Znacie to powiedzenie o chłodnym, deszczowym wieczorze w Stoke, podczas którego nawet Messi i Cristiano Ronaldo niewiele wskórają na boisku? To dziwne, że nadal nie dorobiliśmy się naszego odpowiednika tego klasyka. Bo patrząc na niektóre mecze naszej ligi, widzimy dokładnie to, co w zamyśle miał autor oryginału. Brudną, paskudną grę, której cel jest tylko jeden – zatrzymać lepszego od siebie. Nawet kosztem jego zdrowia.
To, co zobaczyliśmy w Zabrzu w meczu Górnika z Legią, było straszne. Oczywiście nie mówimy o popisie, jaki dał Luquinhas, bo patrząc na niego, mogliśmy sobie tylko zarzucić numer Kuby Knapa – “Japy się cieszą”. Chodzi o to, co z Luquinhasem próbowali zrobić rywale. A próbowali najzwyczajniej w świecie zrobić mu krzywdę. To niesamowite, że gość w ogóle dokończył ten mecz. W trakcie niecałych 90 minut:
- był faulowany jakieś osiem czy dziewięć razy
- do tego dorzućmy jeszcze dwa czy trzy nieodgwizdane, a zupełnie oczywiste faule
- rywale zarobili na nim trzy żółte karki
- a powinni zarobić jeszcze ze dwie
Brazylijczyk był faulowany mniej więcej co 10 minut. Mimo to zdołał nie tylko zejść z boiska o własnych siłach, ale także zaliczyć asystę, asystę drugiego stopnia i wygrać 11 z 21 pojedynków. Tylko zadajmy sobie pytanie – czy o to w tym wszystkim chodzi?
Ponad 160 fauli na Luquinhasie
Czy chodzi o to, żeby tego, kto się wyróżnia zgnoić, skopać, zaszczuć i uszkodzić? Bo do tego to wszystko się sprowadza. Nie możemy nazwać postawy piłkarzy Górnika Zabrze inaczej niż polowaniem na nogi Luquinhasa. Bo był szybszy, sprytniejszy, lepiej wyszkolony technicznie. Czysto nie szło go zatrzymać, więc co tam – najwyżej wyślemy go do szpitala. I nie mówcie nam, że przesadzamy.
Spójrzcie na tę scenkę. Erik Janża wjeżdża brutalnie w nogi piłkarza Legii.
Zgadniecie, co potem zrobił Janża? Zasugerował sędziemu, że faulu nie było i nie zasłużył na kartkę. Odesłał go do VAR-u!
Odesłał go, kurwa, do VAR-u.
Wyobrażacie to sobie? Przecież to tak, jakby wychodząc z lokalu z rozwalonym nosem, kastetem na ręce i poszarpaną koszulą wmawiać ochroniarzom, że absolutnie nic się nie stało. I kazać im sprawdzić monitoring. Ale to nie koniec przedstawienia Janży. Gość postanowił jeszcze postarać się o angaż w “Trudnych sprawach”.
https://streamable.com/87qtt5
I tak tu się żyje, powoli, na tej wsi. Oczywiście to, co zrobili dziś piłkarze Górnika, nie było jakimś wyjątkiem. Mateusz Januszewski z “EkstraStats” w trakcie spotkania napisał, że od początku poprzedniego sezonu Luquinhas był faulowany 167 razy. 167! To nie jest tak, że na Brazylijczyka polowali tylko zabrzanie. Nie, na niego poluje praktycznie cała liga.
Często za przyzwoleniem sędziów, którzy przymykają oko na kolejne faule, bo przecież to twarda, męska gra.
Sędziowanie to też problem
Bartosz Frankowski w Zabrzu przeszedł samego siebie.
Nie od dziś wiemy, że ten arbiter ma problem z meczami, w których może zrobić się gorąco. Tak się składa, że często są to mecze Legii – bo Legia ma choćby takiego Luquinhasa, a jak ma się Luquinhasa, to po drugiej stronie robi się gorąco – więc w Warszawie jest, delikatnie mówiąc, nielubiany. Ale nie jest tak, że Frankowski wypada źle tylko przeciwko warszawianom. Sprawdziliśmy oceny z ostatnich dwóch sezonów. Najniższe noty?
- Górnik – Legia
- Legia – Stal
- Zagłębie – Lech
- Wisła Kraków – Wisła Płock
- Cracovia – Wisła Kraków
- Górnik – Jagiellonia
- ŁKS – Korona
Do tego jeszcze barażowe starcie między Wartą a Radomiakiem. Część z tych spotkań to mecze z wyższego poziomu trudności. Trzeszczą kości, jest nerwowo, a robi się jeszcze bardziej, bo Frankowski się gubi. Ale to nie jest problem samego Frankowskiego. Odnosimy wrażenie, że sędziowie często rozpatrują drobne faule w prosty sposób.
Ustał/nie ustał.
Tak jakby fakt, że ktoś nie wyrżnął o glebę, eliminował możliwość faulu. Oczywiście nie mówimy tu o wślizgach, które dostrzeże nawet mniej sprawne oko. Bardziej o kuksańcach, szturchnięciach, ciągnięciu za koszulkę, mocniejszym przepchnięciu. Stykowe sytuacje, które u nas traktowane są jako boiskowa walka. A przecież ich powód często jest taki sam – dla wielu ligowców to jedyna opcja, żeby mieć jakiekolwiek szanse w starciu z bardziej utalentowanym rywalem.
Wykosić lidera
Nie oszukujmy się, jesteśmy 32. ligą w Europie nie bez powodu. Luquinhasów nie mamy u nas na pęczki, wielu zawodników to ligowe dżemiki, które w taki sposób radzą sobie z lepszymi od siebie. I nie mówimy tylko o piłkarzu Legii. Spójrzcie na najczęściej faulowanych w zeszłym sezonie wg “EkstraStats”:
- Luquinhas – 108
- Kamil Jóźwiak – 107
Czy to przypadek, że chodzi zarazem o dwóch najlepszych dryblerów ligi? Absolutnie nie. Zresztą spójrzmy na zaplecze Ekstraklasy w obecnym sezonie. Bo tam znajdziemy potwierdzenie naszej tezy czarno na białym. Najwięcej dryblingów? Leandro i Maksymilian Banaszewski. Najczęściej faulowani? Leandro i Maksymilian Banaszewski. Jeśli tylko ktoś potrafi ominąć rywala z piłką, ten zrobi wszystko, żeby tak go skopać, by mu się tego odechciało. Ale nie tylko skrzydłowi padają ofiarą takich akcji. Pamiętacie polowanie na Szymona Żurkowskiego?
Dwie wiele mówiące scenki, a przecież Żurkowski równie agresywnie był zatrzymywany przez graczy Śląska czy Legii. Tak, tak – to nie tak, że warszawska drużyna zawsze cierpi, bo ma dobrze wyszkolonych technicznie zawodników. Artur Jędrzejczyk i Krzysztof Mączyński, czyli reprezentanci Polski, także pokazali wyższą szkołę wycinki. Po meczu z Legią pisaliśmy:
“Ogółem ekstraklasowcy – według wyliczeń Ekstrastats – w 28 kolejkach ligi, faulowali go 77 razy. SIEDEMDZIESIĄT SIEDEM. Żurkowski w 28 meczach zagrał niespełna 2100 minut, więc wychodzi faul co dwadzieścia siedem minut. W dodatku nie trzeba być uważnym obserwatorem, by wiedzieć, jakiego rodzaju są to faule. Szybki drybler zazwyczaj jest po prostu ścinany przy samej ziemi, często przy sporej prędkości. Co to jest w ogóle za kabaret? Przecież na tego biednego Żurkowskiego zostało urządzone jedno wielkie polowanie i nieszczególnie widać, by miało się to zmienić, jeśli udział w tej nagonce bierze nawet reprezentant Polski. Szymon, zwijaj się stąd. My przeżyjemy, że liga traci kolejnego interesującego gracza, jesteśmy przyzwyczajeni do oglądania parodii futbolu. Ale szkoda twoich nóg”.
I nie byliśmy w tym odosobnieni. Nawet Marcin Brosz apelował do rywali, żeby się opamiętali. Cytat za “WP”: – Traci Górnik, ale w tym wypadku mówimy o jednym z najlepszych piłkarzy młodego pokolenia, który ma potencjał, by odgrywać ważną rolę w kadrze. W tym roku z powodu kontuzji stracił już ponad dwa miesiące, co wstrzymuje jego rozwój.
Kozubal dostał “karę” za siatkę
W naszej lidze dryblerzy i techniczni piłkarze mają – wybaczcie za mocne słowo, ale nazywajmy rzeczy po imieniu – przejebane. Przez to jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Bo każdy, kto ma trochę oleju w głowie, mówi sobie: spadam stąd, zanim mi zakończą karierę. Tyle mówi się o tym, żeby szkolić piłkarzy odważnych, którzy błyszczą na boisku. A potem? A potem mamy takie scenki jak ta z boisk drugiej ligi.
Młody Antoni Kozubal z rezerw Lecha Poznań kontra weteran boisk, Grzegorz Goncerz ze Stali Rzeszów.
Tak ta nasza piłka wygląda. Trzeba dzieciaka postawić do pionu bo nie może być tak że zakłada siatkę staremu wydze. pic.twitter.com/bT86vB5KdG
— Lech Poznan Video (@LechVideo) February 27, 2021
16-latek dostał trepa od tyłu od starego wygi, bo założył mu siatkę. Stary wygra dostał za to jedynie “żółtko”. Goncerz pod tym tweetem napisał jeszcze, że w sumie to wpadł na rywala przypadkiem i nie miał złych zamiarów. Sorry, ostatni raz taki przypadek to widzieliśmy w “Poranku Kojota”. Może i minęły już czasy, gdy młodzi w szatni musieli przechodzić bojowy chrzest i słuchać rozkazów starszyzny. Ale jak widać na boisku to co innego. Tutaj próba błyśnięcia talentem kończy się tak, jak na powyższym obrazku. I my się potem mamy dziwić, że z Polski wyjeżdżają coraz młodsi zawodnicy?
Powiedzcie Piotrowi Pyrdołowi, jeśli po powrocie na boiska dostanie ofertę z Serie B, żeby pograł jeszcze dwa sezony w Ekstraklasie, to “okrzepnie”. Djordje Crnomarković za tydzień będzie już do gry, Pyrdoł pewnie nawet nie rozpoczął rehabilitacji.
Raczej podziękuje.
Jak ma okrzepnąć, to okrzepnie, ale w cywilizowanych rozgrywkach, a nie wśród bandziorów, dla zmylenia zwanych “walczakami”.
SZYMON JANCZYK
fot. FotoPyK