Reklama

Portugalczycy w 1. lidze. Skąd wziął się nowy trend transferowy?

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

08 marca 2021, 13:08 • 14 min czytania 5 komentarzy

Naszą piłką rządzą pewne trendy. Zwłaszcza jeśli chodzi o transfery oraz ich kierunek. Oprócz pewnych elementów stałych – zawsze jest kilku Słowaków czy Brazylijczyków, często łowi się piłkarzy według zasady: wyszło XYZ? To sprawdźmy sześciu jego rodaków. Czy właśnie dlatego Portugalczycy stali się trzecią najliczniej reprezentowaną nacją na zapleczu Ekstraklasy? Czy pierwszoligowcy oszaleli na punkcie tego narodu po tym, jak sukces odniósł Tiago Alves? Odpowiadamy – nie tylko. I wyjaśniamy, skąd nagła inwazja graczy z najbardziej odległego zakątka Półwyspu Iberyjskiego.

Portugalczycy w 1. lidze. Skąd wziął się nowy trend transferowy?

Portugalczycy w pierwszej lidze byli odkąd sięgamy pamięcią. To nie jest tak, że pojawili się jak za dotknięciem różdżki. Tyle że w poprzednich latach przybysze z tamtych stron świata byli raczej epizodami. Żeby nie powiedzieć – meteorytami. Jeden, góra dwóch piłkarzy. Dwóch przeważnie dlatego, że ściągano ich w komplecie. Jeden często dlatego, że jakiś piłkarz miał portugalski paszport, co załatwiało temat limitu obcokrajowców. Ale niesprawiedliwie byłoby ich do statystyk nie wliczać, bo w dużej mierze byli to piłkarze wychowani i ukształtowani w tym kraju.

Niemniej spójrzmy na suche liczby. Jeszcze dwa lata temu na zapleczu Ekstraklasy nie grał żaden Portugalczyk. Dziś jest ich siedmiu, głównie w dwóch koloniach – radomskiej oraz sosnowieckiej. Na tę nację postawiono też – choć nieco skromniej – w Kielcach oraz Nowym Sączu. Ale błędem byłoby zakładać, że wszystkie te ruchy mają wspólne źródło.

Zagłębie Sosnowiec – skauting w Portugalii

Zaglądamy do Zagłębia Dąbrowskiego. Tam projekt “Portugalia” to cały program, którym zarządza Fabio Ribeiro.

Od kiedy przyszedłem do Zagłębia, starałem się zmienić podejście do współpracy z menedżerami. Najpierw chciałem wyszukać zawodnika, przekonać się, że właśnie jego chciałbym sprowadzić, a dopiero potem nawiązać kontakt z agentem. Pracując w klubie, otrzymujesz mnóstwo ofert od menedżerów, którzy chcą sprzedać ci swojego zawodnika. Maile, telefony, wiadomości… Czasami to pomaga, możesz trafić na kogoś, kogo przeoczyłeś. Ale trzeba to odpowiednio filtrować – mówi nam koordynator międzynarodowej siatki skautingu sosnowieckiego klubu.

Reklama

Jak Zagłębie filtruje informacje i wyszukuje piłkarzy? – Mam w zespole 7-8 ludzi, z którymi pracuje nad stworzeniem silnej europejskiej sieci kontaktów, żeby wiedzieć i widzieć więcej. W Polsce też mamy silny oddział skautów, którymi kieruje Piotr Strzałkowski. On ma pod sobą 10-15 osób. Całością zarządza z kolei Robert Tomczyk, dzięki któremu nasze działania są możliwe. Ja rzecz jasna mam dobre kontakty na rynku portugalskim, ale mamy też skauta w tamtym kraju, który mocno z nami współpracuje. Cały klub mocno pracował nad letnim okienkiem transferowym, przygotowaliśmy je z półrocznym wyprzedzeniem. W poprzednim sezonie obejrzeliśmy 400 piłkarzy w Portugalii, Hiszpanii i innych ligach. Teraz mamy ich już ponad 2000. Pracujemy też z danymi. Naszym celem są piłkarze z drugiej i trzeciej ligi w tych krajach, bo tacy są skrojeni na nasz budżet.

Przeczytaj także:

Widać, że Zagłębie chce zminimalizować ryzyko. W przeszłości klub przecież pudłował. Pamiętamy (i chcemy zapomnieć) Nuno Malheiro. W Zagłębiu Dąbrowskim liczą, że takie błędy się nie powtórzą. Mają plan na to, żeby ściągać lepszych piłkarzy. Głodnych sukcesu. – Dla nich gra u nas musi być drogą do czegoś więcej. Przekonujemy zawodników, podając przykłady piłkarzy z niższych lig w Hiszpanii, którzy po przyjeździe do Polski otwierali sobie drzwi do sukcesu. Wielu z nich albo gra w Ekstraklasie, albo w klubach zagranicznych. Piłkarze, których sprowadziliśmy, mają ambicje, żeby pomóc Zagłębiu w awansie albo samemu się wypromować i trafić do wyższej ligi – twierdzi nasz rozmówca.

Fabio Ribeiro zdradza nam też klucz do całej sprawy. Dlaczego Portugalczycy chętnie wyjeżdżają nawet na zaplecze Ekstraklasy w Polsce, rezygnując z życia w ciekawym kraju i grze na tym samym poziomie rozgrywkowym?

– Dla rodzimych piłkarzy ciężko jest zrobić krok w kierunku gry w Lidze NOS. Przeskok jest bardzo trudny, bo kluby nie mają limitu obcokrajowców, więc chętnie ściągają piłkarzy z Ameryki Południowej. Portugalczyk może mieć niezłą jakość, ale i tak będzie na przegranej pozycji – zdradza szef zagranicznego skautingu Zagłębia.

Plusy? Cena. Minusy? Styl gry ligi

Obecnie w Sosnowcu jest trzech Portugalczyków. Goncalo Gregorio, Joao Oliveira oraz Martim Maia. Czy się sprawdzają? Jeden rabin powie tak, inny powie nie. Rzućmy okiem na liczby. Piłkarze z tego kraju mieli udział przy blisko 2/3 (62,5%) bramek sosnowieckiej ekipy.

Imię i nazwisko Minuty na boisku % czasu gry Gole Asysty Asysty II stopnia
Goncalo Gregorio 1103 64,5% 4 1
Joao Oliveira 1089 63,6% 3
Martim Maia 994 58,1% 1 1

Fabio Ribeiro wierzy w swoje wybory. – Obserwowaliśmy każdego z nich przez pół roku. Robiło to wiele osób, tak w Portugalii, jak i w Polsce. Mieliśmy feedback od trenerów, od ludzi, którym ufam. Stwierdziliśmy, że mają odpowiednią jakość. To były nasze “jedynki” na liście. W pierwszej lidze Portugalczycy mogą mieć jednak większy problem z grą niż w Ekstraklasie. Ta liga jest bardziej fizyczna, jest tu więcej pojedynków i agresji. Pracujemy nad tym z Martimem Maią, który jest defensywnym pomocnikiem i musi grać bardziej agresywnie. Porównujemy też ligi i dochodzimy do wniosku, że w Portugalii jest więcej taktyki. Musisz być czujny, dbać o przestrzenie, timing, o to, jak przesuwasz się z piłką. W Polsce jest więcej walki, tu trzeba ciężko pracować. Polscy piłkarze to pracusie i lubię obserwować to w meczach i podczas treningów.

Reklama

Nie wchodzimy w rolę adwokata, ale może coś w tym jest. Dopiero co analizowaliśmy przecież problemy technicznych zawodników w naszej “lidze przeszkadzaczy”. Goncalo Gregorio przychodził do Polski jako snajper, który w dwóch sezonach portugalskiej trzeciej ligi zdobył łącznie ponad 40 bramek, trafiał do siatki co 87 minut. Ruben Amorim (tak, ten Ruben Amorim) wziął go do rezerw Bragi właśnie z powodu jego skuteczności. Joao Oliveira przez lata grał na zapleczu Ligi NOS. Był podstawowym piłkarzem, nie trzeba było go odbudowywać. I oczywiście – dochodzi wątek ekonomiczny.

Goncalo Gregorio miał już momenty radości w Sosnowcu

Goncalo Gregorio po bramce dla Zagłębia Sosnowiec

Ludzie myślą, że dużo płacimy zagranicznym piłkarzom. Tak nie jest, czasami jak porównasz polskiego i zagranicznego zawodnika o podobnej jakości… Polak chce góry złota. Dlatego czasami lepiej sprawdzać zagraniczne kierunki. Budujemy stadion, chcemy wypracować stabilność i to przekonuje piłkarzy. Oni są tu szczęśliwi. Joao sprowadził tu rodzinę, Goncalo i Martim partnerki. Zimą było im trochę ciężko, ale przyzwyczajają się. W Polsce musisz walczyć o swoje i mieć mentalność zwycięzcy. Nikt nie będzie cię prowadził za rączkę. Rozumieją to.

Ribeiro zwraca uwagę na jeszcze jedną sprawę. Sam przyznał, że letnie okienko planowano z półrocznym wyprzedzeniem. Czyli za kadencji trenera Dariusza Dudka. Latem trenerem był już Krzysztof Dębek. Teraz w Zagłębiu jest już Kazimierz Moskal. – Z punktu widzenia skautingu to bardzo trudna sytuacja. W polskiej piłce za często zmieniamy trenerów. To oznacza konieczność zmieniania kierunku i profilu wyszukiwanych piłkarzy, żeby dopasować ich pod nowego szkoleniowca. Chociaż trenerzy Dębek i Moskal chcieli grać w piłkę, to mają trochę inne założenia, system i dynamikę. Ale praca z nimi była dobrym doświadczeniem.

Transfery z Portugalii – menedżerowie

Ok, ale nie samym Zagłębiem Portugalczycy w Polsce stoją. Pozostała czwórka pierwszoligowców z tego kraju to jednak efekt działania menedżerów i pośredników. Kluby wcale się z tym nie kryją.

Nie będę ściemniał, że mamy jakąś mega rozbudowaną siatkę skautów na świecie. Dostaliśmy profil Rafaela Victora od jednego z menedżerów. Mamy swój system filtrowania takich wiadomości, bo jest ich bardzo dużo. Zaprosiliśmy go na testy i potwierdziło się to, co widzieliśmy na InStacie – mówi nam Arkadiusz Aleksander, dyrektor sportowy Sandecji Nowy Sącz.

Nie ukrywam, że w tym transferze pomógł polski pośrednik, Ireneusz Hurwicz. Ma portugalską agencję, która go reprezentuje, ale pomoc była. Filipe Oliveira został zaproponowany klubowi, ale w czasach Śląska Wrocław obserwowałem tę ligę i kojarzyłem go. Wystarczył głębszy research – wtóruje mu Maciej Gil, dyrektor skautingu Korony Kielce.

Radomiak z kolei zdecydował się na szerszą współpracę z portugalską agencją. Już wcześniej na testy przyjeżdżali zawodnicy z tego kraju – Ricardo Carvalho (nie, nie ten Ricardo Carvalho) czy Sergio Ribeiro. Wtedy jednak byli to piłkarze z niższych lig. Teraz – poza Amancio Fortesem – postawiono na bardziej sprawdzone nazwiska. Zimą radomski klub ściągnął Mamadu Cande, który ma za sobą kilka sezonów w Lidze NOS i Filipe Nascimento, byłego gracza CFR Cluj i Dinama Bukareszt. Portugalski wątek w karierze ma także brazylijski stoper Raphael Rossi. Pierwszy ruch nie wypalił, bo Cande odnowiła się kontuzja i już go w klubie nie ma. Ale Nascimento zaliczył asystę w debiucie, a w sparingach potwierdzał, że za CV idą niemałe umiejętności techniczne.

Jak zmieniała się liczba Portugalczyków w 1. lidze?

Portugalczycy w Polsce - piłkarze w 1. lidze na przestrzeni lat

W pewnym momencie Filipe był uznawany za dobrego gracza w lidze rumuńskiej – mówi nam Emanuel Rosu, dziennikarz z tego kraju. – Lubiłem go oglądać, bardzo dobry technicznie, miał dobrą wizję gry na boisku. Zdecydowanie był graczem na poziom klubów typu CFR Cluj. Coś jednak nie wypaliło. Z czym może mieć problem? Nie jest zbyt silny i nie lubi fizycznej gry – dodaje.

Piłkarsko są bardzo dobrzy. Wiadomo, że dochodzą elementy walki, taktyki, bo u nas gra się trochę inaczej niż na achodzie, ale radzą sobie. Z nimi zawsze jest tak, że trzeba ich wkomponować. Gdybyśmy wzięli topowego piłkarza, to wiadomo, że on wchodzi i gra, ale taki zawodnik do Polski nie przyjdzie. Ci, którzy trafiają na drugi poziom rozgrywkowy, są po przejściach. I tak trzeba ich przekonywać, żeby zeszli do pierwszej ligi – wyjaśnia Dariusz Banasik, trener Radomiaka.

Nascimento trzeba odbudować, od pół roku nie grał w piłkę, wcześniej był zmiennikiem w Lewskim Sofia. Ale jego profil niemal idealnie pokazuje, jakich piłkarzy szukają w Portugalii pierwszoligowcy. Oliveira z Korony? Styl gry bardzo podobny, jedyna różnica to mniej bogate CV, za czym idą mniejsze pieniądze i mniejsze ryzyko. – Przede wszystkim chcieliśmy zawodnika, który wzmocnić środek pola, który może grać jako “ósemka” i “dziesiątka”. Chcieliśmy piłkarza o dużych umiejętnościach, a Portugalczycy czy Hiszpanie takie mają. I moim zdaniem umiejętności ma wysokie. Duży spokój w grze, tego nam brakowało w środku – utrzymania przy piłce. To jeszcze nie przekłada się na sytuacje bramkowe, ale taki był pomysł, żeby mieć bardziej kreatywnych zawodników w środku niż takich od destrukcji. Pomysł Korony jest taki, żeby prowadzić grę i grać piłkę ładną dla oka – objaśnia Gil.

Natomiast w trochę inną stronę poszli w Nowym Sączu, bo Rafael Victor to napastnik. – Porównuję go do napastników, których wypromowaliśmy i sprzedaliśmy, czyli Filipa Piszczka i Aleksandyra Kolewa. To bardzo podobny profil: silny, wysoki, dobrze grający tyłem do bramki. Wydaje mi się, że z tej trójki ma największy potencjał, jeśli chodzi o umiejętności czysto piłkarskie. Ale wiemy też, że od potencjału do strzelania bramek długa droga, która wymaga ciężkiej pracy – tłumaczy Aleksander.

Portugalczycy w 1. lidze – nie każdy wypalił

Victor pracuje, bo zimą był najskuteczniejszym piłkarzem całej ligi w sparingach, a po dwóch wiosennych kolejkach ma na koncie dwie bramki i asystę. – U nas nie ma wygodnych pensji, pieniądze leżą na boisku i trzeba je sobie wywalczyć. Rafael miał sporo pecha jesienią, wypadł przez COVID, miał uraz mięśnia dwugłowego, więc mało trenował. Cieszę się, że od początku okresu przygotowawczego prezentuje się solidnie, dobrze trenuje. Chciałbym tylko, żeby nie było tak, że teraz chłopak przestanie mi grać i za dwa miesiące będziemy się śmiać z tego co mówię, więc spokojnie – mówi dyrektor sportowy Sandecji.

W Nowym Sączu sprawdzili swojego snajpera dokładnie, bo wątpliwości były. Dlaczego? Spójrzmy na CV Victora. 12 bramek w 2. lidze islandzkiej. Dwie w 2. lidze izraelskiej. 17 w 3. lidze portugalskiej. Kierunki mocno egzotyczne, wiemy, jak zwykle kończą się takie transfery. Natomiast Sandecja trafiła zdecydowanie lepiej niż wiele klubów w przeszłości. Bo kiedy zerkniemy na Portugalczyków, którzy grali na zapleczu Ekstraklasy, znajdziemy wielu kapitalnych artystów.

  • Welsson i Jose Furtado przed przyjściem do Grudziądza kopali w niższych ligach na południu Europy i chyba nadal tam są. Chyba, bo słuch po nich zaginął
  • Joel Pires to trzecia liga hiszpańska przed epizodem w Lubinie i… koniec kariery po totalnej kompromitacji na Dolnym Śląsku
  • Kaby przed epizodem w Pogoni Siedlce grał w 2. lidze rumuńskiej. Potem zaliczył nawet fińską ekstraklasę, ale jednak przeważają niższe ligi w Finlandii, Anglii i na Islandii
  • Eusebio Bancessi kopał na pół-amatorskim poziomie w Anglii. W Polsce nie szło mu nawet tak źle, ale jednak potem wylądował na rocznym bezrobociu a dziś gra w 2. lidze szwajcarskiej
  • Filipe Godinho przyszedł do Chojnic z 3. ligi portugalskiej i tam wrócił

Portugalczycy w 1. lidze – według wszelkich dostępnych danych było ich 20

Piłkarze z Portugalii, którzy grali w 1. lidze w Polsce

Ewidentnie widać, że były to ruchy inspirowane przez tzw. menedżerów-obwoźników. Do pewnego momentu ciężko było trafić na przyzwoitego Portugalczyka w polskiej pierwszej lidze. Jean Paulista, który powoli kończył karierę w Polonii Bytom, to Portugalczyk przyszywany – po prostu miał paszport, a wcześniej sprawdził się w Krakowie. Mica? Pokazał się w Ekstraklasie, w Zawiszy został po spadku. Tak samo zresztą jak Alvarinho, tyle że on szybko wrócił na wyższy szczebel rozgrywek. Wszyscy widzieli, że coś potrafi. Nic dziwnego, że dziś ex-gracz bydgoskiego klubu jest podstawowym piłkarzem wicelidera 2. ligi w swoim kraju. Pozytywnymi transferami okazali się dopiero Jose Embalo oraz Tiago Alves.

Embalo zwiedził już trzy kluby w Polsce, ale najlepiej pasował do Puszczy Niepołomice. Tomasz Tułacz dla oficjalnego portalu 1. ligi wymieniał jego wady i zalety. – Chciałby go każdy trener, gdyby popracował nad lokomocją, był aktywniejszy. Ma ogromny potencjał, ale musi poprawić sposób poruszania się na murawie. Jeśli będzie pracował intensywniej, częściej będzie dochodził do sytuacji. Po stronie plusów wskazałbym też duże umiejętności technicznie. Dobrze gra głową, zastawia piłkę, ma nad nią kontrolę. Jest szybki i mocny.

Efekt? Sześć goli, asysta, potem kolejne trafienie już w barwach Olimpii Grudziądz. Solidny wynik. Tiago Alves to jeszcze inna para kaloszy. To on poprowadził Olimpię do awansu, a po sześciu kolejkach na zapleczu trafił do Piasta. Dziś znany jako “Struś Pędziwiatr z Coimbry” i joker Waldemara Fornalika. Wyciągnięty z trzeciej ligi portugalskiej, oczywiście przez menedżerów. Ale niewykluczone, że takie przykłady sprawią, że nie tylko Zagłębie zacznie sprawdzać ten rynek nie przez agentów, a własnymi siłami.

1. liga i Portugalia – współpraca długoterminowa

Warunki finansowe drugiej ligi portugalskiej powinny być atrakcyjne dla polskich klubów. Tam nie zarabia się dużo. Wiadomo, że nie ma co podchodzić do klubów topowych z tamtejszej ekstraklasy, ale to ciekawy kierunek. Tak samo jak liga do lat 23, można tam znaleźć piłkarzy próbowanych pod pierwsze zespoły. W przypadku Filipe warunki ekonomiczne były dobre. Tam jest wielu Brazylijczyków, kluby portugalskie mają często współpracę z brazylijskimi i oni zajmują miejsce Portugalczyków w Lidze NOS – mówi nam Maciej Gil, jakby potwierdzając to, o czym wcześniej wspominał Ribeiro.

Koronie na Oliveirze raczej nie poprzestaną. – Mówiąc szczerze, patrzymy na ten kierunek szerzej. Były jeszcze dwa, trzy pomysły, też z tej ligi U-23. Musimy uważać trochę z narodowościami, tak się przyjęło, żeby nie było więcej niż trzech piłkarzy z jednego kraju. Jest Filipe, jest Hugo Diaz, ich możemy traktować jako jedną nację, więc mamy jeszcze jedno “wolne miejsce”. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. To na pewno są zawodnicy wyszkoleni, lepsi z piłką. Jeśli chce się grać od tyłu, to stoper z wyprowadzeniem też będzie poszukiwany. Ale prawdą jest, że my szukaliśmy tam piłkarzy ofensywnych. On był bardziej rozważany na “dziesiątkę”, gra niżej, ale nieźle wygląda – słyszymy od dyrektora kieleckiego skautingu.

Przeczytaj także:

Ofensywnych piłkarzy z tego kraju docenia również Dariusz Banasik. Trener Radomiaka twierdzi, że duży wpływ na ich postawę ma pogoda. – To z powodu charakterystyki. Oni lubią grać odważnie, ofensywnie, dobrze czują się z piłką. Nie służy im teraz klimat, bo pewnie lepiej będą się prezentować, jak będzie cieplej, jak będą lepsze boiska. Teraz nie mamy boisk do gry szybkiej, technicznej, jest prosta gra pod faul, stały fragment. Im dalej w las, im cieplej, tym większą wagę będą miały walory piłkarskie. Nie ma co ich szybko oceniać, oni potrzebują kilku meczów, żeby jakiś osąd wydać.

Szef zagranicznego skautingu Zagłębia także widzi w portugalskim rynku duży potencjał. I sam będzie go wykorzystywał. – Moi rodacy mają dużą zdolność do adaptacji. Lubimy nowe doświadczenia, nowe kultury. Mamy łatwość dopasowania się do nowego otoczenia. W Portugalii warto szukać “ósemek”, “dziesiątek”, ale także skrzydłowych, którzy mają nieco inne zalety niż polscy zawodnicy. W Polsce skrzydłowy często gra “pionowo”, ma świetne atrybuty fizyczne, jak przyśpieszenie. Portugalczyk czy Hiszpan jest bardziej nieprzewidywalny, lubi pełnić rolę odwróconego skrzydłowego, wchodzić w wolne przestrzenie, świetnie radzi sobie w pojedynkach czy szybkiej, kombinacyjnej grze – wyjaśnia Fabio Ribeiro.

***

Nie wiemy, czy obserwujemy właśnie początek nowej mody i czy Portugalczycy z czasem wyprą Hiszpanów, którzy dziś mają solidne kolonie w Łodzi i Legnicy. Ale skoro Victor wygrywa walkę o skład z Rubio… Wiadomo, że gdy polski klub usłyszy, że coś można zrobić taniej, a równie dobrze, to się takim pomysłem zainteresuje.

W Ekstraklasie jest wielu obcokrajowców, mało jest klubów, które grają “swoimi ludźmi”. Jest taka tendencja, że oni są tańsi niż polscy zawodnicy, a momentami dużo lepsi. Polska liga nie jest potentatem, ale dużo się w niej zarabia. Piłkarze nie chcą schodzić z kontraktów ani w Ekstraklasie, ani w pierwszej lidze. Dlatego sięgamy po zawodników z południa, którzy są do odbudowania, mają jakiś kryzys, ale mają też dobre CV i na ten moment są tani. Ten trend narzuca rynek – mówi nam Banasik.

Zobaczymy więc, jak długo rynek taki trend utrzyma. Żeby było to coś trwałego, kilku zawodników musi jednak konkretnie wypalić, a na to wciąż czekamy.

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Felietony i blogi

Komentarze

5 komentarzy

Loading...