Reklama

Podbeskidzie wraca do Ekstraklasy odmienione. Bez długów, z pomysłem na grę i rosnącym w oczach projektem

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

16 lipca 2020, 12:27 • 8 min czytania 13 komentarzy

Jakie jest pierwsze założenie każdego spadkowicza? Powrót do Ekstraklasy. Nie inaczej było w przypadku Podbeskidzia Bielsko-Biała. Choć “Górale” spędzili w najwyższej klasie rozgrywkowej zaledwie pięć lat, to pod Klimczokiem nikt nie widział innej możliwości niż powrót do niej w jak najszybszym czasie. Ale jak to z planami bywa, zweryfikowało je życie. Bielszczanie w pierwszej lidze spędzili cztery sezony i dopiero teraz udało im się wywalczyć promocję. Co w tym czasie działo się w Bielsku?

Podbeskidzie wraca do Ekstraklasy odmienione. Bez długów, z pomysłem na grę i rosnącym w oczach projektem

Oj, działo się sporo. Niech świadczy o tym fakt, że w kadrze Podbeskidzia, która wywalczyła awans do Ekstraklasy, został tylko jeden piłkarz, który z niej spadał. To Bartosz Jaroch, który w najwyższej lidze grał tyle, co kot napłakał. W zasadzie dopiero w poprzednim sezonie, gdy trenerem “Górali” został Krzysztof Brede, Jaroch na stałe wskoczył do składu. I wydaje się, że właśnie ten moment był kluczowym w kontekście odzyskania najwyższej ligi dla Bielska-Białej.

Upadek zajrzał im w oczy

Trzech prezesów i sześciu trenerów – pod Klimczokiem w ostatnich pięciu latach przez długi czas stabilizacji nie było. Co prawda czasy Wojciecha Boreckiego, Dariusza Kubickiego i Roberta Podolińskiego to jeszcze etap bielszczan w Ekstraklasie, jednak właśnie wtedy rozpoczął się proces zmian w Podbeskidziu. Dzisiejszy sukces rodził się w bólach i to dużych, bo jeszcze dwa lata temu “Górale” mogli zniknąć z piłkarskiej mapy Polski. Sytuacja finansowa była do tego stopnia tragiczna, że lokalni politycy złożyli zawiadomienie do prokuratury, kiedy miasto po raz kolejny chciało zalewać dziurę w budżecie pierwszoligowego klubu. – Na kroplówce nie robi się wyników sportowych, musi być pomysł i strategia na przyszłość – mówił wówczas Przemysław Drabek, wiceprzewodniczący rady miejskiej.

I miał rację, bo w Bielsku do 2018 roku nic się nie spinało. Zresztą wystarczy spojrzeć na kilka łatwych do zweryfikowania faktów.

  • Miejsca w lidze? 8 i 9
  • Transfery do klubu? 40 w dwa sezony, nie licząc przesunięć z drugiej drużyny
  • To może chociaż Pro Junior System? Nie, środek stawki

Reklama

Ciężko było mówić o jakiejkolwiek stabilności kadry. Przy takim przemiale nie może dziwić fakt, że gdy Edward Łukosz – sponsor i udziałowiec klubu – objął obowiązki prezesa, żeby ratować Podbeskidzie przed upadkiem, długi sięgały ponad 3,5 miliona zł. Portal bielsko.biala.pl informował w sierpniu 2018 roku, że 80% tej kwoty Łukosz spłacił z własnej kieszeni. W listopadzie tego samego roku “Dziennik Zachodni” donosił o kolejnym wsparciu z miasta. Wówczas “Górale” otrzymali 5 milionów zł – 3,25 z budżetu miejskiego oraz 1,75 od Łukosza. W ten sposób udało się uratować klub spod Klimczoka.

Odkuli się na młodzieży

Podbeskidzie w chwili, gdy ratowano je przed upadkiem, było już zupełnie inną drużyną niż w dwóch poprzednich latach. Nie ma co ukrywać, że po spadku z Ekstraklasy klub praktycznie przestał zarabiać. Wiadomo – zakręcenie kurka z Canal+ znacząco obcina możliwości. A wspomnianą ofensywę transferową ciężko było przeprowadzić bez odpowiednich nakładów finansowych. Sami pośrednicy transakcyjni w ciągu dwóch lat zainkasowali od bielszczan 400 tysięcy zł. Może i mało, ale pamiętajmy o jednym – to tylko kwoty wypłacone, bez zaległości. Tylko księgowa Podbeskidzia wie, jaka część z miliona złotych wydanych przez “Górali” na pośredników w latach 2018-2020 była konsekwencją spłaty wcześniejszych zobowiązań.

W każdym razie wiadomo było, że trener Krzysztof Brede nie dostanie do dyspozycji bandy doświadczonych zabijaków z Ekstraklasy na wysokich umowach. Latem 2018 roku Podbeskidzie zainicjowało przebudowę, odważnie stawiając na młodzież. Dużą rolę odegrał duet Kacper Kostorz – Przemysław Płacheta, pograli też Przemysław Mystkowski czy Kacper Gach i wszystko zaczęło mieć ręce i nogi. Po pierwsze: zgadzał się wynik sportowy. Bielszczanie byli szóści, przegrywając walkę o piąte miejsce tylko przez gorszy bilans bramkowy. To jednak nie dziwi, bo wspomniana młodzież robiła robotę.

  • Kostorz: 2 gole, 5 asyst
  • Płacheta: 6 goli, 2 asysty

Tylko Łukasz Sierpina i Valerijs Sabala byli lepsi w wewnętrznej klasyfikacji kanadyjskiej. Po drugie: zgadzał się wynik finansowy. Ponad milion złotych przyniósł sam Pro Junior System, 300 tysięcy złotych miał zapłacić Śląsk Wrocław za Płachetę, a ok. 220 tysięcy euro miała wyłożyć Legia, która zgarnęła Kostorza. Słowem – było z czego rzeźbić. A i Podbeskidzie – mimo straty czołowych młodzieżowców – nie musiało rozpaczać, bo zespół, który wczoraj przypieczętował awans, był już prawie gotowy.

Zespół drugiej szansy

Znamienne, że trzon Podbeskidzia, które wdarło się do Ekstraklasy, grając efektowną i ofensywną piłkę, stanowią piłkarze, którzy mieli coś do udowodnienia. To taki “zespół drugiej szansy”.

Sami widzicie – pół składu złożone z gości, którzy w mniejszym lub większym stopniu odbili się od Ekstraklasy. A przecież jest jeszcze Filip Modelski, który reanimował swoją karierę. Przecież jest także Kornel Osyra, który w Miedzi Legnica rok temu wyśrubował u nas średnią 3,70 – zawstydzającą, jak na stopera. Przecież jest również wspomniany Jaroch, którego do świata żywych przywrócił Brede, a który w dwa sezony wykręcił 15 goli w klasyfikacji kanadyjskiej. Jak na bocznego obrońcę – bardzo, bardzo dobry wynik.

Reklama

Powiecie pewnie, że ciężko się jarać takim zespołem. Że ciężko spodziewać się, że banda “banitów”, w której każdy albo przekroczył 30-stkę, albo zaraz to zrobi, może działać na zapleczu, ale w Ekstraklasie nie podoła. Że Podbeskidzie w zasadzie nikogo nie odkryło (choć młodzieżowców, szczególnie Jakuba Bierońskiego i Konrada Sierackiego, zdecydowanie odkryło). Nie będziemy z tym polemizować, ale zwrócimy uwagę na jedno. Być może ci goście pojedynczo na kolana nie rzucają, jednak wygląda na to, że znaleźli się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. I przede wszystkim – u odpowiedniej osoby.

Rekordowa ekipa Bredego

– Myślę, że prezes na kanwie tego osiągnie sukces, ja osiągnę sukces jako trener. Bo to jest dla mnie lekcja. Nie cofnij się, idź za ciosem, nie ulegaj, napieraj, wal do tych drzwi, jak wywalą cię drzwiami, wracaj oknem. Po prostu walcz. Były sytuacje, w których uległem. Dziś bym nie uległ – mówił Krzysztof Brede, gdy odchodził z Chojniczanki Chojnice. Chojniczanki, która sensacyjnie zajęła trzecie miejsce w pierwszej lidze, ocierając się o awans. Już wtedy było widać, że to gość, który wie, co chce zrobić, wie, co chce grać i nie tylko wie, ale także potrafi wprowadzić to w życie.

Dlatego też nie dziwi nas, że niejako przewidział swój sukces w Bielsku.

Jeden z najmłodszych polskich trenerów – zaledwie 39-latek – poskładał puzzle w całość. Jasne, miał dobrych wykonawców, nie lepił z niczego. Tyle że dobrych wykonawców miały też Bruk-Bet Termalica, Miedź Legnica czy Zagłębie Sosnowiec. A jednak to bielszczanie muszą zerkać za plecy, żeby którąkolwiek z tych drużyn dostrzec. Po Podbeskidziu styl po prostu widać. – Wypracowaliśmy pewne powtarzalności – budowanie ataku, przechodzenie do szybkiego ataku, wysoka, średnia, niska obrona, stałe fragmenty. Zasady, które wpajam chłopakom na treningach i odprawach, zaczynają funkcjonować i stają się automatyzmami. Prezentujemy już odpowiedni poziom taktyczny, techniczny i motoryczny – mówił nam w styczniu opiekun “Górali”.

Podbeskidzie biło w lidze kolejne rekordy.

  • Najmniej porażek u siebie – tylko jedna
  • Najdłuższa seria bez przegranej – 12 spotkań
  • Sześć meczów z przynajmniej 4 strzelonymi golami – 6
  • Łącznie 64 trafienia na koncie

Ofensywny wachlarz

To wszystko o czymś świadczy. Szczególnie w ofensywie Podbeskidzie prezentuje wielkie możliwości. Ekipa z Bielska strzela bramki na wszelkie możliwe sposoby. Nie wierzycie? To garść statystyk.

  • Stałe fragmenty gry: 19 goli. 8 po rzutach wolnych, 6 po rogach, 5 po karnych
  • 14 bramek zdobytych głową – czołowy wynik w lidze
  • 12 goli strzelonych z dystansu – najlepszy rezultat na zapleczu Ekstraklasy

A jeśli dodamy do tego fakt, że “Górale” równie dużo bramek strzelają po akcjach oskrzydlających, mamy obraz drużyny, która potrafi przeprowadzić desant z naprawdę każdej pozycji. Ciężko się przeciwko nim bronić, ciężko stosować jakieś schematy, bo to nie tyle Kinder Niespodzianka, co raczej maszynka, która jest w stanie sprawnie przeskakiwać między kolejnymi trybami i pomysłami na finalizację akcji.

Transfery, skauting, akademia – in that order

Ważne jest jednak to, że mimo imponujących osiągów na zapleczu Ekstraklasy, w Bielsku nie chcą osiadać na laurach i liczyć, że to wystarczy, by poradzić sobie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Niedawno prezes Bogdan Kłys snuł plany transferowe na łamach katowickiego “Sportu”. – Chcemy dodać jakości zespołowi i wzmocnić rywalizację. W związku z tym chcielibyśmy przeprowadzić od 3 do 5 transferów do klubu. Na tyle musimy być przygotowani. (…) Środek, obrony, lewa obrona i skrzydła. To są naturalne nasze potrzeby.

Jednocześnie – mimo że Pogoń Szczecin obserwuje Marko Roginica, a oferty z Ekstraklasy miał młodzieżowiec Konrad Sieracki – “Górale” nie chcą się osłabiać. Pod Klimczokiem patrzą też w przyszłość. “Dziennik Zachodni” informuje, że klub zatrudni skauta, który będzie miał za zadanie łowienie młodych talentów. Kłys na łamach tej gazety zapowiada też plan powstania profesjonalnej bazy treningowej. – Jesteśmy świadomi, że bez dobrej akademii i infrastruktury nie pójdziemy do przodu. Tę świadomość ma również prezydent Bielska-Białej Jarosław Klimaszewski, z którym o tym rozmawiamy.

Choć akurat na profesjonalizm w Bielsku narzekać nie można. Kasa? Jest. Stadion? Jest. Ładny i coraz częściej wypełniany przez kibiców, którym podoba to, jak wygląda obecnie Podbeskidzie. Wspomniany “DZ” zauważa, że w tym sezonie w barwach drużyny z południowej Polski wychowankowie rozegrali rekordową w ostatnich latach liczbę minut – ponad 2800. Być może obecny stan nie powala, ale kierunek został wytyczony.

***

Czego spodziewać się po bielszczanach? Cóż, nie chcemy kreślić pięknych scenariuszów, bo wiemy, jak w ostatnich latach bywało z beniaminkami. Nawet jeśli miały pomysł, a projekt wydawał się rozsądny, zdarzenie z najwyższą ligą bywało brutalne. Ciężko jednak w Podbeskdziu upatrywać kandydata do szybkiego spadku, zwłaszcza że w przyszłym roku z ligi zleci przecież tylko jeden zespół. Dlatego być może “Górale” gór od razu nie przeniosą. Ale za to Ekstraklasa z górskich okolic też raczej szybko się nie wyprowadzi.

SZYMON JANCZYK

Fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
5
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Komentarze

13 komentarzy

Loading...