Grubą przesadą byłoby porównywanie meczu Resovii z Widzewem do starcia Dawida z Goliatem, ale nie ulega wątpliwości, że to drużyny, które znajdują się na kompletnie innych biegunach. Ekipa z Podkarpacia zrobiła awans trochę ponad stan, nie była gotowa na pierwszą ligę, uratowała się zimowymi wzmocnieniami. Widzew dysponuje pokaźnym jak na pierwszoligowe warunki budżetem, celował od początku w awans, jest wielkim klubem… Już pewnie łapiecie, że skoro zaczynamy w ten sposób, Widzew dostał dziś w trąbę.
Resovia – Widzew. Do pierwszej bramki to łodzianie panowali
Marcin Broniszewski pozostawił na ławce Marcina Robaka, do składu wrócił za to Jakub Wrąbel. Przed meczem kibice Widzewa mogli więc odetchnąć z ulgą – zastępujący go Kurdjavcevs spisywał się baaardzo niepewnie, a Wrąbel to jeden z nielicznych zawodników, do których trudno mieć pretensje. Także i za ten mecz. Nawet jeśli przy bramce mógł się zachować lepiej. Choć zdania są podzielone – jedni stwierdzą, że nic się nie dało zrobić, drudzy skontrują, że skoro piłka wpada tuż obok bezradnego bramkarza, trzeba było ją wybronić.
No dobra, ale do konkretów. Mowa o golu Hebla, który wykonywał rzut wolny. Strzelał? Absolutnie nie. Była to klasyczna wrzutka z bocznej strefy boiska w myśl „nawet jak żaden z naszych nie dotknie, to i tak piłka pójdzie w bramkę”. I dokładnie tak było – aspiracje do przecięcia dośrodkowania zgłosiło dwóch zawodników Resovii. To na nich skupił się Wrąbel. Żaden z nich kontaktu z piłką nie zaliczył, bramkarz Widzewa mógł po chwili już tylko rozłożyć ręce.
A do momentu tego trafienia to Widzew sprawiał lepsze wrażenie. Ba, powinien wręcz prowadzić – choć żadnej typowej setki nie miał, to skala zamieszania, jakie powstało pod bramką Resovii, mogła robić wrażenie. Było to zamieszanie spowodowane głównie stałymi fragmentami gry:
- Tanżyna (zupełnie niekryty przed polem karnym!) wbiegł sobie pod bramkę bez jakiejkolwiek asekuracji, świetną interwencję po jego strzale zaliczył Dybowski,
- rzut rożny, oddalone zagrożenie, strzał, odbita piłka, po tym małym chaosie Tomczyk ma sam na sam (nie dość, że je zmarnował, to jeszcze był na spalonym)
- Dybowski zbił dośrodkowanie z rogu przed siebie, piłka spadła pod nogi Ameyawa – miał masę miejsca, bramkarz był spóźniony, idealna sytuacja na gola została wykończona niecelnym strzałem,
- rzut z autu do Tomczyka, ten pokazuje klasę – bierze obrońce na plecy, przyjmuje sobie piłkę, odwraca się, uderza w poprzeczkę – zabrakło niewiele, spryt napastnika docenić wypada docenić,
- znów odbita piłka, znów sporo miejsca dla strzelca (tym razem jest nim Kosakiewicz), piłka znów mija linię końcową po niecelnym uderzeniu.
Sami widzicie – całkiem sporo tego. Jeśli Resovia przegrywałaby po tej nawałnicy 2:0, nie mogłaby mieć pretensji o brak sprawiedliwości dziejowej. Ale w końcu strzeliła gola. I choć szczęście pomogło, to po tym trafieniu oglądaliśmy już zupełnie inny obraz meczu.
Druga połowa? Klasa Resovii
W drugiej połowie wszedł Robak, ale ofensywa Widzewa wcale się nie ogarnęła. Przeciwnie – oglądaliśmy jakieś pojedyncze zrywy Kuna, były piłki wrzucane na chaos, ale niewiele z tego wynikało. Najgroźniejsza akcja Widzewa? Robak przedłużył dośrodkowanie, zrobił to za mocno, Tanżyna doszedł do główki, lecz nie bardzo miał z czego uderzyć. W samej pierwszej połowie były ze cztery lepsze sytuacje.
Imponowała za to Resovia, która nabrała pewności siebie. Mogła mieć rywala na deskach już w 72. minucie, gdy na przebój w pole karne wpadł Adamski i został wycięty przez Stępińskiego. Decyzja mogła być tylko jedna – rzut karny. Podszedł do niego Wróbel, uderzył przy słupku, ale jednak za lekko. Wrąbel przeczytał jego intencje i zdążył z interwencją.
Widzew wciąż był w grze, ale Widzew… niewiele potrafił z tym fantem zrobić. A Resovia korzystała. Wróbel wszedł odważnie prawą stroną po stracie pod polem karnym i próbował pokonać bramkarza z ostrego rogu. Była możliwość wyprowadzenia kontry 1 na 1, lecz Wróbel trochę spanikował, oddał piłkę do boku, czym spowolnił akcję. Wreszcie – była też kontra Zdybowicza, który w samej końcówce walnął sprzed pola karnego i dobił łódzkiego rywala.
Co ten wynik oznacza dla Resovii? Przede wszystkim spokój. Zespół z Podkarpacia odskoczył GKS-owi Bełchatów na osiem punktów, jego byt jest już praktycznie niezagrożony. Widzew miał wiosną moment, w którym wydawało się, że jeszcze zaatakuje pierwszą szóstkę, ale w ostatnich siedmiu meczach wygrał tylko raz. Przy takim punktowaniu ambicje awansu należy odłożyć o co najmniej rok.
Resovia Rzeszów – Widzew Łódź 2:0 (1:0)
32’ Hebel, 90+1’ Zdybowicz
Fot. FotoPyK