Reklama

Sezon „make or break” dla Sebastiana Kowalczyka?

redakcja

Autor:redakcja

13 września 2020, 10:57 • 6 min czytania 2 komentarze

Jeśli jesteś najmłodszym kapitanem w Ekstraklasie, w dodatku nie jednorazowo, tylko nosząc opaskę przez większość sezonu, to trudno, żeby nie było wokół ciebie sporych oczekiwań. Sebastian Kowalczyk rok temu o tej porze błyszczał w lidze, prowadząc Pogoń na szczyt, pewnie marząc o ciekawym transferze. Dzisiaj trudno nie sądzić, że wpadł trochę w stagnację.

Sezon „make or break” dla Sebastiana Kowalczyka?

W Szczecinie pojawiają się głosy, że „Kowalowi” wybacza się w Pogoni więcej i kto wie, może w tym problem. Bo szczecinianin, w dodatku wychowany na Śródmieściu, w dość ponurej okolicy, znający klimat blokowisk i bram. Innymi słowy: swój chłopak. Niebawem Kowalczyk może dobić do dekady w Pogoni, do której trafił z Salosu razem ze swoim trenerem, Marcinem Łazowskim. Był etatowym kapitanem juniorskich drużyn Portowców, łączył to zresztą z opaską kapitańską kadry województwa Zachodniopomorskiego. Wypatrzony lata temu przez Adamczuka. Identyfikuje się z klubem, nie mówiąc o mieście.

Jak masz mieć kogoś, kto daje solidność, to dużo lepiej, żeby to był właśnie ktoś taki a nie zawodnik wyciągnięty ze dołu ligi chorwackiej.

Ale rzecz w tym, że Kowalczyk zapowiadał się na większe, naprawdę duże granie. Koledzy z czasów juniorskich też mówili o nim, że ma największe papiery na poważny futbol. W Szczecinie mówiło się natomiast długo: „Kowalczyk wieczny talent, który nigdy nie odpali”.

Sam zawodnik rozumiał, że dla nikogo czas nie płynie szybciej niż dla młodego piłkarza – po pierwszej udanej rundzie, czyli po jesieni 2018, odżegnywał się w wywiadzie Damiana Smyka, że już wcale nie jest młody:

Reklama

Mam 20 lat, to jest taki moment, gdy musisz pokazywać, na co cię stać, a nie liczyć, że potraktują cię ulgowo, bo jesteś młody. Młody to jest Sebek Walukiewicz, który ma 18 lat i dyryguje środkiem obrony. Ode mnie się wymaga, a nie miło zaskakuje, gdy zagram dobry mecz. Teraz oby to podtrzymać i oby wiosną efekty były jeszcze lepsze.

Mądrze? No pewnie. Ale no właśnie. Walukiewicz dzisiaj jeździ na kadrę, a w lidze gra przeciw Ronaldo. Od czasu, gdy grali razem z Kowalczykiem, Walukiewicz zrobił milowy krok do przodu, podczas gdy obecny gracz Pogoni najwyżej kroczek, jeśli w ogóle.

Ale po kolei. Sezon 16/17 i 17/18 dla Kowalczyka to epizody, typowe oswajanie się, a wciąż więcej minut w rezerwach. Latem 2018 dobrze przepracował sezon przygotowawczy i dostał szansę już na otwarcie sezonu 18/19 z Miedzią. Został zdjęty w przerwie, był najgorszy na boisku, w drugiej kolejce kilka minut, a potem na ładnych kilka tygodni trafił do szafy. Dopiero plaga kontuzji sprawiła, że znowu wskoczył do składu, ale udowodnił, że Miedź była wyłącznie falstartem. Przełomem był mecz z Wisłą Płock, gdzie zrobił bramkę i asystę, a co poparte dobrymi występami w innych meczach sprawiło, że wybrano go młodzieżowcem miesiąca w PKO Bank Polski Ekstraklasie. Tymczasem ciekawe, że prawie z Nafciarzami nie zagrał… Wracamy do rozmowy Damiana:

Fatalnie się czułem przed tym meczem. Byliśmy na zgrupowaniu przed spotkaniem, poszliśmy na śniadanie, wróciłem do pokoju i myślałem, że zaraz je zwrócę. Byłem w pokoju z Davidem Niepsujem.

– Stary, ja się zaraz zrzygam.

– Co ci?

Reklama

– Nie wiem, może czymś się strułem, ale czuję się paskudnie.

– No to idź, zwymiotuj.

Biłem się z myślami. Wziąłem to na przeczekanie, ale na rozgrzewce nadal było słabo. Na końcu rozgrzewki robiliśmy sprinty i w pewnym momencie miałem już to śniadanie w gardle. Wszedłem do szatni i „kurde, co robić?”. Z jednej strony – lepiej odpuścić, bo ktoś inny zagra lepiej? Z drugiej – może to tylko pierdoła i zaraz odpuści? Na szczęście nikomu nic nie powiedziałem i zagrałem. W pierwszej połowie grałem słabo, ale trener dał mi czas. No i po przerwie było znacznie lepiej.

Od tamtego momentu do końca sezonu nie wystąpił już tylko w trzech meczach Pogoni. Łącznie zaliczył 1593 minuty w ESA, skończył z dwoma golami i czterema asystami. Rozbudził oczekiwania, a w szatni funkcjonował jako element spajający szatnię i dobry ruch zespołu.

Start sezonu 19/20 był w zasadzie wymarzony. W meczu z Piastem Gliwice Kowalczyk wyprowadził kolegów na boisko jako kapitan. Nie miał wtedy jeszcze skończonych 21 lat.

Grał wszystko, a Pogoń była w czołówce, w końcu wspinając się aż na fotel lidera. Miewał świetne mecze, jak choćby z Jagiellonią na wyjeździe. Przez kibiców Pogoni został wybrany najlepszym piłkarzem sierpnia, potem dorzucił tę samą nagrodę za wrzesień.

Ładował takie bramki:

Ale po pewnym czasie coś mocno zwolniło tak w Pogoni, jak u Kowalczyka. Weźmy perspektywę na klub: niby solidnie. Mimo wszystko grupa mistrzowska. Ale z drugiej – nie tego oczekiwano po świetnym początku. Mówiono w Szczecinie głośno o pucharach, czyli o kolejnym kroku. W tym kontekście stagnacja, taka sama jak u Kowalczyka, który po świetnym początku później trochę wtapiał się w przeciętność. Spójrzmy dla porównania, z jakiej stopy startował w zeszłym sezonie Płacheta, a z jaką kończył.

Wymowne, że w naszym rankingu młodzieżowców znaleźliśmy dla niego miejsce dopiero na 16 miejscu. Pisaliśmy wtedy:

Czy jest solidnym ligowcem? Niewątpliwie tak. Ale nie możemy oprzeć się wrażeniu, że trochę stanął w miejscu. Jego liczby – dwa gole, dwie asysty – na nikim szału nie robią. Zwłaszcza że aż 30 meczów rozegrał od deski do deski. Indywidualnie to jedno z większych rozczarowań tego sezonu.

Nie chcemy napisać, że Kowalczyk zmierza w kierunku ligowego dżemu, ale faktem jest też, że nie przybliża się do ciekawego transferu zagranicznego. Podobnie jak jego kolega z drużyny, Marcin Listkowski, u którego coś drgnęło (pierwszy gol po 83 meczach w lidze!), ale wciąż są to zdecydowanie zbyt subtelne przebłyski. Kowalczyka wyróżniało w tym sezonie od reszty to, że był najmłodszym kapitanem w lidze. Oczekiwania były większe, choć niech to nie rozmyje nam rzeczywistego obrazu – było solidnie. 

Dziś, po 77 meczach w ESA, grając na ofensywnych pozycjach, ma cztery gole i sześć asyst. Szału nie ma. W sezonie 19/20 zrobił gorszy bilans liczbowy mimo prawie dwukrotnie większej liczby minut niż w 18/19.

Ten sezon może być dla niego szczególny. Rok temu miał nad sobą jeszcze parasol ochronny w postaci statusu młodzieżowca. Teraz z niego zszedł, rywalizuje na równych prawach ze wszystkim, a konkurencja w ofensywie Pogoni, jakkolwiek może nie jest szalona, tak też jednak nie jest tak mierna, by nie wyobrazić sobie Kowala w jakimś meczu na ławie. Szczególnie, że naciska młodzież – zdolnych młodych piłkarzy Pogoni akurat nie brakuje. Dodajmy, że Kowalczyk był ostatnio powołany na kadrę U21, ale zagrał tylko z Estonią. Na kluczowe spotkanie z Rosją Michniewicz wolał grać innymi – w tym Marcinem Listkowskim w pierwszym składzie.

Na koniec tego sezonu Kowalczyk będzie dobijał do 23 lat – to w dzisiejszym świecie futbolu, i przy naszym statusie ligi, tak naprawdę być może ostatni dzwonek na naprawdę ciekawy transfer i nowy impuls w karierze, którego być może Kowalowi brakuje.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

2 komentarze

Loading...