Reklama

Janicki odmienił obronę Podbeskidzia. Wisła ma czego żałować?

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

05 kwietnia 2021, 12:26 • 4 min czytania 4 komentarze

Rafał Janicki przechodząc do Podbeskidzia Bielsko-Biała miał ostatnią szansę, żeby uratować miejsce w Ekstraklasie. Wiadomo, nasza liga to nie F1 – „foteli” do obsadzenia jest trochę więcej, zwłaszcza że za moment liga zostanie powiększona. Ciężko było jednak spodziewać się, że ktoś jeszcze sięgnie po tego stopera, jeśli i pod Klimczokiem zawiedzie. Weryfikacja byłaby już zbyt bolesna. Ale Janicki podszedł do tematu na poważnie. Skoro to ostatnia szansa, to trzeba dać z siebie wszystko. No i dał.

Janicki odmienił obronę Podbeskidzia. Wisła ma czego żałować?

Czy kibice Wisły Kraków będą panicznie obawiać się tego, co w meczu z „Białą Gwiazdą” zrobi Rafał Janicki? No, aż tak to nie, ale kiedy stoper opuszczał stolicę Małopolski, niewiele osób spodziewało się, że będzie można za nim zatęsknić. Tymczasem kiedy w Krakowie zaczęły się problemy ze stoperami i trzeba było sięgać po Souleymane’a Kone, a Janicki momentalnie stał się liderem defensywy „Górali”, można było zadać pytanie:

Kurcze, a może lepiej byłoby Janickiego w Krakowie zostawić?

Rafał Janicki – rycerz wiosny

Oczywiście, ktoś powie – a kto mógł przewidzieć, że nagle obrońca wróci do solidnej ligowej średniej? Średniej, która w Bielsku pozwala na zostanie kimś więcej niż tylko jednym z wielu? Wiadomo – pewnie nikt. Chociaż z drugiej strony Janicki już rok temu dawał sygnały, że może jednak nie jest do końca stracony. Po rundzie wiosennej pisaliśmy o nim tak:

„Mimo to wiosną Janicki odbił się od dna. Nie to, żebyśmy się nim zachwycali i forsowali u Jerzego Brzęczka wysłanie powołania, ale wychowanek Chemika Police znów zaczął być solidnym ligowym stoperem. Wpadki ciągle mu się zdarzają, że wspomnimy o wybitnie nieudanym meczu w Gliwicach, jednak większość jego tegorocznych występów to przyzwoity ekstraklasowy poziom. Na piętnaście meczów raptem w czterech przypadkach otrzymał u nas notę poniżej wyjściowej (średnia 4,86). Dla porównania: jesienią w osiemnastu spotkaniach zdarzyło mu się to aż dziesięć razy (średnia 4,22). Nie przez przypadek w podobnym czasie Wisła podźwignęła się z kryzysu i zaczęła znacznie lepiej punktować”.

Reklama

Jesienią znów było słabiej. Noty od nas to:

  • 4
  • 3
  • 5
  • 2

Potem był już zjazd do bazy i oglądanie meczów z ławki lub sprzed telewizora. Ale teraz akcje Rafała znów idą w górę.

W Bielsku-Białej bronią znacznie lepiej

W Podbeskidziu nie zszedł jeszcze poniżej „czwórki” w naszym dzienniczku. I była to ocena za pierwszy mecz po kontuzji, więc można było to Janickiemu wybaczyć. Niemniej po siedmiu spotkaniach w barwach beniaminka Ekstraklasy jego średnia not to 5,28. Nie mówi to rzecz jasna wszystkiego o formie Janickiego, ale mówi sporo. Bo gdyby stoper Podbeskidzia zawalał mecz za meczem, jego oceny byłyby znacznie niższe. Tymczasem nie dość, że nie zawala, to jeszcze daje coś ekstra z przodu.

  • Prowadzenie z Legią (skończyło się na 1:0, +3 punkty)
  • Prowadzenie z Jagą (skończyło się na 1:1, +1 punkt)

Jesienią raczej przyzwyczailiśmy się do tego, że jeśli już obrońcy Podbeskidzia mieli jakiś wpływ na dorobek punktowy swojego zespołu, to raczej w drugą stronę. Teraz wszystko się zmieniło. Nie tylko za sprawą Janickiego, ale – nie ukrywajmy – w dużej mierze dzięki niemu. Wystarczy porównać to, jak „Górale” tracili bramki przed i po przyjściu byłego obrońcy Wisły.

  • Podbeskidzie przed Janickim: średnio 2,71 straconych goli na mecz
  • Podbeskidzie z Janickim: średnio 1,25 straconych goli na mecz

Kolosalna różnica. Bielszczanie nie zanotowali już żadnej kompromitacji. A przecież warto dodać, że Rafała zabrakło w jednym ze spotkań, więc na dobrą sprawę jego bilans to siedem meczów i ledwie osiem straconych przez Podbeskidzie goli.

Podbeskidzie chce zaskoczyć Wisłę

Utrzymanie się w lidze wymaga jednak czegoś więcej niż odbudowy Rafała Janickiego. I o ile „Górale” zaczęli kapitalnie, bo od dwóch wygranych, tak z biegiem czasu jest coraz trochę słabiej. Passa czterech meczów bez porażki błyskawicznie przerodziła się w serię sześciu meczów bez zwycięstwa. Od ostatniego triumfu bielszczan w lidze minęły już prawie dwa miesiące.

Reklama

Czas najwyższy to zmienić, bo rywale nie śpią.

Warto dodać, że obecna seria Podbeskidzia jest najdłuższą w tym sezonie. Nawet za czasów zwolnionego Krzysztofa Brede, drużyna nie pozostawała bez wygranej przez tak długi okres. I nie chcemy krytykować Roberta Kasperczyka, jednak gdy patrzymy w jego CV, to i jemu z takiej passy nie udawało się do tej pory wydostać. Zwykle marazm trwał pięć spotkań i basta. W zasadzie tak długa seria niepowodzeń przydarzyła mu się tylko raz – kiedy wyleciał z Bielska-Białej po 15 ligowych meczach (+1 w Pucharze Polski) bez wygranej z rzędu.

Powtórki z rozrywki nie życzymy, a i sam zainteresowany zdaje się woli jej uniknąć. Dlatego, z tego co słyszymy, w składzie Podbeskidzia można spodziewać się dziś wielu niespodzianek. W sparingu ze słowacką Karviną ćwiczono grę trójką z tyłu, z Sitkiem w ataku.

Cóż, jesteśmy ciekawi, jak wypali to przeciwko słynnemu gegenpressingowi Wisły.

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Grał przeciwko Realowi i Barcelonie, jest testowany przez Arkę

Szymon Piórek
0
Grał przeciwko Realowi i Barcelonie, jest testowany przez Arkę

Ekstraklasa

Komentarze

4 komentarze

Loading...