najsłynniejszej trash-talkowej linijki w historii NBA…

“Listonosz nie doręcza w niedziele”

Scottie Pippen

Karl na parkietach NBA spędził blisko 20 lat. Do finałów dotarł trzy razy – dwukrotnie jako lider Utah Jazz, a także w ostatnim sezonie swojej kariery, gdy desperacko szukał szansy na mistrzowski pierścień u boku Kobe’ego Bryanta i Shaquille’a O’Neala w Los Angeles Lakers. Problem w tym, że konflikt na linii Kobe – Shaq przybrał już wówczas na sile do tego stopnia, iż przekreślił szanse Lakersów na tytuł. Na dodatek Malone’a dogonił czas – silny skrzydłowy rozsypał się zdrowotnie. Z kolei w latach 1997-1998 na drodze Jazz stawali nieuchwytni Chicago Bulls z Michaelem Jordanem na czele.

Ekipa z Salt Lake City miała w trakcie finałowych konfrontacji z “Bykami” swoje momenty. Chwilami wydawało się, że Jazz mają już przeciwników na widelcu. Ale wtedy Bulls zawsze wskakiwali na jeszcze wyższy poziom, nieosiągalny dla zawodników z Utah.

Chicago Bulls 87:86 Utah Jazz (6. mecz finałów NBA 1998)

1997 rok? W piątym meczu serii chory Michael Jordan zapewnia swojej drużynie dwupunktowy triumf, a dwa dni później niepozorny Steve Kerr zamyka serię swoim niezapomnianym rzutem dystansowym. 1998? Jazz zaczynają od zwycięstwa, ale tylko po to, by w trzech następnych spotkaniach przyjąć oklep. Mecz numer dwa przegrywają 54:96. Nigdy wcześniej ani nigdy później żaden zespół nie przegrał meczu w finałach NBA aż tak wysoko. Na dodatek w wielu kulminacyjnych momentach Malone – na ogół zachowujący zimną krew w końcówkach – pudłuje rzuty wolne, traci posiadania. Spala się.

Bulls narzucali swoim rywalom tak wysoki poziom, że potrzeba było absolutnej perfekcji w każdym elemencie gry, by sprostać wyzwaniu. Jazz – z samym Malone’em na czele – popełniali mimo wszystko zbyt wiele błędów, by stracić ekipę z Illinois z piedestału.

Karl Malone – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 3
  • mecze w play-offach: 193 (41,0 minut na mecz)
  • punkty: 4761 (24,7)
  • zbiórki: 2062 (10,7)
  • asysty: 610 (3,2)
  • przechwyty: 258 (1,3)
  • bloki: 135 (0,7)
  • straty: 550 (2,8)
  • PER (Player Efficiency Rating): 21,1

1. ELGIN BAYLOR

Nie jest prawdą, iż Elgin Baylor nigdy nie wywalczył mistrzowskiego pierścienia. Otrzymał takowy w 1972 roku, gdy Los Angeles Lakers, z którymi pozostawał związany przez całą zawodową karierę, wywalczyli tytuł po triumfie 4:1 nad New York Knicks. Zapytacie zatem: co w Baylor w ogóle robi w tym zestawieniu? Cóż, prawda jest taka, iż trofeum przyznano mu raczej w uznaniu zasług, jakie położył dla klubu i całej ligi. Zniszczony kontuzjami skrzydłowy w sezonie 1971/72 rozegrał bowiem zaledwie dziewięć meczów w sezonie zasadniczym, a w play-offach nie wystąpił wcale. Niewiele osób w ogóle zdawało sobie sprawę, iż koszykarza w jakikolwiek sposób nagrodzono za tak niewielki wkład w mistrzostwo Lakers. Sprawa wyszła na jaw dopiero wówczas, gdy Baylor wystawił pierścień na aukcję. Oficjalne źródła nie traktują go jako mistrza NBA. Co jest zrozumiałe, skoro zakończenie kariery ogłosił w listopadzie 1991 roku.

Jerry West do dzisiaj mi powtarza, że najbardziej mu żal, iż nie mogliśmy się dzielić radością z mistrzostwa

Elgin Baylor w autobiografii “Hang time”

Powiedzieć, że Baylor był blisko wygrania ligi, to nic nie powiedzieć.

Mówimy o zawodniku absolutnie wybitnym. Jednym z tych, którzy swoimi zachowaniami i kreatywnością rewolucjonizowali koszykówkę. – Miał niesamowity instynkt strzelecki, ale równie niesamowite było jego wyczucie przestrzeni, jeżeli chodzi o zbiórki. Byłem w niego wpatrzony jak obrazek. Mecze w jego wykonaniu były jak nieustający ciąg widowiskowych zagrańopowiada o Baylorze jego wieloletni kolega z zespołu, Jerry West. – Dzisiaj, z całym szacunkiem dla obecnej generacji koszykarzy, często słyszę od młodych zawodników: “wychodzę, żeby zrobić show!”. Szczerze mówiąc, jeżeli chcesz coś takiego osiągnąć, to musisz najpierw pokazać coś, czego reszta ligi naprawdę nie potrafi zrobić. Elgin Baylor nigdy niczego nie zapowiadał. Wychodził na parkiet i był po prostu sobą. Grał tak, jak nikt inny nie umiał. Na tym polegała widowiskowość jego stylu.

Siedem razy Baylor dotarł do finałów NBA. Siedem. Za każdym razem kończył rywalizację na tarczy. Nawet w 1962 roku, kiedy Lakers prowadzili ze swoimi odwiecznymi rywalami, Boston Celtics, 2:1 a potem 3:2. W piątym meczu serii Baylor poprowadził swój zespół do triumfu zdobywając aż 61 punktów, co do dzisiaj pozostaje rekordowym wynikiem. W siódmym spotkaniu skrzydłowy zanotował “tylko” 41 oczek i 22 zbiórki. Celtics zwyciężyli po dogrywce.

Boston Celtics 110:107 Los Angeles Lakers (7. mecz finałów NBA 1962)

Russella nie dało się pokonać wspominał Baylor. – Jego koncentracja była niewiarygodna. W momencie, gdy zaczynał się mecz, coś się w nim zmieniało. Nigdy nie słyszałeś, żeby ta maszyna zaczynała rzęzić. Więc gdy cokolwiek się wokół niego działo, nie przejmował się tym. Wielu zawodników, naprawdę utalentowanych zawodników, pod presją podejmuje złe decyzje, zapomina o defensywie. Russellowi się to nie zdarzało.

Elgin Baylor – statystyki w play-offach:
  • występy w finałach NBA: 7
  • mecze w play-offach: 134 (41,1 minuty na mecz)
  • punkty: 3623 (27,0)
  • zbiórki: 1724 (12,9)
  • asysty: 541 (4,0)
  • przechwyty: –
  • bloki: –
  • straty: –
  • PER (Player Efficiency Rating): 21,8

Najlepsi aktywni zawodnicy, którzy nie zdobyli jeszcze mistrzowskiego pierścienia

Kto się nie załapał do rankingu? Można długo wyliczać nazwiska z przeszłości. Max Zaslofsky, Larry Foust, Yao Ming, Dave Bing, Penny Hardaway, Joe Johnson, Walt Bellamy, Brandon Roy, Tom Chambers, Brad Daugherty, Mark Price, Ralph Sampson, Kevin Johnson, Drażen Petrović, Arvydas Sabonis, Terry Porter, Walter Davis, Rudy LaRusso, Marques Johnson, Deron Williams, Tim Hardaway, LaMarcus Aldridge, Lenny Wilkens, Amar’e Stoudemire… Konkretna lista. No ale jakiejś selekcji musieliśmy dokonać. Jako się rzekło, przy tworzeniu zestawienia nie braliśmy pod uwagę aktywnych graczy.

Choć kilku pewnie wymarzonego pierścienia już nie dogoni:

  • Carmelo Anthony (Portland Trail Blazers) – 37 lat, w lidze od 2003 roku
  • Chris Paul (Phoenix Suns) – 36 lat, w lidze od 2005 roku
  • Russell Westbrook (Washington Wizards) – 33 lata, w lidze od 2008 roku
  • Derrick Rose (New York Knicks) – 33 lata, w lidze od 2008 roku
  • Blake Griffin (Brooklyn Nets) – 32 lata, w lidze od 2009 roku
  • James Harden (Brooklyn Nets) – 32 lata, w lidze od 2009 roku
  • Jimmy Butler (Miami Heat) – 32 lata, w lidze od 2011 roku
  • Paul George (Los Angeles Clippers) – 31 lat, w lidze od 2010 roku
  • Damian Lillard (Portland Trail Blazers) – 31 lat, w lidze od 2012 roku

A z graczy przed trzydziestką można jeszcze wspomnieć Nikolę Jokicia, Joela Embiida, Giannisa Antetokounmpo… Choć ten ostatni lada dzień może się wypisać z podobnego rodzaju rankingów. On albo Chris Paul. Rozgrywający Phoenix Suns naturalnie ma przed sobą znacznie mniej czasu na ozłocenie swojej fantastycznej kariery, ale na ten moment wszystkie znaki wskazują jednak na Giannisa. Milwaukee Bucks są na fali wznoszącej.

Na koniec zostawiamy przed wami pytanie.

fot. NewsPix.pl / NBA.com

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Koszykówka

Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
58
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Komentarze

20 komentarzy

Loading...