– To jest średni zespół pierwszoligowy, który w moim odczuciu nie ma długofalowego planu, jeśli chodzi o stronę sportową. Nie widzę koncepcji budowy drużyny o jakieś rzetelne argumenty. Wszyscy chcą, by Widzew wrócił do Ekstraklasy, ale nie ma na to planu – mówi Łukasz Masłowski, były dyrektor sportowy Widzewa Łódź i Wisły Płock. Rozmawiamy o jego krótkiej kadencji w Łodzi, kompetencjach Martyny Pajączek, błędach, jakie popełnia klub, ale i jakie popełniał Masłowski. Zapraszamy!

Pasuje do pana określenie raz na wozie raz pod wozem?
Dlaczego?
Niedawno był pan jednym z bardziej chwalonych i rozpoznawalnych dyrektorów sportowych, a teraz jest pan poza tym zawodem.
Troszkę z własnego wyboru, bo po ostatniej krótkiej przygodzie z Widzewem pojawiło się kilka ofert i propozycji. Byłem jednak zrażony, zniesmaczony i być może zmęczony psychicznie całą sytuacją w Widzewie, więc chciałem odpocząć. Myślę, że to powiedzenie można mi przypisać, ale to też poniekąd mój wybór.
Ma pan żal do Widzewa?
To jest i żal, i rozczarowanie. Zostawiłem Wisłę Płock z poziomu Ekstraklasy, cofając się na poziom jeszcze wtedy drugoligowy, choć plany były ambitne – nie tyczyło się to tylko mojej perspektywy, a całego środowiska. Jednak w krótkim czasie zderzyłem się z niecodzienną rzeczywistością. Nie wyobrażałem sobie, że to może tak funkcjonować. Przeżyłem czterech prezesów, cztery różne koncepcje i dzisiaj w kuluarach słychać, że szykuje się kolejna zmiana. Do dziś nie jestem w stanie powiedzieć, w którym kierunku idzie Widzew i jaki ma pomysł. Na pewno żałuję tego, że nie dano nam popracować. Dyrektora i pion sportowy należy ocenić po czasie. My czasu nie dostaliśmy i trudno nam cokolwiek przypisać: czy porażki, czy sukcesy.
Jak tłumaczono panu to rozstanie?
Nie tłumaczono. Poinformowano mnie, że bez mojej wiedzy – nie mówię o zgodzie, nigdy tak do tego nie podchodziłem – zatrudniono Marcina Kaczmarka. A trzy dni wcześniej pani prezes powiedziała mi i trenerowi Smółce, że dostaliśmy kredyt zaufania i mamy budować zespół tak, jak nakreśliliśmy to przed jej przyjściem. Oczywiście współpracując ze sobą. Nagle jednak okazało się, że nie ma trenera Smółki. Dostałem sygnał, że mogę pracować z trenerem Kaczmarkiem, bo żeby było jasne – nikt mnie z Widzewa nie zwolnił. To było rozwiązanie umowy za porozumieniem stron, ponieważ moja etyka i charakter nie pozwoliły, bo do takiej sytuacji dopuścić. Nie potrafiłbym spojrzeć trenerowi Smółce w oczy. Absurdalna i kuriozalna historia. Niestety takie rzeczy wciąż w polskim futbolu mają miejsce.
Czyli pani Pajączek mówiąc, że macie zaufanie, już musiała wiedzieć, że go nie macie.
Ja podkreślam, że każdy może mieć swoją koncepcję. Oczywiście to była kolejna koncepcja – zatrudnienie pani Pajączek – i ona mogła być inna od mojej wizji. Ale uważam, że jesteśmy dorosłymi ludźmi, nie jesteśmy dziećmi, możemy usiąść i porozmawiać. Albo widzimy tę współpracę i na jakich zasadach, albo nie. My musimy się dostosować do wizji, bo to pani Pajączek jest szefem, ale nigdy nie było takiej rozmowy. Tylko stwierdzenie o kredycie zaufania. To było zachowanie bardzo nie w porządku i po prostu nieludzkie. Nieodbieranie telefonów z próbą wyjaśnienia… Jasny sygnał, że nasze spojrzenia na piłkę są różne. Absolutnie nie chciałem tego firmować swoim nazwiskiem.
Pani Pajączek ma kompetencje, by kierować Widzewem? Innymi słowy: czy zna się na piłce?
Uważam, że nie zna się na piłce. Jeśli chodzi o zarządzanie klubem – być może tak, nie miałem okazji dotknąć jej fachowości. Marketing, budżet i tak dalej: oceniając to, byłbym nieobiektywny. Natomiast co do strony sportowej mam spore wątpliwości. Mieliśmy kilka króciutkich rozmów i odnosiłem wrażenie, że jest kibicem piłki nożnej, a nie fachowcem.
Spotkałem się z taką opinią, że prezes Kaczorowski pasował panu, bo nie chciał mieć wpływu na Widzew sportowy, a Pajączek już tak.
Wydaje mi się, że skoro mnie zatrudniono w klubie w roli człowieka, który ma odpowiadać za pion sportowy w klubie, to powinienem dostać odpowiedni kredyt zaufania. Mamy przykład klubów, że tak to funkcjonuje i to się sprawdza. Tak było ze mną w Płocku i nigdy tego nie będę ukrywał, jestem za to wdzięczny, a nasza praca przyniosła więcej plusów niż minusów. Możliwości w Łodzi były bardzo duże, w pierwszej lidze też są duże, a w Ekstraklasie byłyby większe niż wtedy Wisły Płock. Dlatego mam trochę żalu, że nie dano nam popracować. Aczkolwiek komfort pracy w tym klubie nie jest łatwy. Presja wyniku, presja kibiców powodują, że to trudne miejsce, ale ja wiedziałem na co się piszę i byłem świadomy swojego wyboru. Nie bałem się. Natomiast na miejscu spotkało mnie wiele rzeczy nieoczywistych i nieracjonalnych, dlatego moja kadencja potrwała tak krótko.
Mówi pan, że to był za krótki okres, by oceniać pana błędy i plusy, ale zatrudnienie Paszulewicza po prostu nie było błędem?
Z perspektywy czasu tak, ale ja powtarzam, że nie robi błędów tylko ten, kto nic nie robi. Znam Jacka, miałem przyjemność z nim pracować i cenię go jako trenera. Tyle że niektórzy trenerzy i piłkarze w pewnym środowisku się zaadoptują, w pewnym nie. Jacek nie zrealizował celu, czyli awansu do pierwszej ligi i z perspektywy można mówić, że to był błąd, bo ktoś inny mógłby to zrobić. Tylko proszę pamiętać: Jacek nie był naszym pierwszym wyborem. Byli kandydaci, którzy albo byli za drodzy, albo nie byli zainteresowani przejściem do Widzewa. My po weryfikacji rynku i rozmowach postawiliśmy na Jacka. Miałem z nim pozytywne doświadczenia w Olimpii. Moja myśl była dobra: znasz trenera, wiesz, na co liczysz. Ale dzisiaj trzeba przyznać: to był błąd. Tylko trudno wskazać klub, który takich nie popełnia.
Czy to był trener pięć czy sześć, należy pamiętać, że chwilę wcześniej nie poradził sobie w GKS-ie.
To, że sobie nie poradził, to nie jest do końca obiektywna ocena. W pierwszym sezonie GKS grał bardzo dobrze i Jacek zajął czwarte czy piąte miejsce po rundzie. Jego ostatnia runda nie była już najlepsza, ale znałem jego warsztat, przygotowanie merytoryczne. Nie wszyscy pamiętają, ale Olimpia po jesieni była na ostatnim miejscu w tabeli i po okresie przygotowawczym udało się ją utrzymać na kilka kolejek przed końcem, co było dużym wyczynem. Stąd próba ratowania kryzysowej sytuacji z Jackiem w Widzewie. To nie było kolesiostwo i prywata. Tylko moja przemyślana decyzja. Oczywiście znów mogę podkreślić, że nietrafiona.
Sam się pan wrzucił na minę, biorąc kogoś, z kim pan już pracował. Odbiór środowiska mógł być różny.
Oczywiście. Jedni to rozumieli, inni nie i nigdy nie zrozumieją. Tak samo jest z transferami i tak dalej. Każda moje decyzja podjęta w roli dyrektora sportowego zawsze była podyktowana dobrem klubu, czy to w Wiśle, czy w Widzewie, czy w Olimpii. Nigdy nie było inaczej.
A skąd u pana wiara w Smółkę? To jeden z najbardziej krytykowanych trenerów w Polsce.
Chciałem, by Widzew grał tak jak Arka na początku czy Stal. Jeżeli wszystko przeanalizujemy, to trener Smółka chce grać piłkę ofensywną, zna realia drugiej i pierwszej ligi, pracował na tym poziomie. To trener, który nie stawiał wygórowanych warunków finansowych, po prostu chciał pracować. Do tego ma ogromną charyzmę i pasję. Stąd pomysł na niego. Oczywiście to był też jeden z trzech-czterech trenerów do wyboru, kilku nam odmówiło, spotkaliśmy się ze Smółką i jego koncepcja, podejście do całej sprawy, wpasowywała się w filozofię, której chciałem.
To trudny człowiek.
Przyznam: Zbyszek jest specyficzny i trudny w relacji. Ale ja się nie boję pracować z ludźmi i ustalaliśmy zasady współpracy na początku. Już na starcie były lekkie tarcia, ale każdy miał znać swoją rolę. On najlepiej się czuję, gdy jest na boisku z zespołem. Wszystkie sprawy poza, nie są w jego kompetencji i nie powinien się tym zajmować. Z tego, co wiem, w innych klubach chciał się zajmować wszystkim. Tu nie miałoby to miejsca. A jeżeli trener Smółka ma odpowiednią jakość i organizację w klubie, to jestem spokojny o jego wiedzę i zaangażowanie. Jeśli zaczyna wychodzić poza swoje ramy, są rzeczy, które nie wszyscy mogą zaakceptować. Ja nie pozwoliłbym na to, by zajmował się innymi rzeczami niż pierwsza drużyna.
Jak ocenia pan Widzew teraz?
To jest średni zespół pierwszoligowy, który w moim odczuciu nie ma długofalowego planu, jeśli chodzi o stronę sportową. Nie widzę koncepcji budowy drużyny o jakieś rzetelne argumenty. Wszyscy chcą, by Widzew wrócił do Ekstraklasy, ale nie ma na to planu. Jeśli chodzi o akademię, to został obrany słuszny kierunek, jest tam Maciej Szymański, który wykonuje fantastyczną pracę i ma plan. Natomiast nie ma współpracy z pierwszą drużyną. Jeśli jej nie będzie, to akademia dojdzie do ściany i zderzy się z czymś, z czym nie powinna.
Co ma ŁKS, czego nie ma Widzew?
W ŁKS-ie są konsekwentni i wierzą w to, co chcą zrobić. Tam są dwie, może trzy osoby, które podejmują strategiczne decyzje, w Widzewie takiego schematu nie ma. Jeśli dobrze kojarzę, to jest 20-kilku członków rady, którzy podejmują decyzję, ale nie są to decyzje jednogłośne. Jak akurat jedna podgrupa przekona drugą, to idą w tym kierunku. A ŁKS działa na bardzo twardych fundamentach.
Ma pan wiedzę, czy kadencja pani Pajączek dobiega końca?
Mogę tylko powiedzieć to, co słyszy się w kuluarach – jej pozycja nie jest najmocniejsza. A bierze się to z tego, że w Widzewie nie ma długofalowej koncepcji. Mija rok odkąd pani Pajączek pracuje i trudno nawet powiedzieć, jakie postawiono jej cele. Awans był wywalczony, w bólach, ale został osiągnięty, natomiast wszyscy spodziewali się, że będzie to lepiej wyglądało.
Pytanie, czy jej odejście cokolwiek by zmieniło.
No tak, pytanie co dalej? Kto miałby być następny i na jak długo? Nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że Widzew potrzebuje jednego mocnego właściciela, który będzie czuł nie tylko piłkę, ale i biznes. Będzie miał mocny charakter do tego, by prowadzić taki klub jak Widzew.
Można powiedzieć, że pana przejście do Widzewa to była fanaberia, ale i podkreślenie pozycji na rynku.
Nie myślałem w tym kontekście. Oczywiście nie wszyscy rozumieli moją decyzję, że zamieniam klub ekstraklasowy na klub drugoligowy. Może ja też nie rozumiałem tej decyzji i kierowałem się sentymentami, bo przecież byłem z Widzewem związany przez wiele lat jako piłkarz. Myślę, że to była główna przyczyna. Ale spotkanie z panem Brzezińskim i panem Stamirowskim napawało optymizmem, ich koncepcja i strategia była bardzo słuszna. Mam do nich troszkę żalu, że tak łatwo się poddali. Klub sportowy to nie jest pasmo sukcesów, to są też porażki. Tak jak w prywatnym życiu. A tutaj przy pierwszej porażce było poddanie się. Nie było konsekwencji. Wiem, jakie pojawiały się naciski, ale koncepcja była słuszna. Wizja przedstawiona przez nich mnie kupiła, chciałem wprowadzić Widzew do Ekstraklasy, ale na zdrowych zasadach, jeśli chodzi o akademię, skauting i pierwszą drużynę.
Jest panu smutno, patrząc na to, co się stało z Wisłą Płock? Ten klub stał się definicją przeciętności.
Niezręcznie mi się wypowiadać na temat tego, co się dzieje w Płocku. Wygląda to jednak troszkę inaczej niż za naszej kadencji z prezesem Kruszewskim. Aczkolwiek może to jest przejściowy okres? Jest nowy prezes, być może za jakiś czas będzie można ten klub ocenić.
Urzędowa dyplomacja. Jeśli to jest okres przejściowy, to każdy chciałby widzieć, gdzie to zmierza. A nie wiemy do czego ma zaprowadzić ściąganie 26-letniego defensywnego pomocnika z Czarnogóry czy Patryka Tuszyńskiego.
Możemy te transfery oceniać kibicowsko, nasze ruchy były przez większość kibiców oceniane pozytywnie i z tego się cieszę. Ale dzisiaj nie na miejscu byłoby ocenianie pracy Marka Jóźwiaka przeze mnie. Pozostawiam to wam.
A jak pan przyjął odwołanie prezesa Kruszewskiego?
Przykro. Kupę serca włożył w ten klub, wykonał fantastyczną pracę. Zbudował zespół, który był znaczący, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Pozostałe zespoły liczyły się z Wisłą. „Wychował” dwóch reprezentantów Polski, poszedł trener z Płocka do kadry, był jednym z inicjatorów budowy stadionu. Wiadomo, ze nic nie trwa wiecznie, ale myślę, że zależało mu na tym, by doczekać wybudowania stadionu i otworzenia go jako prezes. Pewnie dojrzałby w pewnym momencie do tego, by odejść, ale to nie była ta pora i mam nadzieję, że ktoś dostrzeże jego pracę i da mu szansę w innym klubie.
Żeby nie było za różowo – mimo wszystko też się pogubiliście w pewnym momencie, mówię tu o Dźwigale i Vicuni.
Co do Darka: koncepcja była taka sama. Trener, który lubi ofensywny futbol, otwartą piłkę. Chcieliśmy kontynuacji tego, co było z trenerem Brzęczkiem. To był przykład trenera z wiedzą i merytoryką, który nie wkomponował się w zespół i ta sytuacja zaczęła się wymykać spod kontroli. Wyczytałem, że dostał za mało czasu – być może. Jeśli chodzi o Vicunę: to fantastyczny trener i człowiek. Jeden z najlepszych szkoleniowców jakich spotkałem i będę się trzymał tego zdania. To ja popełniłem błędy. Byłem jedną nogą w Widzewie, myśli miałem tam i nie poświęciłem tyle czasu trenerowi, ile on potrzebował. Gdy szliśmy ramię w ramię, wyglądało to bardzo dobrze, Wisła miała swój styl, potem pojawiła się propozycja z Łodzi… Uważam, że to było mało profesjonalne z mojej strony. To był jeden z moich większych błędów i się do tego przyznaję. Okno zimowe wykonałem rzetelnie, ale zabrakło wsparcia. Kibu swoje błędy popełnił, to normalne, natomiast mam żal do siebie. Nigdy w życiu takiego błędu już nie popełnię. Trzeba jeden etap zakończyć, by wejść w drugi. Dzisiaj mamy podobną sytuację w Legii, a na takim poziomie nie można być tu i tu.
Dźwigała mówi, że Wisła Płock nie ma swojego DNA.
Ona ma trenera, który ma mocne DNA. Jeżeli on je przełoży na zespół, to Wisła będzie je miała. Oczywiście musi mieć odpowiednich wykonawców. Czy dzisiaj takich ma?
Panu nie wypada, to ja powiem: nie, nie ma.
Trudno jest przekonać dobrych piłkarzy, żeby poszli grać do Wisły Płock. Ona nie przekonuje pieniędzmi, pięknym stadionem. Ta praca nie jest łatwa. Jest trener, który ma mocny charakter i jest ambitny. Życzyłbym sobie, żeby Wisła znowu miała swoje DNA.
A ile w polskiej piłce klubów ma plan i pomysł?
Dzisiaj najbliższa mojemu sercu jest filozofia Lecha, która opiera się na młodych piłkarzach w pierwszym zespole, do tego dochodzą obcokrajowcy o odpowiedniej jakości. Chciałbym wierzyć w to, że coraz więcej klubów w Polsce ma filozofię, ale myślę, że proporcje nie są jeszcze na tyle optymistyczne.
Odrzucał pan oferty przez brak planu, brak filozofii i organizacji?
Też. Najkonkretniejsza oferta była z Zagłębia Lubin i to szybko, chwilę po tym jak przestałem być dyrektorem w Widzewie. Zagłębie ma odpowiednie fundamenty, ale wiem, że pewne rzeczy są tam nieracjonalne. Podjęcie decyzji transferowej trwa do dwóch tygodni, aż wszystkie szczeble zaakceptują ten transfer. Mieliśmy ostatni dzień okna transferowego i jesteśmy bez szans, żeby transfer wykonać, a on mógłby być kluczowy.
Na tym się sparzył Michał Żewłakow.
Tak i głośno o tym mówił. Ale na pewno ten klub daje możliwości spokojnej pracy, dopóki nie zmieni się sytuacja polityczna. Inne oferty też były, już bez nazw, ale mnie absolutnie nie interesowały. Nie czułem wówczas potrzeby powrotu do klubu. Dzisiaj mija rok i powoli brakuje mi adrenaliny, odpowiedzialności za wynik, zespół i klub. Być może niebawem pojawi się ktoś, kto będzie chciał współpracować z Masłowskim, a Masłowski będzie chciał współpracować z nim.
Rozmawiał PAWEŁ PACZUL
Fot. Newspix & FotoPyk
wiadomo, jak ma się na nazwisko Pajączek to można co najwyżej w włókiennictwie robić,
lub tkać w notatniku stronki internetowe a nie zarządzać klubem czy budować,
do budowania (czegokolwiek) trzeba mieć nazwisko, na przykład Pustakiewicz albo Kielnia
Mam wrażenie, że decyzje kadrowe w Widzewie są podejmowane na podstawie artykułów Weszło.com. Tak jest – na podstawie WASZYCH artykułów. Dlaczego? Dla mnie to wygląda tak – jeden z drugim decyzyjni z Widzewa dyskutują kogo by tu teraz na prezesa
– pamiętasz taki artykuł o Miedzi Legnica na weszło? Że tam taka babka rządzi? taka gruba? pamiętasz? tam pisało, że tak wszystko fachowo, poukładane i akademia i walka o ekstraklase i w ogóle że zajebisty z niej ekspert od prezesowania itp.?
– no coś kojarzę
– ty to popatrz tam w internecie poszukaj kontaktu do niej, damy jej dwa razy taką kasę to może i u nas ogarnie ten pierdolnik
Za jakiś czas
– kurwa już ja nie wiem, jakiegoś pecha mamy czy ki chuj, ściągamy tych gości niby nie przypadkowych, z przeszłością w ekstraklasie, grubo płacimy, a cały czas chuja grają. Co tu robić?
– ty a pamiętasz na weszło taki artykuł o jakimś dyrektorku z Wisły Płock? Że taki mają mały budżet, że to Płock, biedota itd. a on to tak ogarnia, że całkiem niezłych kopaczy tam ściąga i grają ponad stan? kojarzysz?
– no coś kojarzę
– ty to weź tam popatrz poszukaj w internecie jakiegoś kontaktu. Damy mu lepszą kasę, dobry budżet mu damy, to może u nas tym bardziej jakąś drużynę z tego skleci.
A po jeszcze jakiś czasi
– no w kurwe jebane już ja nie wiem, toć pisali że to tacy FACHOFCY przez duże FY, a tu cały czas chujnia. Toć my powinniśmy jebać wszystkich po kolei. Weź tam popatrz poszukaj w internecie może jakiegoś innego portalu, nie wiem jakiegoś sport.pl czy piłkanożna.pl, chuj wie już sam nie wiem, i weź tam poczytaj
Stano z Borkiem na prezesów, he he he
Stano podobno dostał posadę 😉
uchowaj panie Widzew przed Masłowskim. te jego oczka cwaniaczka mówią wszystko
Znowu to „zaadoptował”… Adopcja i adaptacja to dwa różne zagadnienia. Będę to Wam wysyłał aż do skutku, bo widzę to już któryś rok w Waszych tekstach.
Ty to PACZUL jesteś kurwa taki kretyn. Usuwasz komentarze, bo co? Bo ktoś Ci wytyka błędy, mizerię? Przesiakles kurwa przecietnasca. Próbujesz być cool, ale ci już nie wychodzi cwaniaku. Ostatni news pokazał, masz problem z kobietami i się onanizujesz tu.
Bądź wyrozumiały dla chłopaka. Za dużo czasu spędza ze swoim zakolastym mistrzem 🙂 A każdy wie jak ,,dobrze” znosi on wszelką krytykę, a w szczególności tą konstruktywną 😀
Kiedy się wreszcie nauczycie, że nikt nie usuwa waszych komentarzy, tylko strona jest zjebana i po prostu koemty się nie dodają, dlatego zawsze kopiujcie swój tekst przed wrzuceniem i odświeżcie stronę by sprawdzić czy został dodany, czasem trzeba nawet kilka razy wrzucać, czasem możesz próbować nawet kilkanaście razy i nie ma chuja, nie uda się. Sam przez to ograniczyłem swoje wpisy na weszlo, bo po prostu idzie z tym kurwicy dostać, szczególnie jak piszesz z telefonu. I za to powinno się ich jebać, wiedzą, że jest z tym problem od dłuższego czasu i nic z tym nie robią.
Nie zgodzę się. Czasami wisi dłużej I jest niewygodny usuwany. Nie wierzysz chyba w to, że nie usuwają. Proszę cię…
a ja tam lubię Jima
Najważniejsze, że mają kocura z Kongo. Czołówka europejska już śle zapytania. Szejkowie liczą petrodolary, Perez dzwoni do Łodzi, Ambramowicz ruszył specsłużby.
Jakby mi gość na tym stanowisku przez miesiąc wymyślił tylko Chrisa Mandiangu to też bym go wywalił
O ile pamiętam Masło ściągnął choćby Kitę do Widzewa, a ciężko wyobrazić sobie awans bez Przemka…
Panie Dyrektorze dziękujemy za doskonałe transfery Mandiangu, Zejdler, Gąsior itd….
Chodzą słuchy, że ten pan to niezły cwaniaczek otaczający się swoimi ludźmi. W Wiśle za jego rządów na prowizję dla menadżerów i pośredników wydawano niewiele mniej niż w Legii i Lechu a byli jednym z najbiedniejszych klubów w Ex. W Widzewie tak samo się zaczynało, a dodatkowo chodzą słuchy, że pomógł opchnąć Daniela Michalskiego do Płocka gdzie Widzew go sobie wypatrzył, a on zaproponował go starym kolegom z Wisły.
Weszło judzi, bo murzynek z Kongo gra mocno przeciętnie, dlatego trzeba kogoś obwinić za jego boiskową mizerię. Najlepszą obroną jest atak…
Jak to się żydkom szybko zmienia. Pamiętam czas nominacji Masłowskiego. Spuszczali się z zachwytu: Masełko to, masełko tamto, Masełko owamto, po prostu Masełko the best. Podobnie było z Pajączek, postrzeganej jako szara eminencja z PZPNu, która w razie czego „coś” tam im załatwi. W tym klubiku, bardzo krótka droga od bohatera do łajzy. Smuda, Mroczkowski i Kaczmarek przekonali się na własnej skórze. Witani jak zbawcy, żegnani jak niechciane psy.
https://najwiekszekursykuponow.blogspot.com/ – Trafili ostatnio kurs 302 i skan tego kuponu mają na blogu! mają wielką promocję na dziś! Polecam bo sam z nimi trafilem juz 4 kupony z kursami ponad 100 kazdy!
Co do pani Martyny, to pracowałem u niej w Miedzi Legnica przez dwa lata. Jeśli chodzi o sprawy biznesowe, marketingowe i organizacyjne- tytan pracy, na tym się akurat zna, zresztą cały rebranding I ligi miał miejsce kiedy była prezesem PLP.
Ale problem z nią był/jest taki, że była typowym „control freakiem”, każda nawet najmniejsza decyzja musiała przechodzić przez nią, przez co proces decyzyjny ciągnął się w nieskończoność. Byłem odpowiedzialny za sklep klubowy, zamówienie głupich 50 szalików trwało po dwa tygodnie, bo pani prezes odbiera 600 maili dziennie i nie ma czasu dać akceptu. I tak że wszystkim.
Ona by się doskonale sprawdziła np w PZPN czy PLP, a nie w miejscu gdzie najważniejszy jest sukces sportowy, a nie organizacyjny.
czyli typowa absolwentka polskiej szkoły zarządzania
Masłowskiemu wypada powiedzieć, że Pajączek się chuja zna, ale nie wypada powiedzieć, że Jóźwiak się chuja zna. Logiczne.
Z Masłowskiego,to jest taki dyrektor sportowy, jak z koziej dupy trąba. Doskonale wiedział, że do Płocka na jego miejsce przychodzi Żewłakow, to wkręcił się szybciutko do Widzewa. Jego filozofia polega na tym, żeby być Bogiem w każdym klubie, sęk tylko w tym, że nikt i nigdzie, nie da mu takich nieograniczonych kompetencji. Natomiast Pajączek miała zaprowadzić porządek w klubie i moim zdaniem dobrze to robi, chociaż podczas tej roboty paru osobom mocno nadepnęła na odciski. Bolączką Widzewa jest bowiem WIELORZĄDNOŚĆ i to hamuje jego rozwój organizacyjny i sportowy. Niby Pajączek jest prezesem, a tak naprawdę rządzi Puchalski i prawie trzydziestu dyletantów ze Stowarzyszenia i Rady Nadzorczej. Dopóki Widzew nie będzie miał jednego właściciela, dopóty jego kibice nie zaznają radości z kibicowania swojej drużynie. A do tego, droga jest niestety daleka, bo tych trzydziestu pajaców, nigdy nie będzie chciało oddać Widzewa w jedne, choćby najbardziej bogate i sensowne ręce..
nie Żewłakow tylko Jóźwiak kretynie
Oto asy jakie sprowadził nam Pan Łukasz : Zajdler , Gąsior , Mandiangu – nie nadawali się do pierwszej jedenastki , byli gorsi od tych co mieliśmy , tylko Przemek Kita to był dobry transfer. Oprócz tego za radą jego człowieka sprowadzono trenera Paszulewicza , co się skończyło dla nas katastrofą. Niech lepiej się ten Pan daleko trzyma od Widzewa , bo u nas się po prostu nie sprawdził.
Fakty:
– Widzew odbudowali kibice i to oni pociągają w nim za sznurki
– Kibice Widzewa przyjaźnią się z kibolami Wisły i Ruchu, tymi, którzy teraz siedzą i sypią. Tymi samymi, którzy wydoili Wisłę.
– Jadczak zapowiada, że jego następny materiał będzie o Widzewie, a w Hejt Parku mówi, że tam jest największy burdel.
– Na trybunie VIP na Widzewie kumaci decyzyjni decydują o tym, czy działacz przyjezdnego klubu może usiąść w szaliku swojej drużyny, czy nie może.
Połączcie kropki. To pierdolnie z hukiem. Ale na Weszło raczej nie przeczytamy o tym, bo wiadomo – kot z Konga tam gra.