Reklama

Jagiełło: Balotelli? Po jego wejściu Monza grała jakby w dziewięciu!

redakcja

Autor:redakcja

19 maja 2021, 13:27 • 8 min czytania 16 komentarzy

Jak ocenia swój sezon w Serie B? W którym momencie zrozumiał, że ta liga jest lepsza niż Ekstraklasa? Jak Mario Balotelli przestał grać po czerwonej kartce dla swojego kolegi z Monzy? Co sądzi o Goranie Pandevie? Dlaczego Jakub Łabojko nie mógł podpisać kontraktu siedemnastego dnia miesiąca? Jakie przesądy ma Massimo Cellino, prezydent Brescii, i jakie dziwactwa się z tym wiążą? Czy wróci do Genui? Na te i na inne pytania w barwnej rozmowie z nami odpowiada piłkarz Genoi i Brescii, Filip Jagiełło. Zapraszamy. 

Jagiełło: Balotelli? Po jego wejściu Monza grała jakby w dziewięciu!
Mimo że skończyliście sezon nadal trenujecie. Dlaczego?

Klasyczne roztrenowanie. Mamy być w klubie tylko do piątku, ale nasz prezydent jest taki, że jak któregoś dnia wstanie nie tą nogą co trzeba, to może się okazać, że będziemy trenować jeszcze w przyszłym tygodniu. Sam więc nie wiem jak to będzie (śmiech).

A może zdenerwowany po braku awansu?

Nie, nie tyle zdenerwowany. Bardziej chodzi o to że mielibyśmy za dużo wolnego. Myślę, że tak do początku lipca. Prezydent nie chce zgadzać się na tyle wakacji, ale zobaczymy. Na teraz, na tę godzinę, w piątek się rozjeżdżamy.

Massimo Cellino jest ekscentrycznym prezydentem?

Specyficzny człowiek. Nie mogę nic powiedzieć, sam wiesz… Wydaje mi się, że we Włoszech wszyscy prezydenci klubów są ekscentryczni. Nie mówię, że źli czy przerażający, ale charakterystyczni.

Wystarczy spojrzeć, jak często Cellino zmienia trenerów. 

Każdy sam sobie odpowie. Przyjeżdża co dwa-trzy dni na treningi, nie można powiedzieć o nim źle, ale ma swoje widzimisię i dziwne pomysły. Chociażby to, że nie lubi numeru siedemnaście. Opowiem anegdotkę. Kuba Łabojko miał podpisywać kontrakt siedemnastego września. Nie mógł tego zrobić, bo prezydentowi to nie odpowiadało, więc Kuba musiał czekać z parafką jeden dzień. Albo graliśmy z Empoli 17 kwietnia i wszyscy rezerwowi musieli mieć nałożone takie fioletowe majtki do pływania, bo według jego przesądów pechową siedemnastkę eliminuje szczęśliwy kolor fioletowy.

Reklama
Byliście w barażach, przegraliście z Cittadellą. Czego zabrakło, żeby awansować w tym sezonie? 

Bardzo słabo zaczęliśmy ten sezon, zgubiliśmy dużo punktów już na samym jego początku. W połowie kampanii rozmawialiśmy bardziej o zapewnieniu sobie spokojnego utrzymania niż dostaniu się do pfazy lay-off. Wtedy jednak przyszedł Pep Clotet. Poustawiał nas bardzo fajnie. Ma świetny warsztat treningowy. Jest młody, ale już doświadczony, bo pracował w dobrych klubach w Anglii. Miał pomysł, dobre podejście i to zaczęło przekonująco wyglądać.

CASHBACK 500 PLN NA START W FUKSIARZ.PL. ZGARNIJ NAJWYŻSZY BONUS BEZ OBROTU!

Myślę, że to był główny czynnik, wcześniej brakowało nam stabilizacji. Przyszedłem do Brescii, podpisałem kontrakt, był jeden trener. Dwa dni później był już inny szkoleniowiec. Po miesiącu trzeci. Zmiany nie pomagały, bo każdy miał inną koncepcję i filozofię gry. Zawirowania mąciły, brakowało nam spokoju. Ciągły zmiany taktyki, rotowania składem negatywnie na nas wpływały.

W Genoi też często zmieniali się trenerzy. Ba, w Polsce też jest to plagą. 

Nie, nie, we Włoszech to jest na większą skalę. W dwa lata miałem sześciu trenerów. Tracę rachubę. W Zagłębiu tylu miałem przez sześć-siedem lat.

Jak oceniasz swój sezon w Serie B?

Szkoda, że wcześniej nie graliśmy tak jak od lutego do końca sezonu. W tym okresie byliśmy drugą albo trzecią najlepszą drużyną w lidze. Fajnie graliśmy w piłkę. Jeśli szybciej weszlibyśmy na ten poziom, to walczylibyśmy o bezpośredni awans. Potrzebowałem tego roku, żeby oswoić się z włoską piłką. Miałem taki moment, że wątpiłem w siłę tej ligi, bo myślałem, że Serie B jest słabsza od Ekstraklasy, ale grając tu, stanowczo zmieniłem zdanie. Zrobiłem krok w tył. Słyszałem od wszystkich dyrektorów, że Serie B jest bardzo ważna dla Serie A i jeśli sobie tam poradzę, to nie będę miał problemów w Serie A. Liczby miałem fajne. Fajnie się pokazałem. Mam nadzieję, że przyszły rok będzie jeszcze lepszy, bo to nie był najlepszy sezon, na jaki mnie stać. Mogę mieć więcej meczów z golem czy asystą na koncie.

Duża przepaść między Serie B a Ekstraklasą?

Nie powiem, że ogromna, ale w Serie B grają lepsi piłkarze. Jest tutaj wielu zawodników z wielką czysto piłkarską jakością, z wyśmienitym dryblingiem, ze świetnym podaniem. Zrobiło to na mnie wrażenie. Myślałem, że poziom piłkarzy będzie porównywalny, ale tak nie jest. W każdej drużynie jest dwóch-trzech wielkich liderów. Dwóch-trzech totalnych kozaków, którzy w Ekstraklasie byliby gwiazdami ligi i odchodziliby po sześciu miesiącach, a w Serie B mają godnych sobie konkurentów. Super gracze. Poza tym między Serie B a Ekstraklasą jest przepaść w kwestii taktycznej. Nie ma co porównywać.

Reklama
Prawie wszyscy tak mówią. 

Grając na pozycji numer dziesięć, żeby znaleźć sobie przestrzeń między liniami i odwrócić się z piłką przy nodze, to naprawdę musisz się postarać, dobrze się ustawić, wyczuć moment. W Ekstraklasie czasami stoisz pod własną bramką i masz tyle przestrzeni, że za pięć sekund jesteś już pod bramką przeciwnika. Tak wyglądają całe mecze, mnóstwo jest na boisku miejsca.

Jak wprowadził się Jakub Łabojko?

Jesteśmy sąsiadami. Mieszkamy drzwi w drzwi. Na początku było mu ciężko, pomagałem mu z językiem, ale już się normuje – coraz więcej rozumie, coraz więcej rozmawia. Też powiedział mi, że nie spodziewał się, że Serie B jest tak mocna.

Szatnia włoska i szatnia polska znacząco się różnią?

W Polsce jest wyjątkowo. Ekstraklasowe szatnie potrafią być bardzo rodzinne. Czujesz się w nich czasami jak w domu. We Włoszech jest inaczej – trening, robota i każdy jedzie w swoją stronę.

Całe szczęście, że jesteście we dwóch. 

No, to prawda.

Jak wspominasz mecze z Monzą? Dream team na warunki Serie B. Boateng, Balotelli…

W pierwszym meczu grali tylko oni, my patrzyliśmy. I ciężko, żeby było inaczej, bo naprawdę byliśmy wtedy słabi. Teraz, dwa tygodnie temu, to był już zupełnie inny mecz. Monza była pod ścianą, musieli wygrać, my tylko mogliśmy i było mocno wyrównanie. Oni mogli wygrać, bo mieli sytuacje. My mogliśmy szybciej strzelić, ale nie zrobiliśmy tego. Sytuacja zmieniła się po czerwonej kartce.

Co zapamiętałeś z zachowania Mario Balotellego i Kevina-Prince’a Boatenga?

Kiedy dostali czerwoną kartkę, nie grali w dziesięciu, tylko w dziewięciu, bo Balotelli też nie zamierzał grać!

Muszę cię spytać o jeszcze jedną gwiazdę – o Gorana Pandeva. 

Goran Pandev to mega zawodnik. Chyba najlepszy, z jakim grałem, a nawet na pewno. No i super człowiek. Tyle, ile mi pomógł, doradził, to nie jestem w stanie nawet tego opowiedzieć. Byłem młodym, zagubionym Polakiem, który przyjechał z małego nieznanego mu klubiku w Polsce, a on traktował mnie świetnie. W okresie, kiedy nie grałem, wspierał mnie na treningach, podbudowywał mnie ciepłym słowem. Mieszkał obok mnie, byliśmy sąsiadami, więc jak się widywaliśmy, zapytał zawsze, co tam, jak tam rodzina, jak się czuję. Wprowadzał cudowny klimat. Dużo można o nim mówić, a każdy wie, że zawodnikiem był wybitnym. Z premedytacją mówię, że był, ale nie mam wątpliwości, że jeśli odszedłby do większego klubu niż Genoa, to dalej spokojnie dawałby sobie radę. Umiejętności ma rewelacyjne.

Wiele razy mówiłem, że kiedy nie grałem, czułem się lepszy od wielu piłkarzy Genoi, tak od Gorana Pandeva nie czułem się lepszy w żadnym aspekcie. Zdecydowanie, jeszcze dużo mi do niego brakuje, wiele się od niego można było nauczyć i to nie tylko pod względem piłkarskim. Wspaniały człowiek.

Trochę liznąłeś wielkiej piłki. 

Zagrałem ostatnie sześć-siedem meczów. Wypadłem dobrze. Pomogłem Genoi utrzymać się w Serie A, ale to nie pozwoliło mi zostać. Po sezonie trenera i dyrektora wywalili, przyszli nowi, pościągali swoich zawodników, dyrektor mnie nie znał i nie namawiał mnie do pozostania. Nie czułem się chciany, nikt nie przekonywał mnie, żebym został i walczył o skład. A jeszcze tak się złożyło, że wyjechałem, wróciłem i złapałem kontuzję. Do klubu nawet nie pojechałem, tylko dostałem telefon, że mogę odejść do Brescii. To, że pokazałem się dobrze w Serie A, to nic nie znaczyło, ale takie jest życie.

We Włoszech poznałeś agresywny styl bronienia włoskich defensorów?

Ciężej grało mi się w Serie B niż w Serie A. Po pierwszym meczu, jak wróciłem do domu, powiedziałem do dziewczyny:

– Masakra, co mnie pokopali.

Siniak na siniaku. Tyle agresywności było w meczu, że to masakra. Serie B jest dużo bardziej agresywna i brutalna niż Serie A. Wielu jest tu takich twardzieli, którzy lubią pokopać po kostkach.

Tak jak w Anglii. 

Serie A jest bardziej techniczna i taktyczna. W Serie B też jest technika, też jest taktyka, ale dużo jest tutaj nieprzyjemnej gry.

Jak rysuje się przyszłość? Jest jakiś kontakt z Genoą?

Nie wiem, żadnego kontaktu, nie mam pojęcia. Mam jeszcze dwuletni kontrakt. Wydaje mi się, że zacznę z nimi przygotowania, a co dalej będzie, to nie wiem. Czy będą chcieli, żebym został i grał dla nich, czy coś innego, teraz tego nie przewidzę. Wiem na pewno za to, że nie chcę iść już na żadne wypożyczenie. Jak już odejść, to definitywnie i ustabilizować sytuację, bo rokroczne przenoszenie się z klubu do klubu, to nie jest to, czego chcę.

No i pewnie chciałbyś zaczepić się gdzieś w Serie A. 

Ambicje mam takie, że chciałbym iść wyżej niż Serie B, chciałbym grać w najwyższej klasie rozgrywkowej, ale jak to będzie? Kto to wie. Jeżeli nie Serie A, to może coś innego uda się znaleźć.

Dochodzą cię głosy o jakichś ofertach i zainteresowaniach?

Rozmawiałem wielokrotnie z moimi menadżerami i mówili mi, żebym był spokojny, bo wyglądam na tyle dobrze i wykręcam na tyle przekonujące liczby, że powinno się coś znaleźć. Ale wiesz, jak to w życiu, do momentu, kiedy nie będę pewny swojej przyszłości, nic nie wiadomo.

ROZMWIAŁ WOJCIECH PIELA

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

16 komentarzy

Loading...