Reklama

Po dawny blask? Może na początek po utrzymanie

redakcja

Autor:redakcja

20 sierpnia 2020, 15:02 • 15 min czytania 9 komentarzy

12.06.1996. Właśnie tego dnia Stal Mielec rozegrała ostatni mecz na poziomie najwyższej klasy rozgrywkowej – jeszcze nikt nie wygłupiał się z nazywaniem jej Ekstraklasą. Występujący w barwach Śląska Wrocław Janusz Kudyba, Tomasz Jaworek i Jarosław Góra sprawili, że to nie było przyjemne pożegnanie z elitą. Stal uległa 1-4, gdyż jej honor uratował Daniel Konopelski, który w lidze nigdy więcej potem już nie zagrał. Z innej strony patrząc – listy przebojów szturmował wtedy kawałek „Orła cień” od zespołu Varius Manx, a na świecie nawet nie było jeszcze 14 zawodników z dzisiejszej kadry drużyny. Kurczę, szmat czasu. Przyznajemy jednak, że lubimy takie powroty. 

Po dawny blask? Może na początek po utrzymanie

Rok temu w podobne tony biliśmy, gdy ponownie w najwyższej klasie rozgrywkowej meldował się Raków Częstochowa. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że pod względem marki ekipie spod Jasnej Góry do Stali dość daleko. Z historycznego punktu widzenia nawet nie wypada zestawiać ze sobą rekordowego ósmego miejsca Rakowa w sezonie 95/96 z dawnymi osiągnięciami Stali. Szczególnie tej z lat 70., kiedy to zespół z Podkarpacia dwa razy zgarniał mistrzostwo Polski, na podium był wręcz stałym bywalcem, a w dodatku potrafił pokazać się w Europie.

Gorsza informacja jest taka, że historia, nawet tak fajna, na boisko nie wyjdzie i utrzymania nie zrobi. Skoro już porównujemy oba kluby, to trzeba powiedzieć, że Raków (co zrozumiałe) jest dziś w trochę innym miejscu, ale również rok temu jako beniaminek wydawał się zespołem silniejszym, ciekawszym i zdrowszym niż dzisiejsza Stal.

Przy czym – żebyśmy się dobrze zrozumieli – skreślanie kogokolwiek w momencie, gdy z ligi leci tylko jedna drużyna, to absurd. A nuż Stal wykorzysta ten rok w elicie, a co za tym idzie też zupełnie inne środki niż wcześniej, na zbudowanie drużyny, która będzie miała ręce, nogi i generalnie wszystko na właściwym miejscu.

OCENA ROZDANIA (SKALA 1-5): 2,5

Mamy mocno mieszane odczucia. Zespół z Mielca – po pierwsze – stracił lidera z prawdziwego zdarzenia, bo tak jak czasami nadużywa się tego określenia, tak Bartosz Nowak z pewnością nim był. No, chłop dwa sezony z rzędu wykręcił dwucyfrową liczbę goli oraz asyst, co tu więcej dodawać. Po drugie, z drużyny czmychnął Michał Żyro, który odbudował się w Stali i tylko wiosną wypracował dziesięć goli (nie brakuje głosów, że w poprzednich sezonach do awansu mieleckiej ekipie brakowało właśnie takiego Żyry). Po trzecie, do Płocka wrócił bramkarz Jakub Wrąbel. Po czwarte (ale niekoniecznie najmniej ważne), w Mielcu nie ma też trenera Marca, który awans zrobił.

Reklama

A chyba każdy, kto śledził poczynania Stali na poziomie I ligi, zgodzi się, że prócz wypełnienia tych ubytków konkretnie należało wzmocnić też linię obrony, która dawała radę na zapleczu (najmniej straconych goli), ale Ekstraklasa to przecież trochę inne wymagania. Tu, patrząc pod kątem personalnym, w miarę spokojni jesteśmy chyba tylko o Krystiana Getingera, który przerastał drugi poziom rozgrywkowy.

I jak podziałała Stal? Ktoś powie, że na miarę swoich niekoniecznie wielkich możliwości. Inna osoba może odpowiedzieć, że te ruchy raczej nie zadziałały jak melisa, która uspokoiłaby mieleckich fanów. Obie mają rację. Oczywiście nie mówimy, że to już koniec kontraktowania graczy przez ten zespół, ale na razie więcej mamy znaków zapytania niż odpowiedzi.

To może po kolei. Na papierze zastępstwem dla Nowaka jest Petteri Forsell i tu trzeba powiedzieć, że to ciekawy ruch jak na Stal. Nawet jeśli nie zabijało się o niego pół ligi, to inne opcje pewnie Fin miał. Czy będzie w stanie sprawić, że Mielec nie zawyje z tęsknoty za graczem, który przeniósł się do Górnika Zabrze? Szczerze mówiąc, nie zdziwimy się, jeśli w jego buty bardziej będzie próbował wejść ktoś z duetu Tomasiewicz-Domański, a Forsell po prostu będzie grał swoje. Dalej mamy atak. Nie ma Żyry, jest Tomczyk, a prócz niego piłkarze urodzeni już w XXI wieku, w tym ściągnięty z rezerw Legii Łukasz Zjawiński. I jesteśmy ciekawi, jak wypadnie mistrz Polski z Piastem, gdy będzie dostawał dużo minut, i mamy wątpliwości, czy taki arsenał wystarczy na Ekstraklasę. Jeśli chodzi o obsadę bramki, przyszedł odstrzelony z Rakowa Gliwa, a polowano jeszcze na Niemczyckiego, którego przejęła Cracovia. Znów bez szału. Do tematu trenera jeszcze wrócimy, ale na razie możemy powiedzieć tyle, że jedną niewiadomą zastąpiła inna niewiadoma.

A co z tą obroną? Na razie przyszli Kamil Kościelny i Marcin Flis. Pierwszy był dość cenny uzupełnieniem kadry Rakowa, a w dodatku wraca do klubu, którego jest wychowankiem. Drugi zaliczył już dwa nieudane podejścia do Ekstraklasy (w GKS-ie Bełchatów i Piaście Gliwice), a ostatnio reprezentował barwy I-ligowej Sandecji. Ujmijmy to tak – gdybyśmy mieli wskazać defensorów z zaplecza, których widzielibyśmy wyżej, raczej nie byłby ani naszym pierwszym, ani drugim wyborem.

Sporo klocków do ułożenia.

Reklama

NOWY AS W TALII: Petteri Forsell

W lidze wyzutej z ciekawych osobowości Fin bez dwóch zdań jest postacią. Jasne, nie budzi tylko pozytywnych emocji, bo loża oburzonych jego podejściem do życia i futbolu wypełniona jest po brzegi, trzeba w niej siadać na kolanach. Nie brakuje przy tym głosów, że tolerowanie jego – ekhm – odmienności działa wręcz destrukcyjnie na resztę zespołu i nawet jeśli piłkarsko Forsell jest ponad drużynową średnią, to w ostatecznym rozrachunku jego ekipa w takim układzie traci.

No i okej, być może rzeczywiście coś w tym jest. Ale to diagnoza i wyzwanie dla trenerów, a my po prostu lubimy, gdy Forsell daje show. Innymi słowy – jak pokazuje kopyto.

Liczymy, że dalej będzie – jak mówił Marek Kozioł – czesał te piłki tak, że w głowie się nie mieści. Ma jednak Forsell też coś do udowodnienia. I wcale nie to, że jest dobrym piłkarzem, bo to całkiem jasne. Walnął 13 goli, do których dołożył asystę i 3 kluczowe podania w 37 meczach (oraz 3 bramki w PP), ale Miedź Legnica spadła z Ekstraklasy. Strzelił 4 sztuki, dorzucił asystę i znów 3 kluczowe w 14 meczach w Koronie Kielce, ale zespołu w lidze nie utrzymał.

Pora pokazać, że jego drużyna może zostać w najwyższej klasie na kolejny rok. Gdy podpisał kontrakt ze Stalą zapachniało nam hat-trickiem, ale też spokojnie – spada przecież tylko jeden zespół. Motywacja w postaci wyjazdu na Euro została, a zaczął od dwóch asyst w Pucharze Polski z Karpatami Krosno. Jesteśmy dobrej myśli.

BLOTKA: środek obrony

Mimo dwóch nowych zawodników widzimy tu pewien potencjał na powtórkę z wątpliwej jakości rozrywki. Czyli coś pomiędzy tym, co pokazywali stoperzy ŁKS Łódź w poprzednim sezonie (drużyna straciła łącznie 68 goli), a tym, co zaprezentowali środkowi defensorzy Zagłębie Sosnowiec dwa lata temu (80 bramek w plecy). Oczywiście liczbowo wynik podobny raczej nie będzie, bo gramy tylko 30 kolejek, ale średnia może być zbliżona. 

O jakości nowych piłkarzy już wspomnieliśmy. Flis pewnie będzie tylko opcją (może zagrać też na lewej stronie), ale w Kościelnym widzi się raczej lidera formacji. Odważnie, bo co innego łatać dziury w Rakowie, mając obok siebie lepszych indywidualnie graczy, a co innego dowodzić formacją beniaminka, samemu nie posiadając większego doświadczenia w Ekstraklasie (17 meczów w zeszłym sezonie to wszystko).

Kogo mamy prócz nich? Pewniakiem- pomimo tego, że właśnie przestał być młodzieżowcem – wydaje się Mateusz Żyro. Niby w Mielcu się ogarnął, ale pamiętamy, że dotychczasowe podejścia do Ekstraklasy raczej spalił (łącznie 9 meczów w Miedzi i Legii). W pierwszej lidze sporo grali też Martin Dobrotka, Mateusz Bodzioch i Lukas Bielak. Pierwszy odszedł już zimą i potem spadł z Wigrami z pierwszej ligi. Drugi – że tak to ujmiemy – lubi odwalić. Trzeci został natomiast już skreślony – tzn. trafił na listę transferową. Ciekawa sprawa, bo rok temu spotkało go coś podobnego – zrobił awans z ŁKS-em, ale w Ekstraklasie już nie zagrał. Zostaje więc jeden i to niepewny, a do tego niezweryfikowana, nawet w pierwszej lidze, młodzież.

Reasumując, sporo musi się stać, żeby to zażarło.

ROZDAJĄCY: Dariusz Skrzypczak

Takiej mobilizacji wśród kibiców Lecha Poznań nie widzieliśmy od momentu, w którym trzeba było posadzić na ławkę Karlo Muhara. Umówmy się – to bardzo nietypowe, by kibice w ten sposób reagowali na zakończenie współpracy z asystentem trenera. Ale no właśnie – Skrzypczak dla Kolejorza był kimś więcej. Raz, że to bardzo zasłużona postać w historii klubu. A dwa, że członek sztabu, który odegrał wielką rolę przy tym, co Lechowi wyszło w ostatnim sezonie najmocniej, czyli przy wprowadzaniu do zespołu i rozwijaniu młodych zawodników.

I chyba nawet zbyt dobrze wywiązywał się Skrzypczak ze swoich obowiązków, bo pojawiła się pewna zazdrość. Oficjalną wersję klubu o tym, że wszystko napędzane było chęcią samodzielnego poprowadzenia drużyny przez dotychczasowego asystenta, oczywiście można włożyć – jak wiele rzeczy, które Lech komunikuje – między bajki. Ale skoro już po rozstaniu w Poznaniu niespodziewanie pojawiła się taka możliwość, bo Stal nie dogadała się z Dariuszem Marcem, Skrzypczak postanowił skorzystać.

Duże ryzyko. Przede wszystkim dla niego, bo przejmuje zespół, która ma mocno ograniczone możliwości, a przecież trzeba go budować – może nie od nowa, ale roboty jest mnóstwo. Potrafimy sobie wyobrazić większy komfort na początku pracy na własny rachunek w Polsce. Po drugie ryzykuje też klub, bo bierze trenera, który w Ekstraklasie nigdy nie pracował. Samodzielnie prowadził oczywiście kluby w Szwajcarii, ale na niższym poziomie rozgrywkowym. Z drugiej strony, jak już wspomnieliśmy, podobną niewiadomą był też Marzec – z tą różnicą, że to on wywalczył awans.

Sprawa odejścia tego trenera po awansie (dokładnie rzecz ujmując, nie przedłużono z nim kontraktu) to też dość pogmatwana historia.

Oficjalny przekaz był taki, że „powodem jest różnica oczekiwań w zakresie doboru członków sztabu szkoleniowego” (cytujemy za oficjalną stroną klubu), podobną wersję ujęcia się za współpracownikami przedstawiał sam Marzec.

Mniej oficjalnie mówi się o tym, że i sam Marzec oczekiwał kontraktu, którego wysokość sugerowała, że stracił kontakt z rzeczywistością.

A jeszcze mniej oficjalnie można usłyszeć, że władze klubu z Mielca trenera Marca niespecjalnie ceniły. Piłkarze podobno również mieli mnóstwo uwag do jego metod i usposobienia. Nawet pomimo tego, że udało się wywalczyć awans? Tak, nawet. Gdzieś w zaciszu gabinetu uznano, że po prostu nie przeszkadzał mocnej kadrze, która potrafiła wykorzystać słabość rywali w walce o awans (głównie Warty na wiosnę). Tylko żebyśmy się dobrze zrozumieli – nie oceniamy, to być może cholernie krzywdząca opinia.

Coś nam na ten temat podpowie dopiero przyszłość – i Marca, i Stali pod wodzą innego trenera.

DŻOKER: Andreja Prokić

Serb, który w 2010 roku zamienił zespół o swojsko brzmiącej nazwie FK Turbina na Stal Rzeszów, mocno zadomowił się w naszym kraju. Jednak spośród dziesięciu sezonów, które u nas spędził, tylko w jednym był piłkarzem ekstraklasowego klubu. 20 meczów, 1 gol, 1 asysta, średnia not 4,14 w barwach GKS-u Bełchatów w rozgrywkach 14/15 – to nie bilans, po którym się za gościem tęskni.

Trzeba jednak przyznać, że Mielec Prokiciowi służy. Tak było, gdy grał tu jeszcze w II lidze – pomógł w wywalczeniu awansu, po czym sam przeniósł się do GKS-u Katowice. I tak było w ostatnich dwóch sezonach. W obu notował przyzwoite liczby (5+8 i 3+6), ale w roli dżokera widzimy go bardziej ze względu na styl gry. Potrafi się urwać obrońcom, jest przebojowy. Jak to często w takich przypadkach bywa, potem zdarzają się problemy z podjęciem odpowiedniej decyzji, ale biorąc pod uwagę to, że w wielu meczach Stal będzie zepchnięta do defensywy, różnicę może zrobić właśnie ktoś taki.

ŚWIEŻAK: Szymon Stasik

Od razu szybkie zastrzeżenie – Stasik jest kontuzjowany, zabrakło go w kadrze na zgrupowanie w Woli Chorzelowskiej, na początku sezonu Stal będzie musiała sobie radzić bez niego. Czyli trzeba będzie kombinować. Stawiamy jednak, że na dłuższą metę to właśnie Stasik będzie grał najwięcej spośród młodzieżowców. Miał już przecież spory udział w wywalczeniu awansu do Ekstraklasy, zagrał na zapleczu w 28 meczach, w których zaliczył jedną asystę. Urodzony w 1999 roku zawodnik może grać jako prawy obrońca lub skrzydłowy, lecz docelowo chyba bardziej pasuje nam do linii defensywnej. Również ze względu na liczby, bo jak widzicie – te w I lidze miał mizerniutkie. 

Nie warto się jednak uprzedzać tylko ze względu na nie, bo Stasik potrafi pokazać inne atuty, a cyferki mogą jeszcze przyjść. Sami przecież wrzuciliśmy go do najlepszej jedenastki młodzieżowców poprzedniego sezonu na zapleczu Ekstraklasy.

No dobra, ale skoro Stasika zabraknie, to kto zacznie sezon? W meczu Pucharu Polski z Karpatami Krosno, w którym trzeba było wystawić dwóch młodzieżowców, Dariusz Skrzypczak zdecydował się na Rafała Strączka i Kacpra Sadłochę. Obaj to ciekawe opcje. Pierwszy jest bramkarzem, który w ostatnim sezonie zaliczył cztery występy w I lidze, głównie gdy trzeba było zastępować Jakuba Wrąbla. I z takim Stomilem Olsztyn był bohaterem wygranego 1-0 spotkania. Drugi z wymienionych anonimem też nie jest. Głośno zrobiło się o nim, gdy niecałe dwa lata temu strzelił pierwszego gola na zapleczu Ekstraklasy. Miał wtedy ledwie 15 lat i 337 dni. Jako dzieciak szybko trafił na celownik RC Lens. Wrócił po roku we Francji. Wiosną nie grał z przyczyn proceduralnych. Teraz może zaskoczyć, o ile oczywiście wyciągnął coś z lekcji, które dostał.

Prócz nich w tej chwili do rozgrywek zgłoszeni są też: Mateusz Dudek (bramkarz), Łukasz Seweryn, Jan Kozłowski, Adrian Skrzyniak (obrońcy), Mateusz Chmielowiec, Adam Kramarz (pomocnicy), Bartosz Bajorek i Łukasz Zjawiński (napastnicy). Wymieniliśmy wszystkich również z tego względu, że należy pamiętać, iż Dariusz Skrzypczak w Lechu zasłynął właśnie z dobrej ręki do młodych. Może w Mielcu wykreuje zatem kogoś nowego?

POTENCJALNY SKŁAD

Największe wątpliwości to obsada bramki, gdzie wybór może być zdeterminowany przez kwestię młodzieżowca, oraz walka o miejsce w środku pola. Nie zdziwimy się, jeśli w składzie pojawi się Maciej Domański. I to niekoniecznie kosztem Forsella czy Tomasiewicza, gdyż pierwszego wystawić można też w ataku, na czym bazowała Miedź Legnica, a drugi może zająć miejsce na skrzydle.

OKIEM SZATNI: Grzegorz Tomasiewicz

Letnie przygotowania – stosunkowo lekkie czy było „podlewanie tui”? 

Na pewno nie były takie jak zazwyczaj. Sezon skończył się trzy tygodnie temu, więc obciążenia były mniejsze. Mało czasu, by popracować, bo też niemal od razu graliśmy Puchar Polski. Tygodniowy urlop starałem się maksymalnie wykorzystać na regenerację, by móc na pełnych obrotach pracować od pierwszego treningu.

Który piłkarz robi najbardziej pozytywne wrażenie? 

Na razie trudno powiedzieć. Myślę, że w trakcie pierwszych kolejek ujawni się nowy lider zespołu, bo najlepszym zawodnikiem naszej drużyny był Bartosz Nowak, który odszedł latem.

Forsell już zdążył pokazać, że ma kopyto?

Od pierwszego treningu widać, że ma kawał uderzenia i bardzo dobrze ułożoną stopę. Zostaje też po zajęciach i dużo strzela. Myślę, że będzie wzmocnieniem.

Dziury po Nowaku, Żyrze czy Wrąblu załatane?

Myślę, że tak. Klub stara się robić wszystko, żeby kadra była jak najmocniejsza. Poradzimy sobie.

Zamieszanie z trenerem – „bywa” czy „sam byłem zaskoczony”? 

Na pewno nikt nie wiedział, że tak to się potoczy. Byliśmy wtedy na urlopach. Ale nie naszą rolą jest ocenianie decyzji klubu. My mamy robić swoje na murawie.

Co Stal może wnieść do Ekstraklasy? 

Pozytywną energię w grze. Powinna być widoczna w każdym spotkaniu. Wiadomo, że naszym pierwszym celem jest utrzymanie, bo jesteśmy beniaminkiem, ale potem, gdy już utrzymanie będzie, można myśleć o czymś więcej.

Załóżmy, że ktoś nie śledził was w pierwszej lidze – na którego piłkarza Stali warto zwrócić szczególną uwagę?

Na mnie! Mamy zgrany zespół i każdy jest w stanie coś pozytywnego dołożyć.

Które miejsce na koniec sezonu sprawi, że z pełną satysfakcją otworzysz piwo? 

Ósme.

Dopiero wtedy?

Tak jest.

OKIEM EKSPERTA: Kamil Sulej (tygodnik „Piłka Nożna”)

Jak oceniasz działania Stali w tej przerwie miedzy rozgrywkami? Na plus? Na minus?

Wydaje mi się, że biorąc pod uwagę możliwości Stali i graczy dostępnych na naszym rynku, wyrwy po odejściu Bartosza Nowaka po prostu nie dało się załatać. Od niego zaczynała się gra drużyny i często na nim się też kończyła – każdemu piłkarzowi pierwszej ligi życzę, by dwa sezony z rzędu wykręcił double-double. Forsell to moim zdaniem nie jest ta półka. Tak samo jak Paweł Tomczyk, który ma zastąpić Michała Żyrę. Wiosną wyglądał on bardzo dobrze.

Zakontraktowanie Forsella zostało przyjęte ze sporym entuzjazmem.

Pamiętam go z najlepszych czasów w Miedzi Legnica, gdy nie biegał za dużo, ale każde jego dojście do piłki w okolicy pola karnego było ogromnym zagrożeniem. W Koronie też te przebłyski miewał, ale to nie jest Nowak. Kilka punktów Fin pomoże zdobyć, ale większą nadzieją dla Stali niż pojedyncze nazwiska jest fakt, że spada tylko jedna drużyna.

Jak oceniasz zamieszanie z trenerem?

Mieliśmy w ostatnich latach kilka takich przypadków po wywalczonych awansach i czasami taka zmiana daje dobre efekty. Ot, choćby w ŁKS-ie, gdzie Kazimierz Moskal zastąpił trenera Robaszka. Dariusz Marzec już w momencie zatrudnienia był kontrowersyjnym wyborem, dopiero teraz dołożył znaczący sukces do CV, bo wcześniej było w nim tylko mistrzostwo, ale z juniorami Wisły. Wydaje mi się, że ktoś, kto w Stali podejmuje decyzje, nie do końca ma sprecyzowany pomysł na to, jak to robić. Marzec był twarzą rewolucji po zamieszaniu z Arturem Skowronkiem, okazało się, że rewolucja się udała, również przez jego odważne decyzje, ale potem – jak to ma w zwyczaju – pożarła ona własne dziecko.

Jeśli chodzi o trenera Skrzypczaka, nie znam aż tak jego warsztatu, by się na ten temat wypowiadać. Opinie słyszałem dobre, ale nie wiem, czy to kwestia kilku znajomych dziennikarzy, czy naprawdę jest aż tak dobrym szkoleniowcem. Dostrzegam pewne podobieństwa między nim a trenerem Marcem.

Na którego piłkarza Stali warto zwrócić szczególną uwagę?

Na Grzegorza Tomasiewicza. Wychował się w Legii, choć nigdy w niej nie zadebiutował, grał w młodzieżowych reprezentacjach. Wciąż ma czas, żeby coś pokazać. Brakuje mu warunków fizycznych, często zarzucano mu też słabe liczby, ale to piłkarz, który zostawia serce na boisku, a przy tym dysponuje bardzo dobrą techniką. Przyjemnie się go ogląda, docenia się go przede wszystkim na żywo.

Gdybyś miał obstawiać, to na które miejsce Stali na koniec sezonu byś postawił?

Dolna połowa tabeli, a w zasadzie – dolna połowa dolnej połówki. Nie skreślam Stali, bo wydaje mi się, że ta drużyna będzie mocna u siebie, ale widzę ją na miejscach 13.-16. Jeśli chodzi o samych beniaminków, stawiam ją niżej niż Podbeskidzie, które wydaje się rozsądniej budowane, ale nad Wartą Poznań.

OKIEM ANKIETOWANYCH

To co z tym Forsellem?

Ustrzeli hat-tricka na boisku
Ustrzeli hat-tricka w spadkach
Jedno i drugie
Create an Online Poll

GDYBY ROZDANIE BYŁO GIFEM

W TYM SEZONIE WIESZCZYMY IM…

– Jeśli o ciebie chodzi, to nie wróżę ci żadnych rewelacji. Kaczka to maks, co może się z ciebie być – powiedział Fred do Gruchy w polskiej komedii, gdy mowa była o reinkarnacji, ale tak nam się to skojarzyło ze Stalą. Zamiast „kaczki” trzeba wstawić „drużynę na utrzymanie”. Nie ma jednak co obrażać się na taki werdykt, bo jeśli Stal mądrze rozegra ten przejściowy dla całej ligi sezon, to do kolejnego może przystępować już znacznie pewniejszym krokiem. Widzimy potencjał.

Fot. FotoPyK/newspix.pl

Najnowsze

Niemcy

Polski trener w Leverkusen: Bayer ma wizję, by co sezon grać o mistrzostwo

Damian Popilowski
0
Polski trener w Leverkusen: Bayer ma wizję, by co sezon grać o mistrzostwo

Komentarze

9 komentarzy

Loading...