Wynik Śląska Wrocław jest jedną z największych niespodzianek tego sezonu. Wrocławianie po 35. kolejkach mają już o dziesięć punktów więcej niż w całym poprzednim sezonie. No i po raz pierwszy od czasów Napoleona zagrali w grupie mistrzowskiej. Ekipa Lavicki nie tylko zaliczyła progres, ale i wykręca wyniki ponad to, co zakładają algorytmy.
Powiedzmy sobie jasno, że gra ofensywna Śląska nadal nie jest w czołowej trójce Ekstraklasy. I nie jest to żaden zarzut, po prostu stwierdzenie faktu. Dobre wyniki można osiągać przede wszystkim bardzo rzetelną defensywą, co udowodnił rok temu Piast Gliwice (i udowadnia nadal). W Śląsku te akcenty też są tak porozkładane, że na tle ligi wrocławianie wyróżniają się zwłaszcza defensywą. No i bramkarzem, który jesienią ratował Śląska niejednokrotnie.
Śląsk łamie algorytmy
Ale zerknęliśmy w liczby, by zobaczyć jak wygląda ten zespół na tle reszty. Okazuje się, że Lavicka i jego ludzie bardzo sprawnie wykręcają wynik ponad to, co wyrzucają nam algorytmy. Śląsk strzelił o siedem goli więcej niż wynika z algorytmu Expected Goals, który kalkuluje prawdopodobieństwo zdobycia bramki z każdego strzału i sumuje to. Pod względem wysokości xG uzyskanego w całym sezonie wrocławianie zajmują dziesiąte miejsce w lidze. Z kolei rzeczywiście mają tyle bramek na koncie, że pod względem skuteczności zajmują czwarte miejsce – wyprzedza ich tylko Legia, Lech i Zagłębie.
EkstraStats prowadzi też statystykę Expected Points, czyli oczekiwaną liczbę punktów wynikającą z prawdopodobieństwa na bazie wyniku Expected Goals. Z matematycznego na polski – ile punktów miałaby dana drużyna, gdyby wyeliminować współczynnik szczęścia, cudów bramkarskich i pudeł. No i pod tym względem Śląsk zajmuje dopiero dziewiąte miejsce w lidze. Wrocławianie wykręcili o 6,98 punktów więcej niż dawałby mu je algorytm. W lidze więcej oczek ponad prawdopodobieństwo matematyczne zdobyła jedynie Lechia Gdańsk (9,29 punktu).
EkstraStats wylicza też liczbę stworzonych okazji i pod tym względem Śląsk jest poniżej miejsca, które zajmuje w statystyce zdobytych bramek. W tej statystyce wyprzedza go Lechia, Jagiellonia, Cracovia, Zagłębie, Lech, Piast, Raków, Górnik oraz Legia. Dość powiedzieć, że sam Christian Gytkjaer miał więcej stworzonych okazji przez kolegów (33) niż trzech najlepiej obsługiwanych zawodników Śląska, czyli Pich, Płacheta i Exposito (łącznie 32).
- Bartosz Białek – napastnik wielowymiarowy
- Van der Hart – gdzie leżą problemy bramkarza Lecha
- Marko Vesović – żołnierz uniwersalny i najlepszy piłkarz ligi po odmrożeniu rozgrywek
- Moder i Muhar – kto daje Lechowi więcej?
- Christian Gytkjaer – strzela ponad stan
- Klasyczna szóstka – kto w Ekstraklasie od niej odchodzi?
A jednak to wrocławianie są na czwartym miejscu w Ekstraklasie. I upatrywalibyśmy powodów takiego stanu rzeczy przede wszystkim w znakomitym Putnockim, umiejętności wygrywania meczów na styku (vide chociażby starcie z Cracovią w rundzie finałowej czy doprowadzenie do remisu z Lechem) oraz – co tu dużo ukrywać – łucie szczęścia na początku jesieni.
Marcus pokazał miejsce w szeregu Serrarensowi
Wiemy, że to trochę jak zabieranie dziecku cukierka. Że poziom trudności w krytyce ataku Arki Gdynia w grach byłby ustawiony poniżej „początkującego”. Ale wciąż nas zadziwia to, jak bardzo można nie trafić z obsadą ataku w przypadku klubu, który wcale nie szczędzi kasy na pensje piłkarzy. Gdynianie próbowali ratować wiosną Ekstraklasę wystawiając na dziewiątce Fabiana Serrarensa oraz Oskara Zawadę. Po 35. kolejkach obaj piłkarze mają na koncie – uwaga – 46 strzałów i dokładnie zero goli.
Tymczasem na finiszu rozgrywek do składu wskoczył Marcus da Silva, trener Mamrot wystawia go na skrzydle. I co? I gość potrzebował tylko siedmiu uderzeń, by trafić do siatki. Z Koroną był drugi pod względem odbiorów, trzeci pod względem dryblingów w Arce. Przeciwko ŁKS-owi strzelił gola, wykonał najwięcej celnych kluczowych podań, dryblował ze stuprocentowa skutecznością, a InStat w swoim algorytmie wybrał go piłkarzem meczu.
No i trzeba było tyle bawić się w wynalazki pokroju Serrarensa?
Czy Timur wiedział co ma grać?
W slangu piłkarskim istnieje takie pojęcie, że „Iksiński biega jak bez mapy”. Czyli gość porusza się po boisku tak, jakby nie za bardzo wiedział o co w tym wszystkim chodzi. Element obcy w zespole. Przeglądając jak zwykle średnie pozycje piłkarzy w danych meczach w oczy rzucił nam się przypadek Timura Żamaletdinowa, który… No właśnie. Nie wiemy, co robił.
Ale ustawienie na boisku to jedno – po prostu okoliczności meczowe mogły sprawić, że chłopa gdzieś wywiało niemal pod chorągiewkę. Ale statystyki tego gościa ze starcia z Lechią są kuriozalne:
- strzały – trzy, zero celnych
- podania – 59% skuteczności
- pojedynki pięć, jeden wygrany
- pojedynki w powietrzu – dwa, zero udanych
- dryblingi – jeden, zero udanych
Biorąc pod uwagę, że krążą plotki o tym, jakoby Lech wstępnie sondował temat wykupienia go z CSKA, to na miejscu Lecha po takim spektaklu pospiesznie zablokowalibyśmy w telefonie i przedstawicieli klubu, i agentów Rosjanina.
Jedenastka kolejki według InStat Index:
fot. FotoPyk