Reklama

Legia zaczęła świąteczne porządki

redakcja

Autor:redakcja

18 grudnia 2020, 13:10 • 3 min czytania 27 komentarzy

Większość klubów Ekstraklasy czeka jeszcze ostatni w tym sezonie mecz, więc na razie nie ogłaszają decyzji kadrowych dotyczących obecnych zawodników – nie licząc przejścia Rafała Janickiego z Wisły Kraków do Podbeskidzia. Legia jako pierwsza wzięła się mocniej za przedświąteczne czyszczenie magazynów. Jej zawodnikami nie są już William Remy i Vamara Sanogo. Kontrakty z nimi zostały rozwiązane.

Legia zaczęła świąteczne porządki

W obu przypadkach trudno się dziwić. Obaj od dłuższego czasu byli już tylko obciążeniem dla klubowego budżetu, a nic w zamian nie dawali.

Sanogo przychodził na Łazienkowską naprawdę dawno temu – na przełomie 2016 i 2017 roku, gdy trenerem był Jacek Magiera, a w zespole grał jeszcze Vadis Odjidja-Ofoe. Osoba Magiery odegrała tu zresztą kluczową rolę, bo to on chwilę wcześniej prowadził go w Zagłębiu Sosnowiec. Przychodzący znikąd Francuz zdołał błysnąć w kilku meczach I ligi i to wystarczyło, żeby po półrocznym pobycie na polskiej ziemi trafić do Legii jako młody talent.

Minęły cztery lata. 25-letni Sanogo już dawno nie jest młodym talentem, a na jego liczniku widnieją zaledwie cztery występy w pierwszym zespole „Wojskowych”, z czego dwa dotyczą ligi. Wiosną tego roku zdobył nawet bramkę z Arką Gdynia i mógł sobie wpisać do CV mistrzostwo. Fakty są jednak takie, że dla Legii okazał się praktycznie napastnikiem-widmo. Od chwili transferu leczył trzy poważne kontuzje, a większy pożytek ponownie miało z niego tylko Zagłębie Sosnowiec. Najpierw wrócił tam do I ligi i pomógł awansować (5 goli, 5 asyst), z kolei na najwyższym szczeblu pokazał się jeszcze bardziej. Zdobył 11 bramek, a powinien więcej, bo dwukrotnie pudłował z rzutów karnych. Mimo że chwilami widać było po nim pewne nieokrzesanie i taktyczne niedostatki, całościowo się obronił.

Gdy więc wracał do Legii, mógł mieć nadzieję na przełom. No ale potem dwukrotnie poważnie się rozsypał, przez co w ciągu półtora roku do dyspozycji sztabu szkoleniowego był jedynie między końcówką maja a końcówką czerwca 2020. W tym czasie trzy razy nie podniósł się z ławki, a dwa razy wszedł na końcówki i zdążył sieknąć gola z Arką. Potem nabawił się urazu ścięgna Achillesa i do dziś nie pojawił się na boisku. Szkoda chłopa. Teraz chyba żaden zawodowy klub nie weźmie go bez jakichś specjalnych klauzul w umowie.

Reklama

Remy to inny przypadek, całościowo duże rozczarowanie. Sprowadzano go zimą 2018 i choć przez wiele miesięcy nie grał w Montpellier, wcześniej w ciągu półtora roku zaliczył tam 43 występy w Ligue 1. To robiło wrażenie. Facet wejście do ligi zaliczył znakomite. Po pierwszych sześciu występach miał u nas średnią not 6.40 (!), trzykrotnie dostawał siódemki. Wydawało się, że pojawił się kandydat na najlepszego stopera Ekstraklasy.

Szybko jednak, jeszcze w tej samej rundzie, obniżył loty. Później zaczęły się kontuzje, wynikający z tego brak rytmu meczowego i – jak się z czasem okazało – coraz luźniejsze podchodzenie do obowiązków. Wydarzenia z końcówki października, gdy do sieci wypłynęły zdjęcia ze zbiorowego nabywania koronawirusowej odporności w towarzystwie kilku pań, to już była tylko kropka nad „i”, ostatecznie przekreślająca jego szanse na pozostanie w Warszawie. Z jej uroków korzystał znacznie wcześniej, skojarzenia ze Steevenem Langilem nasuwały się same. I taki sam jest koniec. Przez przez ostatnie półtora roku Remy rozegrał dla Legii 12 meczów i to licząc wszystkie fronty. O udanym starcie wszyscy zdążyli zapomnieć.

Na tym nie koniec zmian. Praktycznie spakowany do wyjazdu jest Domagoj Antolić, a Joel Valencia chyba zmarnował już wszystkie szanse, które otrzymał od Czesława Michniewicza. Legia jesienią miała zbyt szeroką kadrę jak na rywalizowanie na dwóch frontach, trzeba ją trochę odchudzić.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

27 komentarzy

Loading...