Trudno o daleko idące wnioski na tak wczesnym etapie sezonu, ale trzeba przyznać, że James Rodriguez zrobił piorunujące pierwsze wrażenie po przenosinach do Premier League. Jego Everton jest rewelacją rozgrywek i po czterech kolejkach ma na swoim koncie komplet punktów, a kolumbijski pomocnik momentalnie wziął na siebie rolę lidera zespołu. Gołym okiem widać u niego głód bramek i czysty entuzjazm z gry.

Stracony sezon w Realu
I nie ma się co temu entuzjazmowi dziwić. Poprzedni sezon był bowiem dla Jamesa czasem po prostu straconym. Przede wszystkim z uwagi na dręczące go urazy, ale nie tylko. Bo nawet gdy Kolumbijczyk był zdrowy i gotowy do wejścia na boisko, rzadko dostawał okazję do gry od Zinedine’a Zidane’a. Francuski szkoleniowiec Realu Madryt po prostu przestał uwzględniać Jamesa w swoich planach na zespół. Nawet Gareth Bale nazbierał w poprzednim sezonie ligowym dwa razy więcej minut w hiszpańskiej ekstraklasie. Rodriguez pojawił się na murawie w sumie tylko osiem razy. W La Lidze rozegrał ledwie 419 minut. Od października 2019 roku Zizou dał mu tylko jedną okazję do występu.
Mówimy o 29-letnim piłkarzu, który w Kolumbii cieszy się statusem celebryty. Żeby nie powiedzieć – bohatera. Mówimy o piłkarzu, który – gdy dołączał do „Królewskich” w 2014 roku – był postrzegany jako jeden z najbardziej utalentowanych pomocników na świecie i potencjalnie przyszły kandydat do Złotej Piłki. Transfer do Realu uczynił go czwartym najdroższym piłkarzem w dziejach.
James Rodriguez
Jednak liderem madryckiego zespołu Rodriguez tak naprawdę nigdy nie został. Jego pozycja w drużynie zaczęła stopniowo podupadać, od kiedy za stery chwycił Zidane. Sezony 2017/18 i 2018/19 James spędził już na wypożyczeniu w Bayernie Monachium, lecz także i w stolicy Bawarii nie zrobił aż takiej furory, jakiej się po nim zapewne spodziewano. Choć liczby miał co najmniej niezłe. W pierwszym sezonie w Bundeslidze zanotował siedem bramek i jedenaście asyst w 23 spotkaniach. To kapitalny bilans. Ale w utrzymaniu znakomitej dyspozycji wciąż przeszkadzały mu problemy zdrowotne. No i Kolumbijczyk chyba nie do końca odnalazł się w nowym klubie.
– Tam jest zimno. Były dni, w których szedłem na trening przy temperaturze wynoszącej nawet 28 stopni na minusie. Wtedy czasami pytałem siebie: „Co ja tu właściwie robię?” – żalił się Rodriguez. – Niemcy też są zimni, mimo że w klubie traktowano mnie fantastycznie. Ale tam zawsze myśli się tylko o pracy. Oni są jak maszyny, to szaleństwo. Przyjeżdżają na trening, pracują i do widzenia. Każdy skupia się tylko na swoim życiu i treningu. Nauka języka niemieckiego dużo mnie kosztowała. Po pierwszych czterech miesiącach powiedziałem swojemu nauczycielowi, że nie chce marnować swojego ani jego czasu. Nie chciałem się uczyć.
Karl-Heinz Rummenigge przyznał potem, że to sam James poprosił, by Bayern nie aktywował opcji wykupu po zakończeniu dwuletniego wypożyczenia. Po pierwsze dlatego, że nie czuł się w Niemczech szczęśliwy. Po drugie – w Bawarii również nie mógł być pewny regularnych występów, a przecież właśnie w poszukiwaniu pierwszego placu opuścił Madryt. Kariera pomocnika, który do niedawno był jednym z najbardziej gorących towarów na transferowym targowisku, nagle znalazła się na bardzo ostrym zakręcie.
Tata Carlo
Latem tego roku pomocną dłoń do swojego byłego podopiecznego wyciągnął Carlo Ancelotti. To włoski manager dowodził na Estadio Santiago Bernabeu, gdy James trafiał tam w 2014 roku. I to właśnie u Carletto pomocnik rozegrał swój pierwszy, a zarazem najlepszy sezon w barwach „Królewskich”, gdy w samej tylko lidze zdobył aż trzynaście goli. Potem Ancelotti był także pomysłodawcą ściągnięcia Rodrigueza do Monachium. Teraz zaś namówił swojego pupilka na przeprowadzkę do Evertonu.
Na pierwszy rzut oka ten transfer wydawał się dość dziwaczny i ryzykowny dla obu stron. Everton wprawdzie formalnie nie zapłacił Realowi za pomocnika ani centa, ale hiszpańskie media donosiły, że w The Toffees jednak odpaliły madrytczykom przeszło 20 milionów euro odstępnego. Powiedzmy jednak, że to nie są gigantyczne pieniądze w realiach Premier League. Co innego wypłata dla samego Jamesa. Z całą pewnością nie aż tak olbrzymia jak w Realu (około 280 tysięcy funtów tygodniówki), ale wciąż znacząca (około 140 tysięcy). Gdyby Kolumbijczyk okazał się niewypałem, jego kontrakt stanowiłby gigantyczne obciążenie dla klubowego budżetu. Z kolei dla samego Jamesa przeprowadzka na Goodison Park to zejście o trzy półki niżej i otwarte przyznanie, że jego kariera zabrnęła w ślepy zaułek.
Everton ostatnie mistrzostwo kraju zdobył jeszcze w latach osiemdziesiątych. Na jakiekolwiek znaczące trofeum czeka od ćwierćwiecza. Pod kątem klasy sportowej jest od dekad klubem numer dwa w mieście. Jeśli zaś chodzi o ligę, ostatni raz w TOP5 The Toffees znaleźli się w 2014 roku. W poprzednim sezonie ekipa z Liverpoolu uwikłała się nawet przez moment w walkę o utrzymanie.
Co tu dużo mówić – James nie trafił do klubu stanowiącego gwarancję sportowych sukcesów.
Carlo Ancelotti
James był jednak zdecydowany na Everton, naturalnie za sprawą Ancelottiego. Gdy rozmawiasz z piłkarzem o transferze, jest jedna prosta zasada. Musi powiedzieć: tak, chcę u was grać. Nie, że się zastanowi, że być może. Musi mieć pewność, wtedy i my mamy pewność. I tak właśnie było – zdradzał kulisy transferu włoski trener.
Działacze Evertonu zatrudnienie piłkarza o takiej renomie potraktowali jako marketingową trampolinę, która ma im pozwolić na powrót do europejskiej czołówki. Tak sportowo, jak i pod względem rozpoznawalności. Pisaliśmy na Weszło: „Do niebieskiej części Liverpoolu rzadko trafiali zawodnicy o takim nazwisku i statusie. Kampania reklamowa dotycząca tego transferu była szeroko zakrojona – zdjęcie Jamesa w koszulce nowego klubu pojawiło się nawet na Times Square, a analitycy obliczyli, że wieść o nowym zakupie The Toffees dotarła do 400 milionów osób na całym świecie. W ten sposób angielski klub chce dołączyć do grona światowych marek”.
Jakie będą długofalowe skutki tych marketingowych zabiegów? Trudno prorokować. Ale jedno już wiemy. James po przenosinach do Premier League natychmiastowo odżył. W jego ligowym debiucie Everton pokonał Tottenham, w kolejnych spotkaniach The Toffees zwyciężali nad West Bromem, Crystal Palace i Brightonem. Drużyna Ancelottiego gra efektowny, bardzo otwarty futbol, a Rodriguez znajduje się w samym centrum taktycznej układanki włoskiego trenera. Ma już na koncie trzy gole i dwie asysty.
Kolumbijczyk strzela, kreuje, napędza drużynę. Posyła mnóstwo kluczowych podań. U jego boku rozkwitła forma strzelecka Dominica Calverta-Lewina (sześć goli po czterech kolejkach), świetnie też wygląda współpraca Jamesa z Richarlisonem.
Everton FC 4:2 Brighton & Hove Albion FC
Oczywiście znakomita forma Evertonu to nie tylko kwestia transferu Kolumbijczyka. Znaczących wzmocnień w letnim okienku transferowym było o wiele więcej. Ale nie ulega wątpliwości, kto natychmiastowo wybił się na pierwszy plan. James ewidentnie odzyskał frajdę z gry i znów czuje się piłkarzem docenionym, a to napędza go do jeszcze lepszych występów. Z takim liderem Everton naprawdę może namieszać w czołówce. Nawet jeśli nie w TOP4, bo to pewnie trochę za wysokie progi, to choćby w TOP6.
fot. NewsPix.pl
A może jednak to zasługa trenera?
Ancelotti jak mało który trener zna się na swojej robocie. Gdziekolwiek nie trenował – wszędzie były sukcesy.
Dlaczego? Bo-
1. jest przygotowany do zawodu-teoretycznie i praktycznie.
2. jest inteligentnym człowiekiem
3. ma wpływ decydujący na transfery do-i z- klubu
3. nie kończył „kuleszówki”, nie korzystał nadmiernie z telefonu, bo nie ma dronów, nie wydziwia że składem zostawiając przed najważniejszym meczem w roku najważniejszych zawodników na ławce rezerwowych.
Taki trener Resovie Rzeszów, Puszcze Niepołomice czy Stomil Olsztyn maximum w 3-4 lata wprowadzi do Ligi Europy
Nie. Ancelotti zawalił sprawę w Bayernie. W Neapolu też był poważny zjazd. Porównaj jego wyniki do Sarriego. Był topowym trenerem 10-20 lat temu, ale piłka nie stoi w miejscu.
Po prostu w Evertonie James jest gwiazdą i skład się zaczyna od niego. W takim towarzystwie łatwiej błyszczeć, niż w Realu, gdzie jeden błąd na boisku oznacza utratę miejsca w składzie.
Nie wiem kto Ci dał plusy, ale z tego by wynikało, że Zidane to słaby trener, bo James u niego słabo grał. Tak?
Piszesz bzdury.
Przeczytaj moją wypowiedź raz jeszcze.
Ancelotti to trener. Gość z sukcesami. Potrafiący myśleć, mający doświadczenie zawodowe, ale i życiowe.
Nie piej nad Zidanem bo to Pan pasujący do jednego klubu. Owszem z charyzmą, z doświadczeniem sportowym.
Nie potrafił wykorzystać możliwości Rodrigueza a Ancelotti umiał.
Dlaczego?
Bo powtarzam
Inteligentny, z doświadczeniem to trener.
I tyle
A dlaczego mam tyle plusów?
Bo mnie lubią. Weszło trochę mniej
Pogoda szybko go połamie i będą szpitale oraz trybuny.
-28 stopni? Ten przygłup chyba nie ogarnia termometra. Takie temperatury to już nawet w Moskwie są rzadko. Języka nie będzie się uczył, bo za trudny. Typowy kopacz półgłówek. Tak jak Bejl, 6 lat w Hiszpanii i języka się nie nauczył.
…i jeszcze trenować przy tych -28 musiał Nie no, sprawia wrażenie mocno sympatycznego gościa, ale mur beton telefonu do przyjaciela w „Milionerach” do niego bym nie wziął
Narzekał na pogodę w Niemczech po czym poszedł do Anglii 🙂
Carletto to fachura, dla mnie od wielu lat top topów. Jak na zakończenie tamtego sezonu mówił o dołączeniu do czołówki ligi, nie w jakichś tam „najbliższych latach”, tylko od tego sezonu to niektórzy się pukali po czole (jak ci z magazynu o lidze angielskiej z kanału sportowego), a tu proszę. Wprawdzie to dopiero 4 mecze, jeszcze wszystko się może wydarzyć, ale zaczęli z przytupem
Szczególnie w Bayernie i Napoli pokazał swój fach. Ancelotti był topem 10-20 lat temu. BTW – czyli sugerujesz, że Zidane to słaby trener? No bo przecież u niego James nie dał rady.
No właśnie, to dopiero 4 mecze. Zjazd będzie jeszcze przed świętami. Miejsce w top8 będzie dla Evertonu olbrzymim sukcesem.
Ale terminarza za trudnego nie mieli. Ze spursami bylo na dwoje babka wrozyla
lepiej było Karbownika ściągnąć, to mieliby już 120% normy
Spokojnie to tylko początek ,w trofea Toffies nie wierzę ,jest na to za wcześnie, brawo Jamesa,bo wniósł trochę fantazji i boiskowego uroku do tej nudnej jak pizda LIGI.Prawdziwy test to będą mecze z Wielką 4 , Koguty to rozlazłe parówki ,bez znaczenia.Marzeniem kibiców Evertonu jest nie przegrać na Anfield i rozpierdolić The Reds na Goodison Park ,to byłby olbrzymi krok w kierunku przyszłych sukcesów.Powodzenia
Filip Bednarek mówił, że w szatni Evertonu jest gej. Chyba już wiem o kogo chodzi. Żona Jamesa przed operacjami plastycznymi wygląda jak mężczyzna.
Nie żebym coś do tego miał. Zupełnie mnie to nie rusza. Tak tylko jako ciekawostkę wspominam. Ale spodziewam się, że po tym wpisie James straci kilku fanów w tym kraju.
Skoro ktoś przestaje być fanem piłkarza, bo okazuje się, że grajek jest gejem, to ja na miejscu tego piłkarza srałbym na takiego fana.
Zazwyczaj staram sie odpowiadac skladnie, nie obrazac nikogo, ale przeczytalem twoje cztery komentarze i pytanie samo cisnie sie na usta. Czy ty jestes jakis uposledzony, glupi, czy po prostu troll?