Reklama

Derbin: Wiem, że kibice w Tychach tęsknią za Ekstraklasą

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

29 lipca 2020, 11:23 • 12 min czytania 4 komentarze

Artur Derbin jest pierwszym trenerem na zapleczu Ekstraklasy, który zmienił pracę przed startem nowego sezonu. Choć o tym, że trafi do Tychów mówiło się od dawna, to formalnie trenerem GKS-u został dopiero kilka dni temu. W obszernej rozmowie z namy szkoleniowiec opowiada o przedwczesnym rozstaniu z GKS-em Bełchatów i kulisach pracy w tym klubie, a także o tym, co zamierza zrobić na Śląsku. Jak przebudowany zostanie tyski klub? Jakie szczegóły taktyczne dotyczące swojego projektu zdradził nam sam zainteresowany? W jaki sposób przygotować zespół do nowego sezonu w obecnych, nietypowych warunkach? Zapraszamy.

Derbin: Wiem, że kibice w Tychach tęsknią za Ekstraklasą
Czy Artur Derbin był najbardziej rozchwytywanym trenerem na rynku? Zakładam, że po odejściu z Bełchatowa telefon nie milknął.

Oprócz GKS-u Tychy pojawiła się jeszcze jedna ciekawa oferta, natomiast wybrałem ten klub. Mam tu blisko, klub ma duże możliwości, GKS był też bardzo zdeterminowany co do mojej osoby. Kto się ze mną kontaktował? Myślę, że dziś to już bez znaczenia.

Wybrał pan Tychy także dlatego, że tu w końcu zazna stabilizacji?

Tak, to był mocny argument. Mówiąc o możliwościach, miałem na myśli tę stabilizację. Mam możliwość pozyskać zawodników o określonej jakości. Jest baza treningowa, na tym polu można jeszcze trochę poprawić, ale też mam obietnicę, że od sierpnia możemy korzystać z pięknego boiska obok stadionu. No i perełka, czyli sam stadion, gdzie gramy mecze ligowe. Wiele było czynników, które zadecydowały, że wybrałem Tychy.

Nie boi się pan, że po latach funkcjonowania w ciężkich warunkach ciężko będzie przestawić się na to, że wszystko w klubie jest?

(śmiech) Absolutnie nie! W Sosnowcu, w Chojnicach – wszystko w klubie było. Wszyscy patrzą przez pryzmat Bełchatowa, ale wszystko sprowadza się do tego, że w klubach pracują ludzie, to z nimi się współpracuje. To sobie cenie najbardziej – współpracę, życzliwość, szacunek. To jest dla mnie najistotniejsze. Zresztą w Bełchatowie baza sportowa też była na bardzo wysokim poziomie. Sprawy organizacyjne, wiadomo, ciągną się od dłuższego czasu, ale mogę tylko życzyć im powodzenia, bo ten klub zasługuje na to, żeby z powodzeniem rywalizować na poziomie pierwszej ligi.

Mówimy o dobrych warunkach, ale presja wyniku będzie chyba spora. W poranku Weszlo.FM mówił pan, że w kontrakcie jest zapis mówiący o jego przedłużeniu w przypadku awansu. To śmiałe wyzwanie, biorąc pod uwagę to, jak mocna będzie teraz pierwsza liga.

Żaden z trenerów przystępując do rozgrywek, nie powie, że nie zależy mu na zajęciu czołowych miejsc. W końcu gramy o mistrzostwo pierwszej ligi. Natomiast oczywiście trzeba liczyć siły na zamiary. Zdaję sobie sprawę, jakie zagrożenia nas czekają, choćby krótki okres przygotowawczy. Jestem tutaj świeżakiem, kimś, kto dopiero wchodzi do środowiska. Najlepiej byłoby, gdyby transfery, które już poczyniliśmy oraz te, do których się przymierzamy, wypaliły w 100 procentach. Wiem, że kibice też tęsknią za Ekstraklasą, której nie było tu od wielu lat. Możemy więc mówić o pewnej presji, ale zmieniając środowisko, zdawałem sobie z tego sprawę. Chcę podołać wyzwaniu wraz ze sztabem szkoleniowym i drużyną, którą mamy. Podzielić się radością z kibicami, żeby byli dumni i tłumnie przychodzili na stadion i dobrze się bawili na naszych meczów.

Reklama

No i oczywiście, żeby finalizacją tego wszystkiego był awans. Nie będziemy jednak rzucać obiecanek, to byłoby coś wspaniałego, gdyby nasza podróż zakończyła się spełnieniem tego celu, ale są też miejsce 3-6, które pozwalają grać o awans i nasze działania będą szły w tym kierunku. Zdajemy też sobie sprawę, jak mocna jest ta liga, jakie drużyny do niej dołączają. Z każdym rokiem pierwsza liga jest coraz mocniejsza, więc zadanie staje się trudniejsze, ale nie oznacza to, że nie jest do wykonania.

Dlaczego odszedł pan z Bełchatowa przed końcem sezonu? Wiadomo, jak w GKS-ie było, ale jednak liczono, że zostanie pan do końca rozgrywek.

Nie miałem już większego wpływu na drużynę. Oczywiście to moje subiektywne odczucie, natomiast pandemia spowodowała, że mieliśmy słabszy kontakt z zawodnikami. W niepewności każdy podejmował inne decyzje i gdy wracaliśmy do treningów, dostawałem sygnały, ilu zawodników ma odejść w trakcie sezonu. Nie chciałem zostać na koniec sam ze wszystkim, a na pewne sytuacje się nie godziłem. Miałem też nadzieję, że ta decyzja będzie sygnałem dla ludzi dobrej woli, którzy się tym klubem zaopiekują. Na ten moment wiem, że prowadzone są jakieś rozmowy. Życzę im z całego serca, żeby wszystko wróciło do normy.

Był pan trochę rozczarowany, że zawodnicy zaczęli podejmować wspomniane decyzje, czy więcej było w panu zrozumienia dla tej sytuacji?

Jak pan słuchał wypowiedzi zawodników, to nikt do nikogo nie miał pretensji. Każdy podejmował decyzje według własnego sumienia i sytuacji życiowej. Nie mogliśmy kogoś na siłę przymuszać do niczego. Podczas mojej pracy doszło do sytuacji, że jeden z zawodników pożegnał się z drużyną, a potem okazało się, że nie miał odpowiedniego pisma i został w klubie. To były czytelne sygnały, które dały mi do myślenia. Nie powinno się w ten sposób traktować ludzi, którzy za swoją dobrze wykonywaną pracę nie otrzymywali pieniędzy. Przecież też musieli płacić ZUS-y, mieszkania. Warunki były ekstremalne, kibice też byli bardzo wyrozumiali. Ci, którzy zostali w GKS-ie, są tam bohaterami.

Patrząc z boku, można było odnieść wrażenie, że pan jest po prostu lubiany przez tę szatnię. Faktycznie było tak, że piłkarze to panu okazywali, czy może jednak bardziej szli w profesjonalizm, bo w końcu mowa o przełożonym?

A czemu profesjonalizm musi się wiązać z tym, że człowiek zwiększa dystans? Ja taką osobą nie jestem. Proszę spojrzeć na trenera Wentę, który znakomicie zarządzał doświadczonymi zawodnikami i osiągał sukcesy. W ten sposób pracuję, nie ograniczam się, nie unikam kontaktu z zawodnikami. Lubię rozmawiać z ludźmi, jestem też od tego, żeby w jakiś sposób ich motywować, dawać im narzędzia, które mogą wykorzystać. Jeżeli dystans jest przekraczany, to jest reakcja, ale cenię sobie to, jak moja osoba jest postrzegana.

Kończąc te wspominki z Bełchatowa – może powiemy o pozytywnych momentach, bo zawsze mówiło się o negatywach, a dobre wspomnienia też przecież są.

Pamiętam ludzi, z którymi pracowałem. Ten klub ma duszę, wszyscy daliby się za niego pokroić. Wspomnienia sportowe to walka o utrzymanie, kiedy sam poszedłem do kibiców, żeby wyjaśnić im naszą sytuację. Następnie wspaniała podróż do awansu – od -2 punktów przez problemy finansowe. Mecze takie jak ten z Widzewem Łódź, kluczowy, przy pełnym stadionie, albo w Stargardzie, gdzie wszyscy wyczekiwali kilka minut tego, co stało się na stadionie w Toruniu i cieszyliśmy się z awansu. Gdybyśmy dodali te dwa punkty…

Reklama
To byłoby mistrzostwo.

Właśnie. W pierwszej lidze też mieliśmy na początku udany okres. Potem byliśmy już bombardowani informacjami o rezygnacji PGE, to nie wpływało na nas korzystnie i mogło mieć przełożenie na wyniki, które osiągaliśmy. Ale… To już zostawmy.

Były telefony od byłych podopiecznych z pytaniem, czy przypadkiem nie ma wakatu na ich pozycji w Tychach?

Bardzo cenię wielu z tych piłkarzy, ale wiadomo, że nie będę zabierał całego zespołu. Jest tam wielu dobrych zawodników, wielu młodych, którzy czekają na szansę. Żartobliwie ten temat poruszaliśmy, ale bardziej po to, żeby sprowadzić rozmowę na miły temat.

Czyli Bartosz Biel i Krzysztof Wołkowicz to dwa ostatnie transfery z GKS-u?

Tak. Mam nadzieję, że żaden z kibiców GKS-u nie będzie miał do mnie żalu, że “zabieram” im zawodników. Oni podjęli taką decyzję, chcieli się rozwijać i trzeba to zrozumieć.

Skoro już przy transferach. Tychy to plac budowy. Igaz, Daniel, Kamavuaka, Kristo, Biernat, Kowalczyk, Kallaste, Piątkowski, Monterde, Szołtys, Pańkowski. Odeszło 11 piłkarzy – dużo, biorąc pod uwagę, że czasu na to, żeby uzupełnić braki i stworzyć zgrany zespół, nie ma zbyt dużo.

Taka jest polityka klubu, która zakłada odmładzanie kadry. Po ostatnich doświadczeniach i wprowadzeniu młodzieży kierownictwo klubu doszło do wniosku, że idziemy w takim kierunku. Też się w to wpisuję, bo dla mnie nie ma problemu, z jakimi zawodnikami będę pracował. Przyjdzie do nas kilku zawodników, którzy mają karierę przed sobą, którzy mają chęć zdobywać kolejne cele. Zostają Szymon Lewicki czy Łukasz Grzeszczyk, którzy będą pomagali młodszym piłkarzom się wprowadzić i dobrze funkcjonować w drużynie.

Rozumiem, że te decyzje, to także efekt pana dwumiesięcznych obserwacji, bo chyba nie ma co ukrywać, że przez ten czas, gdy formalnie pozostawał pan bez pracy, podglądał pan, jak spisuje się drużyna.

Nie ma co ukrywać, ale też w żaden sposób nie ingerowałem w pracę trenerów Zadylaka i Horwata. Oni mieli autorski pomysł, wymienialiśmy tylko poglądy. Rozmawiałem też z prezesem Bartnickim, chodziło o wykorzystanie potencjału, przekazanie pomysłu na drużynę – którzy mogą pasować, na których pozycjach można pomyśleć o wzmocnieniach. Czas, który miałem, to było ostrzenie piły, żeby narzędzie było już przygotowane.

To chyba całkiem wygodne, nie trzeba siedzieć po nocach na InStacie i nadrabiać meczów, tylko można się spokojnie przygotować do pracy.

Zgadza się, ale obserwacje to jedno, a drugie to dotknięcie zawodników w treningu. Spojrzenie na to, jak reagują na pewne sytuacje, jaki poziom prezentują. To są ważne dla mnie czynniki, które też biorę pod uwagę. Tylko w treningu dostanę odpowiedź.

Patrząc na te ruchy, nasuwa się jedna myśl – GKS będzie bardziej polski. Taki ma pan zamysł?

Nie jest to przypadek. To bierze się też stąd, że na ten moment branie obcokrajowca to pewne zagrożenie, możemy go obserwować tylko na InStacie. Chcielibyśmy się posiłkować zawodnikami, których mieliśmy w zasięgu wzroku na poziomie centralnym, którzy prezentują pewną wartość. Szukamy teraz zawodników na trzy pozycje, mamy kandydatów, są to Polacy i nie są to zawodnicy anonimowi i jeśli zostaną spełnione pewne uwarunkowania, to zobaczymy ich w naszej drużynie

O nazwiska nie pytam, ale spytam, gdzie GKS szuka piłkarzy? Ekstraklasa, pierwsza liga? Może druga?

Wszyscy myślą, że GKS Tychy jest największym graczem na rynku, a niekoniecznie tak musi być. Rozsądnie wydajemy pieniądze. Na piłkarzy z Ekstraklasy na ten moment nas nie stać, ale są wartościowi zawodnicy w pierwszej lidze, którzy mogą prezentować poziom ekstraklasowy.

Rodzynek zagraniczny też jest, Czarnogórzec Nemanja Nedić. To klasyczne pytanie – kto to, skąd wziął się w Tychach i czemu stopera trzeba było szukać aż na Bałkanach.

Rozmawiałem na jego temat z Marcinem Garuchem z Legnicy, z którym pracowałem jeszcze w Bełchatowie, który wypowiadał się o nim bardzo pochlebnie. Marcin grał z Nemanją w Czarnogórze, więc dobrze go zna. Przy swoich warunkach fizycznych jest bardzo dynamiczny, potrafi grać w powietrzu – takich środkowych obrońców szukamy. Potrafi zdobyć bramkę po stałym fragmencie gry, ale też wejść w kontakt, tego wymagamy. Nie ma też problemu z wprowadzeniem piłki do drugiej strefy.

Pan chyba szuka bardziej fizycznych niż technicznych obrońców.

Tak, ale ten zespół będzie ewoluował, będziemy się temu przyglądali. Mam określony pomysł, dlatego potrzebni mi są stoperzy, którzy mają predyspozycje szybkościowe, bo jeżeli chcemy grać trochę wyżej, to musimy sobie zdawać sprawę, że trzeba będzie się czasami ścigać z ofensywnymi piłkarzami. Stoper musi zderzyć się z przeciwnikiem, zaznaczyć, że on jest szefem, być twierdzą nie do przejścia. O takich ludzi mi chodzi.

Pytam o to nie bez powodu, bo nie jest tajemnicą, że tyszanie największe problemy mieli w defensywie. Abstrahując od wzmocnień, pan chyba ma jakiś sposób na dobrą organizację w tyłach. Bełchatów, kadrowo nie najmocniejszy, za pana kadencji zachował 7 czystych kont w 1 lidze. Sezon temu było ich 17, a zespół miał najlepszą defensywę w 2 lidze.

Zacznijmy od Zagłębia Sosnowiec. Tam postawiliśmy na ofensywę, to było ładne dla oka, był ciekawy potencjał, fajnie się to oglądało. W GKS-ie trzeba było mierzyć siły na zamiary, trzeba było się skupić na organizacji gry w defensywie. Mieliśmy najlepszą obronę na szczeblu centralnym, to ma swoją wymowę. Natomiast teraz chciałbym grać bardziej nowocześnie. Chcemy grać wyżej, stwarzać presję na przeciwnikach, częściej piłkę odbierać, czyli poprawić reakcję po stracie. Nie zapominamy też o ataku pozycyjnym, dobieramy zawodników pod to, żeby dali radę i w tym elemencie. Chodzi o to, żeby zawodnicy i kibice cieszyli się grą.

Jaki jeszcze jest pomysł na grę GKS-u?

Chcemy pielęgnować to, co do tej pory dobrze funkcjonowało, czyli ofensywę, strzelanie bramek. Chciałbym jeszcze udoskonalić fazę budowania akcji, kreowania. Bez piłki chcemy nieco częściej wywierać presję na przeciwniku, szybciej reagować po stracie. Po prostu przenieść obronę wyżej. To będzie można zweryfikować w meczach. Oczywiście może się okazać, że nie będziemy mogli grać wysokim pressingiem, np. gdy wpadniemy na Legię w Pucharze Polski, ale kto wie? Może czasami będzie trzeba zaskoczyć skokiem pressingowym. Nad tym będę się skupiał w najbliższym czasie.

Skoro już o Pucharze Polski. Na starcie zagracie z Wisłą Płock, a termin tego spotkania stawia pod znakiem zapytania, czy dyspozycja na pucharowy mecz będzie optymalna.

Puchar Polski traktujemy bardzo poważnie. Wiem, jaka to jest wspaniała przygoda. Miałem okazję być w półfinale, wcześniej eliminując Górnika Zabrze i Cracovię z Zagłębiem Sosnowiec, byliśmy blisko sprawienia niespodzianki z Lechem. Wiem, jaka to jest radość i satysfakcja. Przystępujemy do tego meczu z marszu, pierwsze zajęcia mamy 10-go, 15-go jest mecz z Wisłą Płock, natomiast przypominam sobie mistrzostwa Europy i Duńczyków, którzy zostali zebrani w ostatniej chwili i sięgnęli po mistrzostwo… (śmiech)

Czyli chcecie być jak Dania!

Przygotujemy się najlepiej, jak możemy. Dobrze, że można będzie korzystać z pięciu zmian. Wolałbym zagrać w tym okresie mecz kontrolny, ale trzeba przeorganizować pracę i grać o pełną pulę.

Jaki będzie pana zdaniem klucz do przygotowania zawodników do rundy jesiennej, biorąc pod uwagę trudy sezonu? To będzie trochę poluzowanie pasa?

Cięższe przygotowania wiązały się z tym, że przerwa była zazwyczaj bardzo długa. Teraz to są dwa tygodnie, więc dla mnie najważniejsza jest regeneracja. Z premedytacją daliśmy zawodnikom 16 dni wolnego, żeby wyleczyli urazy i się zregenerowali. Nie wiem, czy w tym czasie da się rozleniwić, ale chcę, żeby wrócili chętni do pracy. Na takim organizmie chcę pracować, nie na zajechanym i zamęczonym, bo wtedy ciężko coś wykrzesać.

Na zakończenie pobawmy się we wróżbitów. Jak pan widzi przyszły sezon, skoro teraz tabela była bardzo płaska, a skoro dojdą kolejne uznane marki, to chyba różnice powinny być jeszcze mniejsze?

To pytanie zadał mi już prezes Bartnicki, ale ja nie jestem wróżbitą ani czarodziejem, więc proszę mi wybaczyć, ale skupię się na pracy. To zostawiam wam, wy się świetnie na tym znacie i na pewno jesteście w stanie ocenić sytuację!

Czyli GKS Tychy skupia się na tym, żeby się w tym tłoku nie znaleźć i odjechać stawce jak Lewis Hamilton?

(śmiech) Proszę bardzo, takie porównanie może być!

ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK

Fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Komentarze

4 komentarze

Loading...