Od stycznia w Widzewie będzie nowy zarząd, już bez Martyny Pajączek, której drogi z łódzkim klubem właśnie się rozchodzą. Nie tak wcale długo po tym, jak w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” zapowiedziała, że drugi rok jej rządów będzie dużo bardziej spektakularny niż pierwszy. Nie owijając w bawełnę, jej rządy w Widzewie były rozczarowaniem, a i ona – nawiązując do klasyka – nie zakochała się w Łodzi.
Martyna Pajączek była witana w Łodzi z wielkimi nadziejami. Może Miedź Legnica nie jest ekstraklasowiczem pełną gębą, ale każdy, kto widział ten klub od środka, wie, że ma on poukładaną strukturę. Jest zdrowy, spójny, tak jeśli chodzi o stronę ekonomiczną, jak marketing, umiejętność skupienia wokół klubu lokalnego biznesu, czy wreszcie ułożenie szkolenia młodzieży. To projekt, który jest wizytówką Martyny Pajączek, a która potem potwierdziła swoje umiejętności, działając prężnie w 1. lidze czy nawet w PZPN.
MIEDŹ LEGNICA W TOP 2 1. LIGI? KURS 20.00 W EWINNER!
Wydawało się, że takiej dokładnie osoby w Łodzi potrzebują. Kogoś, kto klub poukłada od zaplecza. Inna sprawa, że w Miedzi Legnica wyznaczona do tego została przez samego Andrzeja Dadełłę, mając z jego strony siłą rzeczy mnóstwo zaufania i czasu. Widzew tak nie funkcjonuje. Raz, że struktura właścicielska jest znacznie bardziej złożona, a dwa, że to po prostu pod względem marki, zainteresowania kibiców, po prostu większy, trudniejszy klub, w którym oczekiwania zawsze są duże.
Do dziś można znaleźć takie wymowne zdjęcia:
🦸🏻♂️🕸🕷.:: SHIT HAPPENS ::.🤷🏻♂️😐🤦🏻♂️ pic.twitter.com/1Dg4ZgPFTq
— Pan Pajączek🇦🇹🇵🇱🕷🕸🦸🏻♂️ (@PiotrSidek) December 23, 2020
Zaczęło się od trzęsienia ziemi, czyli zwolnienia Zbigniewa Smółki, a także odejścia Łukasza Masłowskiego. Z jednej strony, na pewno zatrudnienie dyrektora sportowego i trenera przed wyborem prezesa jest czymś, co kazało pytać: halo, no to zatrudniacie mnie, a jednocześnie ważne decyzje są podjęte za moimi plecami? Pytanie natomiast dotyczyło zakresu kompetencji – czy Martyna Pajączek miała zająć się szeroko pojętą strukturą klubu, czy sprawami sportowymi.
Sam Masłowski w naszym wywiadzie mówił:
Poinformowano mnie, że bez mojej wiedzy – nie mówię o zgodzie, nigdy tak do tego nie podchodziłem – zatrudniono Marcina Kaczmarka. A trzy dni wcześniej pani prezes powiedziała mi i trenerowi Smółce, że dostaliśmy kredyt zaufania i mamy budować zespół tak, jak nakreśliliśmy to przed jej przyjściem. Oczywiście współpracując ze sobą. Nagle jednak okazało się, że nie ma trenera Smółki. Dostałem sygnał, że mogę pracować z trenerem Kaczmarkiem, bo żeby było jasne – nikt mnie z Widzewa nie zwolnił. To było rozwiązanie umowy za porozumieniem stron, ponieważ moja etyka i charakter nie pozwoliły, bo do takiej sytuacji dopuścić. Nie potrafiłbym spojrzeć trenerowi Smółce w oczy. Absurdalna i kuriozalna historia. (…)
Pani Pajączek ma kompetencje, by kierować Widzewem? Innymi słowy: czy zna się na piłce?
Uważam, że nie zna się na piłce. Jeśli chodzi o zarządzanie klubem – być może tak, nie miałem okazji dotknąć jej fachowości. Marketing, budżet i tak dalej: oceniając to, byłbym nieobiektywny. Natomiast co do strony sportowej mam spore wątpliwości. Mieliśmy kilka króciutkich rozmów i odnosiłem wrażenie, że jest kibicem piłki nożnej, a nie fachowcem.
Tak czy siak, Martyna Pajączek objęła więc pieczę również nad sprawami sportowymi. Pomagał jej Rafał Pawlak, którego też już w Widzewie nie ma i za czym kibice łodzian na pewno nie płaczą. Transfer Marcina Robaka na początku zeszłego sezonu wzbudził wielki entuzjazm. Pierwsza runda, przygoda pucharowa. Ale potem wiosna, fatalna gra, punktowanie poniżej zespołów, które mają dziesięć razy mniejszy budżet. Awans wiszący na włosku i w sumie zrobiony tylko dlatego, że rywalem do awansu był GKS Katowice, jeszcze większy specjalista od wypuszczania szans z rąk. Przy budżecie Widzewa na tle II ligi to nie powinno tak wyglądać. Kadra okazała się droga i słaba. Transfery piłkarzy takich jak Wołąkiewicz czy Ojamaa od początku wzbudzały wątpliwości, a potem je tylko potwierdzały.
To był awans przepychany kolanem i z dużą dozą farta, bez kontroli do ostatnich sekund sezonu. Trudno więc to odczytać za jakiś wielki sukces.
Natomiast sport swoją drogą, Martyna Pajączek nigdy nie uchodziła za nowego Monchiego. Być może zweryfikowana została więc próba tak silnej ingerencji w tą przestrzeń. Gorzej, że Pajączek w polskich warunkach uchodziła za eksperta od tego, co przy Widzewie. I w tym kontekście za jej rządów trudno było zobaczyć jakieś poruszenie, jeśli chodzi o mobilizację biznesowego środowiska wokół Widzewa, zdywersyfikowanie wpływów. Kilka projektów pozostało tylko na papierze. Ostatni opublikowany bilans finansowy pokazywał też jasno, że Widzewa co miał, to przeżerał.
WIDZEW W TOP6 NA KONIEC SEZONU? KURS 7.50 W TOTOLOTKU!
Strona marketingowa to pożary w stylu zamieszania ze strojami przed sezonem, czy przespanie 110-lecia. To 110-lecie było tym istotniejsze, że Widzew swoje stulecie obchodził w smutnym cackowym okresie. Była szansa się odkuć, odbić, pokazać, że to już inny klub. Dla rzeszy kibiców Widzewa to miało duże znaczenie. Wiadomo, była pandemia, która pokrzyżowała część planów, ale nie wykluczało to całkowicie obchodów w jakiejś formie, szczególnie w momencie, gdy troszkę poluzowano obostrzenia i kibice mogli pojawiać się na stadionie.
Generalnie rzecz sprowadza się do tego, że na pewno nie był to nowy standard organizacyjny, a na to liczono.
Choć nie zdziwi nas, jeśli wkrótce Martyna Pajączek udzieli gdzieś dużego wywiadu, w którym opowie, jak Widzew wyglądał od jej strony. Odbijając piłkę w kilku kierunkach. Rzucając swoje spojrzenie na pewne widzewskie sprawy.
W klubowym radiu Widzew.FM szef Rady Nadzorczej klubu mówił: „Były takie kwestie, które funkcjonowały lepiej, ale sporo było takich, które wypadały gorzej. W ostatnich miesiącach coraz bardziej widoczne były też rozbieżności pomiędzy Radą Nadzorczą a panią prezes co do kierunków rozwoju spółki, co miało swoje konsekwencje w sferze finansowej funkcjonowania klubu czy w strukturze kosztów. (…) „Uważamy, że struktura organizacyjna klubu powinna być skonstruowana w trochę inny sposób. Oprócz tego, sporo było projektów, które były zapowiadane w mediach, a nigdy nie zostały wdrożone, jak choćby program lojalnościowy. To ma swoje konsekwencje w sferze przychodów spółki, w związku z czym musieliśmy przyspieszyć nasze działania. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale mogę wspomnieć o portalu »Widzewiak«, który został zakupiony, ale jeszcze w żaden sposób nie został wykorzystany. Kilka projektów jest konsekwentnie realizowanych, jednak są takie, które tej realizacji się nie doczekały, a powinny”.
Od stycznia zarząd będzie funkcjonował w dwuosobowym składzie – Michał Rydz i Piotr Szor. Prezesem będzie Szor, który w klubie jest od dawna.
Fot. FotoPyK