Można powiedzieć: stało się, bo szoku nikt raczej nie przeżył. Damjan Bohar sam zapowiedział swoje odejście, zagrał pożegnalny mecz i tyle go widzieli. Słoweniec spakował walizki i przeprowadził się do Chorwacji, a konkretniej do Osijeku. Pod skrzydłami Nenada Bjelicy w pucharach jednak nie zagra, bo NK z nich odpadło, ale swoje z pewnością zarobi. I raczej nikt nie powinien mieć do niego żalu.
Zacznijmy od kwestii najważniejszej. Czy rzeczywiście zamiana Zagłębia Lubin na NK Osijek to ruch życia? Strzał, jaki zdarza się tylko raz? Gdy patrzymy z zewnątrz, raczej nie. Liga chorwacka porywająca nie jest, a Osijek co prawda należy do czołówki, ale w ostatnich latach największym sukcesem było ostatnie miejsce na podium. W pucharach? Też same wtopy. To czym tak właściwie Chorwaci skusili Bohara?
Ogromna podwyżka
Na pewno pieniędzmi. Za klubem z Osijeku stoją węgierskie miliony, to zespół z dużymi wpływami politycznymi. Nie ma co się dziwić, bo jest na kogo wpływać – w Chorwacji tylko dwa zespoły mogą pochwalić się większą liczbą zadeklarowanych kibiców. Już podczas negocjacji „Super Express” ujawniał informacje o tym, jak potężne pieniądze wchodzą w grę. Podawano, że piłkarz ma zaoferowaną czterokrotną podwyżkę zarobków, a według naszych informacji możemy mówić nawet o pięciokrotnej podwyżce.
Przypomnijmy – Bohar, 29 lat, to już nie jest piłkarz, którego za dwa lata sprzedaż z zyskiem i traktujesz jako inwestycję. Żaden polski klub nie byłby w stanie zaoferować Słoweńcowi takiej kwoty.
Oczywiście w całym tym dealu stratne nie jest także i Zagłębie. Lubinianie według „Superaka” odrzucili trzy oferty za swojego skrzydłowego. Ale w końcu się złamali, bo Chorwacji zaoferowali im ponad 700 tysięcy euro. Wiemy, że jako cenę dla polskich klubów otwarcie oferowano milion w europejskiej walucie. Każdy zdawał sobie jednak sprawę, że wyszarpanie od kogokolwiek choć 3/4 tej kwoty, będzie sporym sukcesem. Udało się, więc nie było sensu robić z Bohara niewolnika. W końcu zasłużył na to, żeby jego ostatni lub przedostatni kontrakt ustawił go na parę lat do przodu.
Najlepszy skrzydłowy ligi
Bohar na to zasłużył, bo dla „Miedziowych” był czystym złotem. Kiedy wybraliśmy go najlepszym skrzydłowym w Ekstraklasie, pisaliśmy o nim tak:
Piętnaście goli i pięć asyst – to bilans, z którym sezon zakończył Damjan Bohar (do tego bramka w meczu pucharowym). Co warte podkreślenia – w większości wypracowany został jeszcze przed tym, gdy Zagłębie Lubin wylądowało pod kreską, by jeszcze raz zmierzyć się z najgorszymi drużynami w lidze. W rundzie finałowej Słoweniec dorzucił ledwie dwa gole i jedną asystę, co w ostatecznym rozrachunku dało mu trzecie miejsce w klasyfikacji kanadyjskiej na koniec sezonu. Lepsi byli tylko Christian Gytkjaer i Igor Angulo (Hiszpan o jeden punkt). Ostatnim skrzydłowym, który skończył tak wysoko był Flavio Paixao w sezonie 2015/16. A przecież już wtedy Portugalczyk nierzadko występował na szpicy.
A to, że Zagłębiu na nic się liczby Bohara zdały? To już wina zespołu z Lubina. Bo to aż absurdalne, że gdy masz takiego kozaka na boku – dodatkowo wspieranego przez Saszę Żivca – kończysz w dolnej ósemce. Niemniej z tego właśnie zapamiętamy Bohara. Jeszcze w tym sezonie zdołał błysnąć golem i dwiema asystami. I kto wie, być może znów nawiązałby do świetnych liczb sprzed roku? W końcu jego rozwój był widoczny gołym okiem:
- 18/19 – 10 goli, 6 asyst, 2 asysty drugiego stopnia
- 19/20 – 15 goli, 5 asyst, 2 asysty drugiego stopnia
Następcy już w drodze?
Ale jak wiadomo – nie nawiąże. Natomiast Zagłębie Lubin musi się zatroszczyć o to, żeby należycie go zastąpić. Wiadomo, że nie będzie to łatwe, bo nie każdy trafia tak, jak Lech z Ishakiem. Jednak na Dolnym Śląsku sakiewka po sprzedaży Bartosza Białka i Bohara jest pełna. Wypadałoby, żeby w końcu przestać do niej dorzucać, a zacząć choć trochę wydawać. Bo na dziś o zastępcy Białka piszemy w kontekście jednego z największych pudeł w lidze. Głupio byłoby, gdyby do jednego niewypału dorzucić drugi. Niewykluczone, że wkrótce dostaniemy szansę, żeby się przekonać, czy Słoweńca uda się zastąpić. W drodze do Lubina są bowiem dwaj piłkarze:
- Adam Ratajczyk
- Valon Ethemi
W obydwu przypadkach nie jest to wielka tajemnica. O Ratajczyku pisało się już sporo, a Ethemi już wcześniej był do Lubina przymierzany. Teraz – jak informował portal mkszaglebie.pl – deal dojdzie do skutku, bo… nie trzeba będzie płacić za piłkarza z Kosowa ekwiwalentu. Sprytne? Sprytne. Oby jednak Ethemi wart był czekania na ostatni dzwonek. Bo potem nie będzie tak łatwo naprawić sytuacji.
Fot. FotoPyK