Utarło się, że Warta to jedna z najbardziej defensywnych drużyn w lidze, która wygrywa mecze głównie dobrą organizacją gry. I słusznie, bo rzeczywiście tak było. Jednocześnie parokrotnie zastanawialiśmy się, co będzie, gdy Warta przyklepie już utrzymanie i zacznie wymyślać siebie na nowo pod kątem przyszłego sezonu. Narzucało się przede wszystkim jedno pytanie – czy przesunie więcej akcentów do ofensywy?
Nie wiemy, czy mecz z Górnikiem wyznaczy kierunek, w jakim podąży Warta. Wiemy natomiast, że podopieczni Tworka nijak nie przypominali dziś ekipy grającej w stylu „zabijamy mecz a potem jeden do zerka”. Owszem, w defensywie wciąż było bardzo dobrze (jeden celny strzał Górnika), ale dziś Warta szalała przede wszystkim z przodu.
Naprawdę – to była efektowna gra z rozmachem, odważna, bezkompromisowa. I Warcie należą się oklaski, nawet mimo faktu, że przy obu bramkach pomogli jej piłkarze Górnika.
przy pierwszym Paluszek, który zgubił piłkę pod nogą, a potem Janża, który był spóźniony o jakieś dwie minuty,
a potem Kubica, który wybił piłkę prosto pod nogi Kupczaka.
Mamy generalnie problem z oceną Paluszka, bo – abstrahując od wpadki przy golu – mieliśmy wrażenie, że chłop jest jednym z najlepszych na boisku. Zaliczył sporo udanych interwencji, a jednocześnie kluczowego babola i został zmieniony w przerwie (choć raczej ze względów taktycznych, bo Brosz zmienił ustawienie). Waga tej wpadki była ogromna, stąd nota 4. Po jego błędzie zrobiła się ogromna luka pod polem karnym, Gryszkiewicz popędził z asekuracją i zostawił wolną strefę za sobą, Janża bujał w obłokach, a więc Joao Grzesik dopadł do piłki, zdążył ją sobie ustawić do strzału i wykończył z lewej nogi.
Kuzimski wykonał nieocenioną robotę przy bramce, ale co dziś zmarnował, to jego. Już w pierwszych minutach dostał na nogę patelnię (rzut z autu, świetne zgranie Ivanova), lecz walnął w boczną siatkę. Później prezent ofiarował mu Gryszkiewicz – idealne podanie na sam na sam, Chudy źle ustawiony, wystarczyło objechać bramkarza i włożyć do pustaka, no ale napastnik Warty źle przyjął piłkę. Miał jeszcze na nodze dobitkę strzału z kilku metrów, nie zdążył dobrze ułożyć stopy (choć był tam spalony). Słodko-gorzki występ, bez dwóch zdań.
Kuzimski nie włożył, włożył za to Kupczak. Jak wspomnieliśmy – dużą robotę wykonał tu Kubica, który źle wybił piłkę zagrywaną przez Baku. Środkowy pomocnik niewiele myślał, skorzystał z okazji, kopnął tuż przy słupku. Mieliśmy jeszcze strzał w słupek Żurawskiego, było wypuszczenie Grzesika na wolną pozycję (źle przyjął i z akcji nici), była kontra 2 na 1, którą zmarnował Baku, za mocno wypuszczając Rodrigueza. Sami widzicie – działo się.
I Warta pewnie cisnęłaby do samego końca po kolejne trafienia, gdyby nie fakt, że Górnik zdołał się raz odgryźć za sprawą Jimeneza. Kapitalna była to bramka Hiszpana (uderzenie sprzed pola karnego), nawet mimo faktu, że pomógł mu rykoszet. Jimenez był dziś strasznie niedokładny, zresztą cała ofensywa Górnika wyglądała mizernie. Rostkowski? Jak junior, nie odnalazł się na prawym wahadle. Manneh? Niczego nie stworzył. Janża? Sporo nieudanych zagrań, tyle dobrego, że zrehabilitował się przejęciem piłki przy golu na 2:1. Boakye? Jak zwykle. Wygląda na to, że to przypadek beznadziejny.
Zatem po trafieniu Górnika obejrzeliśmy starą Wartę – ostrożną, wycofaną, zdyscyplinowaną. Trzeba zrozumieć taką postawę, na szali leżały trzy punkty, które sprawiają, że Warta awansuje na siódme miejsce w tabeli i równa się punktami z Górnikiem, do czwartego Piasta traci tylko dwa oczka, jest o trzy punkty wyżej niż Lech. Już teraz podopieczni Tworka piszą wspaniałą historię. A do końca sezonu jeszcze daleko. Ta historia nie musi się jeszcze kończyć. Warta nie musi się wcale zatrzymywać.
Fot. FotoPyK