

Opublikowane 13.07.2020 15:11 przez
Paweł Paczul
Śląsk przez ostatni remis pożegnał się z marzeniami o pucharach, bo musiałby wygrać oba mecze, a Lech oba przegrać, ponadto wiemy, że czwarte miejsce nie będzie uprawniało do dostania po głowie w europejskim przedpokoju. A wrocławianie długo wierzyli, że jednak wychylą głowę za naszą prowincję i zobaczą trochę świata. Pytanie, czy jest to więc rozczarowanie, czy wciąż trzeba uważać ten sezon za bardzo dobry w ich wykonaniu?
Nie będziemy się bawić w Huberta Urbańskiego z Milionerów i od razu powiemy wam, że bliżej nam do tej drugiej opcji. Oczywiście, tak jak pisaliśmy w pomeczówce po Pogoni: konkurencja nie była jakaś specjalnie mocna, jak dawano więcej, niż sądzono, że dadzą, to trzeba było brać, ale w odbiorze sezonu Śląska niewiele to zmienia. Wciąż ekipę Vitezslava Lavicki trzeba chwalić.
CEL ZOSTAŁ OSIĄGNIĘTY
Przede wszystkim warto podkreślić, jaki cel miał Śląsk na ten sezon – był to tylko i aż awans do ósemki. „Tylko”, bo dla klubu z takim potencjałem powinien być to obowiązek. Ale też „aż”, bo przecież Śląsk nie widział grupy mistrzowskiej od sezonu 14/15, kiedy zajął 4. miejsce. A przecież były lata, gdy patrząc z perspektywy czasu może się wydawać, że wrocławianie dysponowali lepszym składem niż obecnie. Ściągano tak zwanych zawodników z nazwiskami: Robaka, Chrapka, Koseckiego, Piecha, Cotrę, Vacka, Jovicia, Maka, Słowika, ale nie potrafiono z tego sklecić drużyny i cały klub po czasie tak się rozsypał, że w kolejnym sezonie walczył o utrzymanie.
Dziś nie mamy przekonania, że Śląsk na papierze jest mocniejszy niż na przykład Zagłębie Lubin, ale wrocławianie w końcu są drużyną. To oczywiście wielka zasługa trenera, który pokazał, że jest fachowcem. Tak jak czasem ściągamy piłkarzy z ładnym CV i nie wypalają, tak byli i są trenerzy z dobrymi papierami, którzy nie czarowali, tak Lavicka udowodnił, że w swoim życiorysie nie nakłamał. Facet rzeczywiście wygląda jak dwukrotny mistrz Czech, bo różnica między tym Śląskiem, a tym z choćby poprzedniego sezonu jest spora.
Wtedy wrocławianie przegrali aż 17 spotkań, teraz mają dziewięć porażek na koncie. Wydaje się, że nauczyli się przynajmniej remisować mecze, które im nie idą i owszem, 12 podziałów punktów to dużo (najwięcej w lidze obok Lecha i Pogoni), ale taka ta liga jest, że można czasem ciułać oczka i zajść dość wysoko. Na dwie kolejki przed końcem Śląsk ma tylko dwa zwycięstwa więcej niż rok temu, natomiast właśnie: przestał seryjnie przegrywać. Dostosował się do reguł gry tych pokracznych rozgrywek, też jakaś sztuka.
WROCŁAW MA POTENCJAŁ NA TWIERDZĘ
Ponadto na stadion we Wrocławiu można w końcu przyjść bez większych obaw, że Śląsk znowu przegra.
- Rok temu osiem porażek u siebie.
- Obecnie tylko jedna.
Stali się więc wrocławianie zespołem solidnym. Może nie takim, który wymyśli fajerwerki co mecz, ale to z pewnością krok w pozytywną stronę. Zresztą po raz kolejny podkreślimy, że trudno oczekiwać cudów z tak niewyróżniającym się na tle ligi składem. Znów porównajmy to do Zagłębia. Dobrą formę złapał Płacheta, ale jednak wciąż ma prawie dwa razy mniej goli niż Bohar. Za kreację odpowiada niezły Pich, natomiast wymyślił Śląskowi 15 bramek, kiedy taki Starzyński 22 dla lubinian. Exposito miał udział przy 11 trafieniach, Białek przy 12.
No, ale jako całość widzimy przepaść na korzyść Śląska.
I też już widać, że zmiana wajchy z piłkarzy z nazwiskami na piłkarzy może bez nazwisk, ale z głodem zwycięstwa, Śląskowi się opłaci. Łabojko okrzepł i budzi zainteresowanie zagranicznych klubów. Zapewne wyjedzie wspomniany Płacheta. Teraz klub nie chce schodzić z tej ścieżki, ściągając Makowskiego i Praszelika. To się w momencie robienia transferów może podobać.
CO BYŚMY ZMIENILI?
Być może poprawilibyśmy skuteczność, jeśli chodzi o piłkarzy zza granicy. Nie wiemy, po co Śląskowi przykładowy Żivulić. Marković też niezbyt przekonuje. Średnio w naszych notach wygląda Tamas (4,55), gdy grał Raicević, również nie pokazywał niczego szczególnego. Więcej gości w typie Puerto (mimo jego wad) czy Stigleca, nawet Exposito się ogarnął, a mniej przeciętniaków. Jeśli do solidnych obcokrajowców będą systematycznie dodawani zdolni polscy piłkarze, Śląsk może wyglądać jeszcze lepiej.
Ale w końcu jest na czym budować, w końcu nie trzeba zarzucać jednego pomysłu, by zaczynać nowy. Może to nawet nie wystarczy, by poprawić wynik z tego sezonu, ale Śląsk potrzebuje spokoju i ugruntowania swojej pozycji w górnej ósemce.
Gdy to zrobi, będzie miał szansę zaatakować podium.
Fot. Newspix
w przyszłym sezonie walka o spadek a w październiku nowy trener. po prostu ekstraklasa…
W Śląsku przydałby się jeszcze porządny psycholog sportowy, nie ujmując oczywiście trenerowi. Niestety bardzo często podczas spotkań Śląska widać było albo brak zaangażowania w grę, albo (powtórka z sezonu 2011/2012) odpuszczanie końcówek meczów. W ten sposób zgubiono punkty między innymi w spotkaniu z Pogonią – pojawiło się rozluźnienie i z 3 punktów został 1. Natomiast w Gdyni to już katastrofa – prowadzenie do 82 minuty i ostateczna porażka. W przekroju całego sezonu Śląsk stracił aż 12 bramek w ostatnim kwadransie gry. Piłkarze za szybko odpuszczają i tu moim zdaniem jest spory problem w grze Śląska. Druga sprawa to właśnie obcokrajowcy – zauważyliście, że w meczu z Pogonią w podstawowej 11 wyszło tylko dwóch Polaków? Ja wiem, że średni obcokrajowiec jest tańszy niż słaby Polak, ale średnich obcokrajowców w Śląsku można policzyć na palcach jednej ręki (Putnocky, Puerto, Pich, Stiglec i na upartego Exposito lub Musonda). Reszta to nieporozumienia jak Zivulic albo niewiadome jak Cotungo który przecież nie jest w klubie od wczoraj. Poza tym jest grunt pod budowanie czegoś lepszego w przyszłości. Trener ma komfort pracy, klub pomimo zawirowań z pandemią funkcjonuje stabilnie a póki co transfery wyglądają ciekawie. Oby nikt tego nie spieprzył.
„Druga sprawa to właśnie obcokrajowcy – zauważyliście, że w meczu z Pogonią w podstawowej 11 wyszło tylko dwóch Polaków?”
Ten mecz to wyjątek – za kartki nie grali Mączyński i Chrapek, którzy normalnie wyszliby w pierwszej 11. Do tego dodaj poważne kontuzje Golli i Brozia którzy też byli pewniakami do składu i którzy z konieczności zostali zastąpieni obcokrajowcami. Robi się sześciu Polaków w pierwszym składzie (Golla, Broź, Łabojko, Mączyński, Chrapek, Płacheta). Z ławki z Pogonią weszło też trzech Polaków (Dankowski, Gąska, Bergier).
Masz rację, ale ta trójka która weszła w meczu z Pogonią z ławki mogłaby spokojnie zastąpić od pierwszej minuty Zivulica, Markovica i Musondę (chociaż z tej trójki Musonda zagrał całkiem w porządku). Myślę, że wynik nie byłby gorszy.
Z drugiej strony to Wrocławianie oszczędzili sobie eurowpierdolu.
Każdy dostanie eurowpierdol, ale po tym wpierdolu ci, co jednak mieli szansę go dostać , będą kilka milionów do przodu – a więc będą wygrani. W samej ESA różnica między 4 a 3 miejscem jest 2-krotna (3. 6,3 mln / 4. 3,15 mln), czasem nie tylko chodzi o trofea, a przede wszystkim o kasę na funkcjonowanie klubu – witam w świecie zawodowej piłki nożnej i realnego zarządzania klubem, a nie wirtualnych football managers.
Spokojnie, Amica lubi przegrywać ważne mecze więc nic straconego, byle by Śląsk Wrocław punktował za trzy a może być jeszcze niespodzianka.
Śląskowi to przede wszystkim brakuje potężnego sponsora/współwłaściela. Gdyby taki dolnośląski KGHM zdecydował się na marjaż z Wrocławiem zamiast z wiejskim klubikiem, który nikogo nie interesuje, to przy dobrych wynikach jak pokazały mecze z początku tego sezonu po 25-30 tysięcy widzów na stadionie, a więc duże wpływy z dnia meczowego, kasa z KGHM, kasa z Gminy Wrocław i mielibyśmy w Polsce drugi klub po Legii (bo zdecydowaną większość punktów w Europie do rankingu ligii zdobywa Legia), który byłby w stanie walczyć w Europie i zdobywać punkty do rankingu.